Piotruś nie był dzisiaj w szkole,
Antek zrobił dziurę w stole,
Wanda obrus poplamiła,
Zosia szyi nie umyła,
Jurek zgubił klucz, a Wacek
Zjadł ze stołu cały placek.
Któż się ciebie o to pyta?
Nikt. Ja jestem skarżypyta.
Jan Brzechwa bardzo zgrabnie opisał fakt, że skarżenie nie cieszy się społecznym szacunkiem. „Skarżypyta bez kopyta, język lata jak łopata” – wołają dzieci za swoim rówieśnikiem, który donosi dorosłemu o ich sprawkach i tajemnicach. A rodzice małego donosiciela z dezaprobatą marszczą czoło, gdy ich latorośl po raz kolejny przybiega z jakąś błahą sensacją. No właśnie, słowo „błaha” jest tu kluczem do zrozumienia, gdzie przebiega granica między skarżeniem a szukaniem pomocy.
Dlaczego dzieci skarżą?
Dzieci kochają reguły. I choć codziennie protestują przeciwko konieczności porzucenia zabawy na rzecz obiadu czy też marszowi do łóżka o ósmej, porządek i rutyna dnia codziennego zapewniają im poczucie bezpieczeństwa. Gdy ktoś na ich oczach te zasady zaczyna łamać, dzieci instynktownie próbują przywrócić porządek. A jeśli to niemożliwe, szukają pomocy. Druga rzecz – dzieci mają bardzo silnie rozwinięte poczucie sprawiedliwości społecznej. Jeśli Zosia dostaje dwie kostki czekolady, to Staś również ma dostać dwie kostki czekolady. Nie jedną, nie trzy, ale dokładnie dwie. Jeśli Staś może wybrać bajeczkę na dobranoc, to Zosia też może dokonać wyboru, a bajeczka ma być dokładnie tej samej długości, itd. itp. Krótko mówiąc zasady obowiązują wszystkich i nie ma podziału na równych i równiejszych. Skarżenie jest bardzo często protestem przeciwko takiej nierówności.
Skarżenie jest dla dzieci nie tylko próbą przywrócenia porządku, ale także sygnałem zaufania, jakim darzy tych, u których szuka pomocy. Przede wszystkim rodziców, oni są mu w naturalny sposób najbliżsi, ale też innych członków rodziny, nauczycieli, czy innych dorosłych z otoczenia dziecka.
Poprzez skarżenie dziecko może również szukać uwagi dorosłego. Dzieje się tak często, gdy dziecko jest w domu nadmiernie lub zbyt rzadko chwalone. W pierwszym przypadku musi się zmierzyć z dysonansem pomiędzy domem a szkołą. W domu „geniusz”, w szkole jego osoba wzbudza o wiele mniejsze zachwyty albo jest wręcz zupełnie ignorowana. Stąd próby skupienia na sobie uwagi innych poprzez donoszenie. W sytuacji odwrotnej dziecko szuka pochwał u „obcych” dorosłych, ponieważ ich rodzice (nierzadko kierując się dobrymi intencjami) chwalą je za mało. Nadmierne skarżenie może więc być dla rodziców sygnałem do korekty ich metod wychowawczych.
Skarżenie nie zawsze jest złe
Dziecko, które wielokrotnie usłyszy od swoich rodziców, że skarżenie jest niedobre, w pewnym momencie rzeczywiście przestanie donosić. Tylko nie miejmy potem do niego pretensji, że nie zareagował, gdy jego kolega spadł z drzewa i złamał nogę, albo gdy wpadł na genialny pomysł włożenia gwoździa w otwór elektrycznego gniazdka…
Dorośli nie powinni odbierać dziecięcego donosicielstwa jednoznacznie negatywnie. Naszą rolą jest docenić dziecięce zaufanie tłumacząc jednocześnie, że wiele błahych problemów dziecko może rozwiązać samodzielnie. Pamiętajmy też, żeby docenić dziecko za przestrzeganie reguł, których je uczymy. Nie zapominajmy też, że w dorosłym życiu nasza latorośl spotka się z wieloma przypadkami łamania zasad, więc trzeba ją z tym faktem zawczasu oswoić. Jeśli dziecko desperacko szuka naszej uwagi, znajdźmy inne sposoby chwalenia go: świetny rysunek, znakomicie odrobiona praca domowa, fantastyczny mecz piłki podwórkowej, doskonale zawiązane sznurówki. Ważne jest też, by nauczyć je rozpoznawać realne zagrożenie życia i zdrowia by w takich przypadkach natychmiast szukało pomocy dorosłych.
Skarżenie jest też po prostu naturalnym etapem rozwoju dziecka. A to oznacza, że prędzej czy później każde dziecko z niego wyrośnie.
c
Autor: Wojciech Musiał
foto: Miguel Pimentel, Matthew H, Molly
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy