Czy uczycie swoje dzieci w wakacje? – pyta zafrasowana mama w poście na Facebooku. I nie ona jedna, bo w rodzicielskich grupach w social mediach takich pytań jest więcej. Odpowiedzi innych mam są różne – od takich, żeby dać dziecku spokój, bo wakacje są dla odpoczynku, po takie, żeby koniecznie coś, choćby codzienne czytanie, bo inaczej małolat się uwsteczni, zapomni wszystko, czego się nauczył do tej pory i potem będzie miał kłopoty w szkole. No więc uczyć dzieci podczas wakacji, czy nie uczyć?
To jest w ogóle niewłaściwie zadane pytanie. Bo dzieci uczą się cały czas. Nauka i rozwój nie ograniczają się do wiedzy i umiejętności zawartych w podstawie programowej i podręcznikach. Każdego dnia dziecko dowiaduje się czegoś o świecie, o sobie, o innych ludziach, przeżywa nowe sytuacje. To wszystko czegoś je uczy. Rozumiem jednak rodzicielskie dylematy zawarte w socialmedialnych postach. I odnosząc się do nich powiem: uczyć, ale nie tabliczki mnożenia, nie historycznych dat, ani rozwiązywania zadań z treścią. Intencjonalne działania edukacyjne podejmujmy w innych obszarach.
Zwróćmy uwagę na to, czego młody człowiek sam chce się nauczyć – o co pyta, czym się interesuje, możemy też wykorzystywać różne wakacyjne okazje, by podsunąć dziecku wiedzę lub umiejętności, które mogłyby być dla niego ciekawe. Na przykład wędkowanie, czytanie map, niezwykłe historie odwiedzanych miejsc, strzelanie z łuku. Tylko nie wciskajmy mu ich na siłę. Jeśli nasza propozycja “nie chwyci”, pogódźmy się z tym, że to, co nam wydaje się fascynującem, dla małolata może wcale takie nie być (pisałam o tym tu: https://www.juniorowo.pl/czego-nauczyly-mnie-wakacje-z-nastoletnimi-dziecmi/)
Poza tym wakacje to świetna okazja, by junior nauczył się czegoś, co w natłoku obowiązków roku szkolnego umyka. Jest tych umiejętności kilka i gorąco zachęcam, byście wykorzystali wakacje na ich odkrywanie i rozwijanie.
Umiejętność odpoczynku
Łatwo dajemy się zaprząc w kierat obowiązków często właśnie dlatego, że nie umiemy odpoczywać. A odpoczynek to niezwykle ważna część życia. Nie da się długo efektywnie działać, jeśli nie zregenerujemy sił w odpowiednich odstępach czasu. Odpoczynek w postaci snu wymusza na nas organizm, ale sen to nie wszystko. Abyśmy byli efektywni i szczęśliwi, potrzebujemy też zidentyfikować rzeczy, które sprawiają nam przyjemność, relaksują nas, odprężają nasz umysł i ciało i umieć wygospodarować na nie czas. Tego dziecko nie nauczy się w szkole, a dla jego fizycznego i emocjonalnego zdrowia warto, by umiało odpoczywać oraz odczytywać sygnały zmęczenia, przeciążenia, jakie wysyła organizm.
W czasie wakacji możemy poćwiczyć wspólnie wsłuchiwanie się w siebie, rozpoznawanie, czego tak naprawdę chcemy i potrzebujemy. Możemy uczyć się planowania czasu bez przeładowania go, zmieniania planów, gdy przyjdzie nam ochota, odpuszczania ich, gdy tak nam pasuje. Możemy uczyć juniora wolności od pośpiechu. I improwizacji jako elementu planowania.
Planowanie
W czasie roku szkolnego większa część czasu dziecka jest zaplanowana przez dorosłych: dostaje z góry ustalony plan lekcji w szkole, rodzice dokładają plan zajęć dodatkowych. Czas wypełniony jest obowiązkami. Natomiast wakacje pozwalają na prawdziwą naukę planowania – od określenia potrzeb i chęci, poprzez sprawdzanie możliwości, uwzględnianie potrzeb innych osób, branie pod uwagę zmiennych (np. pogody, dnia tygodnia, godzin otwarcia, nagłych wydarzeń) aż po przygotowania do realizacji planu. Zamiast więc podsuwać dziecku gotowe opcje spędzenia czasu, róbmy plany wspólnie. Tym bardziej, że to może nauczyć je czegoś jeszcze.
Rodzinna demokracja w praktyce
Rodzinne wakacje to świetna okazja do ćwiczenia demokracji. Jeśli odpuścimy nieco naszej rodzicielskiej władzy i ostatecznej decyzyjności, a dopuścimy do głosu dzieci, jako równoprawnych decydentów. Rodzinne narady, gdzie każdy ma wpływ na to, co będziemy robić każdego dnia to okazja, by potrenować kreatywność, argumentację, umiejętność dochodzenia do kompromisu lub znajdowania innych rozwiązań w dyskusji. I nie chodzi o to, żeby dla odmiany o wszystkim decydowały dzieci, lecz o to, by każdy z członków rodziny mógł wyrazić swoje potrzeby i zdanie oraz by wspólnie próbować wypracować rozwiązania, które zadowolą wszystkich.
Zasady, reguły i wyjątki
Ustalenie zasad i nauczenie juniora, by ich przestrzegał to ważna część wychowawczego trudu rodziców. Czasami umyka nam jednak, że tak, jak ważne są zasady, tak i wyjątki mają swoje znaczenie. My, dorośli, wiemy, że nie należy kłamać, ale są sytuacje, w których skłamiemy dla “wyższego dobra”. Wiemy, że przemoc jest zła, ale jeśli ktoś zagrozi naszym bliskim, rzucimy się na niego z pięściami bez chwili wahania. Znamy i przestrzegamy mnóstwa zasad, które porządkują nasze życie w społeczeństwie. Ale wyobraźmy sobie, jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy nie robili wyjątków od niektórych z nich.
Dla dzieci kwestia zasad może być dużo łatwiejsza do pojęcia, niż kwestia wyjątków od nich. No bo skąd wiedzieć, kiedy dana zasada obowiązuje, a kiedy na chwilę przestaje? Po czym poznać, że akurat w takiej a nie innej chwili należy zrobić wyjątek?
Wakacje to czas wyjątkowy ze swej natury. Możemy go wykorzystać, by pokazać młodemu człowiekowi, o co chodzi z zasadami i wyjątkami. Np. zwykle junior chodzi spać o 20-tej, ale w wakacje może hasać do 22-giej, albo w ogóle bez ograniczeń, póki nie padnie. Albo: zwykle nie zgadzamy się na drugą porcję lodów jednego dnia, ale w czasie wakacji możemy to zrobić, zwykle nie jadamy hamburgerów i frytek, ale w wakacje możemy raz czy dwa spróbować… Dlaczego? Sami się nad tym zastanówmy a potem spróbujmy wyjaśnić dziecku.
Co nieco o bezpieczeństwie
Wakacje obfitują w sytuacje potencjalnie niebezpieczne. W wodzie można się utopić, w tłumie zgubić, na plaży dostać udaru, można złapać kleszcza, grzybicę lub salmonellę… Rozmawiajmy z juniorem o tym, jak zapewnić sobie bezpieczeństwo i co zrobić w sytuacji zagrożenia. Tylko bez straszenia! Raczej podkreślajmy znaczenie działań zapobiegawczych, niż grozę niebezpieczeństwa.
Jak być podróżnikiem
Jeśli spędzamy wakacje choć trochę turystycznie, możemy nauczyć młodego człowieka paru praktycznych rzeczy, które przydają się nie tylko podróżnikom. Czytanie mapy i drogowskazów, znajdowanie informacji o odwiedzanych miejscach, rozpoznawanie charakterystycznych punktów przestrzeni, czy nawet odczytywanie danych z kompasu. Albo z GPS. Po co są punkty informacji turystycznej, jak znaleźć drogę z punktu A do punktu B, co warto zawsze mieć przy sobie, jak czytać rozkład jazdy pociągów czy tramwajów…
Możemy zachęcić juniora do korzystania z przewodników i podróżowników, pokazać mu różne sposoby zwiedzania, np. questing, geocaching, czy zdobywanie odznak turystycznych.
Że nie wspomnę o tym, jak bogatym źródłem wiedzy jest samo podróżowanie, odwiedzanie nieznanych miejsc, poznawanie ich historii, specyfiki i opowieści!
Czytanie, pisanie i matematyka w wakacje?
Tego wszystkiego też dziecko uczy się w czasie wakacji. Ale nie podczas żmudnych ćwiczeń kaligrafii, czy rozwiązywania równań z jedną niewiadomą, tylko całkiem mimochodem. Podczas wakacji nauka powinna być wyłącznie praktyczna, dobrowolna i solidnie umotywowana potrzebą juniora. Czytanie – tak, ale książek, które sam wybierze. Wspólna wizyta w księgarni lub lokalnej bibliotece, dużo czasu na swobodne pobuszowanie wśród półek i samodzielny wybór lektury. Pisanie – tak, jeśli ma ochotę np. pisywać listy, maile, czy pocztówki z wakacji, albo prowadzić kronikę wakacyjną. Podkreślam: jeśli ma ochotę! Bo to, że mama w młodości uwielbiała pisać pamiętniki nie ma tu nic do rzeczy. Zresztą w dzisiejszych czasach jesteśmy tak bardzo otoczenie słowami, że naprawdę trzeba się mocno postarać, żeby nie czytać. Reklamy, bilboardy, drogowskazy, menu w restauracji… To też jest czytanie.
Matematyka – obecna na każdym kroku: wydatki z kieszonkowego, obliczanie odległości i czasu przejazdu z miejsca na miejsce (w ramach odpowiedzi na sztandarowe pytanie dzieci w podróży “Tato, daleko jeszcze?”) itd. Okazji do liczenia jest mnóstwo, tylko nie róbmy z nich od razu lekcji matematyki.
Kiedy dziecko ma się czegoś nauczyć, mózg zawsze pyta “Po co?”. Podczas wakacji odpuśćmy tabliczkę mnożenia i prawe dopływy Wisły (chyba że właśnie którymś z nich płyniemy). Zostawmy czas i przestrzeń na naukę tych umiejętności, które w wakacyjnych okolicznościach rzeczywiście są po coś: czytanie mapy, by trafić do ciekawego miejsca, obliczanie czasu, by wiedzieć, czy zdążymy do kina, na lody i do aquaparku, umiejętność argumentowania, by przekonać mamę do czwartej porcji waty cukrowej, umiejętność wypracowania kompromisu, gdy każdy z członków rodziny chce zwiedzić inne miejsce. I najważniejsze – umiejętność cieszenia się i bycia razem.
A jeśli młody człowiek sam wykazuje wakacyjny pęd do wiedzy i na przykład pragnie uczyć się języków obcych, grafiki komputerowej, gry na gitarze, czy innych umiejętności, zapytajmy, jak chce to pragnienie zrealizować – jako samouk, na zorganizowanych warsztatach, a może chciałby wyjechać na obóz tematyczny?
autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
2 komentarze
Ola Jurkowska
18 czerwca 2017 at 08:46Wszystko prawda. Ja bym jeszcze tylko dorzuciała wszystko to, czego dziecko uczy się w wolnej zabawie na podwórku z innymi dziećmi, bo to też ważne rzeczy – współdziałanie, asertywność, przyjaźń, złość, jak przekonać innych do zabawy w to, co ja chcę, jak i kiedy ustąpić, jak to, czego się nauczyłem już w szkole przekłada się na codzienne życie, jak się zachowywać fair, co robić, kiedy ktoś nie zachowuje się fair względem ciebie itp.
A na dokładkę biegając, skacząc, chuśtając się, grając w piłkę itp – dzieci uczą się znajomości własnego ciała, poprawiają orientację przestrzenną (co zasadniczo bardzo pomaga np. w nauce matematyki), wzmacjniają mięśnie, nabywają pewności siebie, poprawiają spostrzegawczość… A zabawy małej motoryki, np. budowanie konstrukcji w piachu – pomgają później nie tylko w pisaniu – bo ręka jest sprawniejsza, ale też wpływają na rozwój mowy, bo z jakichś powodów te ośrodki w mózgu są ze sobą powiązane.
Z resztą jak stwierdził w swojej książce niemiecki neurobiolog Gerard Huther: „z neuronaukowego punktu widzenia wszystko przemawia za tym, że najbardziej bezużyteczna czynność do jakiej zdolni są ludzie – czyli oprócz swobodnej zabawy i opowiadania bajek niewątpliwie również beztroskie, pozbawione celu śpiewanie – wywiera najbardziej korzystny wpływ na rozwój dziecięcych mózgów.”
Zwykła Matka
19 lipca 2016 at 14:15Najlepsza nauka to tak kiedy dziecko nie zdaje sobie sprawy, że się czegoś uczy a doświadcza przy tym frajdy 🙂