Psychiatrzy alarmują, że stan zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży jest katastrofalny. Bo lockdown, bo izolacja. Ale nie tylko brak kontaktu z rówieśnikami wpędza młodych ludzi w depresję. Do złego stanu psychicznego przyczynia się także przepracowanie, przeciążenie zadaniami szkolnymi i tryb życia daleki od wellbeing.
Od rana do popołudnia dzieci siedzą przed ekranami na e-lekcjach, a potem siedzą do wieczora garbiąc się nad pracami domowymi. I tak dzień w dzień. Weekendy też, tyle że bez e-lekcji, za to z nadrabianiem tego, czego w tygodniu nie zdążyło się zrobić. Na inne aktywności nie ma już czasu. Tak jakby młodzi ludzie nie mieli żadnych innych potrzeb poza nauką. Tymczasem te „inne aktywności” są kluczowe dla ich rozwoju i zdrowia – fizycznego i psychicznego.
Po skończonych e-lekcjach zamiast odpocząć, wyjść na spacer, na rower, pogadać z kolegami, czy choćby oderwać się od smętnej covidowej rzeczywistości zanurzając w świat cyfrowych gier, dzieci wypełniają karty pracy, piszą wypracowania, rozwiązują zadania z matematyki, robią prezentacje z przyrody, oglądają zadane filmy, czytają lektury… Że nie mają w lockdownie nic lepszego do roboty? Do roboty może nie, ale do życia a i owszem. Że lepiej żeby się uczyły, niż grały na komputerze? Nie, nie lepiej. (Dlaczego granie na komputerze jest ważne dla dzieci przeczytasz TUTAJ)
Każdy człowiek, również młody człowiek, potrzebuje odpoczynku, czasu na swoje pasje, czasu na pouczestniczenie w życiu domowym, pogadanie ze znajomymi, na obejrzenie filmu, poczytanie książki dla przyjemności, spacer z psem, śmignięcie po osiedlu na deskorolce, na rozrywkę… Młodzi ludzie potrzebują przestrzeni na swoje życie, na niemuszenie, na poznawanie samego siebie, na bliskość z rodzicami… Potrzebują przestrzeni na bycie człowiekiem, nie tylko uczniem. Tymczasem tej przestrzeni mają coraz mniej.
Matematyk zadaje po każdej lekcji „żeby się utrwaliło”. Polonista – pięć zadań w tygodniu. Anglista – z każdej lekcji kilka ćwiczeń (bo język trzeba ćwiczyć). Do tego zadania z innych przedmiotów włącznie z w-f-em, przygotowania do sprawdzianów, klasówek, lektury, referaty, prezentacje…Żaden z nauczycieli nie bierze pod uwagę zadań zleconych z innych przedmiotów, każdy jest przekonany, że na jego zadania uczeń musi znaleźć czas, bo są ważne. Pewnie są. Mało tego – wiele z tych zadań jest nawet ciekawych, twórczych, prowokujących do myślenia, odkrywczych. Problem polega na tym, że jest ich za dużo, że spod wielkiej sterty zadań do zrobienia nie widać już ucznia-człowieka.
Wierzę, że nauczyciele chcą dla swoich uczniów jak najlepiej. Wiem, że wielu bardzo się stara, by ich lekcje były ciekawe, sięgają po różnorodne materiały, przygotowują ich całą masę. I wiem, że wielu z nich dopada rozczarowanie: „Ja się tak staram, a uczniowie w ogóle tego nie doceniają”. Ale jak się ma plecak pełen kamieni, to choćby to były diamenty i rubiny, dla dźwigającego ten bagaż ucznia pozostają one przede wszystkim ciężarem.
Wiele zadań zadaje się z dnia na dzień, nie pozostawiając uczniom wyboru, kiedy je zrobią, tym samym mocno ograniczając możliwość innych aktywności. W takim systemie jeśli np. w środę po południu Zosia chce jeździć konno i tego dnia zostanie jej zadana praca na następny dzień, to albo zrezygnuje z konnej jazdy, albo nie odrobi lekcji i nazajutrz dosięgnie ją gniewny komentarz pani.
Są też oczywiście prace zadawane z wyprzedzeniem. Na przykład na za dwa tygodnie. „I nie odkładajcie tego na ostatnią chwilę” stanowczo radzi nauczycielka. W tej słusznej radzie jest jedno „ale”: przez te dwa tygodnie uczniowie codziennie dostają też do zrobienia bieżące, krótkoterminowe zadania, więc praca z dłuższym terminem z konieczności przesuwa się z dnia na dzień, aż staje się pracą na jutro. Bo to zadanie z długim terminem ważności nie jest zamiast tych krótkosiężnych, tylko oprócz.
To nie są nowe sytuacje. O zadaniach domowych opanowujących rodzinne życie pisałam już wielokrotnie (np. “Co masz zadane? – kiedy życie rodzinne kręci się wokół zadań domowych”). Zdalne nauczanie otworzyło tu jednak nowe dodatkowe możliwości. Nie trzeba już kontaktu z uczniem, by zadać mu pracę domową. Klasa nie będzie protestowała – nawet jeśli uczniowie mieliby odwagę, to nie mają szansy się wypowiedzieć. Dostają wiadomość mailem, w elektronicznym dzienniku, messengerem. I muszą być czujni, bo zlecenie do wykonania może przyjść znienacka, o każdej porze i każdym dostępnym kanałem komunikacji. Narzędzia do zdalnej edukacji umożliwiają też na przykład zadawanie z dziś na dziś – „kto nie skończył, zrobi to po lekcjach i do wieczora przyśle mi gotową pracę”, albo w librusie czy innym classroomie już po skończonych zajęciach pojawia się znienacka pakiet zadań, takie post scriptum do lekcji, z terminem oddania tego samego dnia wieczorem. Inną nową opcją jest zadawanie weekendowe – zadania z terminem odesłania w sobotę lub niedzielę, albo takie, które pojawiają się w czasie weekendu z terminem wykonania na poniedziałek.
„To tylko jedno zadanie” – argumentuje nauczyciel. Ano jedno. Tyle że w takim jednym zadaniu z matematyki często jest do przeliczenia dziesięć-dwadzieścia przykładów. A jedno zadanie z polskiego nierzadko składa się z kilku części (obejrzyj film, wypełnij do niego kartę pracy, napisz swoją refleksję na temat taki a taki na podstawie tego, co obejrzałeś). „Przecież te zadania są na dziesięć minut pracy” – to kolejny nieśmiertelny argument w dyskusjach o zadaniach domowych. Może nauczyciel jest w stanie zrobić zadanie w dziesięć minut, ale uczniowie zazwyczaj nie. Zadanie „na dziesięć minut” zajmuje pół godziny, czasem godzinę. Bo jest trudne, bo młody człowiek jest zmęczony, bo głowa nie chce pracować tak szybko i błyskotliwie. Bo w tym wszystkim nie widać sensu – nie widać końca tego strumienia wciąż napływających zadań i już nic się nie chce.
Dzieci stopniowo popadają w rezygnację i odrabiają lekcje jak automaty. Odpuszczają swoje pasje, bo nie ma na nie czasu, a kiedy zdarzy się im wolne pół godziny, sięgają po to, co łatwo dostępne – po smartfona z kolekcją gier. Albo przeciwnie – buntują się, oszukują, „zapominają”, żeby tylko zawalczyć o skrawek czasu dla siebie. Wtedy stają się „problematyczne”.
Coś jest nie tak, jeśli odrabianie lekcji z dziećmi staje się dla rodziców jedynym dostępnym sposobem wspólnego spędzenia czasu.
Może nauczycielom nie przychodzi do głowy, że czas spędzony z rodziną, wyjście na rolki, albo po prostu odpoczynek i nicnierobienie mogą być ważniejsze od zadań z treścią na ułamki, karty pracy z lektury czy ćwiczeń z angielskiego. Więc podpowiadam: mogą. Nie tylko w czasie pandemii, aczkolwiek teraz w szczególności rysowanie, wyjście z psem, gotowanie z tatą, szydełkowanie z mamą i wszystko to, co dzieci robią po lekcjach, to są bardzo ważne elementy życia. To, co nieobowiązkowe lecz podejmowane z wyboru daje poczucie sprawczości i wpływu. Spędzenie czasu z rodzicami, pobycie razem, pogadanie, porobienie czegoś wspólnie daje poczucie bezpieczeństwa. To co przyjemne, lubiane daje trochę radości. W świecie, w którym niczego nie można być pewnym, odrobina wolności porobienia tego, na co ma się ochotę, pobycia człowiekiem, a nie tylko uczniem, jest niezbędna do życia, niezbędna dla psychicznej jako takiej równowagi.
Mówi się, że rok pandemii to stracony rok dla edukacji. Zdalne lekcje nie są tak efektywne, jak stacjonarne. Uczniowie wypadają z systemu, wymykają się spod kontroli, uczą się mniej, albo uczyć się jest im trudniej. Może wydawać się logiczne, że skoro uczą się wolniej, trzeba cisnąć bardziej, żeby nadgonić. Ale to tak nie działa. I czy rzeczywiście najważniejszym problemem, jakim powinni przejmować się nauczyciele i rodzice w czasie pandemii jest to, że nie zrealizujemy założonego edukacyjnego targetu?

autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, dziennikarka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Cale Życie, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
School photo created by master1305 – www.freepik.com
1 komentarz
Sayto
18 marca 2021 at 18:33Jak zawsze bardzo merytoryczny i inteligentny artykuł, obnażający bez problemu wady systemu. Nauka nie powinna być ważniejsze od życia, takie jest moje zdanie. Da się poświęcić na nią 1/12 dnia zamiast połowy, co udowadniam już na swoim blogu. Reszta to pasje, i jakoś jeszcze nie oszalałam 🙂