Na jednej z grup dla nauczycieli na Facebooku tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego 2018/19 pojawił się post, który sprowokował mnie do przyjrzenia się pewnej oczywistej dla każdego świadomego nauczyciela kwestii. Ale jak pokazały reakcje pod postem, dla wielu relacje z uczniami są czarną magią (dosłownie), którą stosują na oślep, w ogóle nie odwołując się do tego, co podpowiada nam nauka.

Niedziela rano. Choć to bardzo zły nawyk, jeszcze leżąc w łóżku odruchowo sięgam po telefon. Jedno z powiadomień: nowy post w pewnej grupie dla nauczycieli.

“Zawieracie kontrakt z uczniami na pierwszej lekcji w nowym roku szkolnym? Czy po prostu dyktujecie zasady?”

Ponoć kto pyta, nie błądzi. To super, że nauczycielka, nie będąc pewną, w jaki sposób podejść do uczniów na pierwszych zajęciach szuka porad wśród kolegów po fachu. Mniej super jest jednak to, że pośród komentarzy znalazłem na przykład takie:

„zasady na poczatku. co i jak. ja im w tym roku będę dodatkowo to [podstawowe słówka i zwroty – przyp. autora] dodawał i niech mi po polsku nie gadają że chcą do łazienki. biore przykład z pani od niemieckiego która stawia za to jedynki:) W sumie to ma rację. no i może dam im kartkę żeby mi podpisali że zapoznali się z zasadami które będą na lekcji. chociaz mój przykład to srednia szkoła – kontynuacja nauki.”

„wstawiasz jedynki, bo ktoś się odezwie po polsku? ?”

„nie. jeszcze nie. bo wpadłem na to w tym roku. germanistka z mojej szkoły im dała takie zwroty no i jak jej ciągle po polsku gadali ,,do łazienki” to wtedy wstawiała. Jedynek pewnie stawiać nie będę ale jakieś minusy albo coś…”

Wierzcie mi, lub nie, ale tego typu komentarzy z grup nauczycielskich mógłbym dodać o wiele więcej, tworząc z nich wielostronicową listę. To tylko jeden spośród setek przykładów, który pokazuje, że istnieje ogromna potrzeba ponownego spojrzenia na relacje panujące w klasie pomiędzy nauczycielem i uczniami oraz na ich wpływ na proces uczenia się.

Nauka w bezpiecznych warunkach

Nie rozwodząc się zbytnio nad znaczeniem dopaminy w procesie uczenia się oraz odkryciami neurobiologicznymi dotyczącymi przyswajania przez mózg ludzki nowych informacji, o których można szczegółowo poczytać w innych artykułach, potraktujmy jako punkt wyjścia twierdzenie, iż człowiekowi (a więc i uczniowi!) najłatwiej jest zapamiętywać nowe fakty, gdy przebywa w bezpiecznych i przyjemnych dla niego warunkach. Warunki te tworzą nie tylko wygląd oraz wyposażenie miejsca, w którym odbywa się lekcja, ale również relacje panujące w zespole. 

W momencie, gdy nauczyciel z lidera zmienia się w dyktatora, mózg ucznia automatycznie przełącza się w tryb “przetrwać”. Budowane na strachu relacje wyhamowują zatem nie tylko niepożądane zachowania ze strony uczniów, ale również te, które prowadzą do ich rozwoju. Odbierają one zarazem przyjemność pochodzącą z obcowania z danym przedmiotem, a więc skutecznie obrzydzają proces uczenia się (wszak nie lubimy robić tego, co nie sprawia nam przyjemności). 

Ktoś powie: „dyscyplina jest potrzebna, aby w klasie panował porządek”. A co, gdyby dyscyplinę zamienić na współpracę?

To właśnie w warunkach współpracy, gdy czujemy się komfortowo wydziela się dopamina, której zadaniem jest m.in. stymulowanie procesów poznawczych (skupienie, zapamiętywanie, zdolność rozwiązywania problemów, myślenie). 

Jednym słowem: utrzymując w klasie surową dyscyplinę opartą na zasadach dyktatu możemy nauczyć uczniów czegoś nowego, jednak efektywność tego procesu jest nieporównywalnie mniejsza niż prowadzenie lekcji w oparciu o zasady przyjaźni, współpracy, szacunku i zaufania (zainteresowanych szerzej tą tematyką odsyłam m.in. do książki G. Huthera – Wszystkie dzieci są zdolne”).

Pierwsza lekcja: ustalenie reguł gry

Pierwsza lekcja z nową klasą to sytuacja dość stresująca zarówno dla uczniów (kto do nas przyjdzie? czy będzie fajny? czego mamy się spodziewać? czy warto sprawdzić, gdzie są jego/jej granice?) jak i nauczycieli (co to za klasa? czy nie będą rozwydrzeni? czy w ogóle zainteresuje ich mój przedmiot?). 

Oczywistym jest, że dwie podstawowe strony podczas lekcji to nauczyciel oraz uczniowie. Zarówno on, jak i dzieciaki (ewentualnie młodzież) zaczynają swoją współpracę „z czystą kartą”. Dlatego tak ważne jest, aby tę kartę odpowiednio zapisać na samym początku, bo późniejsze korekty i przekreślenia mogą jedynie wprowadzić zamęt i zaszkodzić relacjom.

Współpraca oznacza zaangażowanie obu stron. Wszelkiego rodzaju kontrakty spisywane przez uczniów pod nadzorem nauczycieli dotyczą najczęściej jedynie zobowiązań uczniów wobec nauczyciela. A przecież uczniowie również mogą mieć prośby, sugestie czy nawet wymagania i nie jest to absolutnie nic złego. Każda klasa jest inna i składa się z innych osób, stąd potrzeby poszczególnych grup mogą bardzo różnić się od siebie. Dobry nauczyciel potrafi to uwzględnić i podejść do tej kwestii ze zrozumieniem. 

Z własnego podwórka…

Oto, jak w moim przypadku wygląda pierwsze spotkanie (jakoś nie lubię słowa „lekcja” – źle mi się kojarzy) z nową klasą. 

Po pierwsze, jestem zdecydowanym przeciwnikiem sztampowego sadzania uczniów w klasie w równych rzędach w ławkach po 2 osoby. Pierwsze kilka minut lekcji to zatem czas na pobieżne zaaranżowanie sali lekcyjnej do takich warunków, w których moi podopieczni będą się czuli optymalnie (bardzo pomaga chociażby zmiana ustawienia ławek na tzw. stoły współpracy – ale ostateczny wybór pozostawiam uczniom). Gdy mamy już za sobą pierwszy szok (tak, coś takiego pozytywnie szokuje uczniów!) przechodzimy do tego, co najważniejsze: poznajemy wzajemnie swoje potrzeby.

Ucząc niegdyś w gimnazjum usłyszałem od uczniów: „bo tak naprawdę to nas nikt nie chce wysłuchać”. Jeśli damy uczniom prawo głosu, to okaże się, że ich wnioski są naprawdę konstruktywne i przemyślane, a oni sami czują się wtedy szanowani i docenieni.  

Te pierwsze 45 minut naszej znajomości to czas, gdy wszyscy razem na tablicy spisujemy myśli, które chcielibyśmy, aby druga strona respektowała. Zawsze zachęcam uczniów do pełnej szczerości i autentyczności. Listy poszczególnych klas mocno różnią się od siebie, jednak gdybym miał ogólnie przedstawić rodzaj wniosków proponowanych przez uczniów, to wyglądałoby to mniej więcej tak: 

30% – czego uczniowie oczekują od nauczyciela i lekcji

30% – czego nauczyciel oczekuje od uczniów

30% – czego oczekujemy od siebie wzajemnie

10% – czego uczniowie oczekują od szkoły.

Zapisy, które pojawiają się najczęściej (w moim przypadku wśród uczniów gimnazjum i liceum) to:

  • chcemy, aby nauczyciel był sprawiedliwy
  • chcemy móc powiedzieć, że coś nam nie odpowiada
  • chcemy być traktowani jak partnerzy, a nie roboty
  • chcemy nie bać się, że nie zdamy
  • chcemy, aby ten przedmiot na coś nam się przydał
  • nie chcemy ciągłych sprawdzianów (akurat sam nie robię sprawdzianów nigdy, więc łatwo się dogadujemy w tym względzie 😉 )
  • chcemy, aby obowiązywały nas te same zasady, co nauczyciela – jeśli ja nie mogę korzystać z komórki, to nauczyciel też nie.
  • nie chcemy siedzieć w ławkach

To tylko niektóre z punktów, ale doskonale pokazują, czego tak bardzo brakuje uczniom podczas pobytu w szkole. Szacunek, głębokie zrozumienie, bycie ludzkim. A czy ludzkie jest stawianie jedynki za potrzebę fizjologiczną wyrażoną w języku polskim? 

Nauczyciel, jako świadomy lider, który posiada nie tylko spore doświadczenie życiowe, ale również wiedzę z zakresu psychologii, pedagogiki oraz dydaktyki ma obowiązek doskonale rozpoznawać zachowania uczniów i reagować na nie w adekwatny do sytuacji sposób. To samo zachowanie może być w zależności od kontekstu zarówno czymś zupełnie normalnym (muszę do toalety co 5 minut, bo mam zapalenie pęcherza), jak i przejawem braku szacunku (powkurzam belfra wybiegając co 5 minut z sali), ale to właśnie nauczyciel musi umieć bezbłędnie wychwycić takie zachowania i umieć im przeciwdziałać, nie obrażając się i nie strzelając focha na ucznia, nie próbując z nim dodatkowo walczyć jedynkami, ale wyciągając konsekwencje, których celem jest wychowanie dziecka i nauczenie go pewnych zachowań – a wszystko to w przyjaznej atmosferze. Bo to przecież nauczyciel jest dorosły, a uczeń cały czas się kształtuje…

 

autor: Przemysław Kleniewski – dydaktyk, metodyk nauczania, rusycysta. Organizator szkoleń z zakresu tzw. świadomej edukacji dla rodziców oraz nauczycieli. Aktywnie działa na rzecz zmian w polskiej szkole, współpracując przy tym z wieloma organizacjami oraz nauczycielami i rodzicami. Szczególnie interesuje się budowaniem relacji nauczyciel-uczeń. Prywatnie wielki miłośnik kolei (z racji tradycji rodzinnych).

https://www.facebook.com/pkleniewski