Fragmenty rozdziału “Zabawa” z książki “Summerhill” A.S. Neila (udostępniamy za zgodą i dzięki uprzejmości Wydawnictwa IPSI, które wydało książkę w Polsce). To ważna książka – dla rodziców, nauczycieli i wszystkich, którzy mają wpływ na życie dzieci. Mamy nadzieję, że rozdział “Zabawa” zachęci Was do sięgnięcia po całość.
c
O filozofii szkoły Summerhill i o książce czytajcie też w tekście Summerhill – edukacja bez opresji
c
Nie udało mi się odkryć, gdzie przebiega granica między rzeczywistością a fantazją. Gdy dziecko przynosi lalce jedzenie na małym talerzyku, to czy naprawdę wierzy ono przez chwilę, że ta lalka jest żywa? Czy koń na biegunach jest prawdziwym koniem? Gdy chłopiec woła „Ręce do góry!” i strzela, czy myśli, czy mu się wydaje, że to prawdziwy pistolet? Skłonny jestem przypuszczać, że dzieci faktycznie wyobrażają sobie, że ich zabawki są żywe. Jedynie wtedy, gdy jakiś bezmyślny dorosły wtrąca się i przypomina, że to tylko na niby, z hukiem wracają na ziemię. Żaden rozumiejący uczucia dziecka rodzic nie zniszczy nigdy jego fantazji.
Zbyt często matki nie dość długo bawią się ze swoimi dziećmi. Wydaje im się, że włożenie do wózka miękkiego misia załatwia sprawę na godzinkę czy dwie. Zapominają przy tym jednak, że dzieci chcą być łaskotane i przytulane.
Jeżeli przyznajemy, że dzieciństwo jest zabawą, to jak my, dorośli, reagujemy zwykle na ten fakt? My to ignorujemy. Zapominamy o tym zupełnie, ponieważ dla nas zabawa jest marnowaniem czasu. Wznosimy więc duże miejskie szkoły z wieloma salami i drogimi pomocami szkolnymi, a tym, co ma zaspokoić instynkt zabawy, jest najczęściej mały betonowy plac.
Można by, z pewną dozą racji, twierdzić, że zło cywilizacji wynika z faktu, że żadne dziecko nie mogło się nigdy do końca wybawić. Innymi słowy, dziecko, jak roślina cieplarniana, zostało wyhodowane na dorosłego, zanim osiągnęło dojrzałość.
Stosunek dorosłych do zabawy jest całkowicie arbitralny. My, starzy, planujemy czas dzieci: nauka od dziewiątej do dwunastej, godzinka przerwy na obiad, i znowu lekcje do trzeciej. Gdyby poprosić o ułożenie planu nieskrępowane dziecko, niemal na pewno przeznaczyłoby ono dużo czasu na zabawę, a tylko trochę na lekcje.
U podłoża antagonizmu dorosłych wobec zabawy dzieci leży strach. Setki razy wysłuchiwałem pełnych niepokoju pytań: „Jeżeli mój syn będzie się bawił cały dzień, to jak kiedykolwiek nauczy się czegoś, jak zda egzaminy?”. Nieliczni tylko przyjmą moją odpowiedź: „Jeżeli pozwolisz twojemu dziecku bawić się tak długo, jak zechce, to będzie w stanie zdać egzaminy wstępne do college’u po dwóch latach intensywnej nauki, zamiast po trwającej zwykle pięć, sześć czy siedem lat nauce w szkole, która lekceważy zabawę jako część życia”.
Lecz zawsze muszę dodać: „Zakładając, że on w ogóle będzie chciał zdawać te egzaminy!”. Może na przykład chcieć zostać tancerzem czy radiomechanikiem. Ona może chcieć zostać projektantką odzieży czy pielęgniarką dziecięcą.
Tak, strach o przyszłość dziecka popycha dorosłych do tego, że pozbawiają dzieci ich prawa do zabawy. Jest w tym jednak coś więcej. Za tą dezaprobatą zabawy kryje się bowiem mgliste przekonanie, że wcale nie jest tak dobrze być dzieckiem, przeświadczenie, które dochodzi do głosu, gdy napomina się młodego dorosłego: „Nie bądź dzieckiem”.
Można by, z pewną dozą racji, twierdzić, że zło cywilizacji wynika z faktu, że żadne dziecko nie mogło się nigdy do końca wybawić. Innymi słowy, dziecko, jak roślina cieplarniana, zostało wyhodowane na dorosłego, zanim osiągnęło dojrzałość.
Stosunek dorosłych do zabawy jest całkowicie arbitralny. My, starzy, planujemy czas dzieci: nauka od dziewiątej do dwunastej, godzinka przerwy na obiad, i znowu lekcje do trzeciej. Gdyby poprosić o ułożenie planu nieskrępowane dziecko, niemal na pewno przeznaczyłoby ono dużo czasu na zabawę, a tylko trochę na lekcje.
U podłoża antagonizmu dorosłych wobec zabawy dzieci leży strach. Setki razy wysłuchiwałem pełnych niepokoju pytań: „Jeżeli mój syn będzie się bawił cały dzień, to jak kiedykolwiek nauczy się czegoś, jak zda egzaminy?”. Nieliczni tylko przyjmą moją odpowiedź: „Jeżeli pozwolisz twojemu dziecku bawić się tak długo, jak zechce, to będzie w stanie zdać egzaminy wstępne do college’u po dwóch latach intensywnej nauki, zamiast po trwającej zwykle pięć, sześć czy siedem lat nauce w szkole, która lekceważy zabawę jako część życia”.
Lecz zawsze muszę dodać: „Zakładając, że on w ogóle będzie chciał zdawać te egzaminy!”. Może na przykład chcieć zostać tancerzem czy radiomechanikiem. Ona może chcieć zostać projektantką odzieży czy pielęgniarką dziecięcą.
Tak, strach o przyszłość dziecka popycha dorosłych do tego, że pozbawiają dzieci ich prawa do zabawy. Jest w tym jednak coś więcej. Za tą dezaprobatą zabawy kryje się bowiem mgliste przekonanie, że wcale nie jest tak dobrze być dzieckiem, przeświadczenie, które dochodzi do głosu, gdy napomina się młodego dorosłego: „Nie bądź dzieckiem”.
Rodzice, którzy zapomnieli o tęsknotach swojego dzieciństwa – zapomnieli, jak się bawić i jak fantazjować – są marnymi rodzicami. Dziecko, które utraci zdolność do zabawy, jest psychicznie martwe oraz niebezpieczne dla każdego dziecka, które wejdzie z nim w kontakt.
Nauczyciele z Izraela opowiadali mi o istniejących tam wspaniałych ośrodkach społecznych. Szkoła, jak mówili, jest częścią społeczności, w której najważniejsza jest ciężka praca. Dziesięcioletnie dzieci, powiedział mi jeden z nauczycieli, płaczą, gdy – za karę – nie pozwala im się kopać ogrodu. Gdybym ja miał dziesięcioletnie dziecko, które płakałoby z tego powodu, że nie pozwalam mu kopać kartofli, zastanawiałbym się, czy nie jest ono umysłowo upośledzone. Dzieciństwo to czas zabawy i każda społeczność, która ignoruje tę prawdę, kształci w zły sposób. Dla mnie metoda izraelska jest poświęcaniem młodego życia dla potrzeb ekonomicznych. Może to być konieczne, jednak ja nie odważyłbym się nazwać takiego systemu idealnym.
Nauczyciele z Izraela opowiadali mi o istniejących tam wspaniałych ośrodkach społecznych. Szkoła, jak mówili, jest częścią społeczności, w której najważniejsza jest ciężka praca. Dziesięcioletnie dzieci, powiedział mi jeden z nauczycieli, płaczą, gdy – za karę – nie pozwala im się kopać ogrodu. Gdybym ja miał dziesięcioletnie dziecko, które płakałoby z tego powodu, że nie pozwalam mu kopać kartofli, zastanawiałbym się, czy nie jest ono umysłowo upośledzone. Dzieciństwo to czas zabawy i każda społeczność, która ignoruje tę prawdę, kształci w zły sposób. Dla mnie metoda izraelska jest poświęcaniem młodego życia dla potrzeb ekonomicznych. Może to być konieczne, jednak ja nie odważyłbym się nazwać takiego systemu idealnym.
c
Autor: A.S. Neil
c
Tekst stanowią fragmenty rozdziału “Zabawa” z książki “Summerhill”, udostępniamy go za zgodą i dzięki uprzejmości Wydawnictwa IPSI, które wydało książkę w Polsce. Polecamy!
c
c
c
c
c
foto: woodleywonderworks
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy