Współczesny świat – w którym nasze dzieci i my sami jesteśmy zanurzeni po kokardy każdego dnia – jest głośny, barwny, szybki, intensywny. Ilość informacji, jakie w każdej chwili docierają do naszych zmysłów jest często ogromna. Optymalne warunki do nauki, pracy, koncentracji to coś, o czym wielu z nas, a na pewno wiele dzieci może tylko pomarzyć. Szczególnie w 25-osobowej klasie szkolnej, gdzie trzeba podążać za jednakowymi dla wszystkich wymaganiami, a przecież każde dziecko jest inne, ma inne potrzeby, dziecięcy układ nerwowy jest jeszcze niedojrzały, świadomość własnych potrzeb niewielka, a wpływ na otoczenie właściwie żaden. Czasami więc dzieci są przebodźcowane, czasami niedobodźcowane, czasami niektóre z ich zmysłów są nadwrażliwe inne niedowrażliwe.

Zdarza się też, że mózg ma nie chwilowy, lecz permanentny problem z przetwarzaniem docierających do niego ze zmysłów informacji, a wtedy mamy do czynienia z zaburzeniami integracji sensorycznej. Sprawiają one, że dziecku szczególnie trudno jest funkcjonować w świecie pełnym bodźców, wymagań i standardów.

Czym jest integracja sensoryczna?

Każdego dnia nasze zmysły – smak, węch, wzrok, dotyk, słuch, ale też zmysł równowagi, propriocepcja i interocpcja – odbierają mnóstwo bodźców. Informacje o nich przekazują do mózgu, mózg je „obrabia”, czyli przetwarza i decyduje, co powinniśmy zrobić w reakcji na dany bodziec. Np. kiedy zmysł interoceptywny odbiera wrażenie głodu, przekazuje je do mózgu, który po przeanalizowaniu tej informacji podejmuje decyzję o zrobieniu kanapki i wysyła odpowiednie sygnały do wszystkich części ciała, które muszą zostać zaangażowane, żeby tę kanapkę zrobić i skonsumować.

Te dane – bodźce – ze świata zewnętrznego oraz z wewnątrz naszego organizmu docierają do nas nieustannie. Mózg wykonuje heroiczną pracę, bo musi każdy z nich przeanalizować, ustalić ich hierarchię i zdecydować, czy i jak na każdy z nich zareagować. Prawidłowo działający mózg potrafi tak przefiltrować każdą sytuację, żeby do naszej świadomości docierały tylko te bodźce, które w danej chwili są istotne. Kiedy koncentruję się na pisaniu tego tekstu, „nie słyszę” przelatującego nad moim domem samolotu, „nie czuję” że moja skóra dotyka tkaniny ubrania, ani że moje ciało znajduje się w pozycji siedzącej. Moje zmysły co prawda odbierają wszystkie te bodźce, ale mózg otrzymawszy je uznaje za nieistotne i nie wywołuje żadnej reakcji na nie. Co innego, gdyby np. ktoś zadzwonił do drzwi. To byłby bodziec istotny i mózg rozesłałby całą masę poleceń po moim ciele, żeby mnie podnieść i poprowadzić w kierunku drzwi, sprawić, bym je otworzyła i… tam czeka kolejna porcja danych o tym, kto dzwoni, czego chce, i mózg znów musi ocenić, co w związku z tym powinnam zrobić, wszak inaczej zareaguję na wizytę sąsiadki, a inaczej na listonosza… 

Cała ta współpraca zmysłów i mózgu to właśnie integracja sensoryczna.

Nad- i podwrażliwość

Zdarza się, że to przetwarzanie sensoryczne (przetwarzanie bodźców) nie działa tak, jak powinno. Sygnały z jednych zmysłów są „za mocne”, z innych „za słabe”. Wtedy mówimy o zaburzeniach integracji sensorycznej – nadwrażliwości, kiedy niektóre zmysły są zbyt czułe, a bodźce z nich płynące trudne do zniesienia (np. kiedy wyczuwamy tak wiele zapachów, że trudno nam się przez to skupić, albo potrzebujemy absolutnej ciszy, by się skoncentrować, bo kady dźwięk nas rozprasza), podwrażliwości – kiedy niektóre zmysły potrzebują silniejszego pobudzenia, byśmy zareagowali (np. niektóre dzieci nie czują narastającego głodu, a gdy w koncu go poczują są już tak głodne, że trudno im to znieść, podobnie może być z odczuciami potrzeby skorzystania z toalety – „nie dociera” do dziecka dopóki nie jest już tak silna, że na dotarcie do toalety może czasem zabraknąć czasu).

„Dzieci z nadreaktywnością sensoryczną są bardziej niż większość ludzi wrażliwe na stymulację. Ich ciało odczuwa różne doznania zbyt szybko albo zbyt intensywnie” – pisze Stephanie M. Foster w książce „Integracja sensoryczna”. „Dzieci podreaktywne sensorycznie często są ciche i bierne oraz ignorują bodźce z otoczenia. Zarejestrowanie bodźca sensorycznego zajmuje im więcej czasu. Podreaktywność może się przekłądać na słabą świadomość własnego ciała, niezdarność i niezgrabne ruchy. Takie dzieci sprawiają wrażenie, jakby były w letargu, i do wszystkiego zabierają się bardzo powoli”.

Są też dzieci, które aktywnie poszukują wrażeń sensorycznych. „Nieustannie szukają one stymulacji – ciągle na coś wpadają, coś żują, coś popychają, wiercą się i podskakują. Stale są w ruchu”.

Integracja sensoryczna w szkole

W 20-30 osobowej klasie każde dziecko ma pewną swoją specyfikę reagowania na bodźce. Dla procesu nauki najlepiej jest, by uczeń nie był podczas lekcji ani za bardzo wrażliwy na bodźce, ani za mało wrażliwy. Potrzebny jest optymalny stopień pobudzenia. „Przed nauczycielem stoi trudne zadanie. Musi on uważnie obserwować, które dzieci cechują się nadreaktywnością, czyli mają tendencje do nagłych zachowań, musi zauważać te dzieci, które same poszukują wrażeń zmysłowych a także te wycofane – dzieci z podreaktywnością. Pierwszym krokiem jest więc obserwacja, a następnie proponowanie aktywności, w których dzieci będą mogły „wrzucić odpowiedni bieg energetyczny”, co nie jest łatwe” – mówi Monika Kalinowska, psycholożka i autorka bloga Monika Kalinowska Psycholog. Tym bardziej, że ten poziom energetyczny u każdego dziecka może się zmieniać w zależności od dnia, a nawet pory dnia oraz różnych czynników zewnętrznych i wewnętrznych. 

Obejrzyj rozmowę z Moniką Kalinowską na YouTube Juniorowo:

Regulacja i samoregulacja

„Samoregulacja to dbanie o utrzymanie odpowiedniego poziomu energii w organizmie, tak żeby sprostać zadaniom, bodźcom, relacjom i wszelkim innym aktywnościom – wyjaśnia Monika Kalinowska. – Można ją rozpatrywać na różnych poziomach: biologicznym, społecznym, poznawczym czy emocjonalnym. To dbanie o siebie w każdym z tych obszarów, świadomość swoich potrzeb i tego, czego nasz organizm potrzebuje do osiągnięcia dobrostanu wewnętrznego”. 

Każdy człowiek potrzebuje umiejętności samoregulacji. Regulujemy się – dzieci także – nawet o tym nie wiedząc. „Każdego dnia dostosowujemy poziom swojej aktywności do bieżącej sytuacji, aby pozostać na właściwym biegu. Często uruchamiamy samoregulację nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wskoczenie w wygodną piżamę pod koniec długiego dnia, czy spacer po wielogodzinnej pracy przy biurku są właśnie próbami regulowania siebie” – pisze Stephanie M. Foster.

Dzieci stosują dostępne sobie sposoby samoregulacji, czyli pomagają sobie tak, jak w danej chwili potrafią. Stephanie M. Foster pisze: „Wycofywanie się z aktywności, obsesyjne zachowanie, (…) napad złości to podejmowane przez dziecko próby regulacji. Do tej samej kategorii należą wybrzydzanie podczas jedzenia, strach przed określonymi dźwiękami i unikanie zajęć grupowych. (…) Dzieci z nadreaktywnością sensoryczną mogą przesadnie reagować na bodźce sensoryczne takie jak dotyk czy przytulenie i odsuwać się od drugiej osoby”. Dzieci poszukujące wrażeń sensorycznych będą natomiast w ciągłym ruchu, dostymulowując się skakaniem, wierceniem, bieganiem. 

Podczas lekcji, rodzinnego przyjęcia, wyjścia do restauracji oraz w wielu innych sytuacjach społecznych te instynktowne dziecięce sposoby samoregulowania nie są akceptowane. Reakcją dorosłych jest wtedy upominanie, dziecka, powstrzymywanie jego aktywności, zakazy i nakazy. Często doprawione naszą irytacją i zniecierpliwieniem. „Uspokój się!”, „Nie biegaj!”, „Nie skacz!, „Nie wierć się!”, albo „Rób to, co wszyscy.”, „Nie gap się przez okno tylko pisz!”. I tak dalej. To jednak nie przynosi oczekiwanego przez nas skutku. W ten sposób bowiem próbujemy zabrać dziecku coś, czego ono w danej chwili potrzebuje – jego sposób samoregulacji – a nie dajemy nic w zamian. Aby pogodzić sposoby samoregulacji z wymaganiami otoczenia i możliwościami, jakie istnieją w danej sytuacji, dzieci potrzebują byśmy pomagali im poszerzać wachlarz sposobów na wyregulowanie się. Oraz uczyli je, jak rozpoznawać swoje potrzeby i kiedy sięgać po jakie narzędzia ich zaspokojenia.

„Dzieci z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego mają trudności z samoregulacją, która jest niezbędna do tego, aby przełączyć się na właściwy bieg. Dlatego muszą nauczyć się technik i strategii, które pomogą im lepiej sobie radzić na co dzień” – czytamy w książce „Integracja sensoryczna”.

Uważność i samoświadomość

Autorka książki uświadamia nam, że „Bez względu na to, czy mamy wspomniane zaburzenia, czy nie, jeśli nie potrafimy dać swojemu ciału tego, czego ono potrzebuje, stajemy się drażliwi, nieuważni i bezproduktywni”.

„Głównym sposobem na to, by dostrzegać, co dzieje się w nas samych jest uważność” – mówi Monika Kalinowska. Techniki uważnościowe, skupiające uwagę na tu i teraz są szczególnie pomocne dla osób nadreaktywnych. Ale nie tylko. Uważność jest bowiem sposobem zwracania uwagi na siebie i sytuację, w jakiej znajduję się tu i teraz, a taka świadomość jest potrzebna, by sięgać po adekwatne do danej chwili sposoby na osiągnięcie optymalnego pobudzenia. 

Musimy jednak pamiętać, że mózg dziecka nie jest jeszcze w pełni dojrzały, a co za tym idzie jego reakcje, zachowania, sposoby radzenia sobie w rozmaitych sytuacjach oraz umiejętność samoregulacji również dojrzałe nie są. Dorosły jest dla dziecka „dodatkowym mózgiem”, który obserwuje to, co się z dzieckiem dzieje, nazywa to i podsuwa odpowiednie rozwiązania.

Dlatego tak ważne jest, aby w rozwijaniu uważności i samoregulacji zacząć od… siebie.

Oraz aby uważnie obserwować dziecko i dobrze je poznać. Tylko w ten sposób będziemy wiedzieć, co w danej chwili temu konkretnemu dziecku pomoże się wyregulować. Dla jednego bowiem będzie to wspólne z dorosłym ćwiczenie oddechowe, dla innego możliwość wypłakania się lub pobycia w cichym spokojnym miejscu, jeszcze innemu potrzebne będzie mocne przytulenie, docisk całego ciała pobudzający czucie głębokie, a jeszcze inne musi się wybiegać.

„Zrozumienie wzorców przetwarzania sensorycznego opiekunów i dziecka jest niezbędne do tego, aby pozytywnie oddziaływać na relacje rodzinne, umiejętność samoregulacji i zadowolenie z życia” – pisze Stephanie M. Foster

Pomocne gadżety

Coraz częściej spotykanymi narzędziami pomagającymi w samoregulacji są fidget-toys, czyli niewielkie gadżety, zwykle mieszczące się w dłoni, którymi można na różne sposoby manipulować. Nawet w szkole, o ile nie przeszkadzają one innym uczniom, są bardzo pomocne w samoregulacji i lubiane przez dzieci. W szkolnych klasach coraz częściej można spotkać pudełka i skrzyneczki z rozmaitymi fidget-toys pozostawionymi do dyspozycji uczniów.

Fidget-toys to różnego rodzaju gniotki, piłeczki, spinnery, kostki manipulacyjne i mnóstwo innych rodzajów gadżetów, którymi można zająć dłonie, i które są przyjemne w dotyku. Jednak ponieważ każde dziecko jest inne, nie są to rzeczy uniwersalne i dzieci powinny mieć wybór, których fidget-toys będą używać w danym momencie.

„Nauczyciele pozwalają na używanie fidget-toysów w celu osiągnięcia optymalnego poziomu wyregulowania u dzieci – mówi Monika Kalinowska. – Oczywiście używanie tych gadżetów musi być obwarowane pewnymi warunkami. Nauczyciel musi wiedzieć, że dziecko potrzebuje w danym momencie pomocy w wyciszeniu, a zabawka musi być używana dyskretnie w dłoni lub pod ławką, żeby nie rozpraszać innych uczniów. Jeżeli dziecko potrzebuje wstać, bo jest mu już bardzo trudno wysiedzieć i wierci się w ławce, zaczepia kolegów, nauczyciel musi wiedzieć, czy ono rzeczywiście potrzebuje się wyregulować, czy może chce uciec od zadania, które jest zbyt trudne lub zbyt nudne. Elastyczne reagowanie nauczyciela na to, co się dzieje i co obserwuje jest bardzo ważne”. 

Wiedza i działanie

Aby było to możliwe, nauczyciel musi dobrze poznać swoich podopiecznych. To wymaga czasu, a uważne obejmowanie wzrokiem 25-osobowej klasy to nie jest łatwe zadaanie. Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem jest wypracowanie z każdym z dzieci jego własnych metod samoregulacji, których będzie używać w razie potrzeby nie czekając na wskazówki nauczyciela. Może warto zainwestować trochę czasu i wysiłku, by nawiązać z dzieckiem taką współpracę? W nauce metod samoregulacji powinni oczywiście włączyć się rodzice, może też pomóc szkolny psycholog. Z pewnością warto też skorzystać z ćwiczeń proponowanych przez Stephanie M. Foster w książce „Integracja sensoryczna”, które można razem w dziećmi wykonywać w domu, w szkole, czy w gabinecie psychologa.

Stephanie M. Foster jest terapeutką zajęciową i od ponad 30 lat wspiera rodziców i dzieci w poznawaniu potrzeb sensorycznych i rozwijaniu umiejętności samoregulacji. Jej książka zawiera najważniejsze informacje dla rodziców i nauczycieli oraz 60 ćwiczeń, które autorka sama wykorzystuje w swojej pracy z dziećmi. Zachęcając nas do korzystania z nich pisze:

„Bez względu na to, czy jesteś rodzicem, opiekunem czy nauczycielem, możesz nauczyć się odczytywać sygnały wysyłane przez dziecko i reagować na nie w pomocny sposób. Kiedy zrozumiesz, jak ono przetwarza bodźce sensoryczne, będzie ci łatwiej zrozumieć jego zachowanie oraz pomóc mu lepiej funkcjonowaać i czerpać większą radość z życia”.

autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.

Artykuł powstał w ramach płatnej współpracy.

Image by karlyukav on Freepik


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.