Edukacja alternatywna w Polsce budzi sporo emocji, choć nie jest żadnym novum, lecz sprawdzonym modelem, z własną literaturą i badaczami. Obawy i pytania, które zadają rodzice podczas spotkań otwartych są bardzo podobne: czy dziecko poradzi sobie potem w realnym świecie? Czy się czegoś nauczą, jeśli nikt nie popędza?
Spróbujmy zapytać inaczej: Czy ten realny świat polega na oglądaniu pleców kolegów przez kilka lat i udzielaniu odpowiedzi na testy, czy może na życiu w społeczeństwie zróżnicowanym wiekowo i kulturowo? Czy o zasadach przyznawania kredytu uczymy się, bo ktoś nam każe, czy dlatego, że jest potrzebny?
Wszyscy chodziliśmy do normalnej szkoły i jakoś żyjemy
To częsty argument ludzi, którzy podejrzliwie patrzą na nurt wolnościowy w polskiej (i nie tylko) edukacji. Co to jednak znaczy „normalna” szkoła? Istnieją wspaniałe szkoły systemowe – zazwyczaj małe, kameralne, zarządzane przez dyrektorów, którzy umożliwiają dzieciom rozwój w swobodnej atmosferze a nauczycielom przede wszystkim zajmowanie się dziećmi, a nie dokumentacją. Szkoły, w których dużo się dzieje, w których aktywność jest słowem-kluczem, bowiem każdy: dzieci, rodzice, pracownicy – wszyscy aktywnie współdziałają na rzecz społeczności szkolnej. Szkoły, w których wszystkim i każdemu z osobna się chce. Jest ich jednak, w skali kraju, ułamek procenta. Polska (i nie tylko) edukacja jest zdominowana przez szkoły totalitarne, gdzie ważniejsze od ucznia jest dokładnie wszystko. Wyniki klasy A kontra klasy B, sondaże w czasopismach, wykonanie planu, arkusze, procedury, zarządzenia, oświadczenia, protokoły… I to fantastyczne i nieporównywalne z niczym poczucie, że nikt się nie może do niczego przyczepić w dokumentacji. Psychikę młodego człowieka ratuje w nich zazwyczaj jeden nauczyciel, który usiłuje dać dzieciom trochę serca i poczucia bezpieczeństwa, i który niesie na barkach ogromny ciężar odpowiedzialności – bo wie, że jest w tym miejscu jedyną ostoją swoich uczniów.
Który z tych modeli jest normalny? Chciałabym wierzyć, że jednak ten pierwszy.
Dlaczego stawiam na edukację alternatywną?
Nie dlatego, że jest modna – mam swój udział w ruchu inicjatyw rozpoczynających działalność w tym nurcie w Polsce, a więc nie idę ślepo za tłumem. I nie dlatego, że traktuje dzieci (ludzi!) podmiotowo. Również nie dlatego, że nie ma przymusu chodzenia na zajęcia (jeżeli takowe są w ogóle organizowane), nie z powodu szacunku do dziecka, samorządności takich szkół, praw dzieci do decydowania o zasadach panujących w szkole czy możliwości nudzenia się na życzenie. To znaczy: ze wszystkich tych powodów też. Jednak przede wszystkim stawiam na szkoły demokratyczne, bo mam pewność, że każde ich przedsięwzięcie jest podyktowane dobrem społeczności szkolnej a nie wymaganiami urzędnika.
Nie ma na świecie dwóch takich samych szkół demokratycznych, nawet jeśli tworzone są w oparciu o określony model. Są szkoły z internatem, szkoły zamykane w południe, szkoły a’la wiejski dworek, szkoły w centrach wielkich miast. Są takie, w których cała inicjatywa wychodzi od uczniów i takie, gdzie nauczyciele proponują dzieciom zajęcia. Łączy je szacunek do człowieka, nawet tego najmniejszego, wolność wyboru i samorządność – dzieci wraz z dorosłymi ustalają panujące w szkole zasady.
Edukacja demokratyczna – sprawdzony model
Od 2013 roku mamy w Polsce własne szkoły wolnościowe, w których to my, rodzice, wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Będziemy te inicjatywy rozwijać i wypuszczać w świat młodych ludzi, którzy wiedzą o co im chodzi w życiu, potrafią współpracować, są pewni siebie, dobrze się czują w swojej skórze, są wrażliwi na potrzeby drugiego człowieka i środowiska – są po prostu szczęśliwi. To nie utopia – takich szkół jest na świecie ponad 300, z powodzeniem działają w Japonii (tak, nawet w tej skrajnie zhierarchizowanej kulturze), Holandii, Indiach, Belgii, Izraelu, Argentynie, Danii, Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie, Francji, Niemczech… Działają, są uwielbiane przez dzieci i pracowników, a jak pisze Wojciech Eichelberger we wstępie do nowego wydania Summerhill (wyd. IPSI 2014):
To zapewne nie przypadek, że Summerhill wbrew wszystkiemu przetrwał na brytyjskiej wyspie prawie sto lat i wychował tysiące ludzi ukształtowanych zupełnie inaczej, niż to czyni dominujący na świecie system edukacyjny. Doczekał się też wreszcie zasłużonej roli sprawdzonego wzorca i inspiratora dla wielu ważnych i kreatywnych inicjatyw edukacyjnych wyłaniających się obecnie w wielu krajach z coraz większą siłą i odwagą. Wygląda na to, że pełzająca rewolucja w edukacji już się dzieje i – wszędzie tam, gdzie działa demokracja – osiąga skalę w dziejach niespotykaną.
Twórca i wieloletni dyrektor Summerhill – A.S. Neil – zwykł mawiać, że bardziej by się ucieszył z absolwenta – szczęśliwego zamiatacza ulic, niż z nieszczęśliwego naukowca. Okazuje się jednak, że ten problem raczej nie istnieje. Absolwenci Summerhill i innych tego typu szkół wybierają często zawody opiekuńczo-twórcze. Z powodzeniem zdają egzaminy na studia, zdobywają dyplomy cenionych uczelni wyższych. I pomyśleć, że nikt im nigdy nie kazał uczyć się prawa, historii, architektury, medycyny, matematyki… Mogli całe miesiące czytać książki na trawie czy wspinać się na drzewa. Ani jednego dzwonka na lekcję! A jednak żaden z tych „niezdyscyplinowanych” dzieciaków nie wszedł w konflikt z prawem, większość zaś wybrała dalszą edukację w kierunkach, które naprawdę ich interesowały.
Wisienką na torcie jest fakt, że najlepsze uniwersytety świata przyznają dodatkowe punkty kandydatom uczącym się do tej pory poza tradycyjnym systemem. Postrzegani są oni bowiem jako osoby kreatywne, samodzielne i doskonale radzące sobie z wyzwaniami, jakie stawia życie. I tego właśnie chcę się trzymać.
c
autorka: Katarzyna Walczak – mama dwóch małych ludzi, miłośniczka zwierząt, wyzwań, podróży, nauki i książek. Nie lubi obłudy, fanatyzmu, feudalizmu i sztampy. Z wykształcenia filolożka angielska. Założycielka i prezeska Fundacji Swoją Drogą (swojadroga.edu.pl). Współzałożycielka Mozaiki, pierwszej wrocławskiej wolnej szkoły. W 2016 roku została współautorem Jaskółki, którą prowadziła przez pierwsze trzy lata jej istnienia. Zmuszona okolicznościami, wraz z całą jaskółkową kadrą odeszła i powołała do życia Autorską Szkołę Podstawową GALILEO we Wrocławiu (galileo.edu.pl).
foto: woodleywonderworks
4 komentarze
beata pyka
26 lipca 2015 at 11:05Nareszcie ta forma edukacji dotarla do Polski! Nigdy nie zmienimy naszego chorego spoleczenstwa w Europie i na calym swiecie bez radykalnej zmiany w edukacji naszych dzieci. O szczciu, empatii i poczuciu wlasnej wartosci nie ma mowy w obecnych szkolach, wiec wyrastamy na emocjonalne kaleki, albo biologiczne maszyny do zarabiania pieniedzy. Nie trace nadziei, szkoda, ze pewnie owocow tych zmian juz nie dozyje, pewnie efekty pojawia sie za 100 lat, ale jestem pewna, ze sie pojawia. Zycze odwagi i wytrwalosci wszystkim nauczycielom, dyrektorom szkol i wszystkim, ktorzy angazuja sie w tej dziedzinie. Nie ma obecnie moim zdaniem sensowniejszej misji na naszej planecie.
gosc
27 maja 2015 at 14:30Też jestem ciekawa jakie to uniwersytety i czy Twórca przedsięwzięcia w ogóle wie o czym mówi czy tylko klepie slogany bo to modne i chce kasę zarobić. Kiedy piszemy o jakiś faktach należy podać konkretne źródła, jeśli ich nie znamy to nie podajmy nieistniejących przykładów
Aga
14 maja 2015 at 17:54Może Pani podać o jakich konkretnie uniwersytetach mowa w ostatnim paragrafie?
KW
20 maja 2015 at 09:56Nie sądziłam, że odnalezienie źródła tej informacji będzie takim problemem. Nadal szukam – wiem, że czytałam o tym na pewno w którymś z dostępnych mi opracowań. Po Pani komentarzu z pewnością każde źródło będę starannie odnotowywać.