Człowiek dostał pasem od ojca to w przeciągu jednej sekundy wiedział co dobre a co złe.

Ludzkość bije dzieci od dziesiątków tysięcy lat, biją dzieci też zwierzęta wyższe. Jest to efekt trwającej miliony lat ewolucji.

Głupoty gadają. Najgorsze są dzieci z tzw. bezstresowego wychowania, które często nie szanują rodziców.

Zero klapsów i zero szacunku do rodziców.

Ja dostalam kilka razy od rodziców i wiem ze zasluzylam na to. I teraz jestem innym czlowiekiem niż ta dzisiejsza bezstresowo wychowywana młodzież.

To komentarze, jakie pojawiły się pod jednym z artykułów prasowych na temat bicia dzieci i bezsensowności klapsów jako metody wychowawczej. Nie są wyjątkiem. Za każdym razem, kiedy temat klapsów pojawia się w publicznej dyskusji, takie głosy rozbrzmiewają. Według badań ponad połowa Polaków aprobuje klapsy jako element wychowania dzieci. Skąd bierze się w nas to przekonanie? Zapytałem o to Joannę Jeżak – pedagoga, coacha i psychoterapeutkę prowadzącą m.in. warsztaty dla rodziców stosujących kary fizyczne:

.

Dlaczego rodzice używają klapsów świadomie jako metody wychowawczej?

Zacznijmy od tego, że trzeba właśnie odróżnić rodziców, którzy uderzyli swoje dziecko pod wpływem emocji od tych, którzy karzą w ten sposób z zimną krwią. Tym pierwszym zdarza się, że nie poradzą sobie ze swoimi emocjami, są zmęczeni, zestresowani, rozdrażnieni. Tacy rodzice często nie przyznają się do klapsów, ponieważ mają świadomość, że postąpili niewłaściwie. Ci drudzy stosują kary cielesne jako metodę wychowawczą najczęściej, gdy sami byli bici. Tacy rodzice uważają, że jeśli oni dostawali kary cielesne i im to nie zaszkodziło, to sami też mogą w ten sposób wychowywać swoje dzieci.

A rzeczywiście nie zaszkodziło?

No właśnie… W czasie moich warsztatów, gdy zastanawiamy się nad tym, co czuli, gdy byli bici, to nagle uwalnia się mnóstwo nieprzyjemnych emocji, do tej pory ukrytych pod spodem: złość, frustracja, chęć buntu lub podporządkowanie skutkujące obniżeniem poczucia własnej wartości – „bo jeśli zostałem ukarany, to znaczy, że jestem zły”. Te emocje są głęboko schowane, a wypływają na powierzchnię na przykład pod wpływem psychoterapii.

Czy przekazywanie kar cielesnych z pokolenia na pokolenie to jedyna przyczyna bicia dzieci?

Jest pewna grupa rodziców, którzy świadomie stosują kary cielesne, choć sami nie byli tak karani, ale to margines. Zdecydowana większość bijących rodziców sama była bita w dzieciństwie.

Tacy rodzice bardzo często powtarzają, że klapsy nauczyły ich posłuszeństwa i szacunku dla starszych…

Czy aby na pewno? Bo bicie najczęściej skutkuje nie tym, że dzieci zaczynają się zachowywać tak, jak oczekują tego rodzice. One dalej zachowują się „nieodpowiednio”, tylko po kryjomu, tak, żeby rodzice się nie dowiedzieli. A więc efektem kary cielesnej nie jest poprawa zachowania, ale kłamstwo.

A wyobraźmy sobie sytuację, w której rodzic stanął pod ścianą i już naprawdę nie wie, jak dotrzeć do swojego dziecka, które albo przeżywa okres buntu, albo uporczywie bada, gdzie są granice, których nie można przekroczyć. Nie pomaga ani rozmowa, ani perswazja, ani kara typu „szlaban na komputer”. Czy w takim skrajnym wypadku można pozwolić sobie na klapsa?

Ja uważam, że nie, a ten skrajny przypadek jest konsekwencją wcześniejszych zaniedbań lub problemów, które dziecko ma np. z integracją sensoryczną. Jego złe zachowanie jest wynikiem braku zaspokojenia jego podstawowych potrzeb: miłości, bezpieczeństwa, ale też ruchu. Jeśli te potrzeby są zaspokojone, to ekstremalnie złe zachowanie, takie, które mogłoby uzasadnić przemoc fizyczną, jest skrajnie nieprawdopodobne. Czasami powinniśmy zareagować siłą, gdy dziecko, badając granice, zagraża zdrowiu lub życiu innej osoby, np. popycha inne dziecko w stronę ulicy. Wtedy musimy je zatrzymać. Ale fizyczne zatrzymanie nie jest równoznaczne z biciem.

A czy wolno uderzyć w żartach? Wyobraźmy sobie sytuację, gdy pieczemy ciasto i nagle do kuchni wpada dziecko i zaczyna wydłubywać rodzynki. Więc bierzemy ścierkę i pac go tą ścierką po łapach!

Zabawa jest wtedy, gdy obie strony się bawią, a w takiej sytuacji, mam wrażenie, najczęściej bawi się rodzic, a dla dziecka jest to nieprzyjemne. Więc zanim chwycimy ścierkę – dwa razy się zastanówmy. Każde naruszenie granicy fizycznej jest nieprzyjemne, nawet łaskotki! Wydawałoby się – świetna zabawa, ale dla dzieci nie zawsze muszą być miłe.

Wśród rodziców, którzy biją dzieci bardzo często pojawia się argument, że wychowanie bezstresowe to droga donikąd, że dziecko musi znać granice i że klaps znakomicie te granice wyznacza.

Granice można wyznaczać stosując inne, o wiele skuteczniejsze od klapsów metody, które przy okazji nie będą raniły uczuć dziecka. Ważne by pamiętać, że wyznaczanie granic rozpoczyna się od rodzica, który sam musi być świadom własnych potrzeb i wartości, które wyznaje. Świadomy rodzic wyznaczy granice w sposób naturalny, a takie granice są o wiele skuteczniejsze.

A w jaki sposób przekonać tych rodziców, którzy stosują kary fizyczne, by od nich odstąpili? Na warsztatach?

Żeby rodzic trafił na takie zajęcia, musi mieć poczucie, że robi źle. I dlatego na warsztaty przeważnie trafiają tacy rodzice, którzy karę fizyczną traktują jako ostateczność, nie do końca się z nią zgadzają i sami poszukują skuteczniejszej alternatywy. Kampanii społecznych na temat klapsów było już całkiem sporo i mam wrażenie, że duża część społeczeństwa jednak wie, że to nie jest nic dobrego. Prowadzę warsztaty od dziesięciu lat i o ile dawniej rodzice używający klapsów świadomie trafiali się stosunkowo często, o tyle ostatnio ich liczba wyraźnie spada. Za to problemem jest inna przemoc fizyczna, np. szarpanie. Szarpnięcie za rękę nie jest klapsem, ale jest naruszeniem cielesnej nietykalności dziecka.

Wróćmy do rodziców, którzy biją pod wpływem emocji, bo ich ręka działa szybciej niż świadomość. Tacy rodzice przeważnie mają ogromne wyrzuty sumienia po tym, jak uderzą dziecko pod wpływem nagłego wybuchu złości…

Każdy z nas ma prawo do przeżywania nieprzyjemnych emocji. Mamy prawo być zmęczeni czy zestresowani. Gdy wracamy do domu naładowani negatywnie, chcemy tę energię jakoś wyładować, pozbyć się jej. Często robimy to właśnie kosztem dzieci, na które nakrzyczymy, wygonimy do pokoju, a nawet szarpniemy czy damy klapsa. Osoby, które mają kłopoty z poradzeniem sobie z trudnymi emocjami, mogą zgłosić się na warsztaty, na których nauczą się je kontrolować. Dzięki takim zajęciom mają szanse zrozumieć, skąd biorą się w nich różne emocje oraz co zrobić, aby stały się one sprzymierzeńcem, a nie wrogiem (nawet złość jest emocją, która jest nam potrzebna, mówi nam, że jakaś nasza granica została przekroczona. Ważne jest, co człowiek pod wpływem złości zrobi – uderzy, nakrzyczy, pójdzie pobiegać, weźmie prysznic, powie o złości itp.). Trzeba też umieć powiedzieć dziecku, że potrzebujemy chwili dla siebie, żeby odpocząć, a do wspólnej zabawy przystąpić dopiero wtedy, gdy sami jesteśmy do niej gotowi. Taka zabawa jest o wiele przyjemniejsza również dla dziecka.

To zapewne świetnie działa ze starszymi dziećmi, ale proszę to powiedzieć dwu-trzylatkowi!

Ależ mówię! Jeśli rodzice rozmawiają z dziećmi o swoich uczuciach od samego początku, to nawet takie maluchy zrozumieją nasze potrzeby i lepiej przyjmą prośbę o chwilę wytchnienia. Powiedzmy „Jestem bardzo zmęczony, potrzebuję się na chwilę położyć”. Dziecko widzi, że jesteśmy zmęczeni i da nam spokój na te kilka minut. A kilka minut dla rodziców dwulatka to już bardzo dużo. Szczera rozmowa o uczuciach działa lepiej niż proste polecenia typu „Bądź grzeczny, bo tak!”. Dziecko uczy się empatii, uczy się odpowiadać na potrzeby drugiego człowieka. Oczywiście ujawnianie emocji i rozmowa o nich musi być dostosowana do wieku dziecka. No i pamiętajmy, że to działa w obie strony. Jeśli dziecko mówi, że nie chce jeść, to nie wciskajmy mu obiadu na siłę, jeśli mówi, że nie jest senne, to nie zaganiajmy go do łóżka. W ten sposób dziecko uczy się okazywania szacunku innym.

A czy skutki kar fizycznych można jakoś zniwelować?

Co się stało, to się nie odstanie – nie da się cofnąć czasu i wymazać pewnych zdarzeń. Natomiast to, co można i warto zrobić, to przeprosić i porozmawiać z dzieckiem o tym, co się stało. Powtórzę, że nie ma rodziców idealnych i wszyscy przekraczamy pewne granice, nie tylko w stosunku do dzieci, ale i do dorosłych. W takiej sytuacji wytłumaczenie się i wzięcie odpowiedzialności na siebie to najskuteczniejsza metoda. Dzięki temu dziecko uniknie poczucia winy. Bo jeśli dziecko doznało przemocy fizycznej lub psychicznej, to w naturalny sposób bierze winę na siebie – uważa, że to ono zrobiło coś złego i dlatego zostało ukarane.

Wspomniała Pani o przemocy psychicznej. Czy postawiłaby Pani znak równości pomiędzy klapsem a krzykiem?

Zdecydowanie tak, jest to taka sama przemoc wobec dziecka, jak bicie. Co więcej, może być bardziej dotkliwa, ponieważ w polskim społeczeństwie jest dużo większe przyzwolenie na to, żeby krzyczeć lub mówić nieprzyjemne rzeczy. Kilka lat temu brałam udział w kampanii społecznej FDN „Słowa ranią na całe życie”. Na szczęście coraz częściej mówi się o przemocy psychicznej. Ostatnia kampania „Słowa dają moc” idzie dalej – pokazuje jak wspierać dzieci w poczuciu własnej wartości.

A czy jest szansa na wyrwanie się z tego błędnego koła przemocy?

Jestem optymistką. Walczę o to od samego początku mojej pracy i mam poczucie, że kolejne pokolenia będą coraz bliższe ideału. Gdyby cała ludzkość miała poczucie, że stosowanie przemocy wobec dzieci to ślepa ulica, to świat wyglądałby zupełnie inaczej. Dlatego propaguję wychowanie oparte na szacunku wobec dziecka i zrozumieniu jego potrzeb oraz na zrozumieniu emocji i potrzeb rodziców, dzięki czemu można wyrażać je w sposób akceptowalny i bez przemocy.

Rozmawiał: Wojciech Musiał

c

Joanna Jeżak – pedagog, coach, psychoterapeutka. Właścicielka Centrum Rozwoju Dziecka i Rodzica PESTKA. Od lat towarzyszy w rozwoju dzieciom, rodzicom i nauczycielom prowadząc warsztaty oraz spotkania indywidualne. Mama dorosłego Krzyśka, nastoletniego Stasia i maleńkiej Zosi.

 

 

 

Foto: Flickr sugarsnaptastic