Jakie obawy, lęki niepokoje może przeżywać dziecko? Kamila Olga Stępień-Rejszel – psycholożka, z którą rozmawiałam na temat dziecięcych lęków i zmartwień – mówi: „Wszystkie. Wszystkie lęki i zmartwienia, których doświadczają dorośli, mogą przeżywać również dzieci”.
Dziecięce zmartwienia
“A czym ty się możesz martwić? A czego tu się bać?”- słyszałam od dorosłych, kiedy w dzieciństwie przyznawałam się do lęku lub niepokoju. Dorośli byli zdziwieni, a nawet poirytowani moimi obawami, bo ich powody wydawały się im błahe, albo „wymyślone”. A ja do dziś pamiętam jak dotkliwy był dla mnie pięcioletniej lęk, że ktoś wkradnie się do mojego pokoju, gdy będę spała, czy lęk przed zostaniem w domu bez dorosłego. Pamiętam, jak zamartwiałam się, że mojej babci lub mamie coś może się stać, że świat się skończy, że bomba atomowa zmiecie nas z powierzchni Ziemi, że moi bliscy kiedyś umrą, że umrę ja. Miałam 5, 7, 10 lat i nikt nie brał poważnie moich emocji. Musiałam radzić sobie z nimi sama. Nie znałam jednak sposobów na to „radzenie sobie”, więc po prostu trwałam w lęku, czasem płakałam, ale tak, żeby nikt nie widział, żebym nie musiała opowiadać dorosłym, co mi jest, bo znów by się na mnie złościli, że sobie wymyślam, że nie mam powodów i tylko zawracam im głowę.
Dziś myślę, że otaczający mnie dorośli nie wiedzieli, jak zareagować na moje niepokoje. Nie traktowali ich poważnie, bo w tamtych latach w ogóle dzieci nie traktowano poważnie. „Dzieci i ryby głosu nie miały”. Od tamtego czasu na szczęście wiedza w zakresie psychologii dziecka, relacji, rozwoju niesamowicie się rozwinęła i my jako rodzice możemy już reagować inaczej.
Dorosłym może się wydawać, że dziecięcy świat wolny jest od zmartwień, że dopiero dorosłe życie to są poważne problemy. Fakt – dziecko nie musi pracować, utrzymywać rodziny, troszczyć się o pieniądze, kredyt, kurs franka, według nas nie ma wymagającego szefa, nie gonią go terminy raportów, cele sprzedażowe, czy inne parametry, od których zależy pensja, premia, awans. Mając lat siedem czy jedenaście nie przeżywa kryzysów małżeńskich, gospodarczych, klimatycznych, nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia militarnego…
Czyżby?
Czym martwią się dzieci?
Lęk i niepokój wywołują określone odczucia w ciele oraz reakcje, które są takie same u dorosłych i u dzieci. W książce „Moje niepokoje” psycholożka Amy Nasamran wyjaśnia wiele aspektów lęku, stresu i niepokoju. Sięgając do jej prostego opisu, przypomnijmy sobie, jakie odczucia w ciele towarzyszą lękowi. Amy Nasamran wymienia:
- „motyle w brzuchu” albo ból brzucha,
- zawroty głowy albo ból głowy,
- suchość w ustach,
- krótki, szybki oddech (jak po sprincie),
- szybkie bicie serca,
- napięcie mięśni,
- pocenie się,
- drżenie dłoni, ramion albo nóg,
- trudności z zaśnięciem,
- brak apetytu lub niemożność jedzenia.
Autorka książki zwraca także uwagę na to, że wszyscy niezależnie od wieku reagujemy tak samo w sytuacjach budzących w nas poczucie zagrożenia: walką (lub gotowością do walki), ucieczką lub „zamrożeniem”.
Dzieci przeżywają lęk i zmartwienia tak samo, jak dorośli. Ich emocje mogą dotyczyć nieco innych spraw, ale ich przeżywanie – odczucia w ciele, odczuwanie emocji, reakcje i zachowania, wpływ na codzienne funkcjonowanie – są takie same, jak u dorosłych. A może nawet bardziej dotkliwe, bo dorośli mają już wypracowane sposoby radzenia sobie z lękiem czy niepokojem, a dzieci nie.
Dziecięce zmartwienia dotyczą wymagań w szkole (która jest „pracą” dzieci), ocen, zadań, relacji z rodzicami, rówieśnikami, nauczycielami. Dzieci martwią się też tym, o czym dowiadują się z programów informacyjnych czy rozmów dorosłych. Doskonale wyczuwają ton zagrożenia w komunikatach na temat kryzysu gospodarczego, wojny w Ukrainie, czy katastrofy klimatycznej, wyłapują z naszych rozmów zdania pełne napięcia – o niepewnej sytuacji finansowej, o chorobie w rodzinie, o tym, czym my sami się martwimy. Nie mają takiej wiedzy o świecie, żeby wszystko właściwie zrozumieć, ale to nie chroni ich przed lękiem, przeciwnie – z usłyszanych fragmentów, zobaczonych mimochodem obrazów i toczonych nad swoją głową rozmów dorosłych, dziecko składa sobie obraz sytuacji tak, jak potrafi i wyciąga wnioski nie zawsze prawdziwe, ale często dla niego bardzo niepokojące.
Kamila Olga Stępień-Rejszel w naszej rozmowie podała taki przykład: „Dziecko może usłyszeć przez przypadek rozmowę rodziców na temat kredytu, tego czy wystarczy na kolejną ratę, albo o ile znowu wzrosną czy opadną stopy procentowe, i może sobie pomyśleć: „Ojej to może będziemy musieli wyprowadzić się z domu, możemy nie mieć na prezenty, Mikołaj nie przyjdzie”. Dzieci próbują tak jak potrafią nadać znaczenie temu, co słyszą, odnosząc to do znanego sobie świata”. A ten znany dzieciom świat jest jednocześnie światem bardzo im bliskim, ważnym, bezpośrednio ich dotyczącym.
Jak chronić dzieci przed lękiem i niepokojem?
Kiedy już uświadomimy sobie, że dzieci, tak jak my, mają swoje zmartwienia i że są one nie mniej dotkliwe i ważne od naszych, z pewnością przyjdzie nam do głowy pytanie: Jak je przed tymi emocjami ochronić? Wiemy bowiem, jak nieprzyjemny a czasem destrukcyjny i bolesny może być lęk lub niepokój. Jednak rolą dorosłych nie jest ochrona dzieci przed emocjami, lecz nauczenie ich, jak sobie radzić z tym, co trudne. Oczywiście nie chodzi też o to, żeby nie reagować w sytuacjach rzeczywistego zagrożenia. Jak często w wychowaniu – chodzi o mądre towarzyszenie, przewodnictwo i umiejętne balansowanie między pomocą a przestrzenią na doświadczanie.
Lęk i skłonność do zmartwień są potrzebne każdemu człowiekowi – stanowią nasz system alarmowy. A my mamy nauczyć dzieci dobrze z niego korzystać. „Nasz mózg reaguje martwieniem się, lękiem i niepokojem na ewentualne zagrożenia. Jest to naturalna reakcja, która chroni nas, ludzi, od początku istnienia naszego gatunku. Martwienie się pozwalało naszym przodkom przygotować się na codzienne niebezpieczne sytuacje” – wyjaśnia psycholożka i terapeutka Lauren Mosback w książce „Każdy czasem się martwi”.
Ile lęku wystarczy, a ile jest za dużo?
Niepokój, lęk, martwienie się sygnalizują, że warto bliżej i uważniej przyjrzeć się danej sytuacji. Poza tym w odpowiedniej „dawce” mobilizują do działania. Tylko skąd mamy wiedzieć, jaka jest ta „odpowiednia dawka”?
Lauren Mosback pisze:”Niektórzy ludzie martwią się nawet wtedy, gdy nie ma żadnego problemu, i mogą reagować na codzienne sytuacje tak, jakby były groźne lub szkodliwe, mimo że nie są niebezpieczne”. Innym znakiem rozpoznawczym zbytniego obciążenia lękiem czy zmartwieniami jest czas ich trwania – jeśli pojawiają się w reakcji na określoną sytuację, lecz po niej nie mijają, jeśli dziecko często wraca w myślach lub rozmowach do sytuacji, która budziła w nim niepokój, jeśli uczucie niepokoju pojawia się bez konkretnej przyczyny, lub dziecko zamartwia się nieustannie choć z wielu różnych powodów – to tak, jakby przez cały czas system alarmowy dzwonił i wibrował. Takie sytuacje wyczerpują i mogą prowadzić do zaburzeń.
Czego powinniśmy nauczyć dzieci?
Na początek zbudujmy w dzieciach pewność, że mogą zwrócić się do nas z każdym zmartwieniem. Że mogą nam ufać. Że traktujemy ich problemy poważnie (wszak na to zasługują). Że jesteśmy zawsze gotowi wysłuchać i pomóc w trudnej sytuacji, niezależnie od tego, czego ona dotyczy. Że nie będziemy dziecka oceniać, nie zlekceważymy, nie wyśmiejemy.
Kiedy mamy ten fundament, możemy myśleć o tym, czego nauczyć dzieci, by umiały radzić sobie w sytuacjach budzących lęk, niepokój, czy wywołujących zmartwienia. Dobrą podpowiedź daje Lauren Mosback, która swoją książkę „Każdy czasem się martwi” napisała, by pomóc dzieciom oraz towarzyszącym im dorosłym nauczyć się „obsługi lęku i niepokoju”, czyli:
- odróżniać prawdziwe niebezpieczeństwo od fałszywych alarmów,
- identyfikować przyczyny niepokoju,
- uświadamiać sobie i nazywać emocje w sytuacjach stresujących,
- podejmować zdrowe ryzyko,
- mierzyć się z niepewnością i odróżniać ją od zagrożenia,
- czerpać z własnych mocnych stron w sytuacjach trudnych,
- identyfikować negatywne myśli i radzić sobie z nimi, unikać myślowych pułapek,
- rozpoznawać swoje lęki oraz zamieniać niepomocne reakcje w konstruktywne strategie.
A co z moimi zmartwieniami?
Bardzo przejrzyście pokazuje Lauren Mosback umiejętności, które są człowiekowi potrzebne w sytuacjach lęku. Często jednak my sami nie umiemy tego wszystkiego zastosować wobec własnych lęków i zmartwień, jak więc mamy uczyć tego nasze dzieci?
Przede wszystkim pamiętajmy, że nie musimy być doskonali, nie musimy wszystkiego wiedzieć i umieć. Nasz rozwój nie kończy się wraz z przyjściem na świat naszego dziecka. Nie możemy sobie wtedy powiedzieć „No, to ja już jestem dorosły, już się narozwijałem, teraz będę rozwijać tego małego berbecia”. Rodzicielstwo to także czas naszego intensywnego rozwoju. A ten berbeć nauczy nas więcej, niż mogliśmy się spodziewać. Chcemy czy nie, będziemy uczyli się razem z nim.
Fragment rozmowy z Kamilą Olgą Stępień-Rejszel (link do nagrania całej rozmowy na końcu artykułu):
Elżbieta Manthey: Kiedy moje coraz starsze już dzieci przychodzą do mnie z jakimiś problemami, właściwie za każdym razem ten ich problem mnie zaskakuje. Nigdy nie miałam takiego momentu, żebym usłyszała, że moje dziecko z czymś się mierzy, czymś się martwi, czegoś się boi, a ja byłabym na to przygotowana – odrobiłam lekcje i proszę bardzo ja to umiem i od razu wiem, co powiedzieć. Za każdym razem czuję się „wyrwana do odpowiedzi” z mętlikiem w głowie. I jakoś tak instynktownie chyba wypracowałam sobie metodę, żeby od razu zareagować na problem dziecka, ale też dać swojemu umysłowi parę chwil, żeby się w tej sytuacji odnalazł. Takim moim „wytrychem” w tych sytuacjach jest przytulenie, kontakt fizyczny. Po pierwsze to bardzo dobrze i kojąco działa, po drugie daje dziecku poczucie mojej obecności. I ja też wtedy czuję, że jesteśmy już razem w tej sytuacji, że może w tym momencie nie wiem jeszcze, jak ją rozwiązać, ale wypracujemy jakieś rozwiązanie, że to nie musi być natychmiast, najważniejsze, że złapaliśmy kontakt.
Kamila Olga Stępień-Rejszel: W ogóle dużo rzeczy w życiu nie musi być natychmiast, Elu. Zobacz że w naszych czasach chcemy „wszystko, wszędzie, naraz”, ale to co ważne nie musi takie być. I to jest też ciekawe, że bardzo chcemy „instant” i już, żeby była kwintesencja esencja i wszystko raz-dwa, ale okazuje się, że czasem właśnie dać sobie ten moment na zastanowienie się, na pobycie razem – to jest wyjście. W terapii poznawczo-behawioralnej staramy się wprowadzić większą refleksję. Mówimy o uważności na siebie po to, aby móc lepiej zareagować. Często od bodźca do reakcji wprowadzamy dłuższy moment zastanowienia, bo nie ma gotowych odpowiedzi, nie ma podręcznika. Mamy tak wiele zmiennych – układ nerwowy, temperament, na to wszystko przychodzą doświadczenia, które każdy ma inne i na to wszystko działa jeszcze środowisko i kultura, w których jesteśmy wychowywani. Nie da się przygotować na pewne kwestie i sytuacje, nie dlatego, że my jesteśmy nie dość dobrzy, tylko dlatego, że jest to po prostu niemożliwe.
Warto więc w rodzicielstwie dopuścić do siebie, że nigdy nie będziemy wiedzieć wszystkiego, zawsze będziemy mieć dylematy. Ja też mam całą masę dylematów i dlatego podkreślam to, jak wiele mnie uczy obserwacja mojego dziecka, rozmowa z nim, bycie blisko. To jest cudowny nauczyciel. Patrz uważnie na dziecko i nie bój się, że nie będziesz znać od razu wszystkich odpowiedzi.
Dwie książki, które dały początek mojej rozmowie z Kamilą Olgą Stępień-Rejszel – „Każdy czasem się martwi” i „Moje niepokoje” zostały napisane dla dzieci w wieku 8-12 lat. Jestem jednak przekonana, że także dorośli zagłębiając się w nie, bardzo skorzystają. Zresztą pracy z tymi workbookami dzieci nie powinny wykonywać samotnie. W rozwijaniu umiejętności związanych z emocjami dzieci potrzebują wspierającego towarzyszenia zaufanego dorosłego. Znajdźcie więc czas na wspólną z dziećmi pracę z tymi książkami. Jestem pewna, że nie będzie to dla Was czas stracony. Bądźcie przy swoich dzieciach i pozwólcie sobie samym na rozwój przy nich.
Artykuł powstał na podstawie rozmowy z Kamilą Olgą Stępień-Rejszel* oraz książek: „Moje niepokoje” Amy Nasamran i “Każdy czasem się martwi” Lauren Mosback, które w Polsce wydało GWP Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
Obejrzyj całą rozmowę z Kamilą Olgą Stępień-Rejszel, z której dowiesz się jeszcze m.in.:
- jakie reakcje dorosłych utrzymują dziecko w lęku,
- w jaki sposób obawy dorosłych „przechodzą” na dziecko,
- jakie momenty w życiu dziecka sprzyjają pojawianiu się niepokoju,
- o niepokojach rodziców,
- do czego potrzebny jest lęk,
- na czym polega odwaga i jak ją rozwijać,
- czy zawsze powinniśmy nakłaniać dzieci do przełamywania lęku i obaw,
- jak wspierać dziecko w niepokoju i zmartwieniach.
* Kamila Olga Stępień-Rejszel – psycholog, pedagog i wykładowca akademicki, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna (w trakcie procesu szkoleniowego), terapeutka TSR, Edukator pozytywnej dyscypliny (PD), Praktyk metody Kids’ Skills – Dam Radę! W pracy korzysta także z modeli terapeutycznych ACT, DBT i Teorii Schematu. Od wielu lat zajmuje się promowaniem wychowania w duchu Janusza Korczaka. Wspiera rodziców oraz nauczycieli w lepszym zrozumieniu dziecięcych zachowań oraz budowaniu relacji pełnych szacunku i zrozumienia, min. poprzez prowadzenie strony na fb. Kamila Olga Psychologia oraz organizowaniu warsztatów dla rodziców i nauczycieli.
Artykuł i rozmowa powstały we współpracy z Gdańskim Wydawnictwem Psychologicznym.
Twój komentarz może być pierwszy