Kreatywność jest dziś bardzo ceniona przez pracodawców. Każdy chce mieć kreatywnych pracowników, którzy potrafią tworzyć nowe rozwiązania, nowe formy, nowe treści. Jednocześnie szkoły robią wszystko, by dziecięcą kreatywność zamknąć w sztywnych ramkach precyzyjnie określonych programów i metod. Ken Robinson od lat głośno mówi o tym, że szkoły zabijają kreatywność, zamiast ją rozwijać. Publikujemy fragmenty jego książki “Uchwycić żywioł. O tym, jak znalezienie pasji zmienia wszystko” – o kreatywności w szkole i bez szkoły, wydanej w Polsce przez Wydawnictwo Element .
Faith Ringgold jest cenioną artystką, znaną przede wszystkim ze zbiorów historyjek obrazkowych. Jej prace były wystawiane w muzeach na całym świecie, a na stałe znajdują się w zbiorach Guggenheim Museum, the Metropolitan Museum of Art oraz Museum of Modern Art. Ringgold jest także nagradzaną pisarką – otrzymała nagrodę Caldecott Honor za swoją pierwszą książkę, Tar Beach. Ponadto komponowała i nagrywała piosenki.
Życie Faith jest wypełnione kreatywnością. Jednak, co ciekawe, znalazła się na tej ścieżce, kiedy choroba odsunęła ją od szkoły. W wieku dwóch lat zachorowała na astmę i z tego powodu później rozpoczęła edukację. Podczas wywiadu powiedziała mi, że czuła, iż nieobecność w szkole z powodu astmy miała pozytywny wpływ na jej rozwój, „bo, wiesz, nie byłam obecna na niektórych indoktrynacjach. Nie byłam obecna, więc nie zostałam tak naprawdę uformowana w sposób, w jaki, moim zdaniem, formowanych jest wiele dzieci w poddanej reżimowi społeczności, jaką jest i w pewnym sensie chyba musi być szkoła. Kiedy masz wielu ludzi w jednym miejscu, musisz w pewien sposób ich kontrolować, żeby dało się pracować. Mnie reżim po prostu nie objął. Brakowało mi całego przedszkola i pierwszej klasy. Do drugiej klasy już chodziłam. Ale i tak każdego roku nie było mnie w szkole przez, nie wiem, dwa czy trzy tygodnie, z powodu astmy. I absolutnie nie przeszkadzało mi, że omijają mnie zajęcia”.
Mama ciężko pracowała z Faith, żeby pomóc jej nadrobić to, co opuszczała w szkole. A kiedy się nie uczyły, mogły zagłębić się w szeroki świat sztuki, który ogarniał Harlem w latach trzydziestych.
„Mama zabierała mnie na wszystkie najlepsze wydarzenia kulturalne tamtych czasów. Duke Ellington, Billie Holiday, Billy Eckstine – wszyscy ci dawni piosenkarze, liderzy zespołów inni wspaniali ludzie. To ich uważałam za naprawdę kreatywnych. Było oczywiste, że tworzą tę sztukę z własnych ciał. Mieszkaliśmy w sąsiedztwie. Po prostu wpadało się na nich na ulicy – o, są. Byłam głęboko zainspirowana ich sztuką i chęcią oddania się ludziom i publiczności. Pozwoliło mi to zrozumieć komunikacyjny aspekt bycia artystą.
Nigdy nie zmuszano mnie, żebym była jak inne dzieci. Nie ubierałam się jak one. Nie wyglądałam jak one. A w rodzinie nie oczekiwano, żebym taka była. Więc robienie czegoś, co było uważane za trochę dziwne, przyszło mi zupełnie naturalnie. Moja mama była projektantką mody. Sama była artystką, chociaż nigdy by tego o sobie nie powiedziała. Bardzo mi pomogła, ale była bardzo mocno wyczulona na punkcie tego, że nie wiedziała, czy sztuka będzie dobrym życiowym dążeniem”.
Kiedy Faith zaczęła w końcu regularnie chodzić do szkoły, odnalazła zachętę i entuzjazm na zajęciach ze sztuki.
„Mieliśmy lekcje sztuki już w podstawówce. Wspaniałe doświadczenie. Wspaniałe. Pamiętam dobrze, jak nauczyciele byli podekscytowani niektórymi moimi pracami, a ja się zastanawiałam: dlaczego uważają, że to takie dobre? Ale nigdy nic nie powiedziałam. W gimnazjum nauczycielka zrobiła z nami pewne ćwiczenie, w którym chciała, żebyśmy spróbowali zobaczyć bez patrzenia. Mieliśmy namalować w ten sposób kwiaty. Powiedziałam:«O mój Boże, nie chcę, żeby widziała moją pracę, jest paskudna». A ona podniosła ją i powiedziała:«To jest naprawdę wspaniałe. Patrzcie na to»”.
„Dziś wiem, dlaczego tak spodobała jej się moja praca. Była swobodna i było w niej coś, co ja lubię, kiedy widzę sztukę dzieci. Jest ekspresyjna, cudowna. To ten rodzaj magii, którą mają dzieci. Dzieci nie widzą w sztuce nic dziwnego ani innego. Akceptują ją, rozumieją, kochają. Wchodzą do muzeum, rozglądają się wkoło i nie czują się zagrożone. Dorośli tak. Dorosłym wydaje się, że jest tam przekaz, którego nie rozumieją, że powinni mieć coś do powiedzenia albo zrobić coś w związku z oglądanymi dziełami. Dzieci potrafią je po prostu zaakceptować, bo w taki czy inny sposób takie się rodzą. Pozostają w tym stanie, dopóki nie zaczną się oceniać. A może to my zaczynamy je oceniać. Staram się tego nie robić, ale świat zacznie je oceniać i osądzać tak czy inaczej – to nie wygląda jak drzewo, to nie wygląda jak człowiek. Kiedy dzieci są małe, nie zwracają na to uwagi. One po prostu… po prostu otwierają się na twoich oczach. «To moja mamusia, a to mój tatuś i poszliśmy do domu, i ścięliśmy drzewo, a to, a owo i tamto». Opowiadają ci całą historię, akceptują ją i wydaje im się ona tak wspaniała. I mnie też się taka wydaje. Bo jeśli chodzi o te sprawy, dzieci są zupełnie niepohamowane”.
„Myślę, że dzieci mają pewną naturalną skłonność do muzyki. Ich cienkie głosy są jak malutkie dzwoneczki. W pewnej szkole miałam czterdziestominutowe sesje z każdą klasą, zaczynając od przedszkola i przez wszystkie roczniki, aż do szóstej klasy. Robiłam też sesje artystyczne, podczas których oni czytali z książki, a potem ja ich uczyłam. Pokazywałam im różne slajdy, a potem uczyłam ich, jak zaśpiewać moją piosenkę Anyone Can Fly. Po prostu to załapali, czy byli w przedszkolu, w pierwszej klasie, w drugiej, trzeciej czy czwartej. W piątej klasie zaczynają się kłopoty. Ich cienkie głosy nie są już jak dzwoneczki, czują się zawstydzone, a niektóre z nich, choć nadal potrafią śpiewać, nie robią tego”.
Na szczęście Faith nigdy nie czuła się w ten sposób hamowana. Kochała zgłębiać swoją kreatywność od wczesnych lat i udało jej się utrzymać tę iskrę przy życiu aż do dorosłości.
„Wydaje mi się, że w chwili, w której zaczęłam studiować sztukę na uniwersytecie w 1948 roku, wiedziałam, że chcę być artystką. Nie wiedziałam, którą drogą pójdę, jak to się stanie ani jak mogę nią zostać, ale wiedziałam, że to jest mój cel. Moim marzeniem było zostać artystką, taką, która do końca życia maluje obrazy i traktuje to jako sposób na życie. Każdego dnia możemy stworzyć coś wspaniałego, więc każdy dzień będzie w ten sam sposób wspaniały – dzień, w którym odkrywasz coś nowego, bo kiedy malujesz albo tworzysz cokolwiek, znajdujesz na to nowe sposoby”.
Powyższy fragment został przedrukowany za zgodą Wydawnictwa Element. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej książki nie może być przetwarzana, przechowywana w systemie informatycznym lub do niego wprowadzana, przekazywana w żadnej formie ani przetwarzana żadnymi środkami (elektronicznymi, mechanicznymi, poprzez fotokopie, zapis ani w żaden inny sposób) bez pisemnej zgody wydawcy – Wydawnictwa Element Sp. z o.o.
“Uchwycić żywioł. O tym, jak znalezienie pasji zmienia wszystko”
Ken Robinson
Wydawnictwo Element
c
Twój komentarz może być pierwszy