Nastawienie na rozwój i nastawienie na trwałość to dwa różne podejścia do rozwoju oparte na naszych przekonaniach. Każdy z nas ma jakieś, a edukacja i rozwój naszych dzieci zależą od tego, jakie mamy my – rodzice i nauczyciele. Co zatem jest ważne w naszym myśleniu i działaniu, byśmy wspierali rozwój potencjału naszych dzieci i uczniów, a czego powinniśmy unikać, by młodym ludziom nie podcinać skrzydeł?

Na ten temat rozmawiałam z dr Marzeną Żylińską, a inspiracją do tej rozmowy stała się książka „Nastawienie na rozwój” Peyton Curley wydana przez GWP Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Jednym z ważniejszych wątków naszej rozmowy był nasz stosunek do popełniania błędów, nasze reakcje na nie i jak ogromny wpływ ma to na rozwój dzieci.

Inteligencja – stała czy zmienna?

Nastawienie na trwałość to przekonanie, że nasze zdolności, talenty, inteligencja są raz na zawsze zakodowane i się nie zmienią. Albo jesteśmy inteligentni, albo nie jesteśmy. Natomiast nastawienie na rozwój to przekonanie, że nasze zdolności talenty i inteligencję można rozwijać, a ich rozwój zależy od naszego działania, wysiłku, starań, wytrwałości, od stymulacji i środowiska.

Czy jesteśmy w stanie stwierdzić, jak jest naprawdę z tą naszą inteligencją? Tak. Naukowcy już się tym zajęli. Badania prowadziła między innymi prof. Cathy J. Price z University College London. Uczestniczącym w badaniu nastolatkom zrobiono testy na inteligencję i po 4 latach powtórzono je. Równocześnie wykonano także skany mózgu za pomocą rezonansu magnetycznego. Badania pokazały, że iloraz inteligencji młodych ludzi zmienił się, a zmiany te były powiązane ze zmianami w strukturach mózgu. A zatem mózg jest plastyczny, a inteligencja się rozwija. Dlaczego więc mówimy o dwóch przeciwnych nastawieniach?

Wiedza naukowa to jedno, a ludzkie przekonania to czasami coś zupełnie innego. A nasze przekonania wpływają na to jak podchodzimy do dzieci. Pomimo badań pokazujących, że inteligencja nie jest stała i można ją rozwijać, często nieświadomie, jakby „z rozpędu” przypinamy dzieciom łatki, które ciągną się za nimi przez cały okres szkolnej edukacji – „zdolny, ale leniwy”, „Einsteina z niego nie będzie”, „trójkowy uczeń”, „dla tego nie ma co się wysilać, i tak niczego się nie nauczy”, „byle zdała, niczego więcej nie można od niej oczekiwać”. Te „łatki”, to, w jaki sposób postrzegamy dziecko, jakie zadania przed nim stawiamy, ile dajemy mu swobody w odkrywaniu świata, czy i jak zachęcamy do rozwoju – to wszystko wypływa z naszych przekonań (nawet nie uświadomionych) na temat rozwoju w ogóle i tego konkretnego dziecka w szczególności. I choć badania mówią wyraźnie – inteligencja się zmienia, to czy dziecko będzie naprawdę o tym przekonane, czy też będzie wątpiło we własne możliwości rozwoju, to w dużej mierze zależy od nas.

Środowisko sprzyjające rozwojowi

Dla rozwoju dzieci kluczową sprawą jest środowisko, w jakim przebywają, a to środowisko tworzymy my, dorośli. Jeśli w szkole dziecko słyszy: „siedź tutaj w swojej ławce, czytaj co w podręczniku, słuchaj nauczyciela, śledź jak ja rozwiązuję to zadanie i powtórz to” – to nie jest środowisko, które wspiera rozwój inteligencji – mówi Marzena Żylińska. – Jeśli stawiamy przed dziećmi tylko takie wyzwania, co do których jesteśmy pewni, że dzieci poradzą sobie z nimi bezbłędnie – to nie wspiera rozwoju inteligencji. Jeśli oczekujemy bezbłędnego wykonania zadań – to również nie wspiera rozwoju. Bardzo mi zależy żeby porzekonać nauczycieli: nie wymagajcie prostej reprodukcji. Musimy odejść od prostej reprodukcji, bo prosta reprodukcja jest możliwa bez rozumienia, natomiast efektywna nauka wymaga rozumienia, łączenia informacji w logiczne struktury. Dobre zadanie to takie, które pozwala możliwie dużo się nauczyć. Ale jeśli dzieci dostają takie ćwiczenia, które im pozwalają iść wyżej i dalej, niż są dzisiaj, to jest obarczone ryzykiem, że po drodze pojawią jakieś błędy. Nauczyciel jest po to, żeby to obserwować i wyciągać wnioski, nad czym warto jeszcze popracować, w czym dzieci potrzebują dodatkowej wiedzy, wskazówek, czy wsparcia. Inny przykład: często w szkole jest tak, że jeśli uczeń definicję pisze swoimi słowami, to „się nie zalicza”, bo nauczyciel oczekuje znajomości definicji na pamięć, słowami z podręcznika. Ale czy w edukacji chodzi o to, żeby zapamiętać definicję, czy żeby ją rozumieć? Jeśli rozumiem, potrafię opowiedzieć swoimi słowami, jeśli nie rozumiem, odtwarzam z pamięci to, co było w podręczniku.

Co tracimy unikając błędów?

Nie wystarczy jednak zmienić rodzaj zadań, jakie stawiamy przed dziećmi w szkole. Nawet najfajniejsze i najmądrzejsze zadania mogą spalić na panewce, jeśli dzieciom będzie przy nich towarzyszył lęk przed błędem. Ten zaś jest w szkole, ale i w wielu domach, obecny nieustannie. Dzieci karcone za robienie rzeczy „po swojemu”, nie tak, jak chcą dorośli, nieidealnie, zamiast nastawienia na rozwój rozwijają właśnie lęk. Dla dzieci bowiem najważniejsza jest akceptacja ważnych dla nich dorosłych – rodziców, dziadków, opiekunów i opiekunek w przedszkolu, nauczycielek i nauczycieli w szkole. Jeśli obawiają się, że tę akceptację stracą, gdy zrobią coś niedoskonale, nie tak, jak oczekiwał dorosły, przestają próbować, poszukiwać, eksplorować, a zaczynają odtwarzać. Nie wchodzą na obszary nie znane, na których mogłyby się czegoś nowego nauczyć, bo tam ryzyko popełnienia błędu jest wysokie. Wolą poruszać się po tym, co już dobrze znają, gdzie już wszystko potrafią, bo tam nie popełnią błędu. „Lepiej nic nie robić, niż zrobić coś źle”, „lepiej się nie wychylać”, „lepiej nic nie powiedzieć, niż się pomylić”. Tak wygląda marnowanie potencjału rozwojowego dzieci. 

W nastawieniu na rozwój jest odwrotnie: sięgam po nieznane, badam, szukam nowej wiedzy, rozwiązań, i w tych moich poszukiwaniach mogę się 15 razy pomylić ale to jest 15 okazji do tego, żeby się czegoś nauczyć. W książce „Nastawienie na rozwój” autorka podkreśla fundamentalne znaczenie możliwości błądzenia dla rozwoju. Uczula nas na pewne mity, w które wierzymy, jak choćby ten, że błąd to jest coś złego. W książce błąd jest pokazany jako coś wręcz świetnego. Bo jeśli popełniasz błędy to znaczy, że coś robisz, jesteś w trakcie, jesteś na ścieżce do odkrycia. „Znałam wielu uczniów, którzy tak bardzo bali się popełnienia błędu, że wzbraniali się od wszystkiego – i którzy po zmianie sposobu myślenia i nastawienia nabierali pewności siebie, potrafili się zmotywować oraz osiągali świetne wyniki w nauce” – pisze Peyton Curley we wstępie do książki. Dalej zwraca się zaś bezpośrednio do młodych czytelników, dla których tę książkę napisała: „Być może myślisz, że błędy są złe, że należy się ich wstydzić albo że popełnienie błędu oznacza, że jesteś do niczego. Owszem, błędy i potknięcia często kończą się złym humorem, ale możemy to zmienić poprzez zmianę podejścia do nich. Błędy nie są czymś, czego należy unikać. i o czym trzeba zapomnieć, gdy już się zdarzy. One są ważnym elementem uczenia się i rozwoju. Twój mózg zmienia się i rozwija w większym stopniu wtedy, gdy popełniasz błąd, niż wtedy, kiedy wszystko udaje ci się za pierwszym razem”.

Marzena Żylińska: Wyobraźmy sobie, że dziecko w tym czasie, kiedy uczy się chodzić, bałoby się popełniać błędy. Po pierwszym potknięciu, po pierwszym upadku już by nie wstało. A my mówilibyśmy mu: „Zobacz jak mamusia chodzi i rób tak samo. Najpierw jedna noga, potem druga, balansuj” i po takiej instrukcji oczekiwalibyśmy, że będzie bezbłędnie chodziło. Absurd, prawda? A w ilu szkołach nauczyciel mówi np. jak ma wyglądać rozprawka, każe napisać ją według instrukcji i już pierwsza próba jest oceniana. I jeśli uczeń popełni w niej błędy, dostaje gorszą ocenę. I jeszcze to wszystko na forum klasy. 

Podobnie w domu, kiedy wymagamy od nastolatka samodzielności i wzięcia odpowiedzialności za pewne domowe obowiązki. Ale jak rozgotuje makaron, albo niedokładnie poodkurza, albo wypierze jasne rzeczy z ciemnymi, czy nie wymkną nam się odruchowo słowa krytyki, wyrzutów, niezadowolenia („trzeba było najpierw zapytać”, „nie umiesz przeczytać instrukcji na opakowaniu?”, „a pod łóżkiem kto odkurzy, krasnoludki?”)?

Dziecko boi się popełnić błąd, bo boi się reakcji dorosłego – rodzica, nauczyciela. I boi się emocji, jakie ta reakcja w nim wywoła – wstydu, poczucia, że jest niewystarczające, głupie, bezwartościowe, że coś z nim jest nie tak. Żeby uniknąć tego cierpienia, tych emocji, będzie się poruszać tylko po tym obszarze, który zna, w którym czuje się pewnie i w którym wie, że błędu nie popełni. Tyle że to jest obszar tego, co dziecko już umie, a więc niczego się już w nim nie uczy. Żeby się uczyć i rozwijać, trzeba wychodzić poza to, co jest znane.

Oczywiście można nieustannie udzielać dzieciom instrukcji, a potem pilnować, czy wykonują zadania zgodnie z nimi. Tylko że rozwój, nauka, zdobywanie nowych umiejętności nie na tym polegają. Instrukcje są przydatne, demonstracje również, ale najbardziej efektywnym sposobem uczenia się jest samodzielne próbowanie w środowisku akceptującym pomyłki i otwartym na różne sposoby dochodzenia do pożądanego efektu.

Oceny czyli penalizacja błędów

Tym, co sprawia, że dzieci boją się popełniać błędy w szkole są oceny. Te wyrażone cyfrą, literą, chmurką, buźką, czy innym znaczkiem, liczbą punktów lub procentów. Oceny, które – o ile nie są najwyższe w skali – często rozumiane są w szkolnym środowisku raczej jako odzwierciedlenie stopnia porażki niż sukcesu („tylko trójka, Marysiu”, „czwórka? a dlaczego nie piątka?”). Kiedy uczniowie obawiają się oceny, jaką dostaną oraz wstydu i kompromitacji na forum klasy, jakie pociąga za sobą niska ocena, wtedy starają się jak najwierniej skopiować to, co wcześniej pokazał nauczyciel, czasami dosłownie uczą się treści podręcznika na pamięć. Nie uruchamiają swojej kreatywności, nie próbują nowych rozwiązań, nie odkrywają alternatywnych dróg dojścia do celu, bo to obarczone jest ryzykiem błędu, a zatem ryzykiem niskiej oceny i bardzo przykrych i trudnych przeżyć.

MŻ: Do prawidłowego wyniku można dojść kilkoma różnymi sposobami, tę samą rozprawkę można napisać na wiele różnych sposobów, ale kiedy boisz się błędu, idziesz drogą już wydeptaną, bo wiesz, że jak powiesz to, co ci nauczyciel pokazał, albo to, co było w książce to unikniesz błędu. Są zresztą tacy nauczyciele, którzy wprost mówią „Ty nie kombinuj, ty zobacz co jest w książce i tak zrób.

Penalizowanie błędów obecne jest nie tylko w szkole, ale w ogóle w codziennym życiu. Rodzice, w pośpiechu codziennym nie raz na popełniony przez dziecko błąd reagują irytacją albo zniecierpliwieniem („Daj już ja to zrobię”, „tak tego nie zrobisz”). Penalizacja błędów jest też w takich zdaniach jak: „pomogę ci” (kiedy dziecko wcale o pomoc nie prosi), „tak będziesz miał łatwiej”, „ja już ci zapnę te guziki” (bo ty to tak wolno robisz). I zapinamy te guziki nie dlatego, że dziecko nie jest w stanie ich zapiąć samo, tylko dlatego, że jeśli dziecko będzie próbowało samo to zrobi to wolniej niż byśmy chcieli, albo mniej ładnie. Wyręczamy je, bo coś rozleje, coś rozsypie, bo potem będę musiała posprzątać. Mamy mnóstwo powodów, żeby dzieci wyręczać, żeby im pomagać kiedy tej pomocy właściwie nie potrzebują. A głównym jest to, że dziecko może zrobić coś niedoskonale, nie tak, jak my chcemy. I nie widzimy, że pomagając i wyręczając dziecko bardziej, niż tego potrzebuje, działamy na jego szkodę – utrwalamy w nim nastawienie na trwałość.

MŻ: Już Piaget powiedział, że wszystko co robimy za dzieci zabiera im możliwość zrobienia tego samemu. A to co one robią, te wszystkie podejmowane próby, te nieudane i te udane, wszystkie one zmieniają strukturę mózgu. Każda próba, nawet jeśli kończy się błędem, powoduje, że powstają nowe połączenia w mózgu. Jeśli dziecko próbuje raz, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty, to połączenie się stabilizuje, robi się coraz silniejsze i na tym właśnie polega uczenie się.

Czyli co – wcale nie pomagać?

Choć książka „Nastawienie na rozwój” jest adresowana do dzieci, to jednak w procesie budowania nastawienia na rozwój obecność dorosłego jest dziecku potrzebna. Ćwiczenia z tej książki można znakomicie wykorzystać np. podczas godzin wychowawczych w szkole. Niektóre sprawdzą się jako ćwiczenia indywidualne, wiele zaś zyska, jeśli dzieci będą mogły wykonać je w grupie. 

MŻ: Wspierać dziecko to znaczy dać mu przestrzeń do działania, dać mu zadanie, wyzwanie, zachęcić do działania, dać przyzwolenie na błędy, nie robić z błędów afery, czasami w ogóle nie trzeba ich podkreślać. Nie oczekujmy konkretnego efektu, patrzmy na proces. Różne umiejętności zdobywamy w różnym czasie i ten czas i niepopędzanie jest jednym z kluczowych elementów. 

Pozostawienie dzieciom przestrzeni na próby i błędy wcale nie znaczy, że mamy je zostawić w ogóle bez pomocy, czy nie zwracać uwagi na pojawiającą się w wyniku nieudanych prób frustrację i zniechęcenie. Marzena Żylińska podkreśla, że umiejętność uważnej obserwacji i rozpoznania tego momentu, kiedy frustracja przesłania motywację dziecka – to jedne z najważniejszych kompetencji w zawodzie nauczyciela. To również ważna rodzicielska umiejętność. 

MŻ: Dorosły powinien pomóc dziecku odbudować motywację wtedy, kiedy dziecko napotkało na poważną trudność, której nie potrafi przezwyciężyć. Wtedy bardzo ważne jest to co nauczyciel czy rodzic mówi, jak mówi. Ważne jest np. zdanie „jak będziesz chciał, to jeszcze nad tym razem popracujemy”. To „my” jest bardzo ważne. Nie: „musisz to zrobić inaczej” czy „musisz to zrobić jeszcze raz”. I nie: „musisz” czy „musimy” tylko: „możemy, jak będziesz chciał”. 

Rodzice i nauczyciele powinni wspierać u dzieci nastawienia na rozwój, podsycać ich wiarę w siebie. Nastawienie na rozwój jest bowiem niezbędne dla motywacji do nauki. Bo czy ktokolwiek z nas, dorosłych, weźmie się za pracę, wymagającą wysiłku, starań, systematyczności, jeśli nie wierzy, że ta praca może przynieść jakiekolwiek efekty? Żeby podjąć działanie, potrzebujemy przekonania, że ma ono sens. Dzieci także go potrzebują i mogą je czerpań właśnie z postawy nastawionej na rozwój.

Obejrzyj całą rozmowę z Marzeną Żylińską i dowiedz się:

  • o eksperymencie dowodzącym szkodliwego wpływu ocen na proces uczenia się,
  • dlaczego praca w grupie jest efektywna,
  • dlaczego w szkole dominuje praca indywidualna, choć w życiu pozaszkolnym nieustannie współpracujemy z innymi,
  • jaki jest ukryty cel szkoły,
  • o ciszy i hałasie podczas lekcji, 
  • dlaczego edukacja dzisiaj jest taka sama jak 200 lat temu,
  • o kilku jeszcze mitach dotyczących nauki.

Artykuł powstał w ramach współpracy z GWP Gdańskiem Wydawnictwem Psychologicznym.


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.