Rozmowa na temat znaczenia empatii w edukacji oraz dla procesu uczenia się wzbudziła wiele reakcji i pytań o empatię w szerszym kontekście. Kontynuujemy więc i drążymy temat dalej – dziś  o empatii rodzicielskiej, czyli jak być empatycznym rodzicem. Rozmawiają: Elżbieta Manthey i Tomasz Tokarz.

Empatia bywa błędnie rozumiana, mylona ze współczuciem lub rozumiana jako “czucie tego samego”. Rozwiejmy więc wątpliwości – czym jest empatia?

Współczucie zawiera w sobie hierarchizację. To coś w rodzaju ubolewania, litości z powodu sytuacji, w jakiej się znalazła inna osoba. Okazując je ustawiasz się wyżej. Jesteś tym, który więcej wie, lepiej rozumie. Dostrzegasz jej problemy i starasz się je rozwiązać. Szukasz rozwiązań, strategii, metod które mogą pomóc wyjść z biedy w jakiej się znalazła. Pocieszasz i radzisz. Czujesz, że możesz ją uratować, bo jesteś silniejszy. Bo ciebie nie trapią podobne troski. Dzięki temu wzmacniasz swoje ego. Natomiast empatia jest postawą partnerską. Po prostu jesteś z drugą osobą. Towarzyszysz jej. Uważnie słuchasz i słyszysz, co mówi. Wspierasz obecnością. Empatia to współodczuwanie bez poczucia wyższości. To zdolność zaakceptowania innego człowieka, takim jakim jest bez podejmowania prób jego zmiany. To tworzenie mu przestrzeni do samodzielnego poradzenia sobie z trudnościami, jakich doznaje.

Czyli jeśli moje dziecko przychodzi ze szkoły wkurzone i smutne, bo kolega obiecał, że wymieni się z nim kartami piłkarskimi, a potem to odwołał, to będąc empatyczną wobec mojego syna też powinnam poczuć tę złość i smutek?

people-220038_640Kiedy ktoś bliski – dziecko, mąż, przyjaciel – przychodzi do ciebie ze swoimi emocjami, to właściwie automatycznie będziesz odczuwać te emocje. Niezależnie od tego, co je wywołało.

Mnie karty piłkarskie raczej mało interesują, ale emocje mojego syna i to, jak potraktował go kolega odbijają się echem i w moich emocjach. Jednak empatia to nie jest po prostu „czucie tego samego”.

Empatia nie jest kopiowaniem czyichś emocji, lecz ich akceptacją i odpowiedzią na potrzeby drugiego człowieka w danej chwili. To próba zrozumienia czyichś emocji. „Rozumiem, że ty tak się możesz czuć w tej sytuacji. Rozumiem, że to było dla ciebie ważne. Wiesz, nie znam się na kartach, ale widzę, że mocno to przeżywasz. Możesz mi o tym opowiedzieć.” Natomiast nie jest empatyczne bagatelizowanie, czy za wszelką cenę zagłuszanie emocji, pocieszanie: „Nie martw się, przecież to tylko karty”, „Przecież to nie powód do płaczu”, „Weź się w garść”, „Chłopaki nie płaczą”, „Następnym razem ty wystawisz go do wiatru”… Bardzo często dorośli dewaluują problem dziecka, nadając mu status małej wagi tylko dlatego, że oni sami czymś takim by się nie przejęli. Tymczasem dziecko potrzebuje docenienia tego, co jest dla niego trudne. Niekoniecznie od razu opracowania strategii rozwiązania problemu. Raczej obecności, pobycia przy nim, próby zrozumienia, uważnego wysłuchania. I bardzo często okazuje się, że tyle wystarczy, by dziecko samo znalazło rozwiązanie trudności.

Kiedy mój syn przychodzi do mnie ze swoimi emocjami, pierwszym odruchem jest poczucie, że on potrzebuje pomocy, że przychodzi po to, żebym ja coś zrobiła, rozwiązała jego problem, podjęła jakieś działanie. A tak naprawdę on nie potrzebuje mojego działania i zadaniowego podejścia, tylko uważnego, empatycznego wysłuchania i obecności?

love-746678_640Kluczem empatii jest elastyczność. Jeśli dziecko przychodzi ze zdefiniowanym problemem i mówi „mamo, poradź mi”, to istotnie oczekuje rady. Jeśli prosi o konkretną pomoc, to jest wezwanie do działania. Taka jest jego potrzeba. Natomiast jeśli przychodzi i mówi „jest mi smutno”, ale nie formułuje jasno oczekiwania pomocy, to potrzebuje twojej obecności, a nie rady, czy rozwiązania problemu. Myślę, że istotą empatii jest umiejętność dostrzeżenia autentycznej potrzeby drugiego człowieka. Tego, czego on rzeczywiście w danym momencie potrzebuje: rady, wskazówki, przestrzeni do wygadania się, przytulenia, pomilczenia…

I skupienie się na tej drugiej osobie, a nie na tym co JA mam z tym zrobić.

Tak. Słuchasz po to, żeby wysłuchać, a nie po to, żeby odpowiedzieć, czy rozwiązać czyjś problem. Ale też bez tracenia siebie. Ty jesteś ważny i ja jestem ważny.


Żyrafa i szakal, czyli jak rozmawiać z dzieckiem, zamiast do niego mówić


Kiedy dziecko krzyczy, płacze, wierzga, albo trzaska drzwiami, to zwykle najpierw próbujemy je uspokoić. I to jak najszybciej. Wtedy padają takie sformułowania jak „Uspokój się”, „Nie płacz”, „Weź się w garść”.

Gdyby stworzyć listę wyrażeń, których nie należy używać, jeśli chce się być empatycznym, „weź się w garść” zajęłoby jedno z czołowych miejsc. Zaraz za nim byłoby „nie przesadzaj” i „nie płacz”. Natomiast lista wyrażeń wspierających, empatycznych zaczynałaby się od „jestem przy tobie”, „rozumiem”, albo „może nie do końca rozumiem, ale słucham cię uważnie”, „jeśli chcesz, podziel się tym ze mną”.

Empatia nam się na coś przyda, kiedy w różnych sytuacjach podejmujemy interwencję i bierzemy sprawy w nasze rodzicielskie ręce?

Empatia jest konsekwencją podmiotowego traktowania drugiego człowieka, to znaczy postrzegania go jako wartości samej w sobie a nie narzędzia do osiągania naszych celów. W postępowaniu wobec innych ważna jest intencja. W niektórych sytuacjach rodzic (jako osoba o większej wiedzy, większym doświadczeniu życiowym) kierując się troską o dobro dziecka, jest zmuszony do interwencji naruszającej jego wolę. Np. dla zapewnienia mu bezpieczeństwa. Czasem uniesie się gniewem, spanikuje, zdenerwuje. Trzeba być jednak uważnym i czujnym. Czy istotnie chodzi o dobro dziecka czy o nasz interes, naszą korzyść, naszą wygodę? Kierując się empatią warto się zastanowić, jak sami byśmy się czuli na jego miejscu, poddani tego rodzaju przemocy. Spojrzeć na dziecko jak po prostu na innego człowieka, który ma własne potrzeby. Spróbować wyjaśnić mu przyczyny naszych działań (o ile jego wiek na to pozwala).

95786377_d8ed583e92_oAle czasami zamiast empatii ogarnia nas złość, irytacja, zniecierpliwienie. Nie jesteśmy doskonali i nie jesteśmy nieustannie empatyczni. Mówimy i robimy coś, czego potem żałujemy. Jak się potem zachować, żeby wrócić do relacji opartej na empatii? Co robi empatyczny rodzic, kiedy zdarzy mu się zachować wobec dziecka nie w porządku?

Każdy z nas odczuwa emocje. Przeżywa. Reaguje na swoje sposoby. Potrzebuje się wykrzyczeć. Nie jesteśmy maszynami zaprogramowanymi na bycie stale miłymi. Kiedy zdarzy nam się wybuchnąć, przyjmijmy to. Nie wpadajmy w poczucie winy. Nie kłóci się to z empatią. Ważna jest autentyczność. Czasem wystarczy potem przytulić dziecko, uśmiechnąć się do niego, powiedzieć „przepraszam, zdenerowałam/em się, poniosły mnie nerwy”. „Ale jestem z Tobą”. Kiedyś w takiej sytuacji moja ośmioletnia córka powiedziała: „Tato, rozumiem. Też tak czasem nam. Zachowuję się okropnie, choć tego nie chcę. Wiem, co czujesz”. Czy to nie piękny przykład empatycznego zachowania?


Nie jestem rodzicem idealnym. O poczuciu winy i próbach jego oswojenia.


Gdzie w empatii miejsce na samego siebie? Kiedy koncentruję się na tym, by zrozumieć i szanować uczucia i potrzeby innych – szczególne dziecka, które ma tych uczuć i potrzeb do uszanowania mnóstwo nieustannie – co z moimi potrzebami i uczuciami? Są na drugim planie?

Oczywiście, że nie. Konieczny jest balans. Szukanie konsensusu. Bycie z drugim człowiekiem, także z dzieckiem, nie może sprowadzać się do stałego poświęcania siebie, do porzucenia z tego, co ważne – choć oczywiście czasem nie da się tego uniknąć rezygnacji z pewnych rzeczy.

Jednak sam kontakt z dzieckiem wzbogaca. Poznajemy drugą osobę, jej wewnętrzny świat, jej wizje i marzenia, plany i aspiracje, trudności i sukcesy.  Przez to lepiej poznajemy także samych siebie. Przebywanie z własnymi dziećmi, obserwowanie ich zachowań, przyglądanie się ich postawom to niezwykła lekcja. Jedna z najbardziej wzbogacających. Pozwala nam lepiej poznać samych siebie, zrozumieć podłoże działań, jakie podejmujemy, uświadomić sobie przyczyny naszych reakcji. Dzieci są lustrami odbijającymi jakąś część nas. Przy dzieciach wychodzi nasza prawdziwa natura – nasze lęki, fobie i kompleksy. Wynurza się to, co niechciane i skrywane. Ujawniają się nasze braki. Ukazuje się to, co usilnie staramy się wyprzeć.  2573262564_3ba5ca3951_oKontakt z dziećmi ułatwia nam zatem głębsze spojrzenie na nas samych.

Uczymy się od dzieci prawdy o sobie samych. A dzieci uczą się od nas postaw i zachowań. Jeśli chcemy wychować dzieci na empatycznych dorosłych, sami musimy być empatyczni…

Dzieci uczą się przede wszystkim przez obserwowanie i naśladowanie. Odpowiadają za to neurony lustrzane. Patrzą na rodziców, jak się zachowują, jak reagują na trudności, jak zmagają się z problemami, jak radzą sobie z emocjami. Przez to w ich głowach zapisują się pewne modele odbioru świata, wzorce postaw i zachowań. Jeśli otaczają ich empatyczni dorośli, to jest duża szansa, że oni sami będą w dojrzałym życiu kierować się szacunkiem i otwartością do innych.

c

Tomasz Tokarz – wykładowca, coach, trener, mediator. Nauczyciel w szkołach alternatywnych. Blog: Innowacyjna edukacja. Fan nowych technologii. Członek Rady Programowej Sieci Kompetencji Cyfrowych KOMET@. Prowadzi szkolenia dotyczące wykorzystania urządzeń mobilnych w realizacji podstawy programowej. Kontakt: t.tokarz@wp.pl

c

foto: Spirit-Fire, Pixabay, Rolands Lakis, shonna1968