Drzwi do naszej klasy, sala nr 235D, pozostają zawsze otwarte i każdy może popatrzeć, jak pracujemy. Nasza klasa niczym specjalnym się nie wyróżnia. Stoły, które lepsze dni mają już za sobą, pokryte są płachami białego papieru. Obok krzesła i duże piłki do jogi a także wypełnione ziarnami worki do siedzenia, zdecydowanie w ostatniej fazie swego żywota. Jest kilka różnej wielkości poduch oraz książki. Całe mnóstwo książek.

Ten obrazek nie zdradza czegoś, co widać dopiero po chwili obserwacji: w naszej klasie panuje wolność. Wolność wyboru miejsca do siedzenia. Wolność wyboru osoby, z którą chce się pracować. Wolność w przesuwaniu mebli, gdzie się chce. Wspólna odpowiedzialność za wspólną przestrzeń, dzięki której każdy czuje się swobodnie. Skromna sala, która – można by pomyśleć – w oczach dzieci przedstawia się mało atrakcyjnie. Ale jest nasza. I gdy co roku pytam uczniów, co by w niej zmienili, odpowiadają niezmiennie: “Jest OK, pani Ripp, Może jeszcze kilka poduszek, ale poza tym jest w porządku”.

I chociaż lista mebli, które chciałabym dostawić, jest długa na milę, te odpowiedzi dają mi poczucie komfortu, że nasza sala służy nam jak trzeba. Daje dzieciom poczucie kontroli. Daje wybór, gdzie i jak mogą usiąść.

Tendencję do zmiany sposobu siedzenia uczniów w klasie dostrzegam na całym świecie. W klasach pojawiają się piłki do jogi, obrotowe czy bujane krzesła i poduchy, a tradycyjne biurka idą w odstawkę. Na Pintereście oglądam zdjęcia klas tak wyposażonych, że mogę tylko pomarzyć. A jednak zastanawiam się wtedy, czy ten wystrój idzie w parze z odpowiednim nauczaniem. Jak często nowoczesne meble towarzyszą metodyce uwzględniającej elastyczność w procesie nauczania?

W rzeczywistości wiele szkół kupuje nowe meble jako dowód na innowacyjne podejście do procesu nauki, ale zupełnie nie zmienia sposobu, w jaki traktuje swoich uczniów. Dzieci nadal muszą sztywno realizować program, nauczycielom nie pozwala się na swobodny wybór metod nauczania, a wszyscy uczniowie siłą równani są do wspólnego mianownika.

Oto jest problem: wydajemy fortuny na atrakcyjne edukacyjne nowinki bez żadnej refleksji nad naszą pracą z dziećmi. A przecież to nie modne krzesełka determinują jakość nauczania, ale metodologia pracy z dziećmi. Kupowanie nowych mebli to łatwizna, zmiana sposobu nauki – wprost przeciwnie. A potem zachodzimy w głowę, dlaczego wśród nowego wyposażenia klas nie ma żadnej zmiany na lepsze…

Jaką wartość ma elastyczne podejście do wyboru miejsca siedzenia, jeśli nie towarzyszy mu elastyczność myślenia?

Jednym z najważniejszych zadań dla moich uczniów jest odkrycie, jak im się uczy najlepiej. Żeby im w tym pomóc, pozwalam im dowolnie przestawiać wyposażenie klasy. W ten sposób mogą ocenić, gdzie i jak im jest najwygodniej. Nie poprawię skuteczności przyswajania wiedzy wskazując im, gdzie, jak i z kim mają siedzieć. Pozwalam im próbować, popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski.

Zanim więc wydamy nasze mocno ograniczone fundusze na nowe wyposażenie, przyjrzyjmy się, czemu ono tak naprawdę powinno służyć. Oto kilka pytań, które mogą być pomocne.

Czy dzieciom wolno swobodnie przestawiać meble?

Możliwość wyboru miejsca do siedzenia powinna dotyczyć zarówno tego, na czym się siedzi, jak i tego, gdzie ustawione jest to siedzisko. Jeśli dziecko ma odkryć najwygodniejsze miejsce do nauki, możliwość swobodnego przesunięcia mebla jest równie ważna, a nawet ważniejsza od rodzaju siedziska. Niech uczniowie zdecydują sami, jak jest im najwygodniej: stoły rozsunnięte na boki czy skupione w centrum klasy? Siedzenie na podłodze z przodu sali, czy swobodne dreptanie na końcu? Które miejsce w klasie nadaje się najlepiej do pracy?

Czy dzieci muszą prosić o pozwolenie?

Jeśli możliwość zmiany miejsca zależy od naszego pozwolenia, istnieje ryzyko, że niektóym dzieciom częściej będziemy odmawiać. Tym, które w przeszłości czymś nam się naraziły. Oczywiście zdarzają się się sytuacje, gdy niektóre dzieci musimy potraktować w specjalny sosób, ale generalnie każde dziecko powinno być traktowane według tych samych zasad. Szkoła powinna dawać dzieciom swobodę eksperymentowania z procesem nauki, próbowania nowych rzeczy, badania, kim są i czego potrzebują. Jeśli niektórym z nich będziemy te możliwości nieustannie ograniczać, pomyślmy co stanie się z ich wiarą w siebie i poczuciem społecznej przynależności.

Czy swoboda wyboru dana jest każdemu?

Czy wszystkie dzieci mogą zmieniać miejsce swobodnie, czy raczej muszą w jakiś sposób na to zasłużyć? Jeśli zdarzają mi się wątpliwości co do niektórych wyborów moich uczniów, proszę ich, by je uzasadnili. Jeśli mnie przekonają – świetnie! Jeśli nie, zaczynamy o tym rozmawiać. Uważajmy więc, żeby wolność wyboru miejsca nie stanowiła przyczynku do wprowadzenia nowych podziałów. Często zdarza się, że to ci najtrudniejsi uczniowie najbardziej skorzystają na możliwości uczenia się w wygodny dla nich sposób, ale nie sprawdzimy tego, jeśli nie damy im swobody.

Czy nowe wyposażenie klasy pociąga za sobą nowe sposoby pracy?

Widywałam pięknie wyposażone klasy, w których uczniowie uczą się po staremu: nauczyciel w centrum uwagi, wszystkie dzieci robią to samo. Gdzie w tym innowacja? Uwielbiam, gdy moi uczniowie zaczynają krążyć po klasie w poszukiwaniu lepszych miejsc. Nie dlatego, że mogą, ale dlatego, że czują taką potrzebę. Możliwość zebrnia się w kółku na podłodze czy ustawienia stołu do pracy w grupie traktują jak narzędzia w procesie nauki. Wykorzystują potencjał mebli, a nie omijają ich jak przeszkody. Siebie nawzajem traktują jak partnerów w pisaniu, czytaniu i realizowaniu projektów – wiedzą, że swobodzie wyboru miejsca pracy towarzyszy swoboda wyboru partnera. Zamiast wpatrywać się we mnie w oczekiwaniu na podpowiedź, sami wybierają styl pracy, rozwijając swoją niezależność i – znów – ucząc się efektywnego przyswajania wiedzy.

Czy zmienia się całe podejście do nauki?

Swoboda wyboru miejsca do nauki powinna być jedynie najbardziej widocznym symbolem zmiany całego podejścia do nauczania w kierunku systemu opartego na swobodnym wyborze. Nasza praca opiera się na pięciu zasadach wyboru, dlatego pozwalam moim uczniom maksymalnie kontrolować to jak się uczą, czego się uczą, z kim to robią i jak oceniają owoce swej pracy. Ważniejsze od wszystkich piłek do jogi, poduszek i wędrówek mebli po klasie jest poczucie, że mogą wspólnie decydować o funkcjonowaniu klasy i ponosić odpowiedzialność za swoje wybory. Każdego roku szkolnego ta praca się powtarza, a na koniec niezmiennie jestem zdumiona, jak daleko udało się zajść.

Niech początek nowego roku będzie okazją do zastanowienia się nad zmianami, które wprowadzamy. Czy nowym meblom rzeczywiście towarzyszy elastyczne podejście do nauczania? Czy nowe wyposażenie klasy sprowokuje nas samych do analizy naszej pracy? Do analizy tego, jak pracują nasi uczniowie? Do wprowadzenia zmian na lepsze? Czy może nowe krzesła pojawią się na pokaz, a w pracy z dziećmi nie zmieni się nic?

Wybór należy do nas. Nowe meble to za mało. Potrzebne są nowe pomysły.

c

Autorka: Pernille Ripp – amerykańska nauczycielka, która dokonała wielkiej zmiany w swoim sposobie uczenia (pisaliśmy o niej TU). Swoje doświadczenia i refleksje opisuje w blogu Blogging Through The Fourth Dimension. Jest też autorką książek Passionate Learners: Giving Our Classroom Back to Our Students (w Polsce książka została wydana pod tytułem Uczyć (się) z pasją. Jak sprawić, by uczenie (się) było fascynującą podróżą) i Empowered schools, empowered students.

Przetłumaczył: Wojciech Musiał

foto: woodleywonderworks (CC BY 2.0), marragem (CC BY-SA 2.0)