W czasie najbliższej lekcji poproszę moich uczniów, żebyśmy przyjrzeli się lekturom, które przeczytali w ciągu minionych sześciu tygodni. Po jakie książki sięgnęli? Ile udało im się przeczytać? Nad czym teraz pracują? Czy podzielili się z kimś swoją lekturą? Czy te książki ich czegoś nauczyły?

Robię to, żeby dzieci dokładnie wiedziały, jakimi są czytelnikami. Co potrafią znakomicie, a nad czym muszą jeszcze popracować. Jaka ilość czytania naraz nie powoduje u nich dyskomfortu. Ile średnio mogą przeczytać przez tydzień. Sprawdzimy, które książki przeczytali od deski do deski, a które porzucili w trakcie. Spróbujemy wyciągać wnioski i ustanawiać nowe cele. A ja cały czas będę krążyć wokół nich, słuchać ich opowieści i pomagać, w czym tylko będę mogła.

Porównamy nasze klasowe przemyślenia z tymi, które wcześniej naszły ich w domu.

W czasie tej zdecydowanie za krótkiej lekcji na pewno będzie się wiele działo, ale jest pewna rzecz, która nie wydarzy się na pewno.

Nie będzie żadnych kar.

Nikt nie straci punktów za to, że czytał za mało.

Nikogo nie przytrzymam w sali na przerwie.

Nikogo nie zmuszę, żeby przeczytał tyle, ile ja chcę.

Nikt nie poczuje się przeze mnie zawstydzony.

Nie podzielę dzieci na lepszych i słabszych czytelników.

Bo dlaczego miałabym to zrobić? Jakim cudem miałabym zachęcić kogoś do czytania poprzez kary?

Jak to się wciąż dzieje w niektórych szkołach, w których używa się punktów AR* oraz liczby przeczytanych stron, by podzielić dzieci na czytające i te, które czytać nie potrafią lub nie chcą. W których określa się, czy dziecko rokuje jako czytelnik, przy pomocy systemów punktacji.

Przesyła się potem te oceny rodzicom wierząc, że punkty AR czy inne programy są rzeczywistym odzwierciedleniem stosunku dziecka do książek.

I stosuje się kary. Dzieciom, które przeczytały za mało, odbiera się ich przywileje. Ustanawia się zasady, które zamiast wzmacniać pozytywny stosunek do książek, wywołują do nich niechęć. Zabijają miłość do literatury.

Jak to w ogóle jest możliwe? Jak mogliśmy się na coś takiego zgodzić? Co się dzieje z naszym zdrowym rozsądkiem, gdy siejemy w nich ziarnko miłości do literatury i potem je pielęgnujemy?

Jeśli widzicie, że takie rzeczy zdarzają się w waszej szkole, waszym uczniom, waszym własnym dzieciom – ten felieton jest po to, żebyście zatrzymali się na chwilę odetchnęli głęboko i nabrali odwagi, by powiedzieć Stop!

Nie wolno dzieci karać za brak postępów w czytaniu. Nie wolno czytania zamienić w karę. Nie można pozwolić, żeby ustanowione przez nas zimne reguły ustalały, co wolno dzieciom, a co nie.

Zamiast tego należy dzieci wspierać i im pomagać. Pozwólmy im swobodnie wertować książki i rozmawiajmy z nimi o nich. Niech czytają w swoim własnym tempie. Niech widzą sens w pracy z książką. Wyznaczmy im cele, które rozumieją i pomóżmy je osiągnąć. Pomóżmy przemyśleć lekturę, jeśli sami tego nie zrobią.

Chcemy, żeby dzieci lubiły czytać, ale sami nieumiejętnie im w tym pomagamy. Nasze dzieci nie zasługują na karanie. Nigdy o tym nie zapominajmy.

 

*Accelerated Reader – program komputerowy w założeniu mający stymulować czytelnictwo u uczniów szkół podstawowych i gimnazjów używany w amerykańskich szkołach – przyp. tłum.

 

autorka: Pernille Ripp – jest amerykańską nauczycielką, która dokonała wielkiej zmiany w swoim sposobie uczenia (pisaliśmy o niej tu). Swoje doświadczenia i refleksje opisuje w blogu Blogging Through The Fourth Dimension.

 

Tłumaczenie: Wojciech Musiał

Foto: Pixabay