Fuks był z nami prawie szesnaście lat. Wzięliśmy go ze schroniska, gdy był półrocznym szczeniakiem (w piątek, trzynastego – dlatego właśnie Fuks). Był dużym, wesołym, łagodnym, trochę narwanym kundlem w typie wilczura. Owczarek poniemiecki – odpowiadaliśmy na liczne pytania o rasę. Gdy pojawiły się dzieci, najpierw jedno, potem drugie, Fuks podchodził do becika, zimnym, wilgotnym nosem sprawdzał, co to za dziwo, a następnie pieczętował przyjaźń liźnięciem wielkiego, mokrego, ciepłego jęzora. Dzieci były zachwycone, pies również.
Dla dzieci Fuks był od zawsze. Był stałym elementem naszej rodziny – jak rodzice, babcia i dziadek. Był jak dom, ogród i auto. Jak meble, książki i obrazy na ścianach. Żadne z nich nie myślało o tym, że kiedyś może go zabraknąć, że odejdzie i nigdy więcej już go nie będzie. Tymczasem Fuks się zestarzał. Coraz więcej czasu spędzał na swojej leżance, coraz mniej chętnie dawał się wyciągnąć na spacery, przestał ganiać za zającami, nie chciał aportować kija w posiwiałym pysku. A potem przyszedł dzień, gdy tylne łapy odmówiły mu posłuszeństwa. Najpierw jeszcze wstawał przy naszej pomocy, ale pokonanie trzech stopni na trawnik było ogromnym wyzwaniem. A potem już tylko leżał, a na każdą próbę pomocy reagował skowytem i szczerzeniem kłów. Chudł, gasł w oczach i bardzo, bardzo cierpiał. Z bólem serca podjęliśmy konieczną decyzję.
Dzieci, jak to dzieci, obserwowały gaśnięcie Fuksa bez specjalnych emocji. Oczywiście współczuły mu i starały się pocieszyć głaskaniem i dobrym słowem, ale na co dzień zapominały o jego chorobie całkowicie pochłonięte szkołą, zabawą i innymi zajęciami. A my głowiliśmy się, jak oswoić je z tym, co nieuchronne.
Jak rozmawiać z dzieckiem o śmierci pupila?
Dr Małgorzata Wypych – psycholog, terapeuta poznawczo-behawioralny, posiada wieloletnie doświadczenie w dydaktyce akademickiej. Pracuje w systemie ratownictwa medycznego – w Krakowskim Pogotowiu Ratunkowym oraz Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym, gdzie między innymi prowadzi szkolenia z zakresu radzenia sobie z sytuacjami traumatycznymi. Mama dwóch córek, mieszka z trzema kotami.
.
Pani doktor, w jaki sposób rozmawiać z dzieckiem, by jak najłagodniej przeszło przez traumę spowodowaną śmiercią ulubionego zwierzęcia?
Zacznijmy od tego, jaką my sami mamy postawę wobec śmierci. Z grubsza można ją podzielić na trzy rodzaje: postawa biologiczna: ciało się zużywa, umiera i koniec. Jeśli ktoś jest wewnętrznie pogodzony z tym, że jesteśmy tylko materią, godzi się z tym, że przychodzi taki moment, że już nie da się nic zrobić. Druga postawa mówi, że jesteśmy czymś więcej niż tylko materią, bo jest też dusza, która nie umiera, tylko po śmierci trafia do raju. Dzieciom najłatwiej jest przyjąć właśnie taką wizję, a osoby wierzące zdecydowanie łatwiej oswajają się z tym co nieuchronne. Trzecia postawa, najmniej korzystna, to lęk przed śmiercią i tym co dzieje się z nami, gdy umieramy. Ona jest najbardziej charakterystyczna dla tych, którzy nie mają wyrobionego konkretnego światopoglądu.
A którą opcję powinni wybrać rodzice w rozmowie ze swoim dzieckiem?
Najlepiej być spójnym ze sobą, czyli przedstawić te wizję, w którą się wierzy. Ale jeśli dorosły sam nie wie, którą wizję przyjąć i sam ma problem ze sprawami ostatecznymi, to moim zdaniem najlepsza jest druga opcja: piesek ma duszę i po śmierci trafi do wspaniałego psiego raju, w którym będzie szczęśliwy. Ta wizja da dziecku największe poczucie bezpieczeństwa. Trzeba też uświadomić dziecku, że śmierć była dla zwierzęcia wybawieniem od cierpienia, że już teraz nic go nie boli, że znów jest zdrowym, wesołym i pełnym energii psiakiem. Dzieci podchodzą do cierpienia bardzo egoistycznie, tzn. bardziej im doskwiera własne cierpienie spowodowane cierpieniem zwierzęcia. Uświadomienie dziecku, że zwierzę już nie cierpi, łagodzi jego własny wewnętrzny ból. Spróbujmy więc pomóc dziecku spojrzeć na sytuację oczami psa: Bolało mnie, ale teraz już nie boli i czuję się znów szczęśliwy.
A czy dzieci powinny być obecne przy odchodzeniu?
To bardzo zależy od dojrzałości dziecka, ale trzeba pamiętać, że proces odchodzenia może zawierać drastyczności. Jeśli np. zwierzę jest usypiane i łagodnie zasypia, to dziecko może się przy tym wyciszyć, ale jeśli towarzyszą temu drgawki i inne drastyczne obrazy, to może to skutkować traumą. Pamiętajmy też, że obecność dziecka może pogorszyć stan zwierzęcia, bo ono też wyczuwa emocje.
A czy po wszystkim dziecko powinno pożegnać swego ulubieńca?
Zdecydowanie tak. Bardzo dobre jest wspólne zrobienie jakiejś trumny, włożenie ulubionych zabawek zwierzęcia, wyprawienie pogrzebu.
Jak długo może trwać ból po stracie zwierzęcia?
Dzieci mają prawo do ostrej sytuacji stresowej, czyli przez kilka dni mogą być poruszone i płaczliwe. Mogą być rozdrażnione, kłótliwe i mniej chętne do współpracy. Mogą pojawić się problemy z koncentracją lub otępienie. Dziecko nie ma jeszcze wypracowanego słownika do wypowiadania swoich emocji, więc rekompensuje to złością. Przez kilka dni może tę złość rozsiewać na wszystkich dookoła. Ostra reakcja nie powinna jednak trwać dłużej niż dwa dni, a w łagodniejszej formie będzie się objawiała jeszcze do dwóch tygodni. W tym czasie powinniśmy w rozmowie z dzieckiem spróbować nazwać jego emocje, by mogło wyrzucić je z siebie. Jeśli jednak reakcja przeciąga się powyżej dwóch tygodni, sugeruję wizytę u specjalisty – psychologa. Pamiętajmy też, że przez dłuższy czas dziecko zapewne będzie powracać, już bez emocji, do tego tematu. To całkowicie normalne. Rozmowa jest dla nich najlepszym lekarstwem: dzięki niej możemy mu pokazać, że jego smutek, rozpacz, ból, cierpienie i inne emocje po stracie pupila są naturalne i właściwe. Ważne, by uświadomić dziecku, że jednym z uczuć, które mogą się pojawić, jest złość na pupila, dlaczego go zostawił, a także ulga, że wreszcie już odszedł. Złość i ulga również są naturalnymi reakcjami na stratę.
Problemem może być również tzw. odroczona reakcja na śmierć…
Dzieci, które mają problem z nazywaniem emocji, albo wstydzą się przyznać do smutku (to przede wszystkim chłopcy, którzy mimowolnie uczeni są, że łzy należy powstrzymywać), mogą udawać, że znakomicie poradziły sobie z tym wydarzeniem. Aż nagle po kilku miesiącach przychodzi załamanie i wszystkie te reakcje, o których wspomniałam wcześniej. Wtedy sposób postępowania jest podobny: czyli przede wszystkim łagodna rozmowa tłumacząca emocje. Jeśli to nie pomoże przez dłuższy czas, wtedy należy poszukać pomocy psychologa.
Rozmawiał Wojciech Musiał
.
p.s.
Postanowiliśmy z żoną oszczędzić naszym dzieciom widoku usypiania Fuksa. Gdy przyjechał weterynarz, dzieci spędzały czas poza domem, a gdy wróciły późnym wieczorem, były zmęczone i natychmiast poszły spać. Następnego dnia, gdy oznajmiłem im, że Fuks odszedł, płakały przez godzinę. Pozwoliłem im na to. Płacz w takiej sytuacji jest całkowicie naturalny i przynosi ukojenie. Przytulaliśmy więc dzieci i głaskaliśmy po głowach, a gdy już się wypłakały, wytłumaczyliśmy im, że Fuks jest teraz szczęśliwy biegając po niebieskiej łące, pałaszując pyszne kości i wylegując się na świeżej trawie. A w ogrodzie pojawił się kopczyk, na którym wkrótce zasadzimy berberysy i wrzosy. Dzieci są spokojne, uśmiechnięte i… mądrzejsze o ważne, życiowe doświadczenie. Nauczyły się, że odchodzenie jest częścią życia i wiedzą jak nazwać i jak poradzić sobie z emocjami, które towarzyszą stracie.
zdjęcia: archiwum autora
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy