Kiedy mówimy, że trzeba nauczyć dzieci radzić sobie z emocjami, to co mamy na myśli? Umiejętność odczuwania emocji, wyrażania ich, pozwolenia sobie na nie, kierowania się nimi, czy raczej opanowywania ich, wyciszania, ukrywania? Lepiej uczyć dzieci, by kierowały się rozumem, czy emocjami? To tylko z pozoru oczywiste kwestie. O tym i o kilku innych emocjonalnych sprawach rozmawiam z  Jovanką Tomaszewską i Wojciechem Kołyszko, autorami serii książek o emocjach dla małych i dużych.

Lepiej uczyć dzieci, by kierowały się rozumem, czy emocjami?

Wojciech Kołyszko: Nasz kulturowy wzorzec jest taki, że za skutecznego uznaje się kogoś kto kieruje się umysłem, potrafi wszystko przeanalizować i podejmować decyzje na chłodno. Emocje traktuje się jako coś, co przeszkadza – w karierze, w życiu, w realizacji różnych przedsięwzięć. Błędnie zakładamy, że emocjonalność i racjonalność to dwie przeciwstawne sfery. Nie można być w pełni racjonalnym, jeżeli nie bierze się pod uwagę uczuć. Ignorując emocje odcinamy bardzo ważną część siebie i prędzej czy później znajdziemy się w sytuacji, kiedy nie będziemy mogli zrozumieć, co dzieje się z nami i/lub dlaczego ludzie tak a nie inaczej reagują. Emocje dostarczają nam równie ważnych informacji, co rozum.

Jovanka Tomaszewska: Pomyślmy na przykład o sytuacji wyboru zawodu. Coś kogoś pociąga i bardzo by chciał to robić – to jest informacja, którą dają nam emocje. Z drugiej strony jest rozum i wszystkie argumenty racjonalne mówiące o tym, czy się da z danej pracy utrzymać, jakiego przygotowania wymaga, czy da pieniądze, prestiż i tak dalej. Żeby podjąć naprawdę dobre decyzje, trzeba wziąć pod uwagę i rozum, i emocje. Dopiero wtedy możemy dokonać świadomego wyboru. Być może będzie nim wybór „rozsądnego” zawodu, który da mi środki na realizację pasji w czasie wolnym. A może świadomie zrezygnuję z pieniędzy i prestiżu, bo ważniejsze jest dla mnie to, co pozwoli mi realizować siebie, albo jakąś misję.

WK: Albo poszukam takiej ścieżki zawodowej, która pozwoli połączyć pasję z tym, co podpowiada rozsądek. Ale do tego potrzebuję informacji i od mojej sfery racjonalnej i od emocjonalnej.

Jeśli zignorujemy to, co podpowiadają emocje, to błyskotliwa kariera może stać się udręką, bo będziemy robić coś, czego nie znosimy, a tęsknić do czegoś całkiem innego?

JT: Niebranie pod uwagę emocji sprawia, że nie możemy dobrze poznać samych siebie, powoduje też wiele trudności w relacjach międzyludzkich. Choćby dlatego, że wysyłamy podwójne komunikaty – mówimy jedno, ale nasze ciało, mimika pokazują coś innego. Ludzie odbierają niewerbalne komunikaty, które nie są spójne z tym, co mówimy i wtedy trudno się porozumieć, trudno o zaufanie i prawdziwy kontakt między ludźmi.

WK: Szczególnie dzieci są bardzo wyczulone na komunikaty pozawerbalne. Doskonale czują nasze emocje. Kiedy mówimy jedno, a czujemy coś innego, wtedy dzieci widzą, że coś jest nie tak – mama mówi że wszystko w porządku, ale jest smutna. To budzi niepokój, czasami poczucie winy w dziecku. Dziecko jest zdezorientowane i nie może czuć się bezpiecznie. 

Nie chodzi o to, żeby zawsze kiedy czujemy złość, krzyczeć, gdy jesteśmy smutni płakać i tak dalej. Najważniejsze to mieć kontakt z tym, co czuję, zauważać to, umieć to nazwać i rozmawiać o tym.

Wtedy możemy wybrać sposób ekspresji emocji. Jeśli wiemy, co się z nami dzieje, mamy znacznie więcej możliwości. I tego powinniśmy uczyć dzieci.

A czego zwykle uczymy?

JT: Już małe dzieci spotykają się z reakcjami dorosłych, które pokazują, że emocje należy lekceważyć, albo tłumić, że jedne emocje są dobre i akceptowane, a inne nie. Na przykład złość jest emocją bardzo wcześnie tłumioną u dzieci. Pokazujemy dzieciom, że ich złość nam przeszkadza, że nie chcemy być z nimi w kontakcie, kiedy się złoszczą. Kiedy się złościsz, mamie jest przykro, kiedy się złościsz, wstydzę się za ciebie. 

Nie chodzi nam o to, żeby okazywać  emocje zawsze i bez względu na wszystko. Chodzi o to, żebyśmy swoje i cudze uczucia akceptowali, uznawali ich prawo do istnienia. Uczucia po prostu są i nie można ich nakazać ani zakazać. Ani dziecku, ani dorosłemu.

W wychowaniu i rozwoju dzieci powinniśmy więc zadbać i o sferę intelektualną, i emocjonalną. Z rozwojem tej pierwszej chyba lepiej sobie radzimy, tym bardziej, że sporą część tego zadania wykonuje przedszkole i szkoła. A jak wspierać rozwój emocjonalności dzieci?

JT: Nie pomożemy dzieciom w czymś, z czym sami nie czujemy się dobrze. Wymyśliłam takie hasło: Przez Emocje do Siebie. Zwracanie uwagi na własne emocje pozwala mi lepiej poznać siebie, dowiedzieć się, co mi sprawia radość, co wywołuje lęk, co smutek. W związku z tym wiem więcej o sobie i mogę bardziej świadomie żyć i wchodzić w lepsze relacje z innymi.

WK: Powinniśmy zacząć od siebie. Jeśli nie czuję siebie, to jak mogę zrozumieć i wspierać drugiego człowieka, dziecko? Kiedy pisaliśmy nasze książki o emocjach, to od razu myśleliśmy o nich, że będą adresowane do dzieci i do dorosłych. Chcieliśmy, żeby dorośli mogli przy okazji czytania ich z dziećmi trochę nadrobić tej swojej emocjonalnej edukacji, ale też żeby stworzyć taką płaszczyznę porozumienia, na której dorośli i dzieci mogą się wspólnie uczyć swoich emocji.

JT: Często problemem nie są emocje dzieci, lecz to, co one w nas wywołują. Pamiętam taką historię, kiedy podczas warsztatów pewna nauczycielka opowiadała nam, że jedna z jej uczennic ciągle płacze. Dziewczynka w ten sposób rozładowywała napięcie w różnych trudnych dla niej sytuacjach. Próbowałam dociec, dlaczego to jest problemem – czy to jest jakiś straszny szloch, czy może inne dzieci się z niej wyśmiewają przez to, że płacze, czy może ten jej płacz dezorganizuje lekcje. Po dłuższej rozmowie wyszło na jaw, że problemem nie był tak naprawdę płacz tej dziewczynki, tylko emocje, które odczuwała nauczycielka, jej przekonanie, że ona sama nie jest w porządku, jeśli jakieś dziecko w jej klasie płacze.

To kolejny nasz kulturowy przesąd, że dziecko nie powinno płakać, tylko powinno być cały czas szczęśliwe.

Nie może mieć złego humoru, nie może się rozzłościć, nie może być smutne, ma się uśmiechać, bo wtedy ma szczęśliwe dzieciństwo. 

Bo kiedy ma zły humor, jest smutne lub się złości, to ja dorosły czuję emocje, z którymi sobie nie radzę. Ale nawet jeśli nauczymy dziecko, że złość, gniew, smutek są czymś niewłaściwym, niepożądanym, to wcale nie znaczy, że ten młody człowiek nie będzie tych emocji czuł czy przeżywał. Tyle że je w sobie schowa, a potem zablokuje.

WK: W końcu przestanie je czuć. Co nie oznacza, że one przestaną istnieć.

JT: Odetnie je. 

Ale czy to nie ułatwia życia? Czy to nie wygodne nie czuć nieprzyjemnych emocji?

WK: Odcięcie emocji wcale nie ułatwia nam życia, albo robi to tylko pozornie, a tak naprawdę obniża jakość życia i relacji. Perspektywa emocji pozwala zrozumieć i rozwiązać skutecznie wiele problemów, konfliktów. Na przykład w sytuacji kłótni między dziećmi najczęściej dociekamy, kto co zrobił, kto zaczął, kto jest winny i kto ma przeprosić. I w efekcie wcale nie rozładowujemy napięcia. Natomiast włączenie perspektywy emocji – jak się czujesz? co myślisz? ja ci z tym jest? – pomaga dotrzeć do sedna sprawy i rzeczywiście problem rozwiązać.

JT: Odsunięte, odcięte emocje zaczynają robić czarną robotę pod powierzchnią.

WK: Jeśli blokujemy zlość czy smutek, to nie ma też miejsca na przeżywanie w pełni radości.

JT: Jeśli nauczymy dzieci, że nie wolno okazywać emocji, to one nie okażą ich również w sytuacjach, w których powinny to zrobić dla własnego bezpieczeństwa lub obrony własnych granic. Na przykład w sytuacji molestowania, przemocy czy w dorosłym życiu – mobbingu.

To emocje sygnalizują, że sytuacja nie jest w porządku, to emocje dają nam energię do obrony własnych granic, powiedzenia „nie”, ucieczki z sytuacji zagrażającej.

Jeśli zostaliśmy nauczeni, by emocje ignorować lub tłumić, to nie mamy dostępu do tych sygnałów i tej energii.

WK: To są sytuacje bardzo poważne, ale można przytoczyć i inne przykłady. Ja w dzieciństwie wciąż słyszałem „jesteś starszy, mądrzejszy, ustąp”. I byłem takim grzecznym chłopcem, który zawsze ustępuje. A z chłopca wyrósł dorosły, który ustępował także wtedy, gdy było to dla niego szkodliwe. 

Wśród sześciu książek Waszego autorstwa jest tylko jedna dotycząca emocji kojarzonej pozytywnie – radości. Pozostałe to książki o emocjach trudnych jak złość, zazdrość, czy wstyd.

JT: My bardzo walczymy z dzieleniem emocji na pozytywne i negatywne, z ich wartościowaniem. One wszystkie są potrzebne. Zresztą tak naprawdę wcale nie są jednoznaczne. Bo na przykład tęsknota czy nostalgia, które są pewnego rodzaju smutkiem, wcale nie muszą być nieprzyjemne ani trudne. Złość może dawać dużo energii do działania. Strach ma bardzo ważną funkcję ostrzegania przed niebezpieczeństwem, a czasem sami go prowokujemy oglądając horrory i chcemy go przeżywać. Dzieci lubią różne straszne opowieści, a strach przeżywany w bezpiecznych warunkach jest ważnym doświadczeniem rozwojowym. 

WK: Kiedy pisaliśmy nasze książki, radość była ostatnią, którą się zajęliśmy. Bo tak sobie myśleliśmy, że kogo będzie interesowała radość, przecież radość jest bezproblemowa. To kolejny schemat naszej kultury, że zajmować się trzeba tylko problemami. I rzeczywiście ludzie zaczynają się zajmować i interesować emocjami, kiedy pojawiają się poważne problemy. A radość jest niezwykle ważną emocją, taką naszą busolą, która pokazuje nam drogę życia. Oczywiście nie zawsze musimy podejmować decyzji zgodnie z tym, co nam ta emocja podpowiada, ale to ona pokazuje nam kierunek, który jest zgodny z naszymi najgłębszymi potrzebami.

Zresztą w codziennym życiu radość też bywa problematyczna, bo spontaniczne jej okazywanie nie zawsze jest społecznie akceptowane. Głośny śmiech nie zawsze jest przyjmowany pozytywnie. W powszechnym przekonaniu ktoś, kto jest mądry, refleksyjny, inteligentny nie może się głośno śmiać, bo tylko głupek się tak zachowuje. 

Skąd pomysł na serię książek o emocjach w dodatku takich książek, które służą i dzieciom i dorosłym?

WK: Pomysł wziął się z pracy z dziećmi i pojawił się już dawno. Pracując z dziećmi dostrzegłem, że nie ma żadnych materiałów na temat emocji, a przecież można je odkrywać w wielu sytuacjach i na wiele sposobów. W pierwszym wydaniu każda z książek zawierała opowieść i „instrukcję obsługi”, w której opisujemy emocję i wyjaśniamy ją odwołując się do sytuacji z opowiadania. Chcieliśmy, żeby to było zrozumiałe dla dzieci, ale też żeby rodzice czytający te książki razem z dziećmi czegoś się dowiedzieli. Chcieliśmy też, żeby nasze książki były inspiracją do rozmowy o emocjach. Szybko zaczęliśmy dostawać od dorosłych czytelników podziękowania. I to nie tylko od rodziców, ale też od dorosłych którzy wcale dzieci nie mają, a sięgnęli po nasze książki i one okazały się dla nich bardzo pomocne.

JT: W drugim wydaniu serii o uczuciach każdą z książek rozwinęliśmy, dodaliśmy materiały pomocne w pracy z emocjami, w ich poznawaniu, odkrywaniu, nazywaniu. A w książkach z nowej serii psychoedukacyjnej już zupełnie jawnie zapraszamy do czytania również dorosłych. Ta seria nawet nazywa się Łączybajki Dla Małych i Dużych. Poza bajką i ćwiczeniami są także specjalne Strony Dla Małych i Strony Dla Dużych, a całość odnosi się do relacji – razem czytamy, wspólnie rozmawiamy o emocjach i razem się ich uczymy.

Bo emocje to taki obszar, w którym dzieci mogą się czegoś nauczyć od dorosłych, ale i dorośli mogą się czegoś nauczyć od dzieci. A wspólnie mogą nauczyć się jeszcze więcej. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Jovanka Tomaszewska i Wojciech Kołyszko – autorzy serii książek o emocjach oraz “Łączybajek dla Małych i Dużych”, wydanych przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.

O książkach:


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.