Środek tygodnia, godzina 6:45, czas budzić dzieci do szkoły. Jak zwykle ciężko to idzie – dzieci udają, że mnie nie słyszą, chowają głowy pod kołdrę, ignorują kolejne prośby. Cenne minuty mijają, a towarzystwo nie wykazuje najmniejszej chęci wstania z łóżek, o myciu, ubieraniu i śniadaniu nie wspominając. Co więcej, spod kołder wydobywają się warknięcia zdradzające, że dziś dzieci wstaną lewą nogą. Co robić?

Wyjścia są dwa. Jednego serdecznie nie znoszę: tata miły zamienia się w tatę bezlitośnie stanowczego i wywala dzieci z łóżek siłą. Ja się wkurzam, dzieci też, atmosfera poranka zepsuta, złe humory odciskają piętno na cały dzień wszystkim członkom rodziny. Na szczęście jest jeszcze druga opcja: użyć kota.

W naszym domu mamy obecnie trzy koty, dlatego przeważnie któryś zawsze jest pod ręką. Biorę więc kota (czy mu się to podoba, czy nie) i niosę do łóżka dziecka. Każdy z kotów już się nauczył, że wyrwanie się z uścisku pana domu jest zadaniem beznadziejnym, więc się nie wyrywa, a jedynie czeka na okazję, żeby czmychnąć. Kładę kota na kołdrze i… to w zasadzie wystarczy, żeby dziecko otworzyło jedno oko i uśmiechnęło się na widok kociego pyszczka. Potem wyciąga rękę i głaszcze kota za uchem. Następnie tata zwalnia uścisk, kot natychmiast korzysta z okazji, żeby zwiać, a przy okazji wbija tylne łapy w kołdrę (i to co pod nią), co jest pretekstem do wybuchu śmiechu. Można zacząć kolejny dzień.

Poprawa humoru to tylko jeden z dowodów na pozytywny wpływ zwierząt na dzieci, które obserwuję na co dzień. Inne to:

– nauka odpowiedzialności. Zwierzętami trzeba się opiekować. Nakarmić je, od czasu do czasu zawieźć do weterynarza, zadbać o czystość kuwety itd., itp. Część tych obowiązków spoczywa na dzieciach.

– nauka, że zwierzęta to żywe stworzenia obdarzone emocjami i zdolnością do odczuwania świata. Każdy z naszych kotów jest inny: jeden leniwy, drugi łakomy, trzeci to łazęga. Pierwszy lubi się z drugim, ale drugi z trzecim drą koty. Czasami lubią do nas przychodzić, łasić się i bawić, a czasami wolą samotność. Mają lepsze i gorsze dni. Dzieci to wszystko obserwują i uczą się empatii w stosunku do zwierząt, a przy okazji również do ludzi.

– nauka, że w życiu zdarzają się również bolesne chwile. Bywa, że któryś z naszych kotów wróci do domu solidnie poharatany. Zraniona łapa wygląda paskudnie, kot cierpi, choć weterynarz zrobił co mógł, żeby mu pomóc. Takie życie… A przecież jest jeszcze starość i śmierć. Nasze dzieci zetknęły się z nią, gdy kilka lat temu odszedł nasz ukochany pies. Pisałem o tym TUTAJ.

– nabywanie odporności na alergie. Zwierzęta w domu (nie tylko koty) to stała obecność całej zgrai wszelkich alergenów. Organizm dziecka styka się z nimi, uczy się ich i nabywa odporności. Poza nielicznymi wyjątkami u zdecydowanej większości dzieci kontakt ze zwierzętami obniża ryzyko alergii.

– a poza tym dom ze zwierzętami jest po prostu pełen życia.

p.s.

Niedawno usiłowałem zagonić dzieci do sprzątania pokojów. Przez całe sobotnie przedpołudnie Staszek i Zośka mistrzowsko ignorowały moje kolejne prośby i ponaglenia. W końcu wstałem i lekko rozjuszony ruszyłem do ich pokojów.

– Dzieciaki, natychmiast do sprzątania, ale to już!

– Nie możemy!

– Ja wam dam „nie możemy”! Brać się za odkurzanie, bo zaraz się wkurzę!

– Ale my naprawdę nie możemy!

– Bo co?

– Sam zobacz!

Wszedłem do pokoju, z którego dobywały się głosy. Na kanapie w niespotykanej zgodzie leżały obie moje pociechy. Na ich brzuchach – koty. Mruczące z zadowolenia, gdy dziecięce palce drapały je za uszami i pod brodą. Dzieci rozanielone jeszcze bardziej, niż koty.

– Tata, no chyba nie będziesz tak okrutny i nie wygonisz ich teraz, prawda?

No i co ja miałem zrobić? Nie wygoniłem. Usiadłem przy nich, pogłaskałem oba koty, a rozdrażnienie natychmiast przeszło.

A co ze sprzątaniem? No cóż, to jest temat na osobny felieton…

Foto: Wojciech Musiał