Jakie umiejętności będą dla naszych dzieci najważniejsze, gdy dorosną? Poprawne pisanie, matematyka, znajomość rozmnażania okrytonasiennych, wiedza geograficzna… Praca w zespole, krytyczne myślenie, samodzielność… Jest tak wiele kompetencji, które dzieci – jak sądzimy – mogą lub powinny zdobyć, gdy jeszcze są dziećmi. Które z nich są najważniejsze, na których powinniśmy skupić się w edukacji i wychowaniu dzieci i czego potrzebują młodzi ludzie, by je rozwijać?
Trudno przewidzieć, jaką postać przybierze świat, jakie wyzwania przed nami postawi, jakie zaoferuje szanse. Zmienia się niezwykle dynamicznie. Mimo wszystko można wyróżnić umiejętności, które są przydatne niezależnie od chwilowych zawirowań. W tym krótkim tekście wyróżniam pięć podstawowych kompetencji, które w moim przekonaniu powinny stać się fundamentem formułowania celów edukacyjnych.
Samoświadomość, zrozumienie siebie
Za podstawową, kluczową kompetencję uznaję świadomość siebie. Adekwatne rozpoznanie własnej psychiki, dobry kontakt z emocjami i ciałem, trafne oszacowanie zasobów, jakimi dysponujemy (intelektualnych, emocjonalnych, społecznych, fizycznych), talentów, predyspozycji, mocnych stron jest bezcennym kapitałem pozwalającym zaprojektować sobie miejsce w świecie, niezależnie od zmieniających się trendów. Orientacja na poznawanie siebie to nie tylko bezinteresowna, abstrakcyjna refleksja. Ma mocny wymiar praktyczny – jest najskuteczniejszą drogą do doskonałości w wybranej samodzielnie sferze, ścieżką do mistrzostwa dającego spełnienie i zapewniającego środki do życia.
Rozwijanie samoświadomości nie jest jednak możliwe w szkole zuniformizowanej, uczącej wszystkich tego samego, w ten sam sposób, prowadzącej w jednym kierunku. Potrzebujemy szkoły umożliwiającej uczniom autentyczne doświadczanie siebie, sprawdzanie potencjału, dającej czas na swobodną eksplorację ich osobowości, poznanie i zrozumienie emocji, reakcji, postaw. Przyzwalającej dzieciom na wytyczenie własnej ścieżki rozwojowej.
Potrzebujemy szkoły zachęcającej do zadawania istotnych pytań: kim jestem, skąd przychodzę, dokąd zmierzam? Dlaczego myślę, jak myślę, czuję, jak czuję, działam, tak jak działam? Jakie są moje potrzeby, marzenia, aspiracje? Jaki jest sens tego, co robię? Dla kogo to robię? Czego naprawdę chcę w życiu? W jaki sposób może to pomóc innym ludziom? Oczywiście trudno precyzyjnie odpowiedzieć na nie w tak młodym wieku, ale samo ich postawienie, zainicjowanie refleksji jest już niezwykle ważne.
Rozumienie świata
Niezwykle ważną kompetencją jest rozumienie otaczającej rzeczywistości, zarówno jej stałych składowych (zjawisk fizycznych i kulturowych), jak i wciąż zmieniających się tendencji, procesów, prądów. Do tego potrzebna jest oczywiście podstawowa wiedza, ale istotniejsza wydaje się umiejętność radzenia sobie z informacyjnym szumem, a przede wszystkim zdolność przetwarzania faktów, analizy i syntezy, interpretowania ich i przekładania wniosków na codzienność.
Rozwijanie tej kompetencji nie jest możliwe w szkole traktującej uczniów jak puste naczynia do napełniania wiedzą. Nie jest możliwe w procesie nauczania rozumianego jako transmisja faktów z głowy nauczyciela do zeszytów uczniów. Większość informacji przekazywanych w ten sposób jest bardzo szybko zapominana.
Potrzebujemy szkoły dającej uczniom możliwość jak najpełniejszego doświadczania i przeżywania rzeczywistości. Stawiającej na aktywność poznawczą, którą uczeń uznaje za sensowną, użyteczną w zmaganiu się z jego własnymi trudnościami, dającą perspektywę na odniesienie sukcesu, zaspokajającą potrzebę rozumienia świata i działania na jego rzecz. Konieczne jest także przeorientowanie roli nauczyciela, który powinien pełnić funkcję nie pasa transmisyjnego, lecz facylitatora – organizatora i koordynatora procesu uczenia się.
Zarządzanie sobą
Bardzo istotną kompetencją jest zdolność do zarządzania samym sobą: samodzielnego decydowania o własnym życiu, autonomicznego kierowania własnym rozwojem, dokonywania świadomych wyborów i do ponoszenia za nie odpowiedzialności. Kluczowa dla tej kompetencji jest samosterowność, oparta na motywacji wewnętrznej, powodującej że działamy nie pod wpływem zewnętrznych nakazów i dyrektyw, ale z poczucia istotności podejmowania określonych działań, przekonania, że rzeczywiście służą naszemu rozwojowi czy dobru publicznemu.
Wzmacnianie tej kompetencji nie jest jednak możliwe w szkole zbudowanej na modelu hierarchicznym, autorytarnym, dyrektywnym, postrzegającej ucznia jako wykonawcę poleceń. Potrzebujemy szkoły traktującej młodego człowieka jak lidera własnego rozwoju, dającej mu przestrzeń do podejmowania decyzji, dotyczących jego samego i wspólnoty, której jest częścią. Szkoły, która nie bazuje na karach i nagrodach (ocenach, pochwałach i naganach), lecz odwołuje się do naturalnej potrzeby człowieka – potrzeby samodzielnego kierowania własnym życiem, realizowania siebie i robienia czegoś istotnego dla innych. Podejmowania decyzji nie można bowiem nauczyć się inaczej, jak tylko podejmując decyzje.
Budowanie relacji
Kolejna kluczowa umiejętność związana jest z kompetencjami interpersonalnymi. Dotyczy przede wszystkim zdolności budowania zdrowych, partnerskich relacji, opartych na wzajemnym szacunku i zaufaniu, na poczuciu solidarności, otwartości na odmienność i różnorodność. Podstawą tej kompetencji jest inteligencja emocjonalna, a jej trzonem empatia – umiejętność odczytywania emocji innych ludzi, wczuwania się w ich perspektywę. Inteligencja emocjonalna umożliwia efektywne komunikowanie się, asertywne wyrażanie siebie w kontakcie z innymi, ułatwia pracę w zespole, usprawnia współpracę w różnych sferach, pozwala na uważne słuchanie i reagowanie na potrzeby innych ludzi bez lekceważenia własnych.
Rozwijanie tych kompetencji nie jest jednak możliwe w szkole, w której do autentycznych interakcji dochodzi jedynie na przerwie. Potrzebujemy szkoły dającej przestrzeń do budowania szczerych i partnerskich relacji, pozwalającej na rzeczywiste doświadczanie kontaktu z drugim człowiekiem. Szkoły, w której nauczyciele i uczniowie lubią i szanują się wzajemnie. Szkoły, w której obie grupy współpracują ze sobą, wspierają, wymieniają się wiedzą i doświadczeniami, dyskutują i konstruktywnie spierają się, wspólnie rozwiązują konflikty, wchodząc w podmiotowe interakcje, służące obopólnemu rozwojowi.
Przedsiębiorczość
Ostatnią z kompetencji, na które zwracam uwagę to tzw. przedsiębiorczość, zdolność do podejmowania nowatorskich działań i pomyślnej ich finalizacji. Ludzi przedsiębiorczych charakteryzuje elastyczność, kreatywność, umiejętność rozwiązywania problemów, szybkiego nabywania nowych umiejętności, przekwalifikowywania się, crossowania wiedzy, spojrzenia na rzeczywistość z różnych perspektyw, niestandardowego myślenia. To także odwaga wychodzenia poza schemat, gotowość do popełniania błędów (i uczenia się na nich), zdolność do podejmowania ryzyka.
Rozwijanie tej kompetencji nie jest jednak możliwe w szkole uczącej pod testy, preferującej standardowe, schematyczne rozwiązania, usiłującej dopasować uczniów do jednolitej matrycy. Potrzebujemy szkoły dającej przestrzeń na eksperymenty, radosne eksplorowanie, rozbudzającej naturalną ciekawość. Zachęcającej do ryzyka i przyzwalającej na popełnianie błędów. Dopuszczającej różne rozwiązania, wielorakie odpowiedzi, odmienne interpretacje. Zapewniającą swobodę twórczą. Odrzucającej prymat ocen i wyników. Dającą przestrzeń na różnorodność.
Rozwijanie tych kompetencji wymaga szkół otwartych na ucznia, ufających w jego samodzielność, zdolność do działania, umiejętność samookreślenia, podejmowania decyzji, nastawionych na budowanie relacji i skuteczne komunikowanie się, przyzwalających na eksperymentowanie. Takie szkoły już powstają i jest ich coraz więcej, co pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość.
c
autor: Tomasz Tokarz – wykładowca, coach, trener, mediator. Nauczyciel w szkołach alternatywnych. Blog: Innowacyjna edukacja. Fan nowych technologii. Członek Rady Programowej Sieci Kompetencji Cyfrowych KOMET@. Prowadzi szkolenia dotyczące wykorzystania urządzeń mobilnych w realizacji podstawy programowej. Kontakt: t.tokarz@wp.pl
foto: Ian Burt
22 komentarze
AgRa
22 września 2017 at 07:38Wszystko fajnie, ale budowa i wzmacnianie tych wszystkich kompetencji to nie rola szkoly, ale rodzicow. Kazda z kompetencji wymienionych w artykule jest domena wychowania rodzicielskiego, ktore wielu rodzicow ‘zrzuca na szkole’.
Anna
3 września 2017 at 01:39No dobrze, świetnie…i co z takimi kompetencjami ma zrobić, dajmy na to, przyszły inżynier i budowniczy osiedli mieszkaniowych, kierowca autobusu miejskiego, albo sprzedawca w warzywniaku? Jeśli cała nauka w szkole miałaby się opierać na przepsychologizowanych bajaniach o samorozwoju, samoświadomości, samokreacji i czym tam jeszcze – to gdzie miejsce na tzw. twardą wiedzę? Znajomość wzorów, umiejętność odróżnienia pojemności od pola powierzchni, prędkości od oporu, a motyla od ważki? Mnie moja staroświecka, okropna szkoła posłużyła do nauki logicznego myślenia, konstruowania zwartych opowieści, wyszukiwania trafnych argumentów i innych rzeczy. Tylko pozornie nudna lekcja matematyki jest lekcją matematyki. Kto chce, ten zauważy, że nauka o zmiennych funkcji może mu się przydać w codziennych życiowych realiach. Język polski, odbębnianie zadanych lektur, no tragedia…oczywiście, jeśli nie umiemy zauważyć, że śledząc perypetie bohaterów książek, biografie pisarzy, możemy wiele wniosków wyciągnąć dla siebie. I na ich decyzjach uczyć się podejmowania swoich. Itd, itp. Szkoła służy zdobyciu bazy, a nie kreowaniu wszystkowiedzących, zarozumiałych smarkaczy, którzy mają w pogardzie naukę, za to interesują się wielce kreatywnymi dziedzinami – ostatnio jest moda na projektowanie ciuchów, produkowanie muzyki itp. Nawet, że by tę głupią kieckę zaprojektować wypada odróżniać trójkąt równoramienny od prostokątnego, a chcąc “produkować muzykę” trzeba się znać na fizyce, akustyce, informatyce. Nic bardziej nie wkurza niż zarozumiała młodzież, która nie posiada żadnych kompetencji, ma puste głowy, bo “przecież wszystko jest w sieci”, za to jest przekonana o swojej niezwykłości. Bachory, które nie potrafią właściwie używać “tę” i “tą” zostają potem dorosłymi ludźmi, którzy mają ambicje pracować w mediach, instytucjach kulturalnych…i szerzą dalej to swoje żenujące nieuctwo, prostactwo. Niech najpierw szanowna młodzież nauczy się wszystkiego, co im szkoła serwuje za darmo na tacy, a potem zastanawia się nad “realizowaniem siebie”. Kogo szkoła ma wychować? Te przysłowiowe jajka mądrzejsze od kury? Na czym ma się opierać niezachwiana wiara w siebie takich młodych ludzi? Na braku solidnej wiedzy? Ja chodziłam do szkoły muzycznej, miałam i normalne lekcje i dodatkowe muzyczne, i odrabiałam prace domowe, i jeszcze ćwiczyłam na instrumencie. A wybawiłam się w dzieciństwie po uszy. Może to po prostu jest tak, że dzieci nienawykłe do wytężonej pracy umysłowej potrzebują więcej czasu na ogarnięcie najprostszych zadań? Może ich umysły błądzące między filmikami z sieci, klipami, planowaniem kolejnych szałowych zakupów za kasę rodziców i wypadami do McDonald’s -a nie sa już w stanie uporać się z zadanymi lekcjami w godzinę dziennie? Mózg działa jak mięsień, nietrenowany więdnie. I warto pamiętać o tym nie tylko w kontekście profilaktyki demencji u starszych osób. Może zanim zaczniemy się użalać nad biednymi dziećmi, które muszą wkuwać wzory, pomyślmy chwilę, co się stanie, gdy przestaną to robić. Czy poradzą sobie potem choćby na stanowisku kierowcy w pizzerii, albo sekretarki, gdy nie będą umiały niczego zapamiętać – nazwiska, adresu, daty? Nie zawsze w życiu będą miały ten komfort, że będą mogły uczyć się na pamięć wyłącznie rzeczy, które je bardzo interesują, angażują emocjonalnie. Czasem to będą cholerne nudy, ale taką pracę też ktoś musi wykonywać, bo jak ktoś wyżej napisał, nie każdy będzie coachem, stylistą, czy producentem filmowym. Jest też inny aspekt, moralny. Młodzi ludzie “wychowani do indywidualności” za nic będą mieli obowiązki, więzi społeczne, będą patrzyli wyłącznie na czubek własnego szczęśliwego nosa. A w razie najmniejszego splotu przeciwności, czy niepowodzeń będą wpadać w ciężkie depresje, bo przecież życie miało być takie super, skoro oni są tacy super. Czy na pewno o takie społeczeństwo nam chodzi?
Jakie umiejętności będą dla naszych dzieci najważniejsze, gdy dorosną? | Obserwatorium Edukacji
30 listopada 2016 at 20:41[…] Cały artykuł – TUTAJ […]
ilona
30 listopada 2016 at 07:26A dla mnie to jest po prostu reklama szkoly tego pana i nic wiecej. Rodzice pracujacy po 8 -10 godzin dziennie nawet jak bardzo chca z dzieckiem spedzac czas to czasu “kreatywnego” maja co najwyzej godzine dziennie. Trzeba nauczyc rodzicow co mozna z ta godzina zrobic zeby cos dziecku dac I zeby przy wsparciu rodzicow moglo jakos ta szkole przertwac. Szkola przetrwania w szkole panstwowej, na ktora wiekszosc dzieci jest skazana, to tez szkola zycia. Plan lekcji, zadania domowe, testy standaryzowane? A co innego beda mieli w doroslym zyciu? Wszyscy beda artystami, kołczami, politykami, elita?
tt
4 grudnia 2016 at 05:281. Jakiej mojej szkoły?
2. Nie rozumiem argumentu, że rodzice mają mało czasu dla dzieci – przecież piszę o szkole, o tym, co ma się odbywać w trakcie przebywania w niej dzieci.
3. Czego uczy szkoła życia’ w konwencjonalnej placówce? Rywalizacji w lepszym wypełnianiu standardowych testów? Podporządkowania? Skrupulatnego wykonywania poleceń/? Działania na oceny? Na jakie wyzwania odpowiadają takie umiejęjetności? Jak wzbogacają nasze dzieci?
4. Ludzie będą mieli w życiu to, co wybiorą, co sami stworzą. Jeśli od małego będą przyzwyczajani do testów i podłuszeństwa to stworzą świat oparty na testach i posłuszeństwie – bo innego nie będą znali. I tak w kóko
Anna
3 września 2017 at 02:05Hm..to w sumie zabawne co Pan pisze…bo przecież Pan skończył taką właśnie konwencjonalną szkołę… czyż nie? Podobnie jak ja i większość tu komentujących zapewne. A jak to jest z nami? Też żyjemy w świecie opartym na posłuszeństwie? Też nauczono nas jedynie skrupulatnego wykonywania poleceń i niczym nas te straszliwe konwencjonalne placówki nie wzbogaciły? No przecież to bzdura. Wśród ludzi dzisiaj dorosłych, którzy są wychowankami takich szkół, nie brakuje osobników kreatywnych, samoświadomych, empatycznych, asertywnych, spełnionych, poszukujących…a w dodatku specjalistów w różnych trudnych dziedzinach. Nie wzięliśmy się znikąd, my artyści, lekarze, chemicy, inżynierowie, architekci, handlowcy…wszyscy skończyliśmy te okropne konwencjonalne szkoły. W których nauczyliśmy się zapamiętywać informacje, logicznie myśleć, walczyć o swoje, spierać się, przegrywać, wygrywać, zarządzać swoim czasem, planować, wspólnie coś organizować, wybierać przywódców, rozdzielać role, psocić, wykręcać się od obowiązków lub przeciwnie brać je na siebie za kogoś…mogłabym wymieniać w nieskończoność. Pan żadnej z tych rzeczy nie zawdzięcza szkole? To czemu? Komu? W szkole siedział Pan jak tępa kijanka i czekał na ostatni dzwonek, żeby wreszcie zacząć żyć i zdobywać kompetencje? Potrzebne konkretne przykłady? Proszę bardzo – odpisywanie od siebie prac domowych na przerwie. Czego uczy – wymiany handlowej, ty dajesz geografię, ja matematykę. Trzymania sztamy -nie sypniesz mnie przed nauczycielem i wzajemnie. Sądów koleżeńskich – gdy koleżanka skarżypyta doniesie. Radzenia sobie, gdy czasu mało, atrakcji dużo. Refleksji nad poczuciem winy – każdy wie, że to w sumie nieuczciwe. Błyskawicznego przyswajania informacji – przepisując też można załapać schemat rozwiązywania równań i lepiej to zrobić, bo akurat można być spytanym. A głupie dowcipy robione nauczycielom, czy kolegom, a zetknięcie się po raz pierwszy z pojęciem odpowiedzialności zbiorowej, a emocje rywalizacji na meczach koszykówki? Na to wszystko czekał Pan, aż się szkoła skończy? Normalnie nie wierzę…
vlaad
26 grudnia 2016 at 21:06Z tego co wiem Tomek Tokarz nie prowadzi żadnej szkoły. Ale nawet jeśliby to robił i dokładał wszelkich starań, by była to dobra szkoła…to dlaczego miałby jej nie reklamować? W końcu promując dobrą szkołę, pomaga innym. Niech ludzie wybierają lepsze szkoły zamiast gorszych.
iza
4 września 2017 at 23:03Zgadzam Się z Twoim wpisem Anno
Ola Jurkowska
29 listopada 2016 at 10:38To ja bym po w skrócie powiedziała, że po prosto dzieci powinny mieć więcej czasu dla siebie i możliwości ponudzenia się i więcej swobodnej zabawy w gronie innych dzieci. Bo tych umiejętności w dużej mierze trudno nauczyć się z książek czy w ogóle nauczyć się na zasadzie przekazywania tej wiedzy przez kogoś. Większości tych umiejętności trzeba się po prostu nauczyć praktycznie. A żeby tak mogło być potrzeba po prostu czasu, no i może braku oczekiwać narzuconych z góry np. w formie programu nauczania. Pozdrawiam
Dorota Kwiatkowska
15 lipca 2016 at 13:13Kompetencje przyszłości to temat nad którym wiele osób ostatnio pracuje zarówno teoretycznie, ale też podczas działań z uczniami czy podopiecznymi. Wszystkie te strumyczki tworzą już interesujący ciek wodny. Tylko jak go zmieścić w skalistym i niespecjalnie szerokim korycie polskiego systemu edukacji, a skały jego twarde są dodatkowo. Trudno mi znaleźć kogoś kto na poważnie i konsekwentnie, wykorzystując swoją wiedzę, badania, umiejętności zmienia nasz system edukacji na bardziej otwarty, elastyczny i sprawnie reagujący na potrzeby uczniów, edukatorów, społeczeństwa, pracodawców, np. w kontekście kompetencji, które mogą być niezbędne w przyszłości.
Juniorowo
15 lipca 2016 at 14:23Cały system zmienić – trudno. Ale są tacy, którzy zmieniają skutecznie i nawet spektakularnie swoje “małe podwórko”. Niedawno ekipa Juniorowa odwiedziła dwa niesamowite gimnazja. Niebawem opublikujemy relacje z tych wizyt. To będzie świadectwo, że się da, choć nie od razu i nie wszystko naraz.
Kasia
30 lipca 2017 at 07:16My takze stworzylismy szkole inna niz standardowe. Mamy lekcje krestywnosci, filozofowania itp. Wygralismy Odyseje Umyslu. Nauczyciele pelnia role coacha a dzieci rozwijaja sie zgodnie z osobowoscia. Do domu nie zadajemy. I wbrew opiniom, ze to tylko.bajer, osiagamy niezwykle wysokie wyniki w konkursach. Potwierdzam zatem racje powyzszego artykulu
Kornelia Orwat
15 lipca 2016 at 08:46A ja będę staroświecka i powiem – tego wszystkiego uczy edukacja domowa, rozumiana jako nauka poza szkołą (a nie TYLKO W DOMU) i nieograniczana szkolnymi programami. Wątpliwości wczesniej komentujących rozumiem, bo wiem czym jest szkoła i zaryzykowałbym tezę, że żadna szkoła realizująca narzucony i egzekwowany odgórnie program nauczania nie będzie w stanie nauczyć dobrze tych kompetencji. Istota szkoły przeczy zdobywaniu tych kompetencji. Samosterowność? Pisałam o tym na blogu już dawno, że trudno nauczyć się samosterowności, kiedy codziennie mamy odgórnie zaplanowany dzień co do minuty (szkolny plan zajęć, potem zajęcia pozaszkolne i odrabianie ZADANYCH lekcji).
Cieszę się jednak bardzo, że podejmujecie próby zdefiniowana prawdziwych potrzeb edukacyjnych i wskazania kierunku, w jakim powinna zmierzać reforma szkół. Bardzo cenny artykuł (powiedziałabym że z ust mi wyjęliście te tezy).
Tadeusz63
26 maja 2016 at 13:56to POWINNA UCZYC RODZINA I RODZICE A NIE TŁAMSIC DZIECI
Kompetencje przyszłości – czego powinny nauczyć się dzieci zanim dorosną – Gimnazjum nr 2
2 marca 2016 at 09:09[…] Polecam artykuł […]
Anna
4 września 2015 at 14:06No dobrze. Nasza uwaga została skierowana na szkołę a co z rodzicami? W szkole dziecko jest 7 godzin, ale reszta dnia należy do rodzica. Spychanie odpowiedzialności na nauczycieli nie rozwiąże problemu zimnych emocjonalnie domów, gdzie rodzic jest gościem a kontakt z dzieckiem będzie ograniczał się do zadania pytania “Co było dziś w szkole?” Odpowiedzi już rodzic nie będzie słuchał, bo pochłonie go inne “ciekawe” zajęcie. Może zamiast zastanawiania się czego szkoła ma nauczyć dziecko nauczmy rodziców uważności na dziecko, otwartości na jego potrzeby, bycia przy nim, mądrego towarzyszenia, akceptacji. Przeprowadziłam w szkole zajęcia tzw. dociekanie filozoficzne i byłam zdumiona otwartością i mądrością wypowiedzi uczniów (nie była to jakaś “renomowana” szkoła). Jednego czego się bali na początku, to stawiania pytań. Byli nieufni i czekali na moją krytykę. Kiedy zobaczyli, że ich obawy nie miały podstaw “rozwinęli skrzydła”. Zajęcia poprowadzili mistrzowsko (moja rola ograniczyła się do towarzyszenia im i wyznaczenia granic czasowych).To o czym pan napisał, oni już posiadają. Trzeba tylko mądrych dorosłych, aby pozwolili czerpać dzieciom z ich naturalnych zasobów. I to jest zadanie nie tylko dla szkoły, ale przede wszystkim dla rodziców. Dodatkowo poleciłabym lekturę Korczaka. Czasy się zmieniają pod względem rozwoju technologii, ale potrzeby dzieci wciąż są takie same. Kompetencje kompetencjami, ale obecności i miłości rodziców nic i nikt nie zastąpi.
naja
17 lutego 2016 at 14:24TAK!
I KORCZAK!!!!
Jarek
17 lutego 2016 at 21:05Podkreślając rolę rodziców masz niewątpliwie rację. Jednak zarówno artykuł jak i Twój komentarz pokazują szarą codzienność systemu edukacyjnego w Polsce. Szkoła (nauczyciele) i rodzice funkcjonują jako osobne byty w życiu dzieci. Punktów styku jest niewiele i są powierzchowne. To o czym pisze autor z jednej strony ma sens, a z drugiej jest sporą dawką generalizowania. W innym komentarzu ktoś prosi o konkrety. To może wyobraźmy sobie szkołę (chociażby tę w której prowadziłaś zajęcia) w której nauczyciele wraz z rodzicami spotykają się i w ramach np. warsztatów wypracowują własne konkretne pomysły na szkołę idealną o której pisze autor. W ten sposób zamiast roszczeniowo prosić o konkrety (komentarz MR) lub obarczać winą rodziców (Twój Anno komentarz), moglibyśmy wspólnie jako rodzice i nauczyciele wziąć odpowiedzialność i zmienić polską szkołę z korzyścią dla naszych dzieci. Proponowałem takie rozwiązanie dyrekcji dwóch szkół do których chodzą moje dzieci (podstawowa i gimnazjum) i spotkałem się z całkowitym brakiem zrozumienia, a nawet lękiem, że może wydarzyć się coś co zaburzy status quo. Niestety nauczyciele to niezwykle konserwatywna i bojąca się wszelkich zmian grupa zawodowa 🙁 Są oczywiście coraz liczniejsze wyjątki (np. głośno ostatnio o Jolancie Okuniewskiej z Olsztyna). Moje dzieci również trafiły w swoich szkołach na kilkoro światłych i otwartych nauczycieli z którymi dialog okazał się możliwy i przyniósł pozytywne rezultaty. Jednak w ogólnym rozrachunku większość energii skupiam na ochronie moich dzieci przed ogłupiającym system edukacji. Zaś co do Korczaka, to jak najbardziej się zgadzam – warto czytać i trzymać kciuki za to, aby jego idee trafiły wreszcie do naszych domów i szkół. Może zacznijmy od budowania relacji na partnerstwie – bo przecież powtarzając za Korczakiem: “Nie ma dzieci – są ludzie”.
Anna
18 lutego 2016 at 08:38Masz rację – nauczyciele są bardzo hermetyczni (na szczęście nie wszyscy) i boją się otwartej relacji z uczniami. Wciąż są przekonani, że autorytet nauczyciela ma opierać się na strachu i ślepym posłuszeństwie (niestety) a z drugiej strony są zawaleni papierkową robotą i gonitwą za czołówkami rankingów. Pamiętam jak słuchałam z “maślanymi oczami” opowieści wspaniałej, doświadczonej nauczycielki, którą dzieci uwielbiały, bo miała czas dla uczniów i bardzo lubiła siadać z nimi podczas wolnej godziny przy herbatce i słuchaniu ich historii. Nauczyciele to także “terapeuci” dzieci. Dla młodzieży liczy się ten nauczyciel, który potrafi ich wysłuchać z ogromna empatią a nie ten, który na nich nakrzyczy.
Naan
7 marca 2016 at 18:17Pewnie jestem staroswiecki, ale uwazam ze szkola ma uczyc, co w moim przeswiadczeniu oznacza przekazywanie wiedzy. Oczywiscie, jezeli dziecko bedzie zainteresowane tematem, i bedzie mialo dodatkowe pytania nauczyciel powinien pomoc we wszelaki mozliwy sposob. Problem w tym, ze ciekawosc, ktora jest w dziedku w naturylany sposob uruchomiona, jest przez rodzicow ignorowana.
to rodzice, ze swoich dzieci, robia tresowane maplki kapucynki, bo nie jest dla nich wazne, co dziecko umie, a jak jest postrzegane na tle innych. zwalanie winy na szkole nic tu nie da.
moj Profesor mawial, “nikt nikogo jeszcze niczego nie nauczyl”.
I jeszcze jedno, to rodzic ma obserwowac dziecko, jego zdolnosci, i proponowac mu rozwoj w jak najbardziej zgodnym kierunku.
Wtedy nie trzeba bedzie w przyszlosci, kołczy, threneroof, rozumienia siebie i innych tego typu bzdur.
Jak ktos sie wroblem urodzi to golebiem nie umrze.
bardzo czesto obserwuje ze dla rodzicow najwazniejsze jest to w jaki sposob ich dziecko jest odbierane na tle reszty, a nie samo dziecko. Wtedy mozna sie pochwalic na fejsie.
Tak wiec podsumowujac, szkola ma uczyc, a rodzice wychowywac.
mr
3 września 2015 at 06:57ładnie brzmi i każdy może pisać o tym jak powinno być. proszę o konkrety jak to osiągnąć w NASZYCH edukacyjnych realiach- o ile Pan je chociaż odrobinę zna
Bożena Andrzejewska
1 września 2017 at 16:20Można zadbać o dobrą komunikację z uczniem, na przerwie, na lekcji, na wycieczkach. Na godzinach wychowawczych dotknąć tematu planowania czasu. Łączyć swój przedmiot z rzeczywistością – informować o tym co się dzieje w tej dziedzinie na bieżąco. Znam realia szkoły od strony praktyka – można bardzo dużo zrobić.