Do Australii latam regularnie od 1998 roku. Kiedyś były to wyjazdy na treningi oraz regaty i wówczas najczęściej przebywałam na południu kraju, w Sydney i Melbourne. Od 15 lat latamy do Cairns, które jest ostatnim większym miastem na północ, położonym na wschodnim wybrzeżu kontynentu. Zawsze lubiłam ten czas na południowej półkuli, tamtejszy styl życia i klimat, ale dopiero podróże z dziećmi uświadomiły mi, jak bardzo się różnimy. Co zatem takiego ma Australia, czego nie ma Polska?

Place zabaw

U nas powstaje ich coraz więcej i są coraz ciekawsze, ale trudno znaleźć plac zabaw kompletny. Taki na którym pobawią się dzieci w różnym wieku, z dostępnymi i czystymi toaletami, miejscem do przewinięcia niemowlaka, możliwością zorganizowania urodzin, ławami do zjedzenia przyniesionego z domu lunchu, poidłem z wodą, dogodnym parkingiem i niewielkim punktem gastronomicznym, w którym kupimy nie tylko kawę, lody i kanapki, ale nawet ciepły posiłek. Takie właśnie miejsca są w Australii. Duże kompleksy w centrum miasta i w pobliżu zieleni, ogrodzone i zacienione. Darmowe z nowoczesnym i wszechstronnym sprzętem, od niewielkich zjeżdżalni, po linowe piramidy. Naprawdę niczego na nich nie brakuje.

Grille i miejsce do samodzielnego urządzenia pikniku

To mnie zawsze najbardziej zachwycało. Park w środku miasta, plaża, teren na obrzeżach czy nawet bezludna wyspa na środku morza i zadaszone miejsce grillowe. Za darmo! Wystarczy wcisnąć przycisk i korzystasz z nagrzanej płyty, blatu i wody w nieograniczonym zakresie. Obok są oczywiście ławy ze stołami, żeby móc spokojnie pobiesiadować. Miejsca te są regularnie czyszczone, ale również użytkownicy dbają o porządek. Każdy przynosi ze sobą sól, skrobaczkę i trochę papieru – to ekologiczny i idealny zestaw do oczyszczenia blachy. Nie ma kolejek, nikt też nie przeciąga swojego czasu piknikowania. Jeśli poprzednik nie wykorzystał wszystkich produktów, zanim odejdzie, pyta, czy kolejna ekipa nie ma ochoty na przykład na kiełbaski, albo potrzebuje olej.

Chodzenie boso

Niejedną mamę denerwują uwagi obcych osób „troszczących się” o nasze dziecko: czy ono niezbyt słabo przykryte w wózku, czy nie powinno mieć czapki? A bez skarpetek w lipcu to już tragedia! W Australii nawet noworodki leżą w wózkach w samej pieluszce i przykryte jedynie tetrą. Nie tylko na słońcu, ale również w schłodzonych klimatyzacją pomieszczeniach. Bose stopy wystające z chusty czy wózka to standard i nie dotyczy tylko maluchów. Chodzenie boso to w Australii nic nadzwyczajnego. Dzieci i również część dorosłych buty zakładają jedynie na szczególne okazje i kiedy nie ma wyboru. Reguły są jasne. Tam, gdzie buty obowiązują, najczęściej wywieszona jest informacja. A gdzie jej nie ma … hulaj duszo, a raczej hulajcie bose stopy!

Luz i swoboda

To już nie same buty, a ubiór i zachowanie. W Polsce nieustannie słyszymy, że czegoś nie wolno, że czegoś nie wypada, że za coś trzeba się wstydzić. Wyjście do miasta w postrzępionej bluzce, wypłowiałej starej koszulce czy pochlapanych farbą spodniach skupi na nas spojrzenia innych osób. W Australii normy ubraniowe są zdecydowanie poszerzone, co nie oznacza, że po ulicach chodzą brudasy i flejtuchy. Po prostu nikt specjalnie się nie ekscytuje odmiennymi ubraniami, zachowaniem, ale to również dotyczy tolerancji w szerszym znaczeniu – kulturowej i partnerskiej.

Oczywiście klimat!

Ale na naszą aurę też nie narzekam. Cztery pory roku mają w sobie wiele uroku, a zmienność jest ciekawa i przynajmniej nie wieje nudą. W Australii słońce przygrzewa jednak inaczej – mocniej, intensywniej, cieplej. Czasem aż drażni, zniechęca do działania, rozleniwia. Co najważniejsze – jest i można na nie liczyć.

Przyroda australijska

To niejednokrotnie ekstremalne wrażenia zarówno pozytywne, jak i negatywne. Są niezwykłe zwierzęta, których nie spotkamy w żadnym innym miejscu na ziemi, jak kangury i misie koala. Są gadające papugi, wielkie nietoperze i ogromne jaszczury z gatunku waranowatych. Ale Australia to również skupisko najbardziej niebezpiecznych dla człowieka istot. Lista jest długa, a najgroźniejsze z nich to: słonowodny krokodyl, śmiertelnie parzące meduzy, rekiny, pająki, węże, ryby skrzydlice.

Podejście do tych zagrożeń jest różne. Spotkałam Australijczyków, którzy do morskiej wody w zasadzie nie wchodzą i patrzyli na nas z przerażeniem, gdy kąpaliśmy się z dziećmi. Inna grupa, do której my też się zaliczamy, to nie unikający spotkania niebezpiecznych zwierząt, ale stosujący wszelkie zasady bezpieczeństwa. Chociażby taką, że nigdy nie wchodzimy do wody w strojach kąpielowych, mimo że ma ona 30 stopni ciepła. Kombinezon lycrowy albo pianka to obowiązkowy strój, który ochroni nas przez parzącymi mackami meduzy czy skrzydlicy. Jest też duża grupa Australijczyków, która żyje blisko przyrody, nie analizując zagrożeń i nie ekscytując nimi. Nie boją się spać w namiocie w buszu, w domu nie stosują detergentów na pająki i inne owady, a po pobieżnym sprawdzeniu przejrzystości wody wskakują do niej w kąpielówkach.

Pewnego dnia poszłam z dziećmi wyznaczonym szlakiem na szczyt góry na wyspie. Po drodze zauważyliśmy kilkanaście pająków, o rozmiarach większych niż ludzka dłoń. Niektóre strzegąc swoich pajęczyn, wisiały tuż nad ścieżką. Następnego dnia rozmawiałam z parą, która zeszła właśnie z tej samej trasy, co my poprzedniego dnia. Wychwalali widoki, a ja stwierdziłam, że ładne, tylko dużo pająków po drodze. Byli zdziwieni – nie zauważyli ani jednego. Nie sądzę, by ich nie było, ci Australijczycy po prostu ich nie wypatrywali, jak my, tylko podziwiali widoki.

Niebezpieczeństw jest więc mnóstwo, ale przede wszystkim od naszej wiedzy, podejścia i może niewielkiej dawki szczęścia zależy, jak bardzo uprzykrzą na życie.

Australijskie easy going

Słyszane na każdym kroku no worries mate – czyli nie przejmuj się, na początku drażni, ale po jakimś czasie sama zaczynam używać takich sformułowań, a przede wszystkim tak myśleć!

Szanowanie dzieci

Parki, baseny, knajpy i sklepy są w różnych zakresach dostosowane do przebywania dzieci. Wózki na zakupy występują w kilku wersjach. Znana nam opcja posadzenia kilkulatka na froncie kosza to tylko jedna z możliwości. Zamontowany na ramie wózka leżaczek dla niemowlaka to ułatwienie dla mam z najmłodszymi. A nawet dwa takie leżaczki! Mama z bliźniakami też zrobi zakupy.

Ten szacunek do dziecka widoczny jest na każdym kroku. Nasz pięcioletni Toboma bawiąc się pewnej niedzieli na pomostach w marinie, uruchomił alarm pożarowy. Z ciekawości przycisnął zabezpieczającą szybkę, która pękła i uruchomiła przycisk. Wyło na pół miasta. Rozmowy w restauracjach umilkły, ludzie powychodzili ze swoich jachtów. A my … czekaliśmy na wystawienie wysokiego rachunku za wszczęcie alarmu. Kiedy przyszła obsługa, przeprosiłam, tłumacząc, że to wpadka najmłodszego podczas zabawy. Zamiast rachunku otrzymałam instrukcje, pod jaki numer następnym razem zadzwonić, by odwołać alarm, a na koniec usłyszałam „no worries mate”. To nic, że zdążył przyjechać samochód straży pożarnej i że musieli wzywać serwis do naprawy stłuczonej szybki. Dzieci mają swoje prawa i mogą popełniać błędy.

Czy warto wybrać się do Australii z dziećmi? Dla mnie to najlepszy kraj do rodzinnych podróży. Szkoda tylko, że jest tak daleko. Trwająca około doby podróż samolotami zniechęca, ale dobrze się przygotowując i ten etap wyprawy może być ciekawą przygodą. A będąc już na miejscu, na pewno nie pożałujemy tej decyzji.

This slideshow requires JavaScript.

 

Monika Bronicka – podróżniczka i żeglarka. Reprezentantka Polski na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney 2000 i Atenach 2004. Mama trójki dzieci. Rzeczoznawca majątkowy i właścicielka szkółki żeglarskiej. Autorka książki dla dzieci „Przygoda na rafie” oraz bloga www.przygodanarafie.com

 

Dzieci, morze i jacht – zwykły dzień pod żaglami

 

Zdjęcia: Monika Bronicka


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.