To było bardzo pouczające wytrącenie, a właściwie wykopanie z bańki przekonań. Dwugodzinna dyskusja w Otwartym Studiu Czwórki o tym, czego brakuje w polskiej szkole, z udziałem ekspertów, czyli dorosłych związanych na różne sposoby z edukacją, oraz młodzieży nastoletniej z edukacją związanej w sposób oczywisty. Szłam do radia z ciekawością, podekscytowana perspektywą usłyszenia głosu nastolatków. To, co usłyszałam zupełnie zbiło mnie z tropu.

Nie wiem, czy wszyscy eksperci byli zaskoczeni wypowiedziami młodzieży, ale ci, z którymi rozmawiałam po programie – owszem, nie mniej niż ja. No bo my tu o wolności, podmiotowości ucznia, demokracji, samostanowieniu, szacunku, odpowiedzialności, równości, a młodzież… A młodzież goszcząca w programie zgłaszała zupełnie inne potrzeby. Mówili o potrzebie dyscypliny, nauki, trzymania poziomu. Było w ich wypowiedziach też trochę o możliwości wyboru i o dialogu, jednak uderzające było przede wszystkim to, jak energiczny protest wywołała w nich wzmianka o wolności.

Potrzebowałam czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć. I choć nadal mam w głowie wiele znaków zapytania, chcę podzielić się kilkoma refleksjami, które wydają mi się ważne dla edukacji i relacji dorosłych z nastolatkami:

Sądziłam, że to, czego młodym ludziom najbardziej brakuje w szkole, to wolność, możliwość decydowania, szacunek, podmiotowość. I tak, są tacy młodzi, którzy te braki wymienią na pierwszych miejscach. Na przykład moje własne dzieci oraz kilkoro innych znanych mi nastolatków. Ale sa też tacy – jak młodziez w studiu Czwórki – którzy wolnośc kojarzą raczej z samowolą, anarchią i chaosem, niż z odpowiedzialnością, chcą zewnętrznego dyscyplinowania, nakazów i zakazów, a od nauczycieli oczekują, że ci będą ich rozliczali, sprawdzali i “trzymali jakiś poziom”.

Zakładamy, że nasze wyobrażenie o dobrej szkole jest tym, czego potrzebują wszystkie dzieci i jesteśmy też przekonani, że tego pragną. Założenia i wyobrażenia oraz generalizacje i mechanizm przeniesienia wiodą na manowce. Przyznaję, popełniłam te błędy myślowe. I jestem wdzięczna, że młodzi ludzie w studiu Czwórki przypomnieli mi, że nie ma uniwersalnego modelu szkoły dobrego dla wszystkich, że potrzeby ludzi są różne, a edukacja jest obszarem, w którym szczególnie powinniśmy o tym pamiętać. I to mi się jeszcze jakoś wpisuje w moje pojęcie o świecie.

Ale…

Dlaczego na słowo “wolność” młodzi zareagowali żywym sprzeciwem? Dlaczego twierdzą, że ktoś ich musi pilnować, bo inaczej będa “jak pies spuszczony ze smyczy”? Dlaczego uważają, że samorząd uczniowski to wystarczająca porcja demokracji w szkole? Dlaczego bardziej doskwiera im brak papieru toaletowego niż brak szacunku ze strony dorosłych?

Rozumiem, że…

Nastolatki potrzebują granic. Wydają się prawie dorośli, ale te kawałki mózgu, które pozwalają na planowanie, “ogarnianie”, rzetelne wywiązywanie się z obowiązków – one dojrzewają najpóźniej. I to “najpóźniej” znaczy mniej-więcej: już po maturze. Poza tym okres dojrzewania przypadający na szkołę średnią to czas intensywnej pracy wewnętrznej, poszukiwania swojej tożsamości, miejsca w społeczności, pierwszych związków. To pochłania megawaty energii i bardzo absorbuje uwagę. Rozumiem więc, że młodzież potrzebuje od dorosłych, by jeszcze przez te kilka lat trzymali pewne ramy, pilnowali pewnego porządku i w niektórych sprawach mówili, co należy zrobić, przypominali o tym i rozliczali z realizacji. Plan lekcji i nauka to ten obszar, który młodzi mogą chcieć “zdelegować” czasowo na dorosłych.

Ale…

Wyznaczać granice, pilnować realizacji zadań, rozliczać z efektów można z szacunkiem. Komunikacja dorosły-nastolatek w kwestii obowiązków i zasad nie musi być przemocowa, poniżająca, nie musi zawierać drwin, ironii, szantażu, obrażania. Można pilnować ram i planu będąc z młodymi w relacjach opartych na szacunku, zrozumieniu, empatii, partnerstwie. Dlaczego młodzieży obecnej w studiu tego nie brakuje?

Rozumiem, że…

Po kilku, kilkunastu latach systemowej edukacji wolność, samostanowienie, odpowiedzialność i partnerstwo mogą być dla młodego człowieka czymś tak obcym, że aż przerażającym. Przerażać może “spuszczenie ze smyczy” i to, co może się wtedy wydarzyć. Nastolatki nie ufają pod tym względem ani sobie ani swoim rówieśnikom. Ale smutny to obraz pokolenia, które po 8-10 latach edukacji chętnie oddaje swoją wolność i podmiotowość, w zamian pragnąć… no właśnie, czego?

Myślę, że…

Nie da się wychować młodego pokolenia do odpowiedzialności, wolności i obywatelskości nie pozwalając mu praktykować tych postaw w codziennym życiu. Dokonywania wyborów, radzenia sobie z ich konsekwencjami, podejmowania decyzji można się nauczyć tylko dokonując wyborów i podejmując decyzje. W ramach pewnych zasad – tak, ale te ramy nie mogą być za ciasne. Jeśli wolność budzi w młodzieży lęk i sprzeciw, to znaczy, że albo coś nam poszło mocno nie tak, albo, że wcale nie chcieliśmy wychować młodych do wartości, jakie głośno deklarowaliśmy, że mówiąc o edukacji i wychowaniu odpowiedzialnych aktywnych obywateli tak naprawdę mieliśmy na myśli obywateli posłusznych i wykonujących obowiązki.

A może kiedy nasze dzieci widzą, w jaki sposób korzystamy z wolności, to dochodzą do wniosku, że nie jest ona wcale wartością najwyższą?

A może przesadzamy z tym kultem wolności?

Jestem dorosła, wprawiona w podejmowaniu decyzji, dokonywaniu wyborów, mózg mam rozwinięty, doświadczenie życiowe bogate. Generalnie mam potencjał i zasoby, żeby być wolnym, odpowiedzialnym człowiekiem. I nie lubię, kiedy ktoś coś mi narzuca. A jednak są takie momenty i takie obszary, w których chciałabym, żeby ktoś pomógł mi w dokonywaniu wyboru. Chciałabym na przykład, żeby ktoś powiedział mi, co mam jeść, żeby mój organizm był zdrowy, bo gubię się w sprzecznych wytycznych rozmaitych znawców dietetyki. Chciałabym, żeby ktoś rzetelnie mi doradził, gdy będę kupować samochód. Doceniam możliwość podzielenia się z moim mężem odpowiedzialnością za załatwianie różnych domowych i rodzinnych spraw, doceniam to, że nie muszę sama o nich wszystkich pamiętać. Doceniam też możliwość podzielenia się obowiązkami, a nawet zrzucenia ich na moich bliskich, gdy z jakiegoś powodu nie jestem w stanie ich udźwignąć. Dlaczego więc nastolatki nie miałyby mieć podobnych potrzeb?

Po debacie w Otwartym Studiu Czwórki wciąż mam więcej pytań, niż odpowiedzi. I bardzo dobrze. Bo to przypomina mi o tym, co w edukacji istotne, i co w gruncie rzeczy wciąż powtarzam: elastyczność, różnorodność, otwartość i uczeń w centrum uwagi.

autorka:  Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, współzałożycielka Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, blogerka, publicystka, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Pasjonatka dobrej edukacji – tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.