Chłopaki nie płaczą. Tej zasady dzisiejszych mężczyzn uczyli ich rodzice. Od najmłodszych lat chłopcy byli wychowywani do ukrywania słabości i wrażliwości, do bycia twardym i nieokazywania emocji. No, chyba że emocja nakazywała przylać komuś w paszczę. To można było, to było męskie. Płacz był “babski”. Mamy więc dziś pokolenie mężczyzn, o których ich partnerki mówią zazwyczaj “Mój mąż nie okazuje uczuć”. Często mówią to w gabinetach psychoterapeutów próbując ratować swój związek. Nieokazywanie uczuć okazuje się strategią nieprzystającą do dzisiejszych relacji międzyludzkich i zmian, jakie zaszły w społeczeństwie przez ostatnie dziesięciolecia.
Wiedza kontra stereotyp
Dziś wychowujemy chłopców nieco inaczej, a przynajmniej mamy taką wolę i tak deklarujemy. Badania akademickie pokazały, że nasz stosunek do płaczących chłopców jest dwojaki. Z jednaj strony wiemy, że wrażliwość, empatia, emocjonalna otwartość i szczerość są ważnymi cechami w dzisiejszym społeczeństwie. Z drugiej – stereotyp maminsynka jest tak silnie zakorzeniony, że akceptacja wrażliwości chłopców przychodzi nam z trudem pomimo naszej szerokiej wiedzy i świadomości.
O ile jesteśmy skłonni zaakceptować chłopca płaczącego z “poważnego” powodu, to wciąż mamy problem z przyzwoleniem na płacz po prostu, na płacz “z byle czego”. Przy czym to dorośli oceniają, czy powód jest wystarczająco poważny, by płakać, czy też zbyt błahy na łzy. Chociaż to akurat zależy przecież od indywidualnej wrażliwości, osobistego, wewnętrznego kontekstu i nie można tego osądzać z zewnątrz.
Płacz, jeśli masz powód
Najprościej byłoby przyjąć zasadę: jeśli dziecko płacze, to znaczy, że ma powód do łez. Niezależnie od tego, czy jest to chłopiec, czy dziewczynka. Nawet jeśli młody człowiek leje łzy nad ledwo widocznym zadrapaniem, może jest ono przysłowiową kroplą, która przepełniła czarę goryczy, sumę doświadczeń całego dnia. Może ten chłopiec szlochający nad zepsutą niewiele wartą zabawką nie wyspał się w nocy, dostał burę od mamy za grzebanie się przy śniadaniu, w szkole pokłócił się z przyjacielem, dokuczali mu ci ze starszej klasy, zgubił unikalny kapsel ze swojej kolekcji, nauczyciel go nie zrozumiał, dyrektorka niesprawiedliwie ukarała, a w końcu tata nie miał czasu go wysłuchać. Może jego płacz jest o tym wszystkim, a wcale nie o tej połamanej zabawce. Nam przecież też się to zdarza – mówimy “ulało mi się”, kiedy przeciążeni nagromadzonymi emocjami wybuchamy z byle powodu.
Płacz to zdrowie – zapewniają naukowcy
W artykule “Is It OK For Boys To Cry?” Hanna Rosin wspomina program pomocy psychiatrycznej wykorzystujący greckich klasyków. Twórca programu, psychiatra Jonathan Shay zauważa, że klasycy rozumieli coś, o czym my zapomnieliśmy – mężczyznom wracającym z wojny, tym, którzy właśnie przegrali ważny mecz w piłkę czy też tym, którzy są po prostu bardzo zmęczeni w naturalny sposób chce się płakać.
Amerykańscy naukowcy dawno już odkryli, że płacząc, pozbywamy się z organizmu tzw. hormonów stresu. Powstrzymywanie łez oznacza więc, że substancje te gromadzą się w organizmie i mogą prowadzić do nadmiernego napięcia, nerwic a nawet chorób psychicznych. Psychologowie twierdzą, że męski alkoholizm i depresja mogą być powodowane między innymi tłumieniem emocji. Płacz jest więc naturalnym sposobem na “zmniejszenie ciśnienia emocjonalnego” i odtrucie organizmu.
Skłonność do płaczu jest w dzieciństwie taka sama u chłopców, jak i u dziewczynek. W okresie dojrzewania u chłopców zmniejsza się i to nie tylko ze względu na wychowanie “na twardziela”, ale też pod wpływem testosteronu. Możemy więc spokojnie zdać się na naturę i pozwolić chłopcom wylewać łzy, kiedy tego potrzebują. Gdy przyjdzie czas, hormony zrobią swoje i ograniczą ich potrzebę płaczu, pozostawiając ją na takim poziomie, na którym nie blokowany kulturowymi mitami i stereotypami płacz będzie spełniał swoje funkcje regulacyjne istotne dla równowagi chemicznej i psychicznej organizmu. Łzy będą pojawiać się wtedy, kiedy będą potrzebne.
c
autorka: Elżbieta Manthey
foto: Mathieu Jarry (CC BY-NC-ND 2.0)
Twój komentarz może być pierwszy