Trafiłam kiedyś na Facebooku na wpis nauczycielki, która właśnie dostała pod swoją opiekę pierwszą klasę. Zobaczyła w swoich nowych podopiecznych wiele zaniedbań, nieprzygotowanie do szkoły, zagubienie, niesamodzielność i „nieodpępowienie”. Napisała, że czuje się jak w grupie przedszkolnej. Z kolei zatroskane mamy w różnych zakątkach internetu co roku piszą, że ich pierwszaki gubią karty pracy, nie pamiętają, co zadane, dostają uwagi za przeszkadzanie w lekcji, przychodzą do domu w nie swoich butach. Drodzy Dorośli, naprawdę Was to dziwi? Przyjrzyjcie się uważniej i z empatią siedmiolatkom, a zrozumiecie, że takie zachowania są adekwatne do sytuacji.
Zważywszy, w jakim momencie życia są siedmioletni uczniowie, zupełnie zrozumiałe jest ich zagubienie, roztargnienie, „nieodpępowienie” i inne zjawiska, które budzą niepokój czy irytację nauczycieli i rodziców. Pierwszaki są bowiem w samym środku gigantycznej zmiany swojego świata. Właśnie rozstali się ze środowiskiem i ludźmi, których znali przez większość swojego dotychczasowego życia, ze środowiskiem, gdzie wszystko było zrozumiałe, wiadomo było, jak się w nim poruszać, zachowywać, jakie działają tam pisane i niepisane zasady, zwyczaje. Wielu tęskni za kolegami i koleżankami z przedszkola, przeżywają smutek rozstania. Do tego to, co przed nimi – nowe środowisko, nowi ludzie, nowe wymagania i generalnie jedna wielka niewiadoma – jak wszystko co nowe napawa niepokojem, obawami, lękiem (choć także pociąga, ciekawi, ekscytuje). Ten emocjonalno-społeczny stan każdego siedmiolatka nie wynika z braku umiejętności wychowawczych rodziców, czy z nieprzygotowania do szkoły, lecz z sytuacji i naturalnych ludzkich reakcji na nią. Każdy człowiek w nowej, ważnej i pełnej wyzwań sytuacji może czuć się zagubiony niezależnie od tego, czy ma lat siedem, czy czterdzieści siedem. W nowej pracy, czy po przeprowadzce do nowego miasta mamy prawo czuć się niepewni, niezręczni i szukać oparcia w bliskich, którzy dają poczucie bezpieczeństwa, prawda? A siedmiolatek wkraczający w zupełnie nowe środowisko ma od razu być ogarnięty i gotowy do nauki, samodzielny, nie-zagubioiny i nieszukający wsparcia rodziców? To tak nie działa.
Pierwszoklasista wchodzi w zupełnie nowe środowisko, w grupę nowych ludzi i staje wobec nowych wyzwań, zadań, oczekiwań. Nic nie wie o przestrzeni – tej fizycznej i tej społecznej – w jakiej musi od teraz funkcjonować i spełniać oczekiwania. Zagubienie w takiej sytuacji jest oczywiste. Niesamodzielność również – siedmioletni człowiek jest w trakcie jej rozwijania, jeden osiągnął na tej ścieżce już więcej, inny mniej, bo dzieci rozwijają różne kompetencje w różnym tempie. I będą jeszcze niesamodzielne, i będą potrzebowały pomocy przez kolejne lata w różnych sytuacjach. A rolą dorosłych jest im tej pomocy adekwatnie do potrzeb udzielać, jednocześnie wierząc, że we właściwym dla siebie czasie każdy młody człowiek osiągnie kolejne stopnie samodzielności. Że dzieci są „nieodpępowione”? Ta emocjonalna pępowina daje im poczucie bezpieczeństwa. W sytuacji, w której nie mogą czuć się pewnie, szukają wsparcia u rodziców, gwarantów swojego bezpieczeństwa. I będą go szukały tym bardziej i tym dłużej, im mniej bepieczeństwa i wsparcia dopstaną od nowego ważnego dorosłego w ich życiu – od nauczyciela.
Nauczycielka pisze: „czuję się jak w grupie przedszkolnej”. I wcale się nie dziwię – przecież jej klasa to dzieci, które chwilę temu były przedszkolakami. “Tryb ucznia” właśnie zaczyna się w nich kształtować i rozwijać. To potrwa. Nie oczekujmy, że od pierwszego dnia w szkole będzie można realizować program nauczania, że pierwszaki nic tylko czekają na to, żeby czytać, liczyć, pisać i odrabiać lekcje, że od razu będą zdyscyplinowane, obowiązkowe, będą pamiętały o tym, co powinny przynieść, zrobić. Pierwsze tygodnie szkoły to czas, w którym nauka jest najmniej ważna, bo dzieje się coś o wiele istotniejszego.
W pierwszych tygodniach szkoły siedmiolatek musi przede wszystkim „odnaleźć się w nowym środowisku”. Wydaje się, że to takie naturalne i że samo przychodzi, i że w ogóle nie wymaga wysiłku, bo dzieje się mimochodem, gdzieś obok nauki czytania, pisania i liczenia. W rzeczywistości jest inaczej. W nowym środowisku, w nowej przestrzeni i nowej grupie człowiek instynktownie skupia się na tym, by zapewnić sobie bezpieczeństwo – na poznaniu zasad panujących w tym miejscu i ludzi, którzy od teraz tworzą jego stado. Siedmiolatek musi nie tylko przyswoić sobie zasady przedstawione przez nową wychowawczynię, które tworzą jawny regulamin postępowania. Musi też poznać te niepisane i niewypowiedziane reguły panujące w tej konkretnej społeczności – z kim jak się dogadać, jak „załatwiać” różne sprawy, jak prosić o pomoc, o czym mówić, a co zachować tylko dla siebie, przed kim można okazać słabość, jak chronić swoje granice, kto może być moim przyjacielem, a kto niekoniecznie… Mało tego – dziecko uczestniczy w tworzeniu tych reguł, zwyczajów, tej społecznej przestrzeni życia, bo każdy z jego kolegów czy koleżanek jest w podobnej sytuacji – wszyscy tu są nowi i to, jak sobie „ustawią” relacje jest niezwykle istotne dla dalszego życia w tej grupie. Dla dalszych ośmiu lat – a to więcej, niż każde z tych dzieci do tej pory przeżyło.
Oczywiście to, czego dzieci się uczą może je w tym czasie zaciekawić, może też być pomocne, bo stanie się „narzędziem” tworzenia relacji w grupie lub tematem, wokół którego grupa będzie się organizowała. Jednak najważniejsze w tym okresie są relacje i przestrzeń społeczna. Nie dziwcie się więc, jeśli młody człowiek nie może się skupić na kolorowaniu obrazków, czy łączeniu rysunków w pary. Że zapomni odrobić zadanie domowe. Że nie pamięta o zabraniu potrzebnych przyborów. W pierwszych tygodniach szkoły najważniejsze dla dziecka jest odnalezienie swojego bezpiecznego, komfortowego miejsca w nowej społeczności, w nowym stadzie. To, jak to zrobi będzie decydujące dla jego samopoczucia, bezpieczeństwa, rozwoju emocjonalnego i społecznego w kolejnych latach. Dobrze więc poświęcić kilka tygodni na to, co jest dla dzieci w tym momencie naprawdę ważne – na budowanie relacji, na to, co często nazywamy integracją.
To nie strata czasu, to inwestycja. Jeśli ten proces przebiegnie tak, że każde z dzieci odnajdzie w grupie swoje bezpieczne i komfortowe miejsce, a cała grupa ustali reguły dające każdemu poczucie bezpieczeństwa i przynależności (niekoniecznie w formie klasowego kodeksu, raczej w formie obyczajów i akceptowanych postaw, np. że trudne klasowe sytuacje omawiamy w kręgu, lub że w sytuacjach konfliktu każdy ma prawo przedstwić swój punkt widzenia, albo że to ok prosić o pomoc i że pomaganie komuś jest fajne…), wtedy o wiele łatwiej będzie zrealizować program edukacyjny.
Znalezienie przyjaciół, stworzenie bliskich więzi, opracowanie strategii radzenia sobie z kłopotami, poczucie się pewnie i bezpiecznie w grupie rówieśników, ale też w przestrzeni szkoły oraz w relacji z nauczycielem – to wszystko jest też kluczowe dla nauki. Dziecko, które nie czuje się bezpiecznie, nie może skupić się na nauce. Dziecko, dla którego środowisko szkoły jest polem walki, nie będzie się w szkole uczyło, będzie walczyło. Poczucie bezpieczeństwa jest fundamentem edukacyjnej efektywności.
Każda pierwsza klasa to grupa młodych ludzi, z których każdy przynosi ze sobą do szkoły nie tylko nowy plecak i zestaw kredek, ale i cały bagaż swoich emocji, myśli, dotychczasowych doświadczeń, potrzeb. Każdy pierwszoklasista to osoba, to ktoś, kto ma swój charakter, swoją wrażliwość, temperament, talenty, ograniczenia. Ta dwudziestka czy trzydziestka młodych ludzi ma ze sobą żyć przez kolejne osiem lat. Nie żałujmy kilku tygodni na to, co dla wspólnego życia jest fundamentalne – na wzajemne poznanie się, budowanie zaufania i relacji.
autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, współzałożycielka Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, blogerka, dziennikarka, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Pasjonatka dobrej edukacji – tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
3 komentarze
Joanna
17 września 2021 at 08:01W pełni się z panią zgadzam , mój kolejny syn właśnie jest pierwszakiem i rozumiem że nie wszystko od początku ogarnie , na to potrzeba czasu . Jak pani pisze , po pierwsze integracja , poznanie panujących zasad , nowego środowiska , dla tych dzieci jest to ogromna przepaść w porównaniu do tego co było wcześniej . Dziękuję Bogu że moje dzieci chodzą do Szkoły Katolickiej w której to dzieci od samego początku są ważne , to żeby się tu dobrze czuły , dopiero później ważna jest nauka ❤️. W klasie oprócz wychowawczyni mają swojego ” anioła stróża ” który nad wszystkim czuwa i pomaga im się przystosować do nowej sytuacji . Nauczyciel który tego nie rozumie , nie powinien uczyć małych dzieci , tylko licealistów 😊. Pozdrawiam serdecznie Joanna.
Elżbieta Manthey
17 września 2021 at 08:07🙂 Licealiści też potrzebują wsparcia, a przynajmniej życzliwości i zrozumienia, kiedy przekraczają próg szkoły średniej. Dla nich to też wielka zmiana. Tak naprawdę znaczące zmiany w życiu każdego człowieka są wyzwaniem emocjonalnym i przystosowawczym. Wszyscy tego doświadczyliśmy, kiedy zaczęła się pandemia. Dzieci, młodzież, dorośli – wszyscy potrzebujemy wsparcia, zrozumienia i życzliwości, kiedy mierzymy się z czymś trudnym.
Elżbieta Manthey z "Juniorowa" o pracy z pierwszoklasistami | Obserwatorium Edukacji
17 września 2021 at 07:02[…] Cały artykuł „Pierwszaki potrzebują wsparcia, a nie wymagań – najpierw integracja, potem edukacja” – TUTAJ […]