W IV a ktoś przed lekcją na tablicy napisał wulgarne słowo. W III c jednemu z uczniów zginął gadżeciarski długopis, a jego koleżanka nie może znaleźć pluszaka, którego przyniosła do szkoły, żeby pokazać przyjaciółkom; jest pewna, że po przerwie schowała go do tornistra, ale po lekcjach już go tam nie było. Ktoś połamał komuś pudełko śniadaniowe, ktoś komuś rozdarł plecak.
Uczeń, który zachował się niezgodnie z zasadami, coś zbroił, zwykle dostaje reprymendę, często karę, rodzice wzywani są do szkoły i wyrażane jest wobec nich oczekiwanie, że „coś zrobią”, by sytuacja się nie powtórzyła. Kiedy „sprawca” jest nieznany, najczęściej nauczyciel skupia swoją energię i wychowawcze wysiłki na znalezieniu winnego i / lub wymierzeniu kary. Takie działania jednak często nie przynoszą pożądanych efektów i nie rozwiązują problemu.
Kara – o czym pisało już wielu specjalistów – jest zabiegiem powierzchownym i na poziomie postaw – nieskutecznym. Owszem, karane dziecko może zmienić swoje zachowanie, jednak nie dlatego, że rozumie i akceptuje zasady, nie z wewnętrznej potrzeby ich przestrzegania, lecz tylko ze strachu przed kolejną karą. To, co chce zrobić zwykle i tak zrobi, zadba jedynie następnym razem, by nie zostać przyłapanym. Problem, którego objawem jest „złe zachowanie” pozostaje nierozwiązany.
Rodzice, którzy słyszą, że powinni „coś zrobić ze swoim dzieckiem” tak naprawdę nie wiedzą, co mieliby zrobić. Gdyby to wiedzieli, już dawno by zrobili i dziecko nie zachowałoby się w nieakceptowany sposób.
Szukanie winnego – zazwyczaj pierwsza odruchowa reakcja, gdy ktoś coś zbroi – odwraca uwagę od istoty problemu i prowadzi do tego, że nauczyciel stosuje często niesprawiedliwe i wątpliwe etycznie metody, byle tylko wykryć sprawcę, na przykład szantaż lub zbiorową odpowiedzialność („i tak się dowiem, kto to zrobił i obniżę ocenę ze sprawowania”, „jeśli powiecie mi, kto to zrobił, tylko on zostanie ukarany, w przeciwnym razie ucierpi cała klasa”, “jeśli nikt się nie przyzna, odwołuję wycieczkę”). W efekcie dochodzi do sytuacji, z której nikt nie wyjdzie bez szkody, a autorytet nauczyciela ucierpi, nie mówiąc już o relacjach w klasie i nauczyciela z uczniami. Nawet jeśli uda się znaleźć winnego – ukaranie go nie rozwiąże problemu, którego sygnałem było jego zachowanie.
Bo zwykle złamanie zasad, czy postępowanie, które zwykliśmy wrzucać do ogólnego worka pod nazwą „złe zachowanie”, ma miejsce z dwóch przyczyn: pierwsza to niewiedza, lekkomyślność lub ciekawość. Dziecko coś niszczy, przywłaszcza sobie, czy robi koledze głupi kawał nie zastanawiając się nad tym lub nie wiedząc, że to niestosowne, sprawdza, co się stanie, bada granice. Drugą przyczyną „złego zachowania” może być problem, z jakim zmaga się dziecko w domu, w szkole lub z sobą samym. Wykroczenie może być wołaniem o pomoc lub uwagę, sygnałem, że jest coś, z czym dziecko nie umie sobie poradzić, narastają w nim napięcie i agresja.
Zamiast szukać winnego, warto najpierw posłużyć się sprawiedliwością naprawczą. W kręgu porozmawiać z całą grupą o tym, jak to jest kiedy ktoś nam coś niszczy albo zabiera, jak się wtedy czujemy, dlaczego ktoś to robi. I co możemy zrobić, by takie sytuacje się nie zdarzały. Warto porozmawiać o granicach i o tym, jak się czujemy, kiedy ktoś je przekracza.
Najważniejszym pytaniem, jakie powinniśmy zadać, kiedy któreś z dzieci zachowuje się niezgodnie z przyjętymi zasadami jest „Dlaczego?”. I nie chodzi o „dlaczego?” brzmiące jak „no, wytłumacz się teraz, zanim cię ukarzę”. Chodzi o „dlaczego?” powiedziane z empatią i autentyczną chęcią zrozumienia i pomocy w rozwiązaniu problemu. Jeśli w rozmowie ze „sprawcą” uda nam się zbudować atmosferę bezpieczeństwa i empatii, mamy szansę dotrzeć do prawdziwego problemu, który kryje się za brzydkim wyrazem nabazgranym na tablicy, czy złośliwie połamanymi kredkami kolegi. Mamy szansę zobaczyć emocje dziecka, które popchnęły je do zrobienia czegoś, czego robić nie powinno. Może kłótnie rodziców powodują nieznośne napięcie, które młody człowiek musi jakoś rozładować, a nie wie jak. Może dziecko poczuło się ostatnio boleśnie dotknięte niesprawiedliwym potraktowaniem przez nauczyciela. Może jest dręczone przez kolegę i połamanie jego nowych kredek było aktem bezsilnej rozpaczy. Może jest odrzucane przez klasę, a łobuzerskie wybryki pozwalają mu budować pozycję w grupie? Nic nie dzieje się bez przyczyny, a zaspokojenia naszych potrzeb szukamy czasami w dramatyczny sposób.
Kiedy znamy „sprawcę” możemy rozmawiać z nim w cztery oczy, skupiając na nim uwagę i starając się zbudować poczucie bezpieczeństwa. Czasami wystarczy jedna dobra, szczera, życzliwa rozmowa, czasami potrzeba więcej takich spotkań, a proces „oswajania” dziecka trwa całymi tygodniami. Jeśli natomiast nie wiadomo, kto stoi za niedozwolonym i nieakceptowanym czynem, warto porozmawiać z całą klasą. Taka rozmowa to okazja, by każdy z uczniów zastanowił się nad tym, czym są jego i innych granice, dlaczego ludzie łamią zasady, jak w takich przypadkach postępować.
W takiej rozmowie trzeba dać poczucie bezpieczeństwa i prawo do popełniania błędów. Jeśli dzieci będą bać się kary – nikt się nie przyzna. Jeśli poszukiwania – zamiast w kierunku szukania winnego do ukarania, zostaną skierowane na szukanie przyczyn takich zachowań i możliwość naprawy, a wszystko odbędzie się w klimacie zrozumienia, a nie karania, jest szansa, że winny sam się przyzna.
A jeśli się przyzna, możemy wspólnie zastanowić się nad zadośćuczynieniem poszkodowanym. To zresztą możemy zrobić nawet nie znając „sprawcy” – wspólnie z dziećmi zastanowić się, co klasa jako społeczność może zrobić by załagodzić lub naprawić sytuację.
Dobrze, żeby takie rozmowy odbyły się również w domu z rodzicami. Ale uwaga – sposób, w jaki komunikujemy rodzicom taką potrzebę jest bardzo istotny i brzemienny w skutki. Jeśli nauczyciel mówi: “Ktoś z klasy ukradł Marysi zabawkę, proszę porozmawiać z dzieckiem w domu” – może się to skończyć domowym śledztwem i kazaniem. Może więc lepiej powiedzieć coś w stylu “Dziś rozmawialiśmy w klasie o szanowaniu cudzej własności i o tym, co to jest kradzież i dlaczego nie powinniśmy brać cudzych rzeczy bez pytania. Zachęcam państwa do poruszenia tego tematu także w domu”.
Zdaję sobie sprawę, że na takie działania potrzeba czasu. Wiem też, że mogą nie przynieść natychmiastowego spektakularnego efektu, że takie rozmowy trzeba powtarzać wielokrotnie, za każdym razem, kiedy dzieje się coś wymagającego interwencji. W wychowaniu jednak nie tyle chodzi o to, żeby efekt naszych działań był szybki, lecz przede wszystkim, by był dobry i trwały.
autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, dziennikarka, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Pasjonatka dobrej edukacji – tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
Twój komentarz może być pierwszy