To problem, który spędza sen z powiek wielu rodzicom i nauczycielom: dzieci nie lubią się uczyć. A skoro nie lubią, to i nie chcą. Próbujemy więc różnych sposobów, by je do nauki zmotywować. Trzeba jednak najpierw zrozumieć, skąd ta niechęć do nauki. Nie wynika ona z charakteru, lenistwa, czy braku inteligencji – jak często sądzimy. Dzieci są naturalnie pełne ciekawości, gotowe i chętne do zdobywania wiedzy. A wiedza jest fascynująca. Coś się jednak dzieje takiego, że te pełne zapału i ciekawości dzieci w miarę zagłębiania się w szkolną rzeczywistość tracą zainteresowanie wiedzą. Dlaczego? Oto kilka istotnych powodów:
Szablon
Klasa to 20-30 dzieci, z których każde jest inne, ma inne potrzeby, inny potencjał i inny sposób uczenia się. Zosia potrzebuje ciszy i czasu, Maciek woli szum i aktywność, Michał jest pierwszy do eksperymentowania, za to Marysia woli najpierw poobserwować z dystansu i przemyśleć. Maja lubi pisać i rysować, najlepiej uczy się robiąc notatki i ilustracje, Mikołaj nie znosi pisania, ale ma świetną pamięć. Mateusz najlepiej funkcjonuje rano, po obiedzie już jest zmęczony i znużony, za to Adam na porannych lekcjach jest półprzytomny, ożywia się w południe i wtedy widać, jaki jest bystry. I tak dalej. Trzydziestka różnych dzieci ma się tego samego nauczyć w jednym czasie, w jeden sposób od jednego nauczyciela. Próbując uczyć wszystkich tak samo, nie uczymy efektywnie nikogo. Dzieci szybko się zniechęcają i przestają lubić naukę, która nie uwzględnia ich możliwości, charakteru, aktualnego stanu, ani zainteresowań.
Oceny
System oceniania nastawiony jest na podkreślanie słabości i porażek. Dzieci wciąż dowiadują się, jakie popełniają błędy, rzadko zaś dostają przy tym informację o tym, co im się udało, jakie zrobiły postępy. Chciałabym, żeby rodzice i nauczyciele docenili moje starania, a nie tylko efekty – mówi dziesięciolatka – Żeby mi zaufali, że naprawdę bardzo się staram i robię wszystko, co mogę. Nie każde starania od razu przynoszą efekt. Wytrwałość potrzebuje zachęty i docenienia, a nie presji i krytyki.
Relacje
Podstawą efektywnej edukacji są relacje międzyludzkie. Co to oznacza? Że dzieci chętnie uczą się od nauczyciela, którego lubią, który daje im poczucie bezpieczeństwa, akceptację, jest empatyczny. Antypatyczny, niedostępny, oschły nauczyciel swoją postawą szybko zniechęca uczniów do swojego przedmiotu.
Mnie nie interesuje, co ciebie interesuje
Marianka ostatnio zafascynowała się historią starożytnej Grecji. Była z rodzicami na wycieczce w Atenach i ma wielką ochotę dowiedzieć się więcej. Tyle że Grecja będzie w programie dopiero za kilka miesięcy. Marianka nie może teraz pójść za swoim zainteresowaniem, nie wykorzysta swojego entuzjazmu, który bardzo ułatwiłby jej przyswojenie wiedzy na interesujący temat. Bo teraz w programie jest coś innego.
Nuda, nuda, nuda
Wiedza jest fascynująca! W dzisiejszym świecie jeszcze bardziej niż kiedyś dostępna, atrakcyjna i różnorodna. Tymczasem dzieci w szkole uczą się wciąż z nudnych podręczników i słuchają monotonnych wykładów prowadzonych według “sprawdzonych od lat” konspektów. Podręczniki wyglądają dziś inaczej niż kiedyś – mają dużo zdjęć, grafik, są kolorowe. Jednak ich treść to nadal nudne, sztywne teksty. Zniechęca mnie nauka według schematu: czytaj podręcznik i rozwiązuj zadania – mówi czwartoklasista. – Lubię się uczyć aktywnie, eksperymentować.
Nie zaspokojone potrzeby
Szkoła, zajęcia dodatkowe i odrabianie lekcji wypełniają czas dzieci niemal całkowicie, nie pozostawiając miejsca na zaspokojenie wielu ważnych potrzeb. Na przykład potrzeby swobodnej zabawy, potrzeby bliskości z rodzicami i rodziną, potrzeby odpoczynku, snu, aktywności fizycznej. Rozmowa przy kolacji nie wystarczy, by zaspokoić dziecięcą potrzebę bliskości, pół godziny grania na komputerze to nie jest realizacja potrzeby swobodnej zabawy, a siedzenie w samochodzie w drodze ze szkoły na zajęcia baletu to nie jest odpoczynek. Kiedy ważne potrzeby nie są regularnie zaspokajane, dzieci nie będą się chętnie uczyły, bo będą skupione na tym, by przetrwać w stanie dotkliwego deficytu.
Przedmiot, nie podmiot
Jedną z bardzo istotnych potrzeb każdego człowieka jest potrzeba sprawczości. Potrzebujemy mieć wpływ na to, co się z nami dzieje, móc o czymś decydować, potrzebujemy, by nas brano pod uwagę. Tymczasem w procesie edukacji dzieci są traktowane jak jej przedmiot, a nie podmiot. Nie mają wpływu ani na to czego, ani jak się uczą, czy raczej są nauczane. Nie dyskutuje się z nimi listy lektur, nie pyta się uczniów, jakie metody nauki lubią bardziej. O wszystkim decydują dorośli.
Szybko, dużo i powierzchownie
“Jedz powoli, bo się udławisz” mówimy dzieciakowi, który w pośpiechu wielkimi kęsami połyka obiad, żeby wrócić do zabawy. Nauka szkolna przypomina takie pośpieszne jedzenie – dużo i szybko. Do znudzenia powtarzanym usprawiedliwieniem tej sytuacji jest to, że nauczyciele muszą zdążyć zrealizować program. W związku z czym dzieci dostają za dużo informacji na raz, nie dostają natomiast czasu, jaki jest niezbędny, by te informacje przemyśleć, zintegrować z już posiadaną wiedzą, zrozumieć, sprawdzić. Nie mają też możliwości pogłębienia wiedzy, ich naturalna dociekliwość jest ograniczana. Nie tylko trudno taką naukę lubić, ale też jest to pułapka, w jaką wpada edukacja. Powierzchowna, w pośpiechu i zbyt dużych dawkach podana wiedza, może i zostanie na jakiś czas i w jakichś fragmentach zapamiętana, ale nie zrozumiana. Bez zrozumienia jednych zagadnień, nie da się jednak dobrze nauczyć kolejnych, które często odwołują się do tego, co poznane wcześniej. Gdyby dać dzieciom czas na prawdziwe zrozumienie tego, czego się uczą, kolejne tematy wymagałyby coraz mniej czasu, bo ugruntowana wcześniejsza wiedza ułatwiałaby ich przyswojenie.
Wiedza w kawałkach
Podział wiedzy na wiele przedmiotów sprawia, że dzieciom trudno jest dostrzec i zrozumieć co z czego wynika. Chaos w głowie nie jest przyjemnym stanem. Poza tym kiedy już zdążą się wciągnąć w jakieś zagadnienie, rozpędzą się w zgłębianiu tajników np. prostych, półprostych, odcinków i kątów i właśnie wpadają na pomysł narysowania planu szkoły – słyszą dzwonek i muszą porzucić to, co je zainteresowało. A zainteresowanie nie ma przełącznika, którym co 45 minut można by je przełączać z matematyki na historię, z historii na przyrodę, z przyrody na język polski.
Wiele już wiemy o tym, jak uczy się mózg, czego potrzebuje do efektywnej nauki. Wiemy, jak rozwijają się dzieci, jakie są ich możliwości i potrzeby na każdym etapie rozwoju. Wiemy mnóstwo o nas samych – ludziach. O tym, jak funkcjonujemy w różnych okolicznościach, czego potrzebujemy do zdrowego fizycznie i emocjonalnie życia. Neurobiologia podkreśla: entuzjazm, poczucie sensu, zainteresowanie, dobre relacje i bezpieczeństwo, wielozmysłowość – oto warunki, w których mózg się uczy, a dzieci tę naukę lubią.
Jeśli jakaś metoda nie działa tak, jakbyśmy chcieli, trzeba zmienić metodę. Jeśli jakaś droga nie prowadzi tam, dokąd chcemy dojść, skręcamy na inną. W naszym systemie edukacji wciąż jednak często trzymamy się sprawdzonych, ale nie działających metod, próbując dopasować do nich uczniów. Nic dziwnego, że wciskane w za ciasny szablon dzieci prędzej czy później przestają lubić naukę. Spróbujcie pochodzić w za małych butach. Dacie radę chodzić w nich cały dzień? Cały tydzień? A kilkanaście lat? I będziecie to lubić?
autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, dziennikarka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
c
foto: Lesley Scott (CC BY-NC-ND 2.0)
3 komentarze
pani od polskiego
2 sierpnia 2017 at 12:25Ja to wiem od dawna i o tym głośno mówię w swoim środowisku, i co? Jestem przez koleżanki n-lki postrzegana jako dziwoląg-co mi się nie podoba? Dlatego czterema kończynami podpisuję się pod tym wspaniałym artykułem. Już od kilku lat staram się nie zadawać prac domowych z j polskiego w szkole podstawowej. Zachęcam jednak do czytania książek w wolnym czasie, do pisania listów, emaili do mnie, tak w ciągu roku szkolnego jak i w wakacje, uczniowie piszą dzienniki, pamiętniki z wakacji, które przynoszą na początku roku szkolnego, staram się nauczyć jak najwięcej na lekcji za pomocą metod aktywizujących, dużo szukam, małpuję ciekawe pomysły koleżanek, wymieniam się doświadczeniami na forach…ufff, na jednym wydechu 🙂 i to nie całkiem prawdziwe, że uczniowie nie lubią się uczyć. Lubią, tylko trzeba w nich rozbudzić tę miłość. Nie można zupełnie polegać na chceniu uczniów. Nauczyciel, szkoła jest po to, by podpowiedzieć dziecku, czego może, powinno się nauczyć i pokazać sposób, znaleźć metodę. Mam jedną uczennicę, która uwielbia się uczyć i w domu wykonuje wszystkie zadania dla chętnych a nawet więcej. Zadaje mnóstwo pytań chłonie to, co jej podsunę. Odczuwa ogromną radość z przyrostu swojej wiedzy. Wystarczy tylko mądrość mistrza i kierowanie we właściwym kierunku. Jednak większość nie wie czego chciałąby się uczyć lub co powinna umieć. Może trochę chaotycznie, ale wakacje… 🙂 Pozdrawiam serdecznie
Michał Łapiński
1 sierpnia 2017 at 09:26Podpisuje się dwiema łapkami. Miś Michał Łapiński z Kaczego Bagna – Miejsca inicjatyw Pozytywnych gdzie przebywa obecnie 47 dzieci na obozie rozwojowym. Idziemy za inicjatywą młodzieży i dzieci, wspieramy, nie wyręczamy, dajemy przestrzeń i nie ograniczamy, dzieci są pełne pomysłów i zaangażowania… Samo się dzieje… na kręgach mówimy o potrzebach swoich i konfrontujemy się z potrzebami innych. Czy działa? Działa!!!! Róbmy tak więcej częściej…
Elżbieta Manthey twierdzi, że dzieci nie lubią się uczyć. Ma na myśli, że w szkole. | Obserwatorium Edukacji
11 lutego 2017 at 08:59[…] Cały artykuł – TUTAJ […]