Dyskusja o zadaniach domowych toczy się już od dłuższego czasu, na całym świecie. Ukazuje się mnóstwo artykułów, książek, wpisów na blogach, argumentujących na różne sposoby, że zadania domowe to więcej szkody niż pożytku. W tę argumentację włączają się eksperci, naukowcy, nauczyciele i rodzice. Badania (np. Instytutu Badań Edukacyjnych) pokazują, że odrabianie zadań domowych nie ma istotnego pozytywnego wpływu na osiągnięcia w nauce. Coraz więcej nauczycieli otwarcie mówi – odwołując się do własnych wieloletnich doświadczeń: obowiązkowe zadania domowe są bez sensu.
Rodzice apelują – pozwólmy dzieciom odpocząć, dajmy im czas na zabawę i pasje. Wydawałoby się, że po takiej ilości i różnorodności argumentów przeciwko zadaniom domowym już dawno powinny one zniknąć z życia uczniów. A jednak zadania domowe wciąż stanowią stały element życia dzieci oraz całych rodzin. I jeśli nawet – jak argumentują ich zwolennicy – uczą dzieci samodzielności i systematyczności (których zresztą dzieci uczą się w wielu innych sytuacjach), to koszt tej nauki jest bardzo wysoki.
Wyobraź sobie, że przychodzisz po pracy do domu, marząc o odpoczynku po pełnym wysiłku dniu. Myślisz o rodzinie, z którą spędzisz czas, o rozmowach, które możecie toczyć, o tym, co upichcicie na kolację, o tych wszystkich drobnych domowych rzeczach, które koją zmęczone pracą myśli i utrudzone zawodowym stresem serce. Dom wydaje się oazą, w której zregenerujesz siły nie myśląc przez kilka godzin o projektach, raportach, procedurach…
Oczywiście dom nie jest idealny – bywają spory, fochy, trzeba posprzątać, pozmywać, zrobić kolację. Ale nawet, kiedy nie jest idealnie, to rodzina jest przestrzenią, w której możesz być sobą, prywatnie, wygodnie. Bez mundurka garsonki czy garnituru.
Wyobraź więc sobie, że wracasz do domu, marząc o byciu sobą, zdjęciu zbroi, odpoczynku, zwolnieniu tempa… Przecież każdy potrzebuje wytchnienia. Jednak kiedy tylko przekraczasz próg, Twój mąż/żona zaraz po “dzień dobry” mówi: – To bierz się za ten raport dla szefa, mam nadzieję że nie zapomniałaś go przynieść. Wiesz, że to ważne dla twojego awansu.
Co wtedy myślisz? Co czujesz? Może przyznajesz mu/jej rację i rezygnując z zaspokojenia naturalnych i podstawowych potrzeb człowieka – potrzeby odpoczynku, bliskości – robisz ten raport, przecież tak trzeba. A może, choć wiesz, że ten cholerny raport jest ważny, to masz dość? Buntujesz się? Przecież nie jesteś robotem! Potrzebujesz odpocząć, porozmawiać, pobyć blisko z ludźmi! Czujesz, że są rzeczy równie ważne (a nawet ważniejsze), jak awans – relacje rodzinne, miłość, bliskość, własne zdrowie – fizyczne i psychiczne.
A teraz wyobraź sobie, że tak dzieje się codziennie. Wracasz z potrzebą złapania oddechu i dystansu do pracy, tymczasem mąż/żona wciąż tylko nalega: zrób raport, napisz projekt, przejrzyj materiały, przygotuj się na jutro do pracy. I wciąż mówi o awansie, albo o tym, że na twój stołek już czyhają inni, więc musisz jeszcze więcej pracować, żeby go nie stracić.
Jak się czujesz? Szczęśliwa (-y)? Spełniona (-y)? Uskrzydlona (-y)? Bezpieczna (-y)? A może raczej zmęczona (-y), osamotniona (-y)? Może powoli tracisz poczucie sensu tego, co robisz? Czujesz, że pracujesz za dużo, że nikt nie szanuje twoich potrzeb, że nawet najbliższa ci osoba nie troszczy się o ciebie? Jak wyglądają wasze relacje?
A teraz uświadom sobie, że to się dzieje naprawdę, w tysiącach domów. Kiedy dzieci wracają ze szkoły potrzebują odpoczynku, pobycia z bliskimi, rozmowy, czasu na swoje pasje czy choćby na uczestnictwo w rodzinnych rytuałach i codziennych czynnościach. Tymczasem słyszą: – Co masz zadane? Bierz się za odrabianie lekcji, mam nadzieję, że nie zapomniałeś zeszytu.
Bijemy na alarm, bo nasze prywatne życie zawłaszcza praca. Pracoholizm staje się coraz większym społecznym i zdrowotnym problemem. Jednocześnie wymagamy od dzieci, by już w dzieciństwie oddały swoją prywatną przestrzeń obowiązkom szkolnym. Wychowujemy je do pracoholizmu od najmłodszych lat. Zadania domowe traktujemy jak trening odpowiedzialności, systematyczności, samodzielności. Być może pełnią taką rolę (choć badania tego nie potwierdzają). Tylko jakim kosztem? Bo równocześnie zabierają one czas, w którym powinny mieć miejsce inne rzeczy – równie ważne dla rozwoju dziecka i jego wychowania. Dom i rodzina to przestrzeń, w której dziecko uczy się umiejętności i postaw, których nie wykształci w szkole, ani nie wyczyta z książek: relacji rodzinnych, stosunku do starszych, celebrowania świąt i tradycji, uczestniczenia w domowych obowiązkach. W domu zdominowanym przez odrabianie zadań domowych brakuje miejsca na wspólną pasję ojca i syna, na intymne rozmowy o ważnych sprawach, na odwiedzanie krewnych. Z rodziców – bliskich, przyjacielskich, stojących po stronie dziecka – stajemy się egzekutorami systemu edukacji. A potem dziwimy się, że nasze relacje z dziećmi są słabe i problematyczne. Na budowanie i pielęgnowanie relacji potrzeba czasu i wolnej przestrzeni.
Kiedy prace domowe zadawane są rzadko, powiedzmy raz w tygodniu, można je jakoś wkomponować w rodzinne aktywności. Jednak kiedy dziecko przynosi pracę codziennie, często nie jedną, to całe życie rodzinne zaczyna kręcić się wokół tego, czy już odrobiło, ile mu zostało, czy zdąży i kiedy odrobi. Na inne tematy zaczyna brakować miejsca.
Dla relacji rodzinnych wspólne spędzanie czasu na przyjemnościach i współuczestnictwo w powszednich elementach domowej rzeczywistości jest jak woda dla rośliny – niezbędne w codziennych dawkach. Nie dziwię się, że wielu rodziców, wbrew zaleceniom nauczycieli i specjalistów, odrabia lekcje razem z dziećmi – czasami jest to jedyny sposób, by spędzić razem trochę czasu.
foto: OakleyOriginals (CC BY 2.0)
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
131 komentarzy
Zestawienia 10-u najpopularniejszych tekstów "Juniorowa", zamieszczonych w 2021 roku | Obserwatorium Edukacji
4 stycznia 2022 at 08:02[…] 1. Co masz zadane? – kiedy życie rodzinne kręci się wokół zadań domowych – TUTAJ […]
ANDRZEJ
26 października 2018 at 10:29problemem nie są nauczyciele ale system- kiedy są wybory to ludzie idą lub nie na głosowanie i… popissldpslno itp. nikt tak naprawdę nie zastanawia się nad przyszłością- mogę się tutaj z każdym z Państwa założyć o Duże pieniądze. są 2 rodzaje nauczania-ten którego się uczymy w naszych szkołach – a więc ogrom wiedzy zadań, w większości nikomu nie potrzebnej, ale dla osób które szybciej łapią nie jest on taki straszny i drugi który spotykamy w krajach np. anglosaskich – totalna ignorancja wiedzy ponad pewien poziom- a więc np Historia- moja ulubiona, myślicie że taki Francuz lub Anglik wie coś o naszej przeszłości?? ZAPOMNIJCIE, literatura? Tak ale swoja, i kilka wybranych dzieł, Matematyka tyle aby umieć liczyć,. Ile osób jak likwidowano szkoły zawodowe było tym przejętych? e tam…i tak się nic w tej zawodówce nie uczył, – nie prawda uczył się zawodu, mineło 10 lat i okazuje się że nie ma ROBOLI bo wszyscy wykształceni tylko że nic poza fb i instagramem nie umieją(mówię ogólnikowo)Zadania domowe są potrzebne ponieważ wymagają zaangażowania ze strony dziecka w zdobycie wiedzy oraz pewnych umiejętności w późnijszym życiu, natomiast faktycznie biorąc pod uwagę że mamy np 10 przedmiotów i co 2 dzień coś zadane to się robi wielki problem. A przecież każdy by chciał aby jego dziecko jeszcze coś robiło- język obcy to standard, zajęcia sportowe-pełno szkółek, tańce , malarstwo, śpiew, muzyka, a gdzie w tym wszystkim RODZINA???ZOSTAJE NIEDZIELA którą spędzamy w galerii, bo tak łatwiej- bardzo spodobała mi się wypowiedz jednej z Pań że jej dziecko może dostać 1 i świat się nie zawali, właśnie o to chodzi nie należy ciągle mieć ciśnienia że MUSZĘ, muszę to umieć wybrać co ważniejsze- zażynanie dziecka cały tydzień a potem brak czasu w wekend- czy też siąść wieczorem pogadać, posłuchać muzyki, potańczyć z dzieckiem, wyjść na pole(małopolska 🙂 nie musze mieć idealneie czystego domu, dzieci mają się ubrudzić, POPROSTU ŻYĆ
Elżbieta Manthey
26 października 2018 at 10:52Słusznie – dajmy dzieciom (i sobie) pożyć! Perfekcjonizm to jedna z podstępnych chorób naszych czasów. Nauczmy się trochę odpuszczać, znajdować umiar – i w nauce, i w pracy, i w wyluzowaniu.
Maciek_201
18 lutego 2018 at 17:52Ja w liceum miałem identycznie. Cały tydzień na 8 i lekcje w szkole do 16.10. W domu byłem o 16:20. Potem chwila na obiad i odrabianie lekcji do 20-21. Jedynie w sobotę miałem wtedy czas na swoje hobby, a tak to tylko szkoła i nauka do sprawdzianów. Dziś jak patrzę na rozkład jazdy kursów szkolnych, np. z Zielonej Góry do Drzonowa, czy odwrotnie, to ostatni kurs autobusu jest o 15:30. Uczniowie kończący lekcje w szkole po 16, z tej miejscowości nie mają szans dojechać po szkole do domu. W domu są grubo po 17:30 i jak taka młodzież ma mieć czas wolny ? W domu pewnie są przed 18 i potem do 23 lub północy lekcje i nauka do sprawdzianów, nie mówiąc o czytaniu lektur. Ja nie mógłbym tak codziennie funkcjonować. Oni w ogóle nie mają czasu na hobby, tylko przez cały czas szkoła. Ci uczniowie muszą codziennie, żeby na 8 rano dojechać do szkoły, przed 5 rano wstać, bo mają autobus o 6 rano. Ciekawe jak taki uczeń w szkole funkcjonuje, który śpi codziennie tylko 4-5 godzin ?
Agnes Kowalski
20 lutego 2018 at 12:50Maciek_201 – dziękuję że dzielisz się swoimi doświadczeniami. Taka szkoła to – pomijając brak efektywności w nauce – prosta droga do depresji. Nadzieja dla młodzieży tkwi w edukacji domowej :).
Maciek_201
4 marca 2018 at 18:36Agnes, co mają powiedzieć uczniowie, którzy mają masę zajęć pozalekcyjnych ? Np. kończą lekcje o 16:10, potem w biegu obiad i na zajęcia pozalekcyjne, tzw. masaż, basen itp. Przychodzą z nich o 20 i już nie mają sił na zadania domowe. Współczuje takim uczniom. W liceum miałem koleżankę, która dojeżdżała do liceum codziennie, aż 50 km pociągiem. Nie mam pojęcia kiedy ona miała czas na naukę. Pamiętam, że pociąg ona miała o 17:30, a w domu była przed 20. Jeszcze lekcje i się robi północ lub pierwsza w nocy, potem spanie i o 5:30 miała pociąg do Zielonej Góry. Ona z tego co mi mówiła, to codziennie wstawała o 4:30, żeby jeszcze rano zdążyć czegoś się do szkoły nauczyć. Masakra. W sumie codziennie spała tylko 3,5 godziny. Tacy uczniowie, czy uczennice nie mają chyba sił już w piątek na cokolwiek.
Agnes
5 marca 2018 at 12:28Maciek_201 Nie mam na myśli uczenie się w domu po szkole, tylko uczenie się poza szkołą w trybie edukacji domowej – czyli realizowanie obowiązku edukacyjnego poza szkołą – o tym więcej można poczytać w necie czy posłuchać np. tu https://www.youtube.com/watch?v=Z2nzRUuI_U4. Znana jest Tobie taka opcja?
Maciek_201
6 marca 2018 at 16:45Tak. Niestety w Zielonej Górze, chyba do dziś nie ma tej metody uczenia się. Gdyby była, to bym w 2004 roku z niej skorzystał i miał sporo czasu dla siebie.
Asia
24 grudnia 2017 at 01:06Mój syn zaczął w tym roku pierwsza klasę, wydawalo się.,ze będzie ok… Do czasu kiedy nie zaczęła się ogromną ilość prac domowych. Przychodzi i mówi, że dziś do zrobienia ma dwie kartki A4 z liczenia, 1kartke A4 literki i czytanke i cwiczenia z angielskiego.. Jakoś sobie nie przypominam żebym w pierwszej klasie miała tyle zadawane? Po drugie zauważyłam, że u syna w klasie dzieci są strasznie przejęte dostawa iem ocen, mojego akurat wychowuje y tak, że może dostać od czasu do czasu 1, dla nas najważniejszy jest sprawdzian i to że sprawdzianów ma mieć dobre stopnie., ale dużo dzieci stresuje się tym, że dostają gorsza ocenę niż 5 czy 6… Na zajęcia dodatkowe syn chodzi 2*gimnastyka,raz robotyka, angielski i pianino, napewno jak by miał więcej godzin angielskiego i naukę gry na instrumencie w szkole to by korzystał, ale nie ma. Gdyby nie miał zadawanych prac domowych nad którymi spędzamy trochę czasu bo jednak wszystko musi napisać moglibyśmy w tyg wyjść do kina na basen na piłkę czy na konie no ale cóż praca domowa to praca domowa jak to syn mówi zabieram mu czas wolny.. Szkoda tylko że to nie ja zabieram mu ten czas 🙂 no i w końcu najważniejsze to ja z nim muszę siedzieć i odrabiać, czy to normalne, szczerze to wolałabym z nim pograć w piłkę czy pojeździć rowerem a nie ma kiedy bo ciągle coś odrabia my. Jakoś w Anglii nie zadają prac domowych dzieciom, to nauczyciel się rozlicza z rodzicem czego nauczył dziecko, a nie odwrotnie. A na półrocze pewnie jeszcze nasza kochana Pani nas oceni tekstem.. Pracuj staranniej! Pracuj uważniej! Tak pisze synowi w zeszycie.. Dzieciak siedzi przez godzinę pisze w domu te litery a ta zamiast go pochwalić to gdzieś wynajdzie krzywa linie i od razu pracuj staranniej.. Żenada.. Mam ochotę przenieść syna na nauczanie domowe.. Wydaje mi się że jak i tak z nim ciągle coś robię to nie byłoby to w cale takie straszne:) pozdrawiam nauczycieli!
O tym, że prace domowe są dla dzieci jednak niezdrowe | Obserwatorium Edukacji
26 września 2017 at 09:25[…] Artykuł o zadaniach domowych wywołał wiele komentarzy i żywą dyskusję. Wielu rodziców i nauczycieli pisało w komentarzach, że podobnie jak ja uważają, że odrabianie lekcji jest – mówiąc w skrócie – marnowaniem dziecięcego czasu i energii. Były jednak i takie głosy, które podkreślały istotną rolę zadań domowych dla nauki systematyczności, ćwiczenia i utrwalania wiadomości zdobytych w szkole, kształtowania odpowiedzialności u dzieci. Rodzice obawiają się też, że kiedy dziecko nie siedzi nad książkami i zeszytami, to się nie rozwija, traci czas i w rezultacie zostanie w tyle za swoimi rówieśnikami. Czy rzeczywiście? […]
Andżela
17 września 2017 at 11:01Moja koleżanka, która uczy niestety powiedziała mi przykry fakt masę nauczycieli zostaje nimi z przypadku i wcale nie mają pasji i nie rzadko nie lubią dzieci. Znaleźć nauczyciela z pasją to naprawdę wyczyn. Przykre, ale prawdziwe
mc
15 września 2017 at 08:06Tak – niech dzieci po szkole nie robią nic… To do czego zmierza dzisiejszy świat, to jest jakiś żal. Jak ja byłam mała, miałam czas i na lekcje i na rodzinę. A teraz? – Biedne dzieci, jeszcze je po głowie trzeba pogłaskać, żeby przypadkiem się nie przemęczały i nie robiły prac domowych…. A później wyrosną na takich co myślą, że wszystko im się należy i że nic nie trzeba robić- wszystko przyjdzie samo albo spadnie z nieba. A jeszcze przyjdzie taka mamusia do szkoły i będzie nauczycielowi wygarniała- że jak to? Praca domowa dla mojego dziecka??? Biedactwo… Takie jest życie, że czas szkoły to czas nauki. Odrabianie z dzieckiem lekcji – to też spędzanie z nim czasu. Wystarczy dobra organizacja. Jak wszystko zorganizujesz – będziesz miała czas na wszystko. Ludzie lubią za to użalać się nad sobą i na wszystko wiecznie narzekać – a dzieci później to powielają i tak oto powstaje nasz polski naród – pesymistyczny i wiecznie narzekający. W d***ch się poprzewracało!
Andżela
17 września 2017 at 10:39Kompletnie się z Panią nie zgodzę Finlandia jest tego bardzo dobrym przykładem dzieci nie mają zadawane praktycznie prac domowych jeśli już są to typu plakat, czytanka czy o czymś czegoś się dowiedzieć. Dzieci uczą się bardzo dobrze. Jeśli Pani uważa, że dzisiejsze prace domowe pomagają w nauce to śmiać mi się chce. Mam córkę w 3 klasie na szczęście prac domowych ma bardzo mało dzięki temu może mieć czas na swoje zainteresowania. Tańczy dwa razy w tygodniu i chodzi na zajęcia mały chemik. Jest tym wręcz oczarowana. Kiedy miałaby czas gdyby całe popołudnie lekcje odrabiała? Mój brat w dzieciństwie miał problemy z nauką zarówno język polski jak i przedmioty ścisłe. Mama uczyła go, tłumaczyła wyjaśniała rzeczy, których na lekcji nie miał możliwości się nauczyć bardzo szybko się rozpraszał na lekcji. Dochodziły do tego nie zliczone ilości prac domowych. Najbardziej przykre jest to, że przepiękne rysował. Problem polegał, że na rysowanie miał co raz mniej czasu. W szkole nikt rysowania nie traktował poważnie. Niestety przestał to robić. Zaległości ciągnęły się cały okres szkoły. Praca domowa powinna dziecka czegoś uczyć a nie zabijać kreatywność dzieci. Niestety nauczyciele często to czego nie zrobili na lekcji oddają do domu. Pani nie wzięła pod uwagę, że każde dziecko jest inne jeden szybciej zrobi drugi dwa razy dłużej pytanie gdzie jest czas żeby choćby trochę pobiegać na placu? Nikt nie zachęca rodziców, żeby rozczulali się nad swoimi dziećmi. Jednak mądre przewodnictwo, pomoc w odkryciu zainteresowań dziecka i pielęgnowaniu tego a no to wymaga czasu. Dlatego nie mówię, żeby całkowicie zrezygnować z prac domowych jednak ograniczyć nie zaszkodzi. Dodam, że jak jak chodziłam do szkoły także miałam masę zadawanych prac domowych musiałam zrezygnować ze swojej pasji bo po prostu czasowo nie dawałam rady. Nie każdy nauczy się w 1godzinę.
MARTA
17 października 2017 at 05:18Nikt nie napisał że dziecko nie powinno mieć obowiązków, za wychowanie dziecka proszę Pani odpowiedzialni są rodzice. Dziecko powinno mieć swoje obowiązki w domu, takie które uczą go samodzielności a potem przygotowują do życia w rodzinie. A właśnie przez to ze dzieci mają tyle zadane często ich jedynym obowiązkiem jest odrobienie lekcji. Ponad to, to jest trochę inaczej niż w latach 80-90 kiedy się wychowywalismy i zaczynalismy edukacje. Nasi rodzice nie zapewniali nam tyle zadań dodatkowych, bardzo często wychowywaliśmy się obok nich a nie przez nich. A na ewentualne zajęcia dodatkowe sami bieglismy,oczywiscie z kolegami z podworka do najbliższej podstawówki. Czy teraz dzieci mają gorzej czy lepiej nie można odnosić zero jedynkowo. Jest inaczej, świat jest inny. Teraz zawozimy dzieci na różne zajęcia po kilka kilometrów, ba…zawozimy/odprowadzamy dzieci do szkoły, często dziecko jest potem w świetlicy do 16-17 dopóki rodzic je odbierze po pracy, bo nikt teraz nie założy dzieck 7-8 letniemu klucz na szyji.
I te kilka godzin w domu dziecko powinno mieć czas na swoje sprawy, zabawę , odpoczynek.
Ps. Sama pracuje w systemie że część mojej pracy muszę dokończyć w domu czyli usiąść do komputera. To jest dla mnie najgorszy element pracy, właśnie ten w domu, niezależnie czy przyjeżdżam do domu o 14 czy 17. Tak samo ciężko się za to zabrać.
Alicja
22 lutego 2017 at 13:40W niektórych krajach skandynawskich prac domowych już nie ma 🙂
Anja
22 stycznia 2017 at 15:14Zadania domowe mają swoje dobre i złe strony. Oczywiście każdy uczeń widzi przede wszystkim negatywne aspekty dodatkowej nauki w domu.
Moim zdaniem uczniowie powinni rozwiązywać zadania matematyczne, pisać prace na język polski w szkole, na zajęciach, ponieważ już na etapie gimnazjum wraca się do domu w godzinach wieczornych. Myśl, że trzeba odrobić jeszcze górę pracy domowej na następny dzień jest bardzo uciążliwa. Czasem nawet by móc wykonać całość zadania zaczynałam już przy obiedzie, a kończyłam przed snem.
Uczniowie mają również prawo po szkole uczestniczyć w innych, dodatkowych zajęciach jak, np. koszykówka, klub szachowy, jazda konna.
Duża ilość zadania domowego zmusza wtedy do przesiadywania w nocy lub niedrobienia zadania co skutkuje negatywną oceną z przedmiotu.
Wielokrotnie spotkałam się również z sytuacjami gdy nauczyciele zamiast pomagać na zajęciach w rozwiązywaniu najtrudniejszych zadań, tłumaczyli te najprostsze a najbardziej skomplikowane zadawali na pracę domową. Gdy uczeń zgłosił, że nie zrozumiał zadania i dlatego go nie rozwiązał też często otrzymywał minusa lub ocenę niedostateczną.
Myślę, że dużo pracy pozaszkolnej powinni odrabiać przede wszystkim maturzyści, ponieważ jest im to potrzebne do zdania egzaminu.
Nie twierdzę również, że całkowicie powinno się zakazać zadawania pracy domowej, ale można ją ograniczyć do przeczytania materiałów na następne zajęcia lub zadania kilku prostych ćwiczeń dla przypomnienia materiału. Praca domowa nie powinna zajmować całego wolnego czasu, który może przeznaczyć na swoje hobby lub przebywanie z rodziną.
Maja
6 grudnia 2016 at 18:23Chodzę do trzeciej klasy gimnazjum i zgadzam się z artykułem. Przeważnie jest tak, że uczniowie ambitni nie dają rady z wszystkimi zadaniami, sprawdzianami i kartkówkami (często nie śpią po nocach, żeby się przygotować do lekcji), a uczniowie bardziej leniwi po prostu odpisują zadania od kolegów lub znajdują na nie odpowiedzi w internecie. Piętnastolatkowie mają na głowie: zadania, sprawdziany, kartkówki, prezentacje multimedialne, projekty, pomoc rodzicom, zajęcia dodatkowe i wiele innych czynności. Rzadko jest czas na spotkania ze znajomymi, rodziną,odpoczynek. Tak częste zadania domowe w gimnazjum nie są potrzebne, bo w tym zabieganiu nic w nasze życie nie wnoszą. Chciałabym, aby nauczyciele zadawali rzadziej, ale te najciekawsze tematy, wtedy najbardziej zapadną nam w pamięci i może nawet przydadzą się w przyszłości (nie tylko na egzaminie, ale w codziennym życiu). Uważam że pasje w moim wieku są bardzo ważne a niestety moi rówieśnicy często z nich rezygnują na rzecz szkoły.
marynka
2 stycznia 2017 at 20:57Podoba mi się Twój komentarz, jest taki … dojrzały 🙂
Marzena
4 grudnia 2016 at 17:44Właśnie tak widzę zadania domowe jak zostało opisane w artykule. Przyznam szczerze, że studia były dla mnie przyjemniejsze niż szkoła. Mimo, że uczyliśmy się też dużo, były projekty, brak zadań domowych był piękny. Tak naprawdę one będą, bo czyż przygotowanie się do sprawdzianu czy kartkówki nie jest zadaniem domowym? Mam wrażenie, że moje dzieci nie mają wolnego czasu. Lubią zajęcia teatralne, taniec, konie i czasem muszą to ograniczyć ze względu na czas. Zadania domowe mają przecież pierwszeństwo przed zaj. teatralnymi, a ja się pytam DLACZEGO?
Katarzyna
7 lutego 2017 at 09:22To co to za studia?! U mnie na studiach po powrocie do domu bylo jeszcze przynajmniej kilka godzin potrzebny na zrobienie wszystkiego na nastepny dzien. Moze nie nazywalo sie to “praca domowa”, ale byla to praca, ktora trzeba bylo zrobic w domu, wiec nie widze roznicy. Studia to czas, gdzie wlasnie wlasnej pracy w domu jest najwiecej – przynajmniej tak jest na studiach, ktore sa cos warte. Dlatego dziecko powinno od malego uczyc sie, jak radzic sobie z organizacja czasu i wlasnej pracy, bo mamusi na studiach ani w doroslym zyciu nie bedzie. I odpowiem od razu na pytanie, czemu praca domowa ma pierwszenstwo przez zajeciami teatralnymi – bo dziecko to maly czlowiek, nie maplka. Przede wszystkim ma dbac o swoja przyszlosc – jesli chce chodzic na zajecia dodatkowe, niech tak organizuje czas, by zdarzyc. Ta umiejetnosc na pewno przyda mu sie w zyciu.
Lady Punk
7 lutego 2017 at 22:04Na studiach robisz to, co Cię fascynuje, w tym zakresie chcesz wiedzieć więcej, poszukujesz – z przyjemnością spędzasz czas na analizach, badaniach. Bo nakręca Cię własne zainteresowanie. W gimnazjum jest kilkanaście przedmiotów, przynajmniej połowa to kula u nogi, która nie pozwala Ci poświęcić czasu temu, co chcesz zgłębiać… Czytasz, piszesz opowiadania, bierzesz udział w konkursach recytatorskich, prowadzisz bloga, chcesz do kina, teatru i filharmonii… a tu – sprawdzian z kwasów karboksylowych, dziedziczenie cech recesywnych, gospodarka Chile. Musisz. Bo zawalisz egzamin gimnazjalny. Bo nie dostaniesz się do humanistycznej klasy w wymarzonym LO.
Musisz odrobić tę pracę z fizyki, nie dlatego, że nie jesteś małpką, ale dlatego, że w rekrutacji liczy się średnia ocen, świadectwo z paskiem (ech, dewaluacja barw narodowych!…), wynik egzaminu z wszystkich zakresów.
Zajęcia teatralne są ważne. Szkoda, że system edukacji spycha je na margines.
zatroskana matka
30 listopada 2016 at 19:55Mam dwie córki które chodzą do szkoły. Jedna do podstawowej a druga do gimnazjum. Moje biedne dzieci nie mają czasu na rozwijanie swoich zainteresowań, na czytanie książek czy słuchanie muzyki. Codziennie od 8:00 rano zaczynają harówkę i trwa ona często do 20-21. Przychodzą ze szkoły, zjadają obiad i do lekcji a potem jeszcze nauka bo codziennie ze dwie kartkówki i obowiązkowo w tygodniu trzy większe sprawdziany. U nas w szkole się ucznia nie odpytuje ustnie. Nauczyciele zapomnieli o tej formie sprawdzenia wiedzy i rośnie pokolenie osób, które nie umie się wypowiedzieć ustnie. Liczą się tylko testy testy i jeszcze raz testy. Co z tego, ze dziecko ma codziennie zadane właściwie z każdego przedmiotu jak i tak tego nikt nie sprawdza a dziecko nie wie co zrobiło dobrze a co źle. Zadawanie dla samego zadania, a niech robią, w końcu się nie będą nudzić. A życie rodzinne nie istnieje. Na spotkania rodzinne nie ma czasu, na spacery, wycieczki również bo przecież jak przychodzi weekend to trzeba odrobić wszystkie zadane lekcje i nauczyć się na cały tydzień. A nauczyciele dziwią się dlaczego dzieci maja słabe oceny – a jak maja mieć lepsze skoro zwyczajnie nie dają rady tyle pracować. Żaden z nauczycieli się nie pochyli nad uczniem, nad tym, ze oni tez maja prawo do odpoczynku. My kończymy pracę, wracamy do domu i też pracujemy ale jak jesteśmy zmęczeni to czasem możemy powiedzieć sobie “nie robię dziś obiadu, zamówię pizze i odpocznę” a dzieci nie mogą tak zrobić one musza siedzieć i zakuwać bo jutro znowu kartkówka ze wszystkiego i zadane ze dwie strony z każdego przedmiotu. Jak dziecko jest chore to nie dość że musi nadrobić materiał jaki został przerobiony w czasie nieobecności to jeszcze napisać po powrocie z choroby wszystkie kartkówki, sprawdziany itp. i jeszcze pracować na bieżąco. Ile tak można???? Ja już bym nie chciała wrócić do szkoły. Kiedyś nauczyciele mieli serce dla uczniów a teraz liczy się tylko ich przedmiot, on jest najważniejszy. serce się kraje jak widzę moje zapracowane dzieci. Nie mają biedne dzieciństwa bo szkoła im je zabiera…..
Sens i przyszłość zadań domowych - dyskusja - Zespół Szkół w Chludowie
25 listopada 2016 at 14:00[…] https://www.juniorowo.pl/co-masz-zadane-kiedy-zycie-rodzinne-kreci-sie-wokol-zadan-domowych/ […]
Zwykła czternastolatka
21 listopada 2016 at 18:46Zgadzam się z tym zupełnie.
Obecnie uczęszczam do 2 klasy gimnazjum. Zajęcia zaczynamy o 8 przy czym ja o 7:03 mam autobus żeby do owej szkoły dojechać. Dziennie mam 8 lekcji(poza czwartkiem (7)),czyli kończę o 15:15. O 15:27 mam autobus a w domu jestem około 16:10. Godzinkę na zjedzenie obiadu i co ? I lekcje. najczęściej od 17 do 20 siedzę zamknięta w pokoju pisząc zadania na polski (jest to zazwyczaj 6-8 zadań do tekstu z podręcznika, które w zeszycie A4 zajmują ponad 2 strony) potem matematyka, z której zawsze jest coś zadane, potem angielski,geografia,historia… .Patrzę na zegarek a tam już 20 ! idę zjeść kolację i się umyć wracam a tu już 21. No i teraz czas na czytanie lektury oraz powtarzanie zagadnień na sprawdzian (co najmniej 2 w tygodniu, jeszcze nie zdarzyło się mniej). Koło 23 przeglądanie fb i youtube no i do spania koło północy i następnego dnia od nowa.
A potem pytania rodziców: Dlaczego nie czytam tyle książek co w wakacje ? Co to za trója z biologi ?
Ostatnio bardzo rozsmieszyła mnie pani dyrektor pytając dlaczego nie zostajemy na dodatkowych kółkach np fizycznym,matematycznym itd.. (wiedząc że na 31 osób w klasie 26 jest dojeżdżających)
(Piszę na przykładzie własnej szkoły ale myślę że w wielu również tak jest)
Następnie zadawanie prac na weekend: Ogólnie zauważyłam żę dużo nauczycieli wychodzi z założenia że w weekend mamy więcej czasu więc możemy więcej zrobić więcej się nauczyć itd.. ;-;
Ja na przykład gdy wracam w piątek ze szkoły to idę spać. Tak, po prostu idę spać. Całą sobotę poświęcam na moje hobby oraz co sobotnie sprzątanie w domu. W niedzielę rano idę do kościoła następnie wszyscy razem jemy obiad a potem pytanie: To co jedziemy dzisiaj pochodzić po parku? Zazwyczaj w tym momencie zapala mi się lampka “rzeczywistości” (w poniedziałek sprawdzian z biologi, we wtorek kartkówka z angielskiego, wypracowanie z polskiego “no bo macie więcej czasu w weekend” i tak dalej…
Gdy pokazałam mojemu bratu mój plan to się złapał za głowę. Mówi,że oni w technikum mieli mniej lekcji a już na pewno nie mieli tylu zadań i sprawdzianów.
To tylko tak moja skromna opinia… zwykłej czternastolatki ;*
Agnes
21 listopada 2016 at 23:39@Zwykła czternastolatka
Strasznie Ci współczuję i dziękuję, że podzieliłaś się z nami tym, jak wygląda Twój tzw. “czas wolny”! Zwykle młodzież nie wypowiada się w tych kwestiach, bo a) nie ma na to czasu, b) jeśli go ma, to nie trafia w takie miejsca. Mogę śmiało potwierdzić, że gimnazjum to ciężka harówka – na podstawie tego, co przechodził do niedawna syn mojego partnera (mogę Cię pocieszyć, że w liceum ma dużo mniej godzin lekcyjnych i generalnie jest bardziej zrelaksowany, towarzyski i uśmiechnięty – teraz ma więcej czasu dla siebie, chodzi na siłownię, do kina i dużo chętniej uczestniczy w życiu rodzinnym). To harówka, na jaką żaden dorosły by się nie zgodził, a tym bardziej nie przez tyle lat z rzędu. Do tego dochodzi jeszcze stała presja w szkole i w domu i znikąd zrozumienia. Nasze kolejne dziecko jest właśnie w 6. klasie i już nie ma siły na aktywności pozaszkolne, choć pięknie rysuje, jest bardzo muzykalna i pasjonuje ją jazda konna od kiedy skończyła 6 lat (znajduje na nią czas zaledwie 2x w miesiącu) – tak bardzo mi Was szkoda, bo wiedza szkolna raczej się w życiu nie przydaje, a pasje zostają z nami zawsze, chyba że zostaną stłamszone lub zapomniane w otchłani systemu szkolnictwa.
Wcale się nie dziwię, że w pewnym momencie koleżanki i koledzy stają się dla Was najważniejsi, skoro świat dorosłych nie potrafi zrozumieć tego, co przeżywacie i czego doświadczacie. Rodzice często sami są skołowani, tkwią w pracy, której nie lubią, nie znają innej drogi i nie wiedzą, że można inaczej. A można – czego dowodzą liczne dobre szkoły rozsiane po całym świecie i mnóstwo ludzi, którzy zaryzykowali i teraz podążają za swoimi marzeniami. Pozwól proszę, że zacytuję Twoją odpowiedź w całej rozciągłości na moim profilu na fb, by rodzice i nauczyciele nie tkwili dłużej w błogiej nieświadomości co do Waszego życia szkolnego i pozaszkolnego.
Podczas gdy cały świat wokół się zmienia, jedynie szkoła od ponad 100 lat stoi w miejscu. Razem ze sztabem przebojowych ludzi staramy się to zmienić. A tymczasem Ty – droga Czternastolatko – nie pozwól zniszczyć w sobie pasji i człowieczeństwa – one są najważniejsze i poniosą Cię w życiu w takie zakamarki duszy, które cieszą i nadają życiu sens 😀
Zwykła czternastolatka
22 listopada 2016 at 09:13@Agnes
Ależ proszę bardzo można cytować 😀
A co do hobby to moim również jest jazda konna… kiedy jeszcze chodziłam do podstawówki jeździłam 2-3 razy w tygodniu i to na cały dzień ! A teraz ? Tylko sobota i to tylko na jazdę (wcześniej zajmowałam się wyprowadzaniem koni,karmieniem, oprowadzaniem dzieci..)
P.S Dziękuję za odpowiedź 😉 Mam szczerą nadzieję, że w technikum będzie lepiej 😀
Iza
16 listopada 2016 at 19:48Od kilku lat nie zadaję prac domowych z polskiego, a uczniowie świetnie sobie radzą i bardzo dobrze piszą egzaminy.
Aneta
14 listopada 2016 at 13:30Mam nadzieję, że moi uczniowie są szczęśliwi. Nie zadaję prac domowych. Myślę, że cenniejszy jest czas poświęcony na zabawę, sport, albo po prostu na “bycie” z rodziną. Pewnie, że wymaga to ode mnie więcej pomysłowości, koncentracji i pracy. Ale warto!
ana
14 listopada 2016 at 21:30Napisz tylko gdzie uczysz, a ja przemyślę przeprowadzkę! Pizdrawiam 🙂
przerażona
11 listopada 2016 at 07:28To nie nauczyciele są odpowiedzialni za podstawę programowa. Oni ja tylko realizują i są sprawdzani na podstawie wyników ich uczniów w egzaminach zewnętrznych. Nowa reforma zakłada jeszcze mniej godzin w siatce tygodniowej przedmiotów, wiec tych zadań. Domowych będzie jeszcze więcej, bo przecież materiał trzeba zrealizować. To MEN jest temu winne.
Agnes
15 listopada 2016 at 10:11Nauczyciele mogą być jednak lepsi od systemu, każdy system można przechytrzyć, jeśli jest się wystarczająco zmotywowanym (choćby odpowiednio wysoką pensją i uhonorowaniem jego pracy, co niestety w Polsce w przypadku nauczycieli jest mało prawdopodobne) albo jeśli się lubi dzieci i pragnie ich dobra.
rodzic
17 listopada 2016 at 10:35Nauczyciel powinien tak się przygotować do zajęć, aby zmieścił się w czasie. A jeśli nie zmieści się bo materiał jest zbyt obszerny to można zadać takie zadanie domowe, aby dziecku sprawiało ono przyjemność. Można pomyśleć o aktywnych pracach domowych, w które można zaangażować bliskich dziecka, aby mile spędzili czas. U mojego dziecka w szkole są zadania domowe takie jak przeprowadzenie ankiety na dany temat, ostatnio o znajomości informacji na temat stanów skupienia. Było miło i przyjemnie pośmialiśmy się, zrobiliśmy różne eksperymenty – oczywiście nauczyciel przedyskutował wcześniej na zebraniu taki model prac domowych abyśmy my jako rodzice również włączyli się.
teacher
18 listopada 2016 at 13:33Jeśli chodzi o darmowe podręczniki to ja po części jestem zadowolona jako nauczyciel…moje ćwiczenia do 5 kl i 4 kl,chodzi o j.angielski, nie mają już 120 stron ale 32, można? Wcześniej rodzice płacili masę kasy za podręczniki do języków i chciałam się wyrobić bo dużo więcej było zadań i wiadomo, trzeba było część zadać do domu, teraz dzieci się dziwią “tylko tyle?” A ja uważam że potrzebne jest utrwalenie w domu ale wazna też jest jakość lekcji bo szkoła ma uczyć a nie tylko dawać wskazówki jak to robić w domu. ..A nauczyciel nie realizuje podręcznika tylko podstawę?
Osa
19 listopada 2016 at 01:27Szczególnie fajnie jest sformułowana podstawa programowa w gimnazjum – en bloc klasa 1-3. Brak hospitacji i sensownego “przypilnowania” zbyt ambitnych i kreatywnych nauczycieli powoduje, że już na samym początku tego etapu wielu z nich realizuje bardzo trudne tematy nie zważając na to, że domu nie buduje się zaczynając od dachu. Mimo, że sama jestem entuzjastką gimnazjum, w ogóle sie nie dziwię, że tak wielu rodziców jest przeciw. Muszą (po pracy!) dokształcać się i do późnych godzin wieczornych i w weekendy nauczać swoje dzieci, którym nauczyciel i tak udowodni, że są głupie. U znajomego gimnazjalisty, na 24 uczniów od początku roku szkolnego z biologii nauczycielka postawiła już prawie 180 ocen: jedna 5, cztery 4 i wiekszość ocen miernych i jedynek. Rodzice tylko słyszą, że dziecko za mało pracuje W DOMU! I to jest nieubłagana statystyka…
Lady Punk
7 lutego 2017 at 22:11Rodzice są rodzicami. Nie mogą, NIE WOLNO im brać na siebie nauczania dzieci (chyba że w ramach edukacji domowej). Wyniki w nauce zależą w 1/3 od nauczyciela, możliwości dziecka, pracy dziecka. Nauczycielka, o której piszesz, Osa – nie lubi swojego przedmiotu, nie jest w stanie nim zafascynować nawet 20% dzieci, robi im krzywdę.
Adam
10 listopada 2016 at 13:01“stajemy się egzekutorami systemu edukacji” – to jest dokładnie to czego nienawidzę robić.
Naukę można podzielić z grubsza na “zdobywanie wiedzy” i “zdobywanie umiejętności”.
Pierwsze jest uważane za prostsze. Łatwiej jest “wiedzieć” jak się pływa stylem dowolnym, trudniej jest wygrać na 1500m.
Łatwiej jest “wiedzieć” jak powinno się pisać maile, wygłaszać przemówienia itd., trudniej jest faktycznie wyjść na scenę i poderwać publiczność.
Otóż ktoś zauważył, że we współczesnych systemach szkolnych niestety ta druga (trudniejsza) część nauki spoczywa mocno na samodzielnej pracy w domu. To w domu przy zadaniach bezlitośnie wyłazi, że dziecko nie umie kompletnie odmieniać przez osoby po angielsku, (słynna scena z Dnia Świra), nie rozumie o co chodzi w dzieleniu z resztą itp. Niewinne zadania rozwijają się czasem w “śledztwo”, podczas którego odkrywasz z załamaniem karygodne braki u dziecka – nierzadko kończy się to dąsami i Twoim podniesionym głosem. Nie każdy jest aniołem, i nie każdy ma zawodowe przygotowanie, żeby “podchodzić” nieśmiały umysł dziecka i cierpliwie tłumaczyć rzeczy, które dla niego są trywialne. Dziecko ma też wrodzoną niechęć do okazywania rodzicom swoich słabości, wolałoby być bohaterem, a nie pacanem.
Jest taka znana metoda, która to zmienia – tzw. “odwrotna klasa” (“flipped classroom”), w której to rodzic zapoznaje dziecko z teorią (co jest łatwe i przyjemne, wystarczy coś pokazać, razem poczytać, albo poopowiadać), a prawdziwa “orka” (czyli zadania, wypracowania., ocenianie itd.), odbywa się pod okiem nauczyciela, fachowca, pedagoga, który skupia się bardziej na faktycznych brakach i wie jak pomóc i zaradzić (nie traci bowiem czasu na tłumaczenie teorii) w konkretnej sytuacji. Metoda ta podnosi znacznie poziom edukacji – znalazłem w sieci dane dla studentów, ale myślę że można tę metodę również wprowadzić w każdej szkole, także w konfiguracji rodzic-dziecko-szkoła.
Dziecko dużo chętniej przychodziłoby do rodzica z zadaniami typu “Poczytaj/zapoznaj się z….”, rodzic musiałby się trochę wysilić, ale myślę że z pożytkiem. Można byłoby np. wymagać podpisu rodzica na dowód tego, że zapoznał się z zadaniem i zrealizował swoją część. Ci, którzy by zaniedbywali obowiązki, działaliby na szkodę swoim dzieciom, ale nie tak bardzo jak obecnie (teorię łatwiej jest nadrobić niż umiejętności: “Hej nie przeczytałeś?! No to słuchaj, pływasz tak: ta ręka w górze, ta jest prosta, aha no i nie zapominaj o ciągłej pracy nóg, itd…Wskakuj do wody, zaraz zaczniemy prawdziwą naukę!”. niż: “w zeszłym tygodniu mówiliśmy o pływaniu, mieliście iść na basen i trochę poćwiczyć, jutro zrobimy sobie egzamin i zobaczymy co potraficie.”).
Agnieszka
12 listopada 2016 at 13:59Przyznam szczerze, że pomysł ciekawy. Aczkolwiek przy większej gromadce dzieci nic nie zmienia – i tak mocno angażuje rodzica
rodzic
17 listopada 2016 at 10:56Moim zdaniem rodzice powinni być bardziej zaangażowani w życie szkolne swojego dziecka. Jestem rodzicem dwóch chłopców. Jeden uczęszcza do gimnazjum, drugi zaś jest w szkole podstawowej. Jestem aktywnie działającą mamą w jednej i drugiej szkole. Niestety mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach rodzice zrzucili pałeczkę wychowania niestety na szkoły, co widać nawet przy okazji zebrań na których widać zazwyczaj tych samych rodziców. Moim zdaniem jest to chore. Ja rozumiem, że trzeba pracować nie ma się czasu na ,, głupie” zebrania na których rozmawia się o ,, niczym”. Ja również pracuję, ale zawsze znajdę czas na zebranie, bo to przecież( moim zdaniem) nauczyciele organizują te spotkania aby nas- rodziców poinformować, co dzieje się z naszymi dziećmi, jakie szkoła ma plany na przyszłość( wycieczki, spotkania jak z policjantami itp.), jakie są problemy.
My jako rodzice powinniśmy razem ze szkołą współpracować i się dogadywać, a nie jeszcze jak niektórzy zwalać wszelką winę na nich. Nie oszukujmy się, ale do końca nie znamy swoich dzieci, śmiem twierdzić że to właśnie nauczyciele wiedzą więcej na temat naszych dzieci niż my, no ale my jako rodzice tego nie pojmujemy.
I tak na zakończenie to moim zdaniem dyrektorzy szkół powinni organizować takie spotkania dla rodziców, aby takie sprawy wytłumaczyć. Aby zachęcać rodziców i im tłumaczyć, że dla dziecka zawsze powinno mieć się czas, a nie odsyłać do komputera, telewizji czy internetu bądź komórki, bo mama, tatuś przyszli z pracy imają obowiązki domowe, bądź chcą odpocząć. Dlatego uważam, że sam rodzic nie widzi u siebie błędów( bo jak, ja?) a po stronie szkoły powinna być ta ingerencja w to, ale ogólnie nie do nikogo wprost bo jak to ludzie obrażają się jak im się wytyka błędy, nikt tego przecież nie lubi, i takie właśnie spotkania z psychologami, pedagogami i innymi specjalistami powinny być organizowane w każdej szkole.
Sylwia
17 listopada 2016 at 19:22Zgadzam się z Panią. Pracuje jako doradca zawodowy w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej i po dzisiejszym spotkaniu z rodzicami uczniów klas III jestem w szoku!Rodzice dali mi odczuć, że taki temat to ich w ogóle nie interesuje. Do szkoły przyszli na zebranie. Gdyby nie umówiona wcześniej godzina pewnie nie byłoby nikogo. Na 56 rodziców dotarło 33. Atmosfera była nerwowa,bo wszyscy mieli ważniejsze sprawy…od spraw związanych z przyszłością ich dzieci…
Andżela
17 września 2017 at 10:54Ja mam wrażenie, że dziś rodzice są za bardzo zaangażowani w życie swoich dzieci. Robią za nich prace plastyczne, przeróżne plakaty czy są piszą wypracowamia. Ja nie rozumiem jakim cudem przez całe odrabianie lekcji rodzic ślęczy nad dzieckiem. Praca domowa jest dziecka a nie rodzica. Rozumiem kiedy dziecko potrzebuje pomocy bo nie rozumie. To doradzić ale nie podstawić gotowe rozwiązanie. Rodzice przynajmniej w klasie córki są poprostu przewrażliwieni i przede wszystkim liczą dla nich się oceny najlepiej 5 i 6. Zamiast uczyć samodzielności to angażują się do przesady. Nie zgodzę się też z jednym jeśli rodzic uważa, że nauczyciel bardziej zna jego dziecko to może warto się zastanowić jak interesuje się swoim dzieckiem. Jeśli rodzic nie zna własnego dziecka to przede wszystkim to jest wina rodzica.
Agata
10 listopada 2016 at 12:13Witam.Mam na imie Agata i mam 28lat.Jak ja slyszę ile zadane ma moj brat w 4klasie szkoły podstawowej, to za glowę się łapię i nie wierzę. Do tego cotygodniowe klasòwki z paru przedmiotòw..to jest szkolny horror..taki system nauczania, zamiast zachęcać dzieci do nauki -niestety je NIECHĘCA..!!!!
mama
13 listopada 2016 at 21:58Mam dziecko w klasie 4 i jestem w takim samym szoku !!! Sprawdzian lub klasówka średnio 3x w tygodniu !!! Za to absolutna bomba to zaliczona już kartkówka z MUZYKI i w kolejce sprawdzian z MUZYKI ( wartości solmizacyjne nut , metrum , itd, ……..) !!!!! nie licząc zaliczania piosenek śpiewanych solo na forum klasy na ocenę !!!!!!!!!!!! W dzienniku z muzyki już trója , a następne oceny szykują się nie lepsze -dodam tylko ,że dziecku “słoń na ucho nie nadepnął”- od 5 r.ż. chodzi na chór, tańczy w zespole, występuje na scenie i do tej pory muzyka kojarzyła się mu z przyjemnością i relaksem, zabawą. No i szkoła nie jest szkołą muzyczną :-)) , nawiasem mówiąc Pani Nauczyciel również nie ma wykształcenia muzycznego ani kompletnie związanego ze sztuką ( uczy zupełnie innego przedmiotu oprócz owej muzyki.0 Inne przedmioty nieco lepiej , jednakże po powrocie ze szkoły grubo po 14-stej( 6-7 lekcji) , po godzinnym odpoczynku+jedzenie,rozpoczynamy odrabianie …………i kończymy około 19stej jeśli następnego dnia nie ma sprawdzianu Następnie bierzemy się za czytanie lektur ( wypada ciurkiem-jedna kończą opracowywać-tydzień na inne bzdury i zaczynają następną….przy okazji najbardziej ostatnio zachwyciła mnie “scena z wisielcem” w “Pinokio’) Musiałyśmy zrezygnować z zajęć dodatkowych, np sekcji pływackiej, na którą dziecko chodziło już dwa lata, bowiem dojazd, zajęcia na basenie, suszenie włosów i powrót to około 2 godziny -NIE STAĆ NAS NA TAKIE “MARNOWANIE”CZASU kiedy trzeba zrobić 3 słupki działań z matmy po 20 w każdym (razem 60), opisać jak się opiekuję zwierzątkiem(przyroda), opisać Pana Kleksa, wyjaśnić co to są mniejszości narodowe i etniczne (historia) , zrobić słówka w instalink (codziennie) z angielskiego i prace domową, narysować rysunek na plastykę ……….i już dalej nie wymieniam bo już się mam dość od samego wypisywania. Jednym słowem katastrofa !!!!! Jak pomóc dziecku to przetrwać ??? Jak??? A to dopiero 3 miesiąc roku szkolnego ;-((
Jenefer
9 grudnia 2016 at 16:58Myślałam że to tylko i nas tak jest i że narzekam na ciężką pracę z dzieckiem w domu w 4 klasie Musiałam ograniczyć swoje wyjścia na fitness
Gocha
17 listopada 2016 at 20:17Zgadzam się ! Ustalony wcześniej program ma nauczyć nasze dzieci wszystkiego, jednak nadmiar oczekiwań powoduje, że zniechecają się. Praca domowa naszych dzieci staje się pracą całej rodziny, powodując przy tym ,,nerwówkę” mam trójkę dzieci wiem coś o tym.
nauczycielka
10 listopada 2016 at 06:57Wyobraź więc sobie, że wracasz do domu, marząc o byciu sobą, zdjęciu zbroi, odpoczynku, zwolnieniu tempa… Przecież każdy potrzebuje wytchnienia. Jednak kiedy tylko przekraczasz próg, Twój mąż/żona zaraz po „dzień dobry” mówi: – To bierz się za ten raport dla szefa, mam nadzieję że nie zapomniałaś go przynieść. Wiesz, że to ważne dla twojego awansu.
Tak właśnie wygląda życie każdego nauczyciela… Co do zadań domowych w pełni się zgadzam! Pozdrawiam
Kasia
10 listopada 2016 at 07:22Tylko, że jest jedno ale.. Nauczyciel pracuje ustawowo maksymalnie 18 godzin w tygodniu, a nie 40, a więc czasem ma w domu pracę do sprawdzenia. Dodatkowo ma conajmniej miesiąc wolnego na wakacje, ferie i wiele innych dni jak np. Dzień zaduszny, gdzie ludzie o innych zawodach są w te dni w pracy, ale wiecznie źle..
Marek
10 listopada 2016 at 08:52Nie, nauczyciel ma 18 godzin lekcyjnych w tygodniu. Mówienie że nauczyciel pracuje tylko w czasie lekcji, to jakby powiedzieć, że chirurg pracuje tylko w czasie operacji, a fotomodelka w momencie robienia zdjęcia (1/100 sekundy albo jeszcze krócej).
nauczyciela
10 listopada 2016 at 17:08Droga Kasiu,
To co nauczyciel robi na lekcji to tylko wypadkowa tego co robi w domu. Do każdej lekcji musi być maksymalnie przygotowany, to co robisz zależy od grupy, z którą parujesz a więc ten sam temat przerobiony na kilka sposobów. Po 18 godzinach przy tablicy nie zamykasz drzwi pracy za sobą i nie otwierasz ich następnego dnia. Co do wakacji owszem, ale jeśli potrzebujesz urlopu w ciągu roku szkolnego nie możesz go sobie od tak wziąć. Sama wybrałam ten zawód będąc tego świadoma i nie napisałam, że mi źle tylko, że tak wygląda rzeczywistość nauczyciela. Niestety ten kto nie ma styczności z tym zawodem poza szkołą nie jest w stanie zrozumieć tej pracy jej rangi i towarzyszących jej emocji…
Rodzic
13 listopada 2016 at 14:51Chcesz rozmawiać o emocjach i randze zawodu to podyskutuj z pielęgniarką, która musi obsłużyć sama 30 pacjentów na oddziale. Jak chcesz pogadać o stresie to zapraszam do korporacji. Rozwalają mnie te teksty nauczycielek o tym jak im źle… Wy macie ferie i wakacje a ja mam problem bo moje 26 dni tego nie ogarnia…
nauczycielka
14 listopada 2016 at 12:20Ktoś pisał, że mu źle?
oio
16 listopada 2016 at 20:20zapraszamy do szkoły:)
Iwona
20 stycznia 2017 at 18:00To trzeba było zostać nauczycielem. Kto pani kazał być pielęgniarką?
Jarek
15 listopada 2016 at 13:58Po pierwsze, proszę wybaczyć, ale przedmiotem tej dyskusji nie są problemy nauczycieli, lecz uczniów.
Po drugie, można odnieść wrażenie, że zadawanie uczniom (i rodzicom) pracy domowej jest dla nauczycieli swego rodzaju alibi i rozgrzeszeniem w przypadku, gdy uczeń czegoś nie umie. Na dobrą sprawę ocenę z klasówek, kartkówek, sprawdzianów, egzaminów powinno się traktować jako wypadkową predyspozycji intelektualnych ucznia i wkładu pracy nauczyciela.
nauczycielka
16 listopada 2016 at 17:12W szkole, w której pracuję nie ma zadań domowych, sprawdzianów i ocen. W pracach dzieci nie zaznaczamy błędów tylko to co zrobiły dobrze. Nie wymagamy od wszystkich aby umieli wszystko i byli świetni we wszystkim, ale dajemy możliwość rozwijania pasji. W mojej szkole podstawa programowa nie jest wyrocznią. Jeśli Wasze dzieci chodzą do szkół, w których wciąż panuje pruski system nauczania, szczerze współczuję.
Gocha
17 listopada 2016 at 20:23A to ciekawe !? Dziecko powinno otrzymać informacje ,że zrobiło źle w swojej pracy
I.Redzynia
17 listopada 2016 at 23:43Co to za szkola i gdzie??
Lady Punk
8 lutego 2017 at 19:11“W mojej szkole podstawa programowa nie jest wyrocznią.”
Obawiam się, że to jednak (choć pięknie brzmi) nie szkoła a jakiś twór szkołopodobny. Każda szkoła musi realizować treści zawarte w podstawie programowej objawionej przez MEN a jak tego nie robi – grozi jej likwidacja po kontroli kuratorium. Owszem, szkoła może realizować więcej niż jest określone w podstawie, ale podstawa jest tak napakowana, że trudno to robić…
Andżela
17 września 2017 at 10:56Tylko jeśli ktoś decyduje się być nauczycielem to bierze na siebie tą ewentualność. Do tego zawodu Pani nikt nie zmuszał zawsze można byłoby wybrać inny
iza
10 listopada 2016 at 05:56Rewelacyjny tekst. Ja tez widzę tak właśnie ten problem. Potem społeczeństwo widzi problem ze wszyscy zaognieni, zw brak więzi rodzinnych, że same rekiny sukcesu. …. tylko nie widzą ze od małego ludzi się próbuje tak właśnie ,, wytresować” ….
Edyta
9 listopada 2016 at 21:29Z mojego liceum, klasa biol-chem, pamiętam nauczycielkę muzyki – stawała na środku i mówiła “to jest liceum OGÓLNOKSZTAŁCĄCE”, uderzała kamertonem i zaczynaliśmy od “sol”. Na początku tego nie znosiłam, bałam się jej. W kolejnym roku już śpiewałam w szkolnym chórze. Śpiewałam z nut. Zaczynałam od “sol”, “re”, “do”.
Przedmioty artystyczne są potrzebne i mają służyć temu, co – nomen omen – zapisane w podstawie programowej MEN: odczytywania treści kultury (człowiek bez kultury = cham), wyrażania siebie poprzez sztukę (rysunek, malarstwo, fotografia, śpiew, taniec itd.). Kwestia realizacji.
Zadania domowe…
Kiedyś (PRL?) było 8+8+8: sen + praca + odpoczynek/rodzina. Umysłowa higiena, kontakty, relacje. OK, nie było “ekraników”, które zabijały czas, relacje, umysłową higienę. Jeśli obowiązkowa nauka zajmuje dziecku więcej niż 8h – nie ma ono szans na pełny rozwój, na pasje, budowanie przyjaźni. Czasem te 8h to lekcje + zadania, czasem tylko lekcje (w szkole, na obowiązkowych zajęciach dodatkowych wybranych przez rodziców, korepetycjach) i wtedy nie ma już w tych 8h czasu na zadania.
Nie chodzi o to, czy zadania mają być czy nie, ale o ich ilość i czas, jaki zajmują.
Płetwuś
9 listopada 2016 at 20:24Nikt nie ma racji z wyżej piszących.Dzieciństwo jest do określonego wieku:8 lat,a powinno być do 5 lat,bo dziecko już wtedy zaczyna szybko chwytać co i jak i powinno chodzić i uczyć sie obowiązków..W sumie i tak późno dziecko zaczyna poznawanie świata i dostrzeganie że życie to głównie obowiązki- i to mimo bólu wg. mnie same obowiązki…Każdy by chciał żyć bez myślenia,obowiązków…A najlepiej by manna pieniężna spływała z Nieba za to,że w ogóle żyjemy,prawda?.Zakłamywanie dzieci że jest lepsze niż przy agitacji wyborczej Nas dorosłych.Bezczelnie przekonujemy dzieci do takich idiotycznych rzeczy jak: Święty Mikołaj daje prezenty,pokazywanie bajek,że życie to sielanka,wszyscy są dobrzy,a niewielka ilość złych ludzi przegrywa- to nieprawda.Zakłamujemy dzieciom obraz prawdziwej rzeczywistości!Mówicie prawdę od razu i pokazujcie realia!Że nie ma Świętego Mikołaja a prezenty są od rodziców,za ich ciężką krawicę zarobioną w pracy.Że świat nie jest idealny,że nie zawsze wygrywa dobra dusza,ale czasami zła.Czas skończyć z takimi durnotami i zacząć dzieci od najmłodszych lat nastawiać na realia świata które są obecnie.To prawda: obecny kształt szkolnictwa jest idiotyczny: testy ABC,brak rozwijania logicznego myślenia,gonienie za programem.Z tym się zgodzę.Ale czy Wy macie sielankę w swoich pracach?Niejednokrotnie przychodzisz z pracy zmęczony,a musisz zrobić to co do Twoich obowiązków należy: Projekt,prezentację,udoskonalić wykres,dopieścić zaległą pracę tak by była perfekcyjna.Nikt nikogo nie trzyma w pracy dla obijania.Yo już nie te czasy.Tak samo w szkole: Zakres materiału może i jest duży,mało czasu i dużo materiału,ale to musisz obcykać,nie ma siły.To OBOWIĄZEK.Nikt nikogo nie pyta w pracy: masz siłę pracować?Może Ci mniej zadać materiału na następne zebranie,przecież rodzina ważniejsza.Nikt tego nie zrobi.Bo wynik sie liczy.Nikt nie patrzy na rodzinę siedząc w pracy.Praca to JEDNO,RODZINA zachodzi na dalszy plan,bo firma to nie rodzina.Ty masz tak robić swoje obowiązki,żeby nikt sie Twoich kompetencji nie doczepił,żebyś nie wyleciał z posady na 4 wiatry..W szkole też nikogo nie interesuje,czy Ty umiesz na 3,czy 4.Ile masz prac domowych zrobić.Masz Je zrobić a My to ocenimy.A to jak zrobisz to Twoja broszka- nie ważne że zmęczony,masz zrobić to co masz zlecone.W firmie masz za to wynagrodzenie finansowe.Im lepiej zrobisz i się wykażesz tym więcej zarabiasz bo wliczą premie.Masz za co żyć- dodatkowa Kasa się zawsze przyda,nawet na nieprzewidziane wydatki,im lepiej pracujesz masz większą szansę na Awans i lepsze pieniądze.W szkole To samo: tylko zamiast pieniędzy masz lepsze stopnie,im lepsze stopnie,większy awans jeśli chodzi o dobór szkoły i później pracy.Jeśli coś człowiek chce osiągnąc musi to wypracować.Nieraz poświęcając całe zycie by coś osiągnąć.Jak człowiek typu facet spotka osobę co mu się podoba i jest wolna( mało pradopodobne,ale jednak)- to musi nad tą znajopmością pracować jak i Ona.Inaczej tylko lata mijają w piach,bo rezultatu nier ma końcowego.WE związku małżeńskim są też obowiązki po pracy etatowej,też trzeba wypełniać.Dzieci nie tylko wobec szkoły ale też i wobec rodziców też mają obowiązki i muszą je wypełniać.
Tak narzekacie na niepsrawiedliwe trzaktowanie ludzi i dzieci: dużo obowiązków,mało czasu wolnego na rodzinę i czas dla siebie.To pójdźcie do kopalni,zróbcie w miesiąc po 12 h z sobotami np i tachajcie np kamienie 12 kilowe przez 8,12 h.To Ta praca co Wy teraz macie wswojej robocie czy przy odrabianiu prac domowych z dziećmi szybko zamieni się na raj Eden.
PS.Zapominacie o obowiązkach innych: o higienie,o codziennym zbieraniu brudnych ubrań do pralki i wymienianiu na czystych,o obowiązków w wychowaniu.o sprzątaniu mieszkań,o wynoszeniu śmieci do każdego kubła osobno,o płaceniu chociażby rachunków za faktury!To też obowiązki.Powtarzam jeszcze raz- sielanka trwa do 8 roku zycia,potem człowiek żyje 90% obowiązkami i 10% czasu wolnego- taki świat.I albo się dostosujesz człowieku Europy/Świata albo wylądujesz bez dachu nad głową,pracy,mieszkania i co najważniejsze : bez związku,dzieci i jedzenia.Może ktoś mnie minusować- takie zdanie wg wychowania powinno się akceptować,każdy jest inny.Ale nie zakłamujcie siebie i tego co jest.Real,to Real,kłamstwa to kłamstwa i tyle.
Żyjmy realiami a nie ułudą.
Pozdrawiam.
mama
9 listopada 2016 at 21:10jesli tak masz to Twoje zycie jest naprawde smutne. uwierz- da się zyc innaczej….
Waldemar
9 listopada 2016 at 21:45Chętnie podzieliłbym się z dzieckiem obowiązkami domowymi, ale do 22 odrabiało dziś matematykę.
Płetwek
11 listopada 2016 at 17:43Nie ma problemu po odroobionej pracy domowej niech pomaga w życiu domowym.Ja nieraz o 23 kończyłem pracę domową i myłe ptem garki po jedzeni i sprzątałem w trymiga [pokój swój.Krzywda od tego się nie robi.Za bardzo chuchacie na dzieci i za bardzo te dzieci wyrœczacie.Zamiast uczEfekt juyż dziś widać: do rodziców na Ty,do stard<zycyć samodzielności.Potem dziecko zamiast w zyciu poradzić sobie samemu do rodziców po radę i czekanie na pomoć czynną.Bo sam nie umie.Paranoja.Potem przychodzi do Nas pseudo fachowiec młody zerżnie na 300 zł za serwis np pralki a ptem po 2 dniach okazuje się,że inna całkowicie usterka jest i 2 tyle trzeba wydać,bo porpzedni "fachowiec po studiach" źle zdiagnozował usterkę.Szkolnictwqo dzisiejsze jak i wychowanie rodziców w statusie: bezstresowo bez dyscypliny i pasa to pogrążanie Polski w przyszłości!Dziś widać pseudo wychowanie bezstresowe: do Nauczyciela na Ty,kubeł śmieci na głowę,na rodziców na Ty- brak też egzekwowania decyzji rodziców,brak szacunku do starszych…I brak pracowitości-przecież rodzice sami za mnie załatwią moje sprawy.A w robocie siedzenie,obijanie się i awantura za małą wypłatę.Jeśli rodzicom nie zalezyt na wychowaniu potomstwa,to niech oddadzą do Wojska,do zakonu jak dawniej.Dyscyplina,fala w wpojsku czy też twarde zasady zakonne sz<ybko nauczą młodych ludzi prawdziwego zycia.
ana
16 listopada 2016 at 08:28Współczuję każdemu dziecku, które znajdzie sie w Twoim otoczeniu…
jonaelle
9 listopada 2016 at 21:56To bzdura, że życie jest tylko trudne. Nie żyjesz po to żeby pracować a pracujesz po to aby żyć. Jeśli uważasz, że musisz coś robić to znaczy, że gdzieś się zgubił się sens Twojego życia. Moje dzieci nie muszą otrzymywać prezentów od Św Mikołaja, uczę je, że prezenty są czymś miłym i wypływają z naszej miłości do obdarowanych – nie są żadną krwawicą moich rąk, tylko moim poświęconym czasem. Budowanie relacji z drugim człowiekiem właśnie na tym polega, że oddaję to co mam najcenniejsze, siebie i robię to bo chcę kochać a nie bo coś muszę. Obowiązki, wyścig szczurów daje właśnie takie efekty – sfrustrowanych konsumentów o wiecznej pretensji do innych, którzy być może mają mniej, ale potrafią czerpać z życia.
alla
30 listopada 2016 at 21:30Lubię to:)
Anna
9 listopada 2016 at 21:58Współczuję podejścia do życia. Właśnie o to chodzi że za dużo jest obowiązków. Zaczynamy stawać się robotami które coraz więcej pracują. Tylko że robot jak się zepsuje to się go naprawi, a człowiek jak straci zdrowie lub życie to nic tego już nie zmieni. Więc może czas trochę zwolnić i docenić całą resztę oprócz pracy i obowiązków. Czy jak dziecko kończy 8 lat to mamy odrazu zabrać mu wszystkie zabawki i zabronić się bawić? I czemu w wieku 8 lat? Do szkoły idzie się jak ma się 7, a do niedawna 6 lat? Nie wymagajmy od dzieci więcej niż mogą, bo za chwilę okaże się że nie były gotowe na to emocjonalnie i sobie z czymś nie poradzą- zrażą się i nie będą chciały więcej próbować lub wręcz wpadną w jakąś depresję. Depresje biorą sie z tąd że nie umiemy sobie z czymś poradzić. Łatwo w nią wpaść, a trudno sie z niej wyleczyć. Wracając do tematu to nie mówię tu o tym żeby dzieci nic nie robiły po lekcjach tylko przed komputerem czy telewizorem siedziały, ale jak mają codziennie po 7 – 8 przedmiotów i z większości jest zadane po kilka lub kilkanaście zadań, do tego trzeba nauczyć się na klasówkę, kartkówkę, przeczytać książkę, zrobić np. zielnik lub inne dodatkowe zadanie to chyba lekka przesada. A jeszcze żebyśmy choć 50% z wiedzy zdobytej w szkole wykorzystali w życiu to byłoby super. Bo ilu ludziom przydał się sinus z potęgi liczby pi do sześcianu lub inne “przydatne” wiadomości, które obowiązkowo trzeba się nauczyć? A tego jak PIT rozliczyć to nie ma kto nauczyć człowieka. Za to wiemy ile szczękoczółek ma mucha plujka. Dramat po prostu!
Płetwek
11 listopada 2016 at 17:10Szkoła jest do podawania tego co wiedza ludzka przez ten czas zgromadziła.Życia właściwego uczy Los i zycie.Doświadczeia dobre i złe.Każda wiedza sieprzyda,bo nikt nigdy nie wie co go w życiu spotka.W myśl przysłowia: Przezorny zawsze ubezpieczony,a wszycy dziś wiemy w jakich NIESTABILNYCH czasach żyjemy.Każdy walczy nie o biedę tylko o jakiś sukces.A suvkcesu bez pracy nie ma.Żyjemy zbyt krótko by docenić zycie i tym bardziej jest potrzebna jest praca.Zamiast te unikalne minuty życia spędzać na imprezach,sexie i pustych zachciankach,pomyślcie co można zrobić dobrego za waszego życia.Moje życie owszem zbyt szczęśliwe może nie było,ale dziś przynajmniej mam co do garnka włozyć,ubrać się- nie siedzę na garnuszku państwa.Wiem co to praca,co to wypłata,szanuję siebiem,pracę innych i wypłatę za pracę.Szanuje innych,ale dla swojego bezpieczeństwa nie ufam praktycznie nikomu.Nawet sobie.Im mniej ludziom ufasz tym lepiej dla Was.Bo niejeden udaje przyjaciela,tylko dla interesu.Mój interes jest taki: zarobić na swoje przeżycie,trzymać się obowiązków,odpoczynek mam po pracy jedząc za swoje zarobione pieniądze swoje jedzenieprzy filmie fajnym lub przez tramsijse sportową oraz poprzez spanie.Życie jest zbyt krótkie na lenistwo,zanim się młody człowiek obejrzy już 50tka tyka na zegarze biologicznym.I przychodzi potem rachunek sumienia.I [potem żal że mało zrobiłeś/łaś żeby coś osiągnąć bo ważniejsze lenistwo i dni wolne.A leki,emeryutura nieważne?Każdy po tym czasie chciałby zmiernić swoje nastawienie za młodu,przezyć jeszcze raz to co było dawniej i pozmieniać dawne decyzje na korzystniejsze.Tylko nie ma takich możliwości.Patrzcie w przyszłośc kątem włąsnych wyborów z przeszłości.Bo wybory z przeszłości rzutują na przyszłość.Zacznijcie sie zastanawiać nad życiem codziennie,nad każdą rzeczą,a nie robić tego co robi 10000 ludzi- takie małpowanie bo to trendy nie zawsze daje szczęscie,a puste życie.Jedynym wyjątkiem jest praca.Każdy pracuje bo musi.Bo gdyby nikt nie praqcował to nadal wisielibysmy jak orangutany na drzewie albo mieszkali w jaskiniach ubrani w listki palmowe okywające nasze ciała i intymne cześci ciała.
Sami się zakłamujecie,szukacie usprawiedliwienia dla waszego pustego zycia.
Lenistwo i brak jakiekolwiek aktywności w życiu tak krótkim to powszechna sprawa wygodnickiego społeczeństwa.Tylko ciekawe co przed odejściem do Innego wymiaru powiecie swoim bliskim?Byłem dumny ze swojego zycia-szczere słowa?Czy jako pocieszenie dla istnień które zaczynają życie i sa Waszymi następcami? Widać,że wolicie siebie i swoje potomstwo okłamać.Ale to Wasz wybór,wasze decyzje,wasze konsekwencje
Pozdrawiam
Idealistka?
14 listopada 2016 at 11:47Myślę, że naprawdę puste i smutne życie jest to poświęcone pracy i oglądaniu filmów, wydając hajs na rzeczy dla samego siebie. Nie można nie pracować, powinno się odkładać na emeryturę, ale dla mnie jakiekolwiek znaczenie życiu nadają inni ludzie, nasze doświadczenia, nawet głupie aktywności w wolnym czasie. Co Pan powie na łożu śmierci pielęgniarce? Że super Pan wspomina tę tyrkę po godzinach i że było warto, bo miał Pan przynajmniej pieniądze żeby później się lenić przed telewizorem? Uważam że Matka Teresa z Kalkuty ciężko pracując (bo tego nie krytykuję) miała “trochę” lepsze życie niż Pan… bo miało sens inny niż pieniądze… pozdrawiam, życzę Panu szczęścia z całego serca…
Korcia
9 listopada 2016 at 22:01Zastanawia mnie, jak wyglądało Twoje dzieciństwo, jak Ciebie rodzice motywowali do odrabiania zadań domowych, jak zachęcali do realizacji swoich pasji, jak przedstawiali życie. Brak wiary w to, że zrealizujesz się w życiu, brak walki o to co naprawdę kochasz zawodowo jest znaczący. Być może większe samozaparcie, pozytywne nastawienie do tego co chcesz i możesz osiągnąć (które w dużej mierze wynosi się z doświadczeń rodzinnych) sprawiłoby, że mniej goryczy a więcej pewności siebie biłoby z baaardzo długiego i smutnego postu.
Pozdrawiam.
Donka
9 listopada 2016 at 22:40Dobrze napisane, chcesz mieć miękkie ♥musisz mieć twarde siedzenie ?
Mamaaa
10 listopada 2016 at 17:36Fiu fiu ktoś tu miał ciężkie dzieciństwo. Nie oznacza to,że inni mają tak żyć. Współczuję Twoim dzieciom,a Tobie radzę iść na terapię. Przelane chore ambicje ojca na syna. Może od razu wyslijmy dzieci do pracy po co tracić czas….
Aga
11 listopada 2016 at 14:29Współczuję.Widzę życie trochę inaczej. Lepiej,łagodniej,szczęśliwiej. ..
Karol
13 listopada 2016 at 09:35W ciągu roku pracowałem i w niemieckim obozie pracy (właściciel był faktycznie niemieckim samorządem) i skandynawskim banku. W pierwszym wyzysk, w drugim work life balance do kwadratu. Współczuję że ktoś stawia na bycie przysłowiowym murzynem. Ja wybieram życie. Należalo jedynie wybrać odpowiednią ścieżkę samokształcenia w pewnym momencie aby móc żyć jak człowiek a nie maszyna. Ty jesteś albo belfrem albo wyzyskiwaczem z mordoru. Sam byłem PM-em i zrezygnowalem bo zbyt mocno wpływało to na moje życie rodzinne.
W szkole byłem trójkowiczem z pasjami po szkole i obie pasje dają mi do teraz chleb.
Jarek
15 listopada 2016 at 15:13Jeśli Pana realny świat tak wygląda, jak Pan to opisał to szczerze współczuję 🙁 Naprawdę da się żyć inaczej, tylko trzeba mieć odwagę pomyśleć, że jest to możliwe 🙂
Ja
9 listopada 2016 at 18:39Mój 10 letni syn w zeszłym roku szkolnym miał czasami po 17 zadań domowych z dnia na dzień,na lekcji 2 zadania a reszta w domu,czasami wydaje mi się,że obowiązki nauczyciela są przelewane na rodziców
sylwia
9 listopada 2016 at 22:50Nie wydaje się , tak jest. Ileż to razy słyszałam że dużo na weekend zadane bo mieli próby do przedstawienia albo zaś jakiś żółty dzień i w klasie nie zdążyli to mają zrobić w domu. Moja córka w pierwszej klasie rok temu (do której poszła bo już musiała, a w tym roku juz nikt nie musiała…) siedziała od 16 do 22 i odrabiała lekcje, a ja byłam na tyle głupia, że nie zrobiłam tego za nią.. . w imię czego? Gonię z lekcjami, oczywiście, bo jak zadane to trzeba zrobić, nie przewalczę tego, ale luzuje ostatnio coraz bardziej…widzę że szkoła bardzo przerzuca obowiązki na rodzciów, oj bardzo…
Dominik
9 listopada 2016 at 16:06Ja ma taki sposób: http://produktjednorazowy.pl/dlaczego-moj-syn-nie-chodzi-do-szkoly/
Ula J
9 listopada 2016 at 16:03Między innymi dlatego zdecydowaliśmy się uczyć nasze dzieci sami w domu. Jako rodzice jesteśmy jednocześnie nauczycielami. Kiedy syn chodził do szkoły min 2 h dziennie zajmowało odrabianie lekcji. Teraz ucząc sami zajmuje nam to 1h max półtorej….. czasem są dni że odpuszczamy. A weekend są totalnie wolne ? I dopiero teraz wiemy, że żyjemy i mamy mnóstwo czasu ?
sfrustrowana mama kilku uczniów
9 listopada 2016 at 15:37Mam 2 dzieci w szkole, za chwilę będzie 3. Uważam, że zadania domowe w takiej ilości, formie i częstotliwości w jakiej są aktualnie praktykowane to zmora dziecka i rodziców, a do tego rzadko mają sens.
Zastanawiam się co jest celem takiego zadania: powtórka, krótkie przypomnienie przerobionego materiału czy … co niestety najczęściej ma miejsce, przerobienie tego, czego nie zdążył nauczyciel na lekcji.
Więc niezależnie od tego czy zamiast lekcji dzieci spędzały by czas z rodziną, przy komputerze czy z koleżankami/kolegami, mają do tego prawo. Nie za pomocą lekcji powinniśmy odciągać dzieci od złych nawyków, zachowań czy marnowania czasu.
Czas w szkole to czas nauki. Czas po szkole, to czas innych aktywności.
Przemawia do mnie argument w artykule, jak bym się czuła, gdyby mój mąż zmuszał mnie do pracy po pracy …
A problem nauczycieli z systemem nauczania w którym funkcjonują, pracują to nie problem dzieci.
Mogą go zmieniać: metodologie nauczania, programy itp. Przecież to oni widzą absurdy tego systemu, dlaczego więc nic nie robią ? To my tworzymy świat w którym żyjemy. Nauczyciele jako najbardziej znający słabości systemu nauczania, powinni go zmieniać.
Mi
9 listopada 2016 at 13:30Wszystko prawda, co do joty! Tylko co tego, skoro dziecko musi odrobić prace domowe i przygotować się do minimum jednego (a bywa, że dwóch) sprawdzianu w tygodniu? Ja jestem od przedmiotów humanistycznych i angielskiego, mąż od matematyki i hiszpańskiego. Całe nasze rodzinne popołudnia schodzą na odrabianie lekcji. Horror! A gdzie zabawa, wspólne gry i zwykłe lenistwo?
agulek8
9 listopada 2016 at 11:22Ja siedzę jak i inni rodzice. Zastanawiam się co robią nauczyciele na lekcjach, skoro np. z angielskiego na lekcji przerabiają jedną stronę, a potem ja w domu siedzę i pomagam synowi odrabiać 3 strony. Dotyczy to wszystkich przedmiotów.
Tapati
9 listopada 2016 at 23:13A pomyślała Pani, że na lekcji nauczyciel może zwyczajnie nie zdążyć z materiałem bo dzieci są tak słabe że nie ogarniają tematu? Bo właśnie rodzice w domu nic z nimi nie robią? Nie da się nauczyć czegoś bez powtarzania w domu, bez pracy. Wiedza nie używana po prostu zanika. U mojej córki w szkole dzieci mają tak duże problemy z najprostszymi tematami, że nauczyciel nie wie w co ręce włożyć żeby to ogarnąć a system nie przewiduje czegoś takiego. Życie to nie bajka a dzieci też musza mieć jakieś obowiązki – chociażby naukę
rodzic
10 listopada 2016 at 09:32Dzieci w szkole, rodzice w pracy. Później rodzic ma swoje obowiązki domowe bo jest rodzicem. Nie dostaje z pracy zadań domowych, to dlaczego dziecko musi? System jest beznadziejny i nauczyciele są beznadziejni – taka smutna prawda.
Jeżeli nauczyciel nie potrafi dziecka nauczyć, a rodzic potrafi to znaczy że wina leży wyłącznie po stronie nauczyciela/systemu.
beznadziejna nauczycielka
10 listopada 2016 at 14:28Zapraszamy do szkoły. Skoro rodzic potrafi nauczyć swoje dziecko w domu, z pewnością perfekcyjnie nauczy też pozostałe dwadzieścioro pięcioro w 45 minut. Gratuluję dobrego samopoczucia i pewności siebie!
Gabi
10 listopada 2016 at 15:41Oczywiście, najlepiej zrzucic to na rodziców. Co zatem Pani zrobiła, Pani Nauczycielko, żeby system nauczania pozwalał dzieci nauczyć w szkole? Powtarzam: NAUCZYĆ, NIE UCZYĆ! Jestem na szczęście juz babcią, ale takich metod nauczania jak sa teraz nie rozumiem. Tylko kartkówki, sprawdziany i wszystko w formie testów. Ogłupianie dzieci i młodzieży. Na zasadzie trzech “Z”, czyli: zakuj, zdaj, zapomnij. Tragedia. Nic tu nie da zmiana systemu na 8- klasową podstawówkę, zmienić trzeba , i to koniecznie programy i system nauczania.
Stary Belfer
9 listopada 2016 at 10:03Z pewnością wielu z Was słyszało o 11 zasadach Billa Gates’a. W rzeczywistości autorem tych zasad jest tak naprawdę Charles Sykes – dziennikarz. Jeśli nie słyszeliście o nich, to może warto przeczytać: http://www.fokus.tv/news/11-zasad-billa-gatesa-ktore-pomoga-ci-osiagnac-sukces/10757
mama
9 listopada 2016 at 09:55Mam 3 dzieci, o 15h wracają ze szkoły, zjedzą obiad, a potem całe popoludnie kręci się wokół odrabiania lekcji. Najpierw zagonić do tego zmęczone dzieci graniczy z cudem, potem każdemu trzeba pomóc. Z każdego przedmiotu zadawane sa prace do domu. Odrobienie tego wszystkiego zajmuje nam dziennie nawet ok 2-3 godzin, a dzieci są z tych 4-kowych i 3-kowych uczniów. Kończą wieczorem, by umyć się, zjeść i pójść spać, aby nastepnego dnia wstać rano do szkoły. Jest to potwornie męczace zarówno dla dziecka jak i rodzica
Wiola
10 listopada 2016 at 08:45U mnie lekcje razy 4 ? także całe popołudnie od momentu kiedy dzieci wracają do domu kręci się wokół lekcji. A wieczorem jestem i ja wykończona i dzieci. Kto tyle wytrzyma czasami się zastanawiam .Zaczynam o 16 kończę po 20. Gdzie czas dla życia dla dzieci .Fajnie mają rodzice gdzie dzieci ogarniaja naukę, a u mnie nie po drodze z nauką. Człowiek cały czas na straży .Czasami czuje się że tylko wymagam i wymagam,a przecież jak nie zrobi zadania, jak nie pomogę to w szkole zostanie ukarany 1. I tak w kółko od 10 lat. Lekcje, lekcje i lekcje. ?
MAMCIA
9 listopada 2016 at 08:13A ja myślę, że dzieci powinny całą podstawę programową uczyć się w szkole. A wyłapane talenty. Należy rozwijać na dodatkowych DARMOWYCH ZAJĘCIACH, itp. Rodzice coraz więcej płacą za dodatkowe lekcje , nie tylko po to, żeby dziecko się nauczyło, rozwinęło, ale głownie po to, żeby wypełnić tym dzieciakom czas. Młodzież powinna mieć dostęp do DARMOWEJ! edukacji poza szkolnej, także w tym celu, aby rozwijać własne pasje, a nie tylko upodobania rodziców….
Tapati
9 listopada 2016 at 23:14Przecież szkoły zapewniają kółka zainteresowań – z moich doświadczeń wynika, ze to dzieci nie chcą na nie chodzić
Maria
8 grudnia 2016 at 16:37“A wyłapane talenty. Należy rozwijać na dodatkowych DARMOWYCH ZAJĘCIACH, itp. ”
czyli w przypadku ucznia zdolnego praca nauczyciela to przyjemność sama w sobie i pieniądze sie nie należą?
MAMCIA
9 listopada 2016 at 08:12A ja myślę, że dzieci powinny całą podstawę programową uczyć się w szkole. A wyłapane talenty. Należy rozwijać na dodatkowych DARMOWYCH ZAJĘCIACH, KÓŁKACH itp. Rodzice coraz więcej płacą za dodatkowe lekcje , nie tylko po to, żeby dziecko się nauczyło, rozwinęło, ale głownie po to, żeby wypełnić tym dzieciakom czas. Młodzież powinna mieć dostęp do DARMOWEJ! edukacji poza szkolnej, także w tym celu, aby rozwijać własne pasje, a nie tylko upodobania rodziców….
Agnes
9 listopada 2016 at 01:27@Racjonalista
Po co utworzono szkoły dogłębnie pokazuje ten film:
http://www.filmsforaction.org/watch/schooling-the-world-2010/
Dlaczego w swym wolnym czasie dzieci siedzą w sieci?
Ponieważ są
1. przemęczone szkołą i potrzebują relaksu (jak to pięknie kwituje młodzież, ‘muszą się odmóżdżyć’) – mózg przemęczony nie jest w stanie się niczym sensownym zainteresować, a tym bardziej zachwycić;
2. w świecie cyfrowym dzieci zawsze są bohaterami – nikt ich tam nie krytykuje, nie ocenia, mogą być kim chcą, znajdują tam podobnych sobie, u których znajdują pocieszenie i zrozumienie dla swoich silnych w tym czasie emocji na temat szkoły i życia w ogóle – nie znajdują tego natomiast u rodziców, dla których w najbardziej istotnym dla nich wieku nie tyle ważna jest ich osobowość i ich prywatne pasje, tylko oceny i to, co ktoś nieudolnie zapisał w podstawie programowej (kolejna podstawa programowa napisana na kolanie – pomijając wysoce prawdopodobną ideologizację społeczeństwa – nie będzie lepsza) – wyjdźmy najpierw naprzeciw tej bardzo istotnej potrzebie każdego dziecka i młodzieży – potrzebie akceptacji – niech będą bohaterami w swojej szkole (co jest niemożliwe, bo jeśli ktoś jest bohaterem dla kolegów, to przestaje nim być dla nauczycieli i odwrotnie), a przede wszystkim niech każde dziecko poczuje się bohaterem w swoim własnym domu;
3. dzieci po szkole zostawiane są często samym sobie, rodzice nie pielęgnują z nimi dobrych relacji, krytykują; oczywiście często sami są zapracowani i sfrustrowani, co niejednokrotnie wyładowują na swoich dzieciach 🙁 frustracja bierze się oczywiście stąd, że rodzice sami nie mają czasu na rozwijanie własnych zainteresowań i zamiast dostrzec błędne koło w którym tkwią i zacząć wspierać zamiłowania dzieci, zaproponować im coś poza środowiskiem szkolnym (towarzystwo szkolne nie zawsze jest pomocne w rozwijaniu pasji, często je deprecjonuje i skupia się na niegdyś niespotykanym do tego stopnia konsumpcjonizmie), wpychają ich w to samo błędne koło, w wyścig szczurów, nie wyobrażając sobie, że wypiekanie chleba i fryzjerstwo może być niezwykle pasjonujące – bardzo często dlatego nie potrafią inaczej, ponieważ nie znają alternatywy do szkoły systemowej. A alternatywa jest.
4. świat cyfrowy jest potężną ogarniającą nas zewsząd machiną i jest duuuuużo ciekawszy niż szkoła (staroświeckie lektury i układ oddechowy żaby) – nic dziwnego, że ich wciąga;
5. dzieci łatwiej się uzależniają niż dorośli (również od świata cyfrowego);
6. dzieci widzą, jak wielkie znaczenie dla rodziców ma tablet, tv, smartfon – nie daj Boże wypadnie dziecku jakiś gadżet rodzica lub jego własny z rąk – rodzice potrafią zrobić dziecku o to nieziemską awanturę. Nieziemskie awantury robi się przecież o rzeczy ważne i znaczące, czyż nie? Dla dziecka nabierają one przynajmniej takiego samego znaczenia co dla rodziców, a nawet większego, ponieważ niejednokrotnie zastępują im kontakty społeczne (czego powodem jest m.in. “izolowanie” dzieci w czterech ścianach, by były bezpieczne, wożenie ich od jednego budynku do drugiego);
7. kiedyś dzieci byli panami swojego wolnego czasu, dziś rodzice zarządzają swoim dzieckiem jak projektem i potrafią zamienić każdy rodzaj rozrywki swojego dziecka w walkę o być albo nie być, oczekując bicia rekordów (by ‘nie wywalać pieniędzy w błoto’). Nie liczy się już piłka nożna dla kopania piłki, rodzice oczekują goli na meczach, w przeciwnym razie rozliczą się z trenerem albo przepiszą dziecko do innej szkółki, w której wywinduje się talent dziecka.
To tylko niektóre argumenty, które przychodzą mi na myśl, kiedy czytam Pana komentarze. Kolejne się kłębią, ale teraz mam już wyłącznie potrzebę wylogowania się do życia.
Racjonalista
9 listopada 2016 at 09:53Może zostałem źle zrozumiany. Nie potępiam gier komputerowych jako formy rozrywki czy sposobu oderwania się od rzeczywistości. Sam lubię zagrać w jakąś grę od czasu do czasu. Jednak nie wierzę że mniejsza ilość zadań domowych sprawi że dzieci zaczną spędzać więcej czasu z rodziną czy raczej że rodzice zaczną więcej uwagi poświęcać swoim dzieciom. Tak się stało że domowy komputer pełni rolę niańki w wielu domach. Dzieci były zostawiane same sobie również wcześniej, lecz skoro nie było komputerów, musiały wykazać się kreatywnością i wyobraźnią żeby jakoś zabić nudę. Dzisiaj własna wyobraźnia jest zastępowana przez wirtualną rzeczywistość.
Stary Belfer
8 listopada 2016 at 22:57Całkowicie zgadzam się z Realistą. Jestem nauczycielem matematyki w technikum. Uczę już 25 lat. Zaczęłam pracę, gdy jeszcze nie było gimnazjum. Przygotowywanie do lekcji zajmowało mi kilka godzin dziennie, szukałam ciekawych zadań. Starałam się układać je w takiej kolejności, by uczniowie mogli na koniec lekcji rozwiązać jakiś problem. Przynosiło mi to satysfakcję. Na lekcji było tyle czasu, żeby nie tylko ćwiczyć podstawowe umiejętności, ale również robić coś trudniejszego. Potem przyszło gimnazjum i drastyczne ograniczenie godzin matematyki w szkole. Zaczęły zanikać również przedmioty takie jak fizyka, chemia, biologia czy informatyka. Na informatyce przestano uczyć programowania. Młodzież przychodziła z coraz mniejszymi umiejętnościami. O zadaniach składających się z większej liczby kroków właściwie mogę już zapomnieć na lekcjach, nie mówiąc o zadaniach problemowych. Staram się nie zadawać za dużo prac domowych. Zwykle są to 4 do 6 przykładów (5-15minut pracy). Młodzież w technikum jest bardzo obciążona czasowo. Ma o wiele więcej lekcji w planie niż młodzież w liceum (około 35 godz./tydz.). Jednak jeśli tego nie zrobię nic nie będą pamiętać z lekcji poprzedniej (mają zwykle 2 godz. matematyki w tygodniu). Większa patologia jest w dobrych liceach. Niestety matematyki jest mało, a materiału dużo. Nauczyciele zadają więc do domu. Uczniowie, aby móc nadążyć muszą brać korepetycje. Nauczyciel rozliczany jest z wyników egzaminów zewnętrznych, więc goni z materiałem, ćwiczenia pozostawiając korepetytorom. Wiem coś o tym , bo mam syna w klasie maturalnej. Reforma jest w Polsce potrzebna, ale głównie programowa. Odchudzić programy, zmienić standardy nauczania, więcej nauczania problemowego, więcej godzin na podstawowe przedmioty takie jak j.polski, matematyka i j.obcy, tak aby podstawowe umiejętności kształtowane były na lekcji, a wtedy praca domowa byłaby zbędna. Przedmioty artystyczne jak najbardziej powinny pozostać w szkole, ale bez ocen i bez obowiązkowych prac domowych. Niestety ani my nauczyciele, ani my rodzice nie zmienimy za wiele samodzielnie. Walcząc z pracami domowymi zmniejszymy naszym dzieciom szansę na lepsze liceum, a potem studia. Wiem, to wyścig szczurów, ale tak beznadziejnie zbudowany jest ten system w Polsce. O reformie w szkołach musiałby decydować ktoś bardzo mądry i niezależny. Na edukacji zna się u nas każdy, za wiele grup nacisku. Gdyby zmienić sposób nauczania na taki o którym pisał Realista, naprawdę uczniowie mogliby mieć mniej zadawane.
Przeszłam już tyle reform i tę przejdę. Najważniejszy to zdrowy rozsądek i wiedza, że za tym wszystkim są nasze dzieci, ich przyszłość i ich życie.
Stary Belfer
8 listopada 2016 at 23:15Przepraszam zmieniłam Racjonalistę na Realistę.
Racjonalista
9 listopada 2016 at 09:44Tak to właśnie wygląda. Ja chodziłem do technikum i codziennie miałem 7 lub 8 lekcji. Uczniowie liceum w klasie maturalnej mieli najwyżej 5 godzin dziennie. W technikum dochodzą przedmioty zawodowe i dlatego jest tyle godzin. Teraz proszę sobie wyobrazić że w klasie maturalnej (czwarta klasa technikum) nie miałem w ogóle fizyki, miałem natomiast wiedzę o kulturze, religię (2 godziny w tygodniu) a informatyka skończyła się po pierwszym roku. Na informatyce zagłębialiśmy się w obsługę Worda i Excela. To jest po prostu śmieszne (a może wręcz przeciwnie). Tak drastycznie spadł poziom w technikum po reformie edukacji.
Gabi
10 listopada 2016 at 15:48Nareszcie rozsądny głos pedagoga. Gratuluję Pani podejścia do tematu, ale co dalej? Myślę, że warto coś zadziałać, nie tylko protestować przeciwko reformie systemu. Co w tym temacie robi ZNP?
Mamuśka
8 listopada 2016 at 22:52Niedawno skończyłam.szkołę. wracałam do domu kilka zadań z matematyki wypracowania z polskiego i… klasówka z biologii. Spać po 12 (pracę domowe nie trwają niestety 5 minut) 6 godzin snu klasówka.mimo nauki napisana na 3 no niestety niewypoczęty umysł robi swoje… dzisiaj ludzie pytają czemu nie puszczam swojej 4 -letniej córeczki do przedszkola… kurcze za 2 lata jej się zacznie poranne wstawanie i o owiązki które skończą się dopiero jak dożyje do emerytury… niestety zaczynając szkołę zaczynamy wieczną charówkę prace domowe to tylko zniechęcanie do nauki i zabieranie odpoczynku który też jest BARDZO WAŻNY!!!
DRG
8 listopada 2016 at 22:27Może gdyby nauczyciele w szkołach uczyli a nie wymagali albo przerabiali podręcznik, tudzież wciąż odwoływali zajęcia z powodu ich nieobecności, można by mówić o NAUCZANIU w szkole. Tymczasem w szkole głównie się wymaga…. szkoda tylko że nie tego, czego sami nauczyciele nauczyli. Poza tym praca domowa uczy pewnych zasad, o ile ta praca domowa ma sens. 12 stron z jednego przedmiotu zadawane z dnia na dzień sensu nie ma. Pomijam ten “drobny” fakt, że mniej pracy domowej, więcej siedzenia przed komputerem i serfowania w sieci… Bo nie podejrzewam, że rodzice będą spędzać wtedy więcej czasu ze swoimi dziećmi 😉
Stary Belfer
8 listopada 2016 at 23:26Proszę mi wierzyć, to nie jest wina wyłącznie nauczycieli. Jeśli nauczyciel jest nieobecny, to powinien mieć zastępstwo, ale samorządy widzą tu oszczędności, lepiej lekcję odwołać i nie płacić, a przecież każdy ma prawo chorować. Przeładowane programy, nauka pod testy, rozliczanie nauczycieli z wyników na egzaminach zewnętrznych powoduje, że nauczyciele zamieniają się w palec wskazujący i mówią tylko uczniom czego mają się nauczyć. Potrzeba naprawdę wiele doświadczenia, aby nie tylko wymagać, ale i czegoś nauczyć. Jestem nauczycielem już tyle lat i ciągle nie wpadłam w rutynę, bo każdy uczeń jest inny, każda grupa jest inna i wymaga innego podejścia. Tego nie nauczysz się w dwa lata, dziesięć czy nawet jak ja 25.
Mamuśka
10 listopada 2016 at 07:45W szkole podstawowej , do której chodzi mój syn nigdy nie odwołują zajęć, zawsze są zastępstwa. Niestety wygląda to tak, że jak zachoruje pani od polskiego czy matematyki , to na zastępstwo przychodzi nauczyciel plastyki , muzyki, WF czy techniki albo religii. Dzieciaki noszą książki od polskiego i matematyki ( trochę ważą) a i tak nie są im do niczego potrzebne, bo każdy nauczyciel przychodzący na zastępstwo robi swoje. A matematyka i polski zostają w tyle. Kiedy nauczyciel wróci to wtedy dopiero jest nadrabianie zaległości. Efekt tego jest taki, że dzieciaki długo siedziały w szkole jak matematyk czy polonista chorował a po jego powrocie mają więcej zadawane do domu.
Jess
9 listopada 2016 at 10:18Ja spędzam z dziećmi dużo czasu jak nie mają lekcji oczywiście. I gdyby miały więcej czasu to nie siedzialyby przed komputerem. A tak szkoła, lekcje zajęcia dodatkowe które uwielbiają i wracamy do domu o 21. A kiedy czas na zwykły odpoczynek? Notoryczny brak.
Racjonalista
8 listopada 2016 at 18:24Polecam, warto obejrzeć. Tak wygląda system edukacji w USA.
Prace domowe? Co masz zadane? | Rada Rodziców Szkoły Podstawowej Nr 115 im. Wandy Turowskiej w Warszawie
8 listopada 2016 at 18:03[…] Co masz zadane? – kiedy życie rodzinne kręci się wokół zadań domowych […]
Racjonalista
8 listopada 2016 at 17:59Kiedyś było osiem klas podstawówki, dzieci robiły zadania domowe w domach i wszystko było dobrze. Kształciliśmy jednych z najlepszych inżynierów. Teraz każdy narzeka że poziom edukacji drastycznie spadł, że gimnazja to pomyłka itp. a jednocześnie ludziom nie podoba się że dzieci muszą posiedzieć przy książkach w domu. Każdy mówi jak to jest w USA że dzieci tyle zadań domowych nie mają. Może i nie mają ale jak ktoś pójdzie na studia w USA to zobaczy że ponad połowa profesorów, którzy tam wykładają to obcokrajowcy. Amerykanie są po prostu za głupi, dlatego ściągają profesorów z Europy i Azji. Inna sprawa że jeżeli dziecko będzie miało mniej zadane do domu, to wolny czas spędzi przed komputerem a nie tak jak innym się wydaje, z rodziną itp. Uważam że zwłaszcza młodzież (16-18 lat a może i więcej) powinna mieć jeszcze więcej zadań domowych. Przynajmniej nie mieliby czasu na głupoty takie jak włóczenie się bez celu po centrach handlowych albo po mieście. Nastolatki, zamiast myśleć o tym jak zostać galeriankami, siedziały by przy książkach w domu i wyszło by im to na lepsze.
Problemem nie jest ilość zadań domowych ale to co się dzieci w szkole uczą. Po co komu plastyka i muzyka np. w szóstej klasie? Jeżeli ktoś nie ma talentu do rysowania lub śpiewania to nic tego nie zmieni.
J.R.R.
8 listopada 2016 at 18:25Za przeproszeniem, ale prawie wszystko co napisałeś to obiegowe brednie. Jest dokładnie odwrotnie – np. gimnazja sprawiają, że ogólny poziom wiedzy w danym roczniku jest wyższy, bo wymusza dłuższą naukę w środowiskach z pokolenia na pokolenie nauką niezainteresowanych. A twierdzenie, że celem nastolatki jest zostanie galerianką, śmierdzi już dramatyczną ignorancją.
Racjonalista
8 listopada 2016 at 19:08Oczywiście, jeżeli chodzi o zostanie galerianką to napisałem to umyślnie na wyrost.
Co do gimnazjów, to nie tylko moja opinia. Wiele ludzi narzeka na gimnazja i mówi że to był błąd. Prawda że nauka trwa o rok dłużej ale za to liceum jest o rok krótsze. Poza tym, program nauczania w gimnazjach jest strasznie okrojony. Uczniowie na matematyce w trzeciej klasie gimnazjum uczą się mniej niż dawniej uczniowie w ósmej klasie. wiem bo do gimnazjum niestety chodziłem. Proszę zobaczyć jak nastolatki spędzają czas wolny. Wiele razy słyszałem jak piętnastolatek chwalił się ile to wypił na imprezie. Wcale tego nie zmyślam.
Pas_
8 listopada 2016 at 22:20Nie wiem jak tam rzeczywistość gimnazium ale 8 klas znam dobrze. Moi koledzy i ja w wieku 15lat obracaliśmy podprowadzone staruszkom winiacze… a potem dyskutowaliśmy o tym. Natomiast mając 17+ (to czas szkoły średniej) obracało się winiacze na ławeczce w parku urywając sie z zajęć. Jeśli nastolatkowie robią tak i dziś to jest to normalne.
Zadań w podstawówce za to miałem pierdylion w stosunku co jest obecnie praktykowane. Codziennie i prawie z każdego przedmiotu coś było do zrobienia. Do dziś pamiętam starą szkołę, do godziny powiedzmy 21 przepisywanie jakiś zasmarkanych kartek po milion razy “Ala ma kota” żeby ładnie, równo były literki, i w linniach (klasa 1-4). No i fakt ćwiczenie czyni mistrza. Tylko jakoś nie wywołało to mojego zainteresowania kaligrafią. Za to koleżanka pisząca oryginalną pochyłą czcionką, wzbudziła takie zainteresowanie.
Ostatnie słowo to klucz nauczyciel ma zainteresować ucznia zdobyciem wiedzy, to jest podstawowy cel dobrego nauczyciela.
Wtedy taki uczeń sam będzie szukał wiedzy i szwendanie po markecie będzie tylko przerywnikiem.
Racjonalista
8 listopada 2016 at 22:59Dokładnie. W podstawówce mieliśmy codziennie jakieś zadanie domowe i jakoś nikomu się krzywda nie stała. Oczywiście, nie każda praca domowa ma sens. Wiadomo, kaligrafia była nudna ale umiejętność (czytelnego) pisania też jest ważna. Tak samo plastyka pomaga wyrobić zdolności manualne. Uczenie plastyki ma sens jeżeli mówimy o dzieciach w podstawówce (powiedzmy do 12-14 lat). W starszych klasach plastyka w szkole moim zdaniem jest zbędna. Dlatego w klasach starszych plastyka powinna być przedmiotem opcjonalnym, żeby uczniowie, którzy chcą rozwijać swoje umiejętności nie byli pokrzywdzeni. Co do picia alkoholu przez młodzież, to fakt, zawsze było i będzie. Jednak uważam że w tamtych czasach młodzież była mimo wszystko rozsądniejsza. Jako dzieci, spędzaliśmy cały wolny czas na zewnątrz a nasze zabawy wymagały od nas kreatywności i wyobraźni. Nie tak jak dzisiaj, że dzieci jeżdżą rowerami ze smartphonem i szukają pokemonów. Pomimo ogromu zadań domowych i materiału, który musieliśmy opanować, jakoś znajdowaliśmy czas na wspólne spędzanie czasu z przyjaciółmi. Może problemem nie jest ilość prac domowych ale to, ile czasu dzieci marnują przed komputerem lub tabletem? Nie rozumiem nauczycieli, którzy twierdzą że praca domowa jest zbędna. Żeby nauczyć się matematyki, trzeba rozwiązać wiele zadań, żeby dobrze coś rozumieć. Oczywiście, jednemu przyjdzie to łatwiej a innemu trudniej. Praca domowa jest w tym wypadku sprawdzianem wiedzy ucznia. Na lekcjach uczeń siedzi i tylko słucha (bądź nie). Odrabiając pracę domową, uczeń musi wykorzystać wiedzę zdobytą na lekcji, więc jest to dobry sprawdzian jego stanu wiedzy i tego czy dobrze wszystko rozumie.
Basia
8 listopada 2016 at 23:18Brawo ☺
Mum
9 listopada 2016 at 06:05Moje dzieci, dziś studenci na dobrych uczelniach, twierdzą, że gimnazjum to stracony czas. To, czego się nauczyły, to zasługa podstawówki i liceum. A chodziły do podobno najlepszego gimnazjum w mieście…
Racjonalista
9 listopada 2016 at 09:58Sam skończyłem studia techniczne. Będąc na pierwszym roku miałem ogromne braki z matematyki. Siedziałem, słuchałem i się zastanawiałem o czym inni mówią, bo ja takich rzeczy nie znałem. Wszystko przez wspaniałą reformę edukacji. Żeby nauczyć się pochodnych funkcji, musieliśmy płacić za dodatkowe godziny w szkole, bo w programie nauczania tego nie było. Było za to miejsce na wiedzę o kulturze, biologię, geografię czy religię. Funkcje trygonometryczne, które były (tak mi się wydaje) w szkole podstawowej kiedy to było osiem klas, poznaliśmy dopiero w technikum. Nie miałem innego wyboru jak zacząć się uczyć matematyki samemu w domu.
Katarzyna
8 lutego 2017 at 08:36Racjonalista, stawiasz biologie i geografie w jednym rzedzie z religia? Blagam… Ja rowniez jestem inzynierem, teraz juz dr inz i rowniez uwazam, ze matematyka w szkole to jakis smiech w porownaniu ze studiami ALE… biologia jest rownie wazna. Nie rozumiem traktowania po macoszemu nauk biologicznych. Biologia dla inzyniera jest tak samo wazna jak matematyka dla prawnika. Chodzi o to, by MIEC POJECIE o swiecie. Przez to, ze biologii w klasach bez rozszerzenia jest jedna godzina w tyg (liceum) to potem mamy takie kwiatki, jak prezentuje nam np PiS. A z ta wiedza o kulturze tez bym dyskutowala, bo co to za czlowiek ktory konczy mature (egzamin dojrzalosci) i nie wie jak odroznic Matejke od Picassa… System CALY jest zly, ale na pewno nie przez nadmierna nauke biologii.
Stary Belfer
9 listopada 2016 at 10:34Ciągle zastanawia mnie jak to jest z tymi lepszymi wynikami naszej młodzieży gimnazjalnej. Znam oczywiście wyniki testów PISA. Widzę wyraźnie, że podskoczyliśmy w rankingach do góry, a jednocześnie widzę jak zmieniła się młodzież, która przychodzi do naszej szkoły. Teraz wymagam od ucznia technikum tego, z czym kiedyś radzili sobie uczniowie zawodówki. I nie mówię tu o nauce pamięciowej, ale o rozwiązywaniu zadań z matematyki. Wystarczy zajrzeć, do analizy matur. Piąty standard “Rozumowanie i argumentowanie” sprawia uczniom olbrzymią trudność. 20-30% uczniów poradziło sobie z tym typem zadań.
Może jest tak, że Polska nauczyła się już jak uczyć pod testy.
Racjonalista
9 listopada 2016 at 10:44Tak jak już pisałem wcześniej, uczniowie nie uczą się myśleć samodzielnie tylko wkuwają określone schematy, narzucone przez system. Poza tym wyniki testów są dobre ponieważ testy są łatwiejsze. Uczelnie są rozliczane z ilości “wyprodukowanych” magistrów. Studenci są gorsi niż kiedyś więc jak zwiększyć liczbę magistrów opuszczających mury uczelni? Tylko i wyłącznie przez obniżenie poziomu nauki, obniżenie wymagań stawianych studentom.
Anna
8 listopada 2016 at 18:51Te marginalizowane przez Pana przedmioty jak platysyka i muzyka są ważne dla wszystkich dzieci. Nie tylko tym które będą mogły wykorzystać to w swoim życiu zawodowym.
Chociaż tak nawiasem mówiąc architekci oprócz matematyki i fizyki mają przecież przy rekrutacji na studia obowiązkowy egzamin z rysunku odrecznego.
Wpływają na rozwój i pozwalają na wyładowanie emocji. No ale to przecież tylko niepotrzebne rzeczy…
Racjonalista
8 listopada 2016 at 19:11Jednemu potrzebne a drugiemu nie. Takie zajęcia powinny się odbywać w formie obowiązkowych zajęć dodatkowych. Uczeń powinien móc wybrać czy chce chodzić na plastykę czy na kółko teatralne lub poetyckie czy też uczyć się śpiewu. Inni natomiast zamiast męczyć się ze śpiewaniem bądź rysowaniem, mogliby uprawiać jakiś sport bądź dołączyć do innego kółka zainteresowań np dodatkowa fizyka bądź chemia.
Joanna
8 listopada 2016 at 19:53Myślę że nie do końca wiesz co piszesz. Poziom nauczania spada bo źle wychowujemy dzieci, nie mają szacunku do nauczycieli ale i rodzice nie okazują szacunku swoim dzieciom. Zawsze ten kto chce to się nauczy. Jak nie w tym roku to w następnym. Od miesiąca nie mam kiedy iść z dziećmi na basen bo jak nie jedno to drugie ma tyle pracy. Owszem dwa razy w tygodniu mają jakieś zaj dodatkowe na własne życzenie. A muzyka i plastyka jest bardzo ważna bez względu na zdolności.
Racjonalista
8 listopada 2016 at 20:32Doskonale wiem co piszę. W moim przypadku, muzyka wiązała się z ogromnym stresem ponieważ śpiewanie przed całą klasą nie było niczym przyjemnym. Jeżeli chodzi o plastykę to z tego też nie czerpałem przyjemności. Dużo czasu musiałem poświęcić w domu żeby dokończyć jakiś rysunek. Oczywiście są ludzie, którzy uwielbiają rysować i tacy powinni rozwijać swoje zdolności. W moim przypadku, te przedmioty były zbędne. Gdybym mógł to chętnie bym ich zastąpił czymś innym, choćby dodatkową lekcją matematyki. Sam również widzę jak córka znajomej męczy się z rysunkami bo pani od plastyki coś się zawsze nie podoba. To że dzieci nie mają szacunku do nauczycieli to święta prawda. Niestety, ten brak szacunku wynoszą z domu, chociaż czasami nauczyciel nie potrafi na ten szacunek zasłużyć. To nauka napędza przemysł. Jeżeli chcemy aby nasz kraj się rozwijał, powinniśmy kłaść większy nacisk na przedmioty ścisłe. Kiedyś czytałem artykuł o tym jak gospodarka pewnego kraju (chyba chodziło o Chiny ale nie jestem pewien) przyśpieszyła po tym jak położono większy nacisk na przedmioty ścisłe. Problemem polskich szkół jest również to, że zabijają w uczniach kreatywność i samodzielne myślenie. Na przykład na lekcjach języka polskiego, podczas interpretacji wiersza, uczniowie muszą ze swoją odpowiedzią wpasować się w klucz. Nauczyciel oznajmia że ten wiersz jest o tym i o tamtym a poeta miał na myśli to i tamto i to jest święta prawda objawiona. Nie uczymy dzieci samodzielnego myślenia i bronienia/uzasadnienia swojej opinii tylko wciskamy im schematy, według których mają myśleć. Uczniowie mają podane jak na tacy, że ten czy tamten bohater książki jest postacią pozytywną a inny postacią negatywną i tak ma być. Jeżeli ktoś w wypracowaniu napisałby inaczej to z pewnością ocena poleci w dół.
zmorus
11 listopada 2016 at 21:18Nauka funkcji trygonometrycznych czy tym podobne powinny być tylko w zajęciach dodatkowych. Czy ktoś potrzebuje takiej wiedzy w normalnym życiu. Nie! Uczymy się masy niepotrzebnych rzeczy, które w życiu nam się nigdy nie przydadzą.
Mój syn w 4 klasie podstawówki uczy się już potęgowania. Warto to wiedzieć, ale z drugiej strony nigdy jeszcze nie było to mi w życiu potrzebne!
Katarzyna
8 lutego 2017 at 08:40Serio? Nigdy nie bylo ci w zyciu potrzebne potegowanie? To co ty robisz, nie wychodzisz z jaskini??? Wlasnie powinienes sie cieszyc, ze twoje dziecko bedzie umialo potegowac, potem liczyc funkcje trygonometryczne… Dzieki temu moze poszerzy swoje horyzonty i nie bedzie musialo isc w slady rodzica!
Bigusia
9 listopada 2016 at 10:16Wydaje mi się, że z tym rozładowaniem emocji nie masz racji. Kiedy chodziłam do szkoły podstawowej( 8 klas), plastyka, muzyka czy technika to były przedmioty przyjemne, relaks w ciągu szkolnego dnia.
Jeszcze kiedy moje starsze dzieci chodziły do gimnazjum w latach 2000-2003, nie słyszałam od nich, że są to przedmioty problematyczne.
Teraz moje najmłodsze dziecko jest w 1 klasie gimnazjum i wyobraź sobie, ze ma zadania domowe( nie tylko rysunki) ze wszystkich tych “lekkich” przedmiotów, mało tego- ma też prace klasowe z plastyki( historia sztuki), z techniki( np. ostatnio z witamin i wszystkiego o nich). To już nie są przedmioty, na których się odpoczywa, kończy lekcję, ewentualnie rysunek w domu, jeśli na lekcji zabrakło czasu. To jest wkuwanie, może i potrzebna wiedza, ale proces jej nabycia naprawdę nieprzyjemny, jeśli zdarzy się, że trzeba nauczyć się też z innych przedmiotów.
Racjonalista
9 listopada 2016 at 10:39Tak jest. Nauczyciele plastyki lub muzyki chyba zapomnieli jaki jest cel tych przedmiotów. Wydaje im się że te przedmioty są najważniejsze w szkole. Obcowanie ze sztuką nie na tym polega. Jeżeli te przedmioty mają pozostać w szkole to powinny być dobrowolne lub na zasadzie zaliczenia (bez ocen). Jak można stawiać uczniom oceny za śpiew? Ktoś ma ładny głos od urodzenia to dostanie lepszą ocenę, jeżeli ktoś nie jest tak utalentowany to na starcie już ma gorzej. Gdyby na muzyce, zamiast zmuszać uczniów do śpiewania, nauczano teorii muzyki (nuta, rytm, tempo itp. itd.) to wtedy każdy by miał równe szanse. Piszę w oparciu o własne doświadczenie. Może u kogoś muzyka wyglądała inaczej.
Stary Belfer
9 listopada 2016 at 10:40Dziękuję za ten głos. O tym właśnie pisałam. Świetnie, że te przedmioty są, ale nie powinno być z nich ocen i obowiązkowych prac domowych. Dzieci powinny skupić się na innych przedmiotach, a tam się zrelaksować, rozwijać swoje talenty i zainteresowania.
zmorus
11 listopada 2016 at 21:25Popieram. Żadnych ocen na zajęciach z muzyki, plastyki, religii, techniki. Natomiast lekcje te być powinny, bo rozwijają nasze dzieci. Gdyby jednak nie było ocen i zadań domowych z tych przedmiotów, to nawet dzieci, które nie mają talentów w danym kierunku, nie denerwowałyby się niepotrzebnie na lekcjach że czegoś nie zaliczą.
Tak naprawdę szkoda, że ministerstwo edukacji nie bierze pod uwagę zdania rodziców przy reformach szkolnictwa. Wiele dobrego można by wprowadzić.
wer
9 listopada 2016 at 12:24po co komu plastyka? może po to, żeby będąc już dorosłym, nie upierał się na spotkaniach wspólnoty mieszkaniowej, aby pomalować kamienicę w różowo-sraczkowe fallusy? i żeby nie wykłócał się na wywiadówkach u własnego dziecka, że na imprezie szkolnej muzyka musi być z gatunku disco-polo, bo przy tym się fajnie tańczy? ja też chodziłam do ośmioklasowej podstawówki i bardzo Ci współczuję, bo u mnie nie było prac domowych, jedynie od czasu do czasu wypracowanie, praca plastyczna lub kalendarz pogodowy. dziwne, co nie? a mimo to, brałam udział w olimpiadach przedmiotowych, dostałam się do dobrego liceum i skończyłam studia. mam 40 lat i naprawdę fajną pracę, do której lubię chodzić. przedmioty, nazwijmy je artystyczne, plus te wszystkie techniki i inne powinny być równoprawne z przedmiotami ścisłymi! człowiek to złożona istota, do rozwoju potrzebuje bodźców z różnych stron. a tak prywatnie, mam nieodparte wrażenie, że Jesteś sfrustrowanym nauczycielem, który nie lubi swojej pracy 😉
Racjonalista
9 listopada 2016 at 12:46Tutaj się bardzo mylisz. Nie jestem nauczycielem a ponadto nadal się kształcę. Oczywiście że człowiek jest złożoną istotą i czasem potrzebuje oderwać się od zadań z fizyki, matematyki, obliczeń itp. i że plastyka czy muzyka może mu w tym bardzo pomóc. Dzieci w podstawówce nie wiedzą kim chcą być w przyszłości, nie wiedzą również jakie drzemią w nich ukryte talenty, dlatego przedmioty artystyczne w szkole podstawowej powinny zostać. Sztuka przemawia jednak inaczej do każdego. Moim zdaniem stawianie ocen za śpiew czy za zdolności plastyczne (rysowanie, malowanie) jest błędem. Czasami w telewizji widzimy jak obraz, na którym jest kilka kresek zostaje sprzedany za milion dolarów podczas gdy na lekcji plastyki, uczeń za taki rysunek dostał by bardzo słabą ocenę. W moim przypadku plastyka wyglądała tak, że nauczyciel kazał coś namalować (drzewo, dom itp.) i później to oceniał. Nikt mnie nie uczył jak rysować np. ludzką twarz, jakie są proporcje twarzy, ludzkiego ciała, jakie są zasady rysowania człowieka itp. Musieliśmy tylko rysować to co widzimy a na koniec to było oceniane. Taki sposób nauczania plastyki jest dla mnie bez sensu. Te przedmioty są ważne we wczesnych latach nauki ale nie dam sobie wmówić że uczeń w maturalnej klasie technikum, potrzebuje uczyć się o sztuce, kiedy powinien skupić się na maturze i egzaminach na studia.
Jola
13 listopada 2016 at 17:51W szkole w ogóle nie powinno być ocen 🙂 Zadania domowe maja sens dopiero w szkole średniej 🙂 Lekcje w szkole sa nudne, nauczyciele stereotypowi. Muzyka i sztuka powinny być w każdej szkole i nauka gry na instrumencie też. Poprawia to koordynację itp.