Statystyki pokazują, że rodzice coraz częściej krzyczą na swoje dzieci. Dlaczego? Ponieważ dają im coraz mniej klapsów. Wieloletnie kampanie piętnujące kary fizyczne odniosły skutek i świadomi rodzice nie podnoszą już ręki na swoje dzieci. Jednak ubocznym zjawiskiem tego – należy to podkreślić – zdecydowanie pozytywnego zjawiska jest częstsze podnoszenie głosu. W ten sposób rodzice dają upust frustracji spowodowanej złym zachowaniem dziecka. Problem polega na tym, że krzyk może być równie szkodliwy co klapsy.
Podniesiony głos nie zawsze jest zły. Czasami musimy krzyknąć, żeby ostrzec dziecko przed niebezpieczeństwem: Zostaw tę szklankę, w środku jest gorąca herbata!. Dzięki podniesionemu głosowi dziecko odruchowo zamiera unikając wypadku. Oczywiście od razu należy je uspokoić i wytłumaczyć, dlaczego krzyknęliśmy. Krzyk wyrządza szkodę wtedy, gdy zmienia się w atak na dziecko: Dlaczego nigdy o tym nie pamiętasz!?, Znów zrobiłeś to źle!.
Dzieci, których rodzice regularnie podnoszą głos, najprawdopodobniej będą miały w przyszłości problemy emocjonalne: z jednej strony zwiększa się ryzyko zachorowania na depresję, z drugiej zmniejsza się szansa na stabilny związek emocjonalny z przyszłym partnerem, ponieważ dziecko nie zostało nauczone kontroli nad emocjami.
Rodzicielski krzyk przeważnie nie wynika ze złej woli. Najczęściej jest spowodowany zjawiskiem zwanym zalewem emocji („Emotional Flooding”). Rodzic odbiera złe zachowanie dziecka jako osobisty atak na siebie. Momentalnie traci umiejętność racjonalnego rozwiązania problemu i daje upust narastającej frustracji poprzez niekontrolowany wybuch. Na szczęście można się nauczyć panowania nad swymi emocjami.
Przede wszystkim należy nauczyć się rozpoznawać symptomy wybuchu: ściśnięte gardło, szybkie, płytkie oddechy, zaciśnięte szczęki, złe myśli i poczucie przytłoczenia. W takiej sytuacji doraźnie pomogą głębokie powolne oddechy, wizualizacja jakiejś szczególnie miłej sceny lub sytuacji, liczenie do dziesięciu lub natychmiastowe opuszczenie pokoju. Pomagają też uspokajające myśli usprawiedliwiające zły humor: „Mam dziś paskudny dzień, ale krzyk w niczym go nie polepszy.”.
Uważne zaplanowanie codziennych czynności (z odrobiną “luzu” na nieprzewidziane sytuacje) również minimalizuje ryzyko nagłej awantury. Jeśli przeznaczymy na śniadanie żelazne 20 minut zamiast jeść „byle szybciej”, to ryzyko rozlania mleka czy niedojedzenia kanapki znacznie zmaleje. A jeśli mleko i tak się rozleje, zawsze mamy czas, żeby je spokojnie wytrzeć. Pomaga też zmiana sposobu mówienia z TY zawsze/TY nigdy… na JA wolałabym/wolałbym… Zamiast Dlaczego ty znowu nie posprzątałeś zabawek? – Wolałbym, żeby twój pokój był posprzątany. Mówmy co nam się nie podoba i czego oczekujemy, taka konstrukcja zdania automatycznie obniży jego temperaturę.
Rodzicom zdarza się krzyknąć również dlatego, że ich oczekiwania wobec dzieci są zbyt wygórowane. Od dwulatka nie można oczekiwać, że nie będzie badał, gdzie są granice, od nastolatka – że nie podejmie zachowań ryzykownych. Trzeba też zrozumieć i zaakceptować, że dzieci są również niedoskonałe i mają prawo do pomyłek, błędów i złych humorów.
Po uspokojeniu emocji spróbujmy wspólnie znaleźć rozwiązanie problemu, który (niemal) wywołał awanturę i zastanówmy się, jak sprawić, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Dla dziecka to znakomity trening umiejętności rozwiązywania problemów.
A na koniec – przeprosiny. Bo dziecko nie jest złe z natury. Jego zachowanie nie jest celowym, złośliwym działaniem skierowanym przeciwko rodzicom. Ono po prostu nie zawsze radzi sobie z kontrolowaniem własnych emocji i zachowań. Dziecko nie czuje się winne, to krzyk rodzica wpędza je w poczucie winy. Przeprośmy je i wytłumaczmy, że rodzicom też zdarzają się gorsze dni. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi – i dzieci, i rodzice.
c
Autor: Wojciech Musiał na podstawie The Wall Street Journal
Zdjęcia: Masayuki Takaku, Saurabh Vyas, Craig Sunter, fredrikrynde,
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy