Tak się staraliśmy zorganizować super wakacje, zapewniliśmy dzieciom tyle rozrywek, stawaliśmy na głowie, żeby każdy dzień był pełen atrakcji. A dzieci wciąż niezadowolone. Do tego rodzinne sprzeczki, pośpiech zupełnie jak w pracy i poczucie zmęczenia.

Rodzinne wakacje wyczekane od dawna, nareszcie odpoczniemy, pobędziemy razem, będziemy cieszyć się sobą nawzajem. Jak na zdjęciach z folderów biur turystycznych, na których uśmiechnięta rodzina pławi się w słońcu i atmosferze wzajemnej wzorcowej miłości. Miało być tak pięknie! Co poszło nie tak?

“Efektywne” wakacje

Wakacje są tak krótkie w porównaniu z całorocznym wysiłkiem w pracy, że chcielibyśmy je jak najlepiej wykorzystać. Zobaczyć, zwiedzić i doświadczyć wszystkiego, co nam będzie po drodze. Niczego nie pominąć, nie odpuścić żadnej okazji. To niestety sprawia, że często planujemy zbyt wiele aktywności, za dużo miejsc do odwiedzenia. Potem zamiast odpoczynku i delektowania się atrakcjami, mamy pośpiech “żeby zdążyć jeszcze do tamtego zamku”. W ten sposób tracimy więcej, niż zyskujemy, bo wiele ciekawych rzeczy poznaje się mając czas na dociekliwość i niespieszną obserwację, a przeładowani zbyt dużą liczbą bodźców niewiele zapamiętujemy i niewiele tak naprawdę przeżywamy. Dominującym doświadczeniem wakacji staje się nie poznawanie świata lecz zmęczenie.

Szczególnie podczas podróży w dziećmi zbyt bogaty program się nie sprawdza. Dzieci poznają świat w swoim tempie, jeśli coś je zainteresuje lub sprawia przyjemność, lubią się tym nasycić, mieć czas na zgłębianie, dociekanie, badanie. Kiedy przerywamy im tę przyjemność “bo dziś jeszcze chcemy zwiedzić statek i zoo”, nie będą zadowolone. Dla dzieci ważniejsze jest to, czego doświadczają teraz niż mglista obietnica czegoś ciekawego za godzinę. Chyba że to, co za godzinę jest naprawdę wyjątkowo atrakcyjne (w kategoriach dziecięcych rzecz jasna).

Kiedy wybieram się na przykład do Centrum Nauki Experyment, do zoo, do skansenu, albo w jakiekolwiek miejsce, które ma szansę zaciekawić juniorów, przeznaczamy na tę jedną atrakcję niemal cały dzień. Jeśli dzieci nasycą się wcześniej – zawsze możemy zaimprowizować na resztę dnia spacer w nieznane. Jeśli zdarza się, że dzieci bawią się w najlepsze, a ja już zobaczyłam wszystko, co było do zobaczenia – zawsze mam w plecaku książkę lub audiobook w telefonie, które umilają mi czas, kiedy czekam, aż dzieci wybawią się do syta.

Rodzinna demokracja wakacyjna

Mimo najlepszych chęci nasze wakacyjne plany mogą być czasami dla dzieci uszczęśliwianiem na siłę. Nie tylko dlatego, że chcemy im zaproponować za dużo, ale też dlatego, że planujemy coś, co nie mieści się w zainteresowaniach juniorów. Miłośnik nauki i eksperymentów wolałby raczej wizytę w Ogrodzie Doświadczeń Lema niż rejs statkiem po Wiśle, a dla nastolatka wizyta w zoo może nie być zachwycająca (chyba że jest z zamiłowania przyrodnikiem). Planując atrakcje warto więc wziąć pod uwagę to, czym dzieci się interesują i w jakim są wieku. Posłuchajmy ich własnych sugestii. Przejrzyjmy jeszcze przed wakacjami informacje o atrakcjach regionu, w którym spędzimy urlop i razem zdecydujmy, które z nich sprawią frajdę całej rodzinie.

Wiele razy przekonałam się, że to, co jest atrakcyjne dla moich dzieci okazuje się ciekawe i dla nas, dorosłych. Dzięki dzieciom poznaliśmy wiele takich miejsc, do których pewnie nie wybralibyśmy się sami, a stały się naszymi wakacyjnymi hitami. Jak Centrum Nauki Experyment w Gdyni, które uwielbiamy wszyscy, czy ZOO w Oliwie, albo Planetarium w Toruniu.

Jeśli w wakacyjnych planach weźmiemy pod uwagę zdanie dzieci, one chętniej przyjmą też nasze sugestie. Wybrane przez nas miejsca mogą zachwycić juniorów tak, jak wybrane przez nich mogą oczarować nas. Podczas rodzinnej narady każdy może coś zaproponować i zachęcić resztę rodziny do swojego pomysłu. Łatwiej pójść na kompromis mając w perspektywie coś, co samemu uważa się za ósmy cud świata. A taka rodzinna dyskusja to znakomita lekcja przedstawiania i uzasadniania własnego zdania, kultury rozmowy, wypracowywania rozwiązań oraz wzajemnego szacunku.

Wielkie oczekiwania

Wakacje mają być czasem, kiedy zregenerujemy siły, odpoczniemy i doświadczymy czegoś wyjątkowego. Czekając na nie wyobrażamy sobie, jak będzie cudownie. Te wyobrażenia rosną i pięknieją w naszych głowach – oczami wyobraźni widzimy cudowne miejsca, pyszne jedzenie, fascynujące odkrycia i beztroskie zabawy naszych dzieci. Wszystkich zadowolonych i uśmiechniętych. Idealne wakacje dla idealnych ludzi. Ale nie jesteśmy idealni. Bywamy zmęczeni, znudzeni, miewamy zły humor, czasami mamy ochotę na samotność, może nas rozboleć głowa. Podczas upału jest nam za gorąco i bywamy rozdrażnieni. Dotyczy to zarówno dorosłych, jak i dzieci. Tylko że w naszym wyobrażeniu o idealnych wakacjach jak z folderu nie ma miejsca na słabości. Kiedy więc nam się przydarzą, jesteśmy niezadowoleni z siebie i z naszych bliskich. Oraz z wakacji.

Wrzućmy na luz. Niech hasłem przewodnim będzie “Nic nie musimy”. Wakacje powinny być przede wszystkim przyjemne, a nie efektywne. Nie róbmy z nich jeszcze jednego obowiązku. Pozwólmy sobie na niedoskonałość. Dajmy sobie czas na zwolnienie tempa. Lepiej zobaczyć pięć miejsc i nacieszyć się nimi, niż dziesięć w pośpiechu i atmosferze przesiąkniętej irytacją. Planujmy atrakcje wspólnie, całą rodziną. Uwzględnijmy potrzeby wszystkich jej członków. I pozostawmy trochę miejsca na improwizację i nicnierobienie.

foto: Pixabay