Kiedy ktoś mówi o dziecku, że ono nie chce się uczyć, mocno mija się z prawdą. Mogę tak twierdzić nawet nie znając dziecka, o którym jest mowa. Wszystkie dzieci chcą się uczyć. Właściwie nie mogą nie chceć. Każde dziecko, każdy człowiek ma wewnętrzny, wrodzony, naturalny napęd do uczenia się, czyli poznawania tego, co nie znane. Jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani na aktywne poszukiwanie wiedzy.
Napęd do poznawania tego, co nie znane to nic innego jak ciekawość. To ona sprawia, że chcemy zdobywać nowe informacje, to ona uruchamia proces ich zapamiętywania, to ona kierunkuje naszą uwagę, sprawia, że nie poddajemy się w testowaniu kolejnych hipotez i w końcu to dzięki niej cały ten proces sprawia nam frajdę.
Jeśli dziecko – w rozumieniu dorosłych – nie chce się uczyć, to znaczy, że „edukacyjny napęd” nie został uruchomiony. Próbować uczyć bez pobudzania ciekawości to jak oczekiwać, że samochód pojedzie bez włączania silnika.
Wszystkie dzieci chcą się uczyć
Stanislas Dehaene – francuski profesor badający neurobiologiczne podstawy uczenia się – w książce „Jak się uczymy?” pisze o ciekawości, że jest ona „fundamentalnym popędem organizmu – pobudzającą go siłą, która skłania go do działania, tak jak głód, pragnienie, potrzeba bezpieczeństwa czy chęć reprodukcji”. Czyli, że pojawia się, ponieważ bez niej byśmy nie przeżyli.
To dzięki popędowi ciekawości nasi przodkowie badali swoje środowisko i dowiadywali się, gdzie zdobybć pożywienie, jak chronić się przed niebezpieczeństwem. Dzięki ciekawości nawiązywali też kontakty społeczne, powiększając pulę dostępnych genów w procesie prokreacji. Ciekawość była więc warunkiem przeżycia – tak jednostek, jak i gatunku. Czy dziś nim pozostaje? To temat na osobne rozważania. Jedno jest pewne – ciekawość jest jednym z fundamentów edukacji oraz rozwoju dzieci. Żeby zrozumieć, jak to się dzieje, że dzieci „nie lubią się uczyć”, choć mają niepohamowany głód wiedzy, warto się bliżej przyjrzeć ciekawości i temu, w jaki sposób działa.
Co to jest ciekawość?
Jest taka seria książek dla dzieci, która mnie ostatnio bardzo zaciekawiła (I zainspirowała do napisania tego artykułu). Jej tytuł „Chcę wiedzieć więcej” moim zdaniem doskonale wyjaśnia, czym jest ciekawość: jest to wewnętrzna silna motywacja (chcę), ukierunkowana na poszukiwanie tego, co nie znane, by to poznać, zrozumieć i zapamętać (wiedzieć), prowadząca do powiększania własnych zasobów wiedzy i umiejętności (więcej).
Ciekawość inicjuje w mózgu procesy odpowiedzialne za przetwarzanie i zapamiętywanie informacji. Powoduje też, że zdobywanie wiedzy jest przyjemne. Stymuluje bowiem zarówno obszary mózgu związane z pamięcią, jak i te odpowiedzialne za dobre samopoczucie.
Od ciekawości do wiedzy – z przyjemnością
Ciekawość pojawia się jako reakcja na coś nowego, zaskakującego, owianego tajemnicą. Jeśli – z punktu widzenia mózgu – nie mamy w tym momencie ważniejszych spraw do załatwienia (czyli jest bezpiecznie, a nasze podstawowe potrzeby są zaspokojone), wtedy zaczynamy eksplorować temat. Ciekawość pcha nas do badania rzeczywistości, pozyskiwania nowych informacji o niej. Następnie informacje te są zapamiętywane i scalane z już posiadaną wiedzą.
W międzyczasie za sprawą ciekawości uruchamiany jest też w mózgu tzw. układ nagrody, ten sam, który aktywuje się, gdy dostajemy coś, co naprawdę lubimy, np. słodycze., Opiera się on na dopaminie, substancji chemicznej “poprawiającej samopoczucie”. Badania pokazują, że obwód dopaminowy uaktywnia się już w momencie kontaktu z tym, co nowe i nie znane. Przyjemność czerpiemy więc nie tylko z poznania czegoś nowego, ale już w chwili, kiedy spodziewamy się, że nasza ciekawość zostanie zaspokojona.
To wyjaśnia, skąd uczucie przyjemnej ekscytacji w momencie, kiedy patrzymy na okładkę książki, ale jeszcze nie zajrzeliśmy do środka, kiedy tytuł i okładka są obietnicą poznania czegoś nowego i interesującego. Jak np. „Sekrety zmarłych”, „Wycieczka po mózgu”, czy „Co robimy, gdy śpimy”. Oczywiście nie każda książka tak zadziała, bo np. podręcznik do języka polskiego dla klasy pierwszej mnie już nie zaciekawi, podobnie bez emocji patrzę na „Procesy metalurgiczne i odlewnicze stopów żelaza”. Aczkolwiek niektórzy z was mogą czuć odwrotnie.
Co jest ciekawe, a co nie
Nie wszystko złoto, co się świeci, nie wszystko co nowe i nie znane wzbudza ciekawość. Od czego to zależy?
Nie zaciekawi nas to, co nie jest zaskakujące. To, z czym mieliśmy do czynienia już wielokrotnie, jest nudne. Na przykład kolejne zadanie z matematyki, choć niby nowe, to jednak podobne do setki poprzednich – zero entuzjazmu i ciekawości. Za to informacja np. o tym, że buddyjscy mnisi dokonywali samomumifikacji, albo że jeszcze w XX wieku w Europie mumifikowano ciała – a i owszem, pobudza moją ciekawość i motywuje do zgłębienia tematu (dlatego po pobieżnym przejrzeniu książki „Sekrety zmarłych”, gdzie trafiłam na te informacje, wbudziło we mnie silną motywację do przeczytania całości, co też z przyjemnością zrobiłam).
Nie wzbudzi ciekawości także to, co postrzegamy jako zbyt trudne, zbyt złożone, zbyt nowatorskie i dezorientujące. Reagujemy ciekawością na to, co jest nowe i dla nas dostępne, a dla każdego może to być coś innego: niemowlę z pasją wszystkimi zmysłami zgłębia tajemnice swoich stóp, a u profesora filozofii ciekawość wzbudzi traktat Heideggera.
Niektóre zagadnienia mają większy potencjał wzbudzenia ciekawości niż inne. I to zarówno u dzieci, jak i u dorosłych. Właśnie takie tematy wybrali twórcy wspomnianej wcześniej serii książek „Chcę wiedzieć więcej”. „Co robimy, gdy śpimy” odkrywa tajemnice snu, który jest stanem z jednej strony dobrzenam wszystkim znanym, ale z drugiej ta okresowa utrata przytomności jest wciąż zagadkowa. „Wycieczka po mózgu” wyjaśnia w prosty sposób funkcjonowanie najbardziej skomplikowanego narządu, który wciąż pozostawia sporo pytań bez odpowiedzi, jednak nauka daje obietnicę rozwikłania przynajmniej części tych zagadek. „Sekrety zmarłych” to z kolei książka na temat od zawsze fascynujący ludzi, w dodatku taki, na który z dziećmi się nie rozmawia, co wzmacnia atmosferę tajemniczości. No i jest jeszcze w tej serii książka „Jak zostać szpiegiem”, z której młody czytelnik dowiaduje się sporo na temat zawodu utrzymywanego z zasady w tajemnicy. Każdy z tych tematów niesie w sobie ładunek tajemniczości i nowości, ale nie jest nam zupełnie obcy. Możemy więc się spodziewać, że zdobędziemy nowe informacje i że damy radę je zrozumieć (zaskakujące i dostępne).
Duże znaczenie dla pobudzenia ciekawości ma też aspekt zmysłowy. To zmysły zbierają informacje o świecie zewnętrznym. Dlatego wiedza powinna być odpowiednio „opakowana”. I dlatego twórcy książek z serii „Chcę wiedzieć więcej” ogromną wagę przykładają do szaty graficznej. „Co robimy, gdy śpimy” i „Wycieczka po mózgu” utrzymane są w stylu nawiązującym do komiksów, która kojarzy się z tym co fajne, zabawne, zaskakujące i zachęca do wczytania się w zawarte w książkach informacje. Tekstu nie jest dużo, nie przytłacza on młodego czytelnika. Odpowiednio dobrana grafika pomaga też zrozumieć treść. W „Jak zostać szpiegiem” ilustrator wykorzystał postacie zwierząt, które wprowadzają nieco humoru (Mata Hari jako lwica jest urocza!) i przyciągają uwagę czytelnika. „Sekrety zmarłych” natomiast są zilustrowane z ogromnym wyczuciem – są wystarczająco realistyczne, by uzupełnić przekaz informacyjny i zaabsorbować uwagę odkrywaniem tajemnicy, i wystarczająco umowne, żeby nie przestraszyć młodych czytelników przedstawianym tematem.
Uboczne skutki ciekawości
Ciekawość pomaga również w przyswajaniu informacji, których nie postrzegamy jako interesujące lub ważne. Naukowcy w jednym z eksperymentów odkryli, że gdy ciekawość badanych została pobudzona przez odpowiednie pytanie, byli oni w stanie lepiej zapamiętywać informacje niepowiązane z nim. Ciekawość wprowadza bowiem mózg w stan, który pozwala na zapamiętanie każdego rodzaju informacji.
Wykorzystując to, co budzi w dzieciach ciekawość możemy więc uczyć je także tego, na czym nam zależy, a co do tej pory nie wzbudzało w nich entuzjazmu. Innymi słowy – nawet tabliczki mnożenia można uczyć w budzący ciekawość sposób.
Recepta na naukę
Książki z serii „Chcę wiedzieć więcej” to świetny przykład wykorzystania ciekawości do nauki, czyli do poszerzania wiedzy. Wykorzystują tematy z natury swojej otoczone pewną tajemnicą, a więc budzące ciekawość, potem tę ciekawość podkręcają podając informacje nowe i zaskakujące. Dbałość o przystępną i atrakcyjną formę sprawia, że mieszczą się w obszarze tego, co dla młodego czytelnika dostępne, unikając zapędzenia się w to, co zbyt skomplikowane i dezorientujące. Dają młodym czytelnikom sporą pigułę wiedzy – np. z zakresu historii czy biologii – którą dzieci przyjmują i zapamiętują z przyjemnością, bo obwody dopaminowe pracują już na pełnych obrotach. Nie trzeba młodych czytelników szczególnie przekonywać, by sięgnęli po te książki. Zrobią to chętnie, choć przecież czytając je będą się czegoś uczyli. Z „Wycieczki po mózgu” dowiedzą się jak działa układ nerwowy, czym są neurony, rdzeń kręgowy, receptory, poznają też różne części mózgu i ich funkcje (tego samego uczą się w szkole na lekcjach biologii). Z „Co robimy, gdy śpimy” – jeszcze trochę o mózgu, ale też o znaczeniu higieny życia. „Sekrety zmarłych” w języku szkolnych programów to „historia kultury i obyczajów” oraz „lekcja na temat archeologii – jej odkryć, metod pracy archeologa”. Spora porcja historii jest także w „Jak zostać szpiegiem” – młodzi czytelnicy dowiedzą się z niej czegoś o enigmie, czy o… historii literatury.
Tak więc wzbudzenie ciekawości dzieci nie tylko pomoże im zapamiętać treści, które w przeciwnym razie wpadłyby jednym uchem, a drugim wypadły, ale także sprawi, że uczenie się będzie tak samo przyjemne jak lody czy kieszonkowe. Nauka oparta na ciekawości oznacza trwałe zapamiętywanie oraz poczucie frajdy z uczenia się. Jeśli dzieci nie chcą się uczyć (w szkolnym tego słowa znaczeniu), to znaczy, że szkolna nauka nie odwołuje się do ciekawości. A bez ciekawości mamy co najwyżej wkuwanie na 3xZ, czyli naukę bez przyjemności i bez trwałego śladu w pamięci.
Myślę, że jednym z największych błędów w edukacji jest oddzielenie nauki od przyjemności i wrzucenie jej do sekcji „obowiązki”, do której przyjemność nie ma wstępu. Nasze (dorosłych) przekonanie, że wartościowe jest tylko to, co zdobyte z trudem, w pocie czoła i cierpieniu, doprowadziło nas do tego, że nie wykorzystujemy naturalnego potencjału ciekawości poznawczej u dzieci. Wielu nauczycieli i rodziców nie widzi innej możliwości, jak tylko: kazać dzieciom się uczyć, dyscyplinować do nauki, straszyć i szantażować ocenami. A to jest przeciwskuteczne. Potem narzekamy, że uczyć dzieci to „orka na ugorze”. Tymczasem to nie ugór, lecz żyzny grunt, tylko nasz sposób uprawiania go sprawia, że jałowieje.
Jeśli interesują Was książki, o których wspominam w tekście, są dostępne tu:
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem HarperCollins

autorka: Elżbieta Manthey – mama dwójki nastolatków, blogerka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy