Zapamiętać, zaliczyć i zapomnieć – 3Z, czyli wiodąca zasada szkolnej nauki obowiązująca od dziesięcioleci. Czyste marnotrawstwo. Młode, chłonne, ciekawe świata umysły przepuszczają przez siebie wiedzę, jak sito. W pamięci na dłużej zostaje niewiele dość przypadkowych informacji. (Ja na przykład pamiętam – nie wiadomo po co – kilka prawych dopływów Wisły: Soła, Raba, Dunajec, San, Wieprz, Bug, Narew, Wkra, Drwęca). Nauczyciele i rodzice oburzają się, że te dzieciaki takie leniwe i wyrachowane, że uczą się tylko tyle, żeby zaliczyć sprawdzian, że się w ogóle nie angażują, nie interesują. Powtarzamy im, że przecież uczą się dla siebie, a nie dla ocen. I jednocześnie robimy wszystko, żeby było odwrotnie i żeby zasada 3Z pozostała głównym obowiązującym, a nawet może jedynym możliwym sposobem uczenia się.
Dzieci chcą się uczyć. Zdobywanie wiedzy o świecie, o sobie, o innych ludziach i o swojej relacji z otoczeniem mamy zapisane w genach. Bez tej wiedzy nasz gatunek by nie przetrwał. Potrzebujemy zrozumieć siebie i nasze otoczenie, by móc efektywnie dbać o swoje życie. Temu służy naturalny rozwój każdego z nas, od wczesnego dzieciństwa. Małe dziecko niestrudzenie bada rzeczywistość wszystkimi zmysłami (co dotknięte musi być polizane), eksperymentuje (czy za sto pierwszym razem rzucona zabawka też poleci w dół? i czy mama ją podniesie?), w zadawaniu niezliczonych pytań (dlaczego pada śnieg? po co leci woda z kranu?).
Ten pęd do poznania świata stopniowo gaśnie, kiedy dzieci idą do szkoły. Choć to zupełnie bez sensu, bo przecież właśnie szkoła ma służyć wspieraniu rozwoju i poszerzaniu wiedzy. Szkolna edukacja nie wzmacnia jednak naturalnej ciekawości świata i nie podąża za ludzką potrzebą poznawania go, lecz próbuje wepchnąć je w sztucznie stworzone struktury. Jest jak hodowanie drzewka bonsai, które choć żywe i wyrastające z naturalnego nasiona, jest tak skrupulatnie przycinane do wymyślonego przez człowieka kształtu, że staje się skarlałym wspomnieniem samego siebie. Będzie ozdobą salonu kogoś, kto uzna, że takie właśnie, małe i zniekształcone drzewko mamy uważać za piękne.
Powoli identyfikujemy przyczyny tego bezsensu edukacji. Nauczyciele-pionierzy zmieniają swój sposób pracy, wykorzystując nową wiedzę z zakresu psychologii, neurobiologii, dydaktyki. Jednak fundamenty systemu szkolnego wciąż pozostają bez zmian. Z nich zaś wynika sposób, w jaki młodzi ludzie się uczą – byle zaliczyć sprawdzian.
Dla wielu uczniów 3Z jest jedyną opcją
Nauka w szkole nie służy rozumieniu świata. Jest pochłanianiem danych. Uczniowie muszą je konsumować szybko i w dużych ilościach, bo trzeba „gonić z programem”. To wbrew temu, jak uczy się mózg.
Mózg po zetknięciu się z nową informacją, wrzuca ją do pamięci krótkotrwałej. Żeby informacja pozostała w pamięci na dłużej, a może nawet na zawsze, mózg potrzebuje czasu, by połączyć ją z wiedzą, którą już ma, czyli przenieść do pamięci trwałej. Nie jest to przypadkowe połączenie. Przypomina układanie puzzli – nie można upchnąć kolejnego klocka gdziekolwiek, trzeba znaleźć dla niego właściwe miejsce, a to wymaga czasu (o czym wie każdy, kto choć raz układał obraz złożony z przy najmniej kilkuset puzzli). Mózg potrzebuje czasu na integrowanie nowych danych z już posiadaną wiedzą. Czasu, snu oraz „poobracania” nowej informacji w różnych kontekstach i okolicznościach. Tego czasu szkolny program nie przewiduje. Kolejne porcje wiedzy są wtłaczane do pamięci uczniów, zanim poprzednie zdążą się ugruntować. Dlatego po krótkim wynajmie przestrzeni w pamięci krótkotrwałej, informacje zamiast osadzić się w pamięci trwałej, znikają.
Tak wygląda zasada 3Z w praktyce. Z punktu widzenia rozwoju i edukacji taka nauka jest bezużyteczna. Jest… stratą czasu. Jednak osadzona w kontekście oczekiwań rodziców i wymagań nauczycieli, staje się jedyną dostępną dla uczniów opcją. Młodzi ludzie są w potrzasku: jeśli nie zapamiętają wymaganych informacji, nie będą w stanie odtworzyć ich na sprawdzianie czy egzaminie, dostaną złą ocenę i w konsekwencji narażą się na gniew, niezadowolenie, brak akceptacji najważniejszych w ich życiu dorosłych – rodziców i nauczycieli. Nie mogą jednak zmienić natury swoich procesów mózgowych – mózg jest stanowczy: dajesz mi dane, muszę mieć czas na ich zintegrowanie, albo wyrzucam je z pamięci. Uczniowie robią więc to, co jest w tym potrzasku możliwe – zapamiętują ile się da na krótko, a po sprawdzianie pozwalają mózgowi robić to, co uważa, czyli wyrzucić te informacje z pamięci krótkotrwałej, żeby zrobić miejsce na nowe.
Taka nauka nie sprawia, że dziecko coraz lepiej rozumie siebie i świat, że coraz lepiej potrafi dbać o jedno i drugie. Nie wspiera rozwoju świadomego, odpowiedzialnego dorosłego, obywatela. Efekt dwunastu lub więcej lat takiej edukacji jest właściwie dość przypadkowy. Zależy przede wszystkim od tego, czy młody człowiek ma szczęście trafić na dobrych nauczycieli, którzy mają odwagę i wiedzę, by nie ulegać presji systemu, patrzeć poza ramki własnego przedmiotu i nie iść na skróty, których łatwością nęcą podręczniki i „gotowce”. Ci, którzy tego szczęścia nie mają, uczą się przede wszystkim bezrefleksyjnego wykonywania poleceń.
Posiekana wiedza
Poza pośpiechem, „gonieniem z programem” bez oglądania się na rzeczywiste efekty takiej nauki, stosujemy też utrwalony tradycją ale sprzeczny z obecną wiedzą o człowieku sposób organizacji szkolnej edukacji: podział wiedzy na kilkanaście przedmiotów, z których każdy nauczany jest osobno, bez integracji z innymi czy choćby koordynacji. To również skłania uczniów do uczenia się “na chwilę”, do sprawdzianu. Przyzwyczailiśmy się do tego, że szkolna nauka jest pokawałkowana na przedmioty i już nawet nie widzimy w tym niczego dziwnego. A to jest podział, który na wczesnym etapie poznawania świata zupełnie nie służy jego rozumieniu. Po pierwsze dlatego, że młody człowiek postrzega świat całościowo. Po drugie – potrzeba poznania dotyczy tego, co jest mu najbliższe, co obserwuje, czego doświadcza, co czuje. Dziecko, które sięga po wiedzę potrzebuje zrozumieć, co się dzieje w nim, z nim i dookoła niego. Do tego potrzebuje wiedzy w całości, a nie w kawałkach oraz informacji osadzonych w kontekście, a nie wyizolowanych z niego.
Tylko co to znaczy całościowo i w kontekście? Genialny przykład takiego przedstawienia informacji daje Youval Noah Harari – izraelski historyk i filozof. Pewnie nie było jego zamiarem dawanie przykładu edukacji, ale to właśnie jego książka „Niepowstrzymani” zainspirowała mnie do napisania tego tekstu. A właściwie trzy książki. Najpierw „Sapiens. Od zwierząt do bogów” – przetłumaczona na 60 języków i sprzedana w ponad 16 milionach egzemplarzy, w rewolucyjnie zrozumiały sposób nie tylko opowiada historię ludzkości, ale przede wszystkim wyjaśnia, kim jesteśmy, jacy jesteśmy, jakie są nasze relacje ze światem, jak na ten świat wpływaliśmy i jak kształtujemy go do dziś oraz dlaczego właśnie tak, a nie inaczej. „Z tą książką poznałem lepiej historię ludzkości niż przez wszystkie lata nauki historii w szkole” – pisze jeden z czytelników na portalu Lubimyczytac.pl. Ta książka skierowana jest do dorosłego czytelnika, ale Harari wraz z zespołem specjalistow i grafików stworzył też jej wersję dla czytelników „young adults” – „Sapiens” w formie komiksu. A teraz jest i trzecia – wersja dla najmłodszych czytelników, którzy mogą być już zainteresowani relacją człowieka ze światem, czyli dla dzieci mniej więcej od 10. roku życia. To właśnie „Niepowstrzymani”.
W wieku 10 lat młodzi ludzie rozpoczynają naukę w 4 klasie szkoły podstawowej, czyli po raz pierwszy stykają się z pomysłem pokrojenia świata na kawałki i badania każdego z nich osobno. Harari w „Niepowstrzymanych” pokazuje alternatywną ścieżkę rozwijania wiedzy, która łączy historię, biologię, geografię, wiedzę o społeczeństwie (czyli socjologię), a ponadto ekonomię, psychologię, antropologię… Jeśli chcemy, żeby nauka służyła rozumieniu, a nie tylko odtwarzaniu, jeśli chcemy odejść od modelu edukacji na 3Z, powinniśmy pokazywać dzieciom świat w taki sposób, jak robi to Harari – całościowy, wychodzący od tego, co człowiekowi najbliższe i zataczający coraz szersze kręgi, pokazujący kolejne powiązania czowieka z różnymi elementami jego otoczenia, wzajemny wpływ, wzajemne zależności. I w formie, która pobudza zainteresowanie, a nie zanudza, która sprawia, że młody człowiek koncentruje się, a nie rozprasza. Koncentracja, na której brak wciąż narzekają nauczyciele, wynika z zaciekawienia, rozproszenie – z nudy.
Wracając do podziału nauki na przedmioty – ma on sens dla studiów akademickich, kiedy człowiek ma już pojęcie o świecie, sporo rozumie, potrafi syntetyzować i analizować informacje oraz ma pewnien spójny fundament wiedzy. Wie także, co go interesuje najbardziej. W szkole podstawowej, przynajmniej do 6. klasy włącznie nauka powinna służyć tworzeniu tego spójnego fundamentu zrozumienia świata i procesów w nim zachodzących. Podział na przedmioty jest zaprzeczeniem tej spójności. Incydentalnie podejmowane międzyprzedmiotowe projekty – choć ogromnie cenię te inicjatywy i wysiłek nauczycieli w nie włożony – nie wystarczą.
Jak to więc? Nauka w szkole bez podziału na przedmioty? Myślę, że w dużej mierze tak właśnie powinno być. W tym kierunku idą Finowie, u których nauka zintegrowana staje się podstawą szkolnej edukacji. Nauka w podziale na przedmioty pozostaje, ale schodzi na dalszy plan.
Więcej szkody niż pożytku
Kolejna edukacyjna oczywistość, która przynosi więcej szkody niż pożytku uczniom, za to świetnie służy utrzymaniu nauki na 3Z, to szkolne podręczniki.
Neurobiologia mówi, że mózg do efektywnej nauki i trwałego zapamiętywania potrzebuje emocji i zaangażowania. A jaką emocję i ile zaangażowania można wzbudzić w młodym człowieku nudnym, skomplikowanym, przenaukowionym albo infantylnym podręcznikowym tekstem? Owszem, od czasu, kiedy ja chodziłam do szkoły wiele się zmieniło – podręczniki są bajecznie kolorowe, bogato ilustrowane, a wysokiej jakości kredowy papier zwiększył kilkukrotnie ich masę. Ale ich treść niewiele się różni od tej, nad którą ja przysypiałam z nudów.
Autorzy podręczników szkolnych z pewnością mają sporą wiedzę w swoich dziedzinach. Ale do stworzenia dobrej, interesującej i angażującej treści, oprócz wiedzy potrzeba też umiejętności pisania, ujmowania wiedzy w słowa w sposób – i to jest najważniejsze – uwzględniający, dla kogo się pisze. Dobra treść to połączenie rzetelnej wiedzy i dobrego wyczucia języka i wrażliwości odbiorcy. Jeśli będziemy przynudzać – czy to podczas lekcji, czy w podręczniku – mózg młodych odbiorców po prostu wyłączy tryb uczenia się. Uczeń z trudem przebrnie przez podręcznikowy zestaw danych, być może zapamięta te, które będą na sprawdzianie, ale na pewno niczego nie zrozumie. Przy okazji stopniowo wyrobi sobie przekonanie, że nauka jest nudna i że to tylko suche fakty – oderwane od życia, trudne do pojęcia i do niczego mu niepotrzebne. I znów zatriumfuje zasada 3Z.
Szkolne podręczniki są dla uczniów, a więc powinny być napisane z uwzględnieniem specyfiki młodych odbiorców. Nie wystarczy ubrać wiedzę w kolorową szatę graficzną. Znów posłużę się jako przykładem „Niepowstrzymanymi”.
Harari pisze językiem nie tylko zrozumiałym, ale stylistycznie bliskim młodych czytelników. Umiejętnie wykorzystuje humor, co pobudza uwagę i sprzyja zapamiętywaniu. Rzeczy skomplikowane wyjaśnia w odwołaniu do tego, co znane i do doświadczenia czytelnika. Nikt wcześniej tak jasno nie wytłumaczył mi, na czym polegała istota rewolucji francuskiej. Harari fragment książki jej poświęcony podsumowuje: „Ten okres, kiedy Francuzi przestali wierzyć w królów, historycy nazywają rewolucją francuską”. To jedno zdanie znaczy więcej dla zrozumienia tych wydarzeń, niż podanie dat i nazwisk zamieszanych w nie ludzi.
Podręczniki nie są w szkole konieczne. Nie ma przepisu, który nakładałby na nauczycieli obowiązek korzystania z nich. Nauczyciele mogą uczyć bez podręczników, mogą zamienić je na dowolne źródła i pomoce (np. podręcznik do historii na „Niepowstrzymanych”). Niektórzy to robią, nierzadko narażając się na ostracyzm w pokoju nauczycielskim oraz nieufność i protesty rodziców. Trzeba mieć dużo odwagi, by w szkole zrobić coś inaczej niż robiło się zawsze. Większość więc wybiera stare, złe ale sprawdzone rozwiązanie, czyli pracę z podręcznikiem.
A może tak właśnie ma być?
Zapamiętać – zaliczyć – zapomnieć to zasada, która nie wynika z lenistwa uczniów, ich niewdzięczności, czy innych przywar. To sposób, w jaki są nauczani wymusza na nich działanie według zasady 3Z. Nie ma czasu na refleksję, osadzenie poznanych informacji w kontekście, powiązanie ich z innymi. Czyli nie ma czasu na rozumienie. Nie ma też go, a nawet nie ma takiego pomysłu, by jakoś te wszystkie dane połączyć z życiem konsumującego je ucznia. Wtedy edukacja służyłaby budowaniu świadomości siebie w relacji ze światem. Ale nie służy. Szkolna nauka pozostaje w dużej mierze pośpieszną konsumpcją informacji, które w dodatku ani nie są atrakcyjne, ani się nie zdążą do niczego przydać, zanim zostaną zapomniane po najbliższej klasówce.
A może tak właśnie ma być? Może w systemie edukacji wcale nie chodzi o to, żeby uczniowie coraz więcej wiedzieli i coraz więcej i lepiej rozumieli? Ani żeby byli coraz bardziej zainteresowani zdobywaniem wiedzy i rozumieniem świata? Może – jak w czasach, początków powszechnej publicznej edukacji – szkoła jest po to, by formować ludzi posłusznych, pracowitych i niezadających pytań? Może edukacja publiczna ma przede wszystkim formatować przyszłych wyborców o określonym światopoglądzie, łatwosterowalnych, niekwestionujących poczynań władzy, zamiast świadomych i odpowiedzialnych obywateli? Jeśli takie są cele edukacji, to książki takie jak „Niepowstrzymani” szybko trafią na listę lektur zakazanych, a zasada 3Z będzie obowiązywała jeszcze bardzo długo.
Do książek Yuvala Noaha Harariego zajrzyjcie koniecznie!

autorka: Elżbieta Manthey – mama dwójki nastolatków, blogerka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy