Pokolenie obecnych dzieci nie wyobraża sobie świata bez telefonów komórkowych, tabletów, laptopów. A jednak my rodzice, pamiętamy jeszcze dzieciństwo na podwórku, w biegu, na drzewie czy przysłowiowym osiedlowym trzepaku. Te wszystkie urządzenia elektroniczne to owszem narzędzia, które ułatwiają ale i przyspieszają tempo życia. Może dobrze byłoby zastanowić się, czy smartfon jest dla człowieka, czy też może jest już odwrotnie? Rodzicom, którzy na co dzień spotykają się z dylematem czy smartfon i tablet są niezbędne w życiu dzieci, książka Manfreda Spitzera Cyberchoroby. Jak cyfrowe życie rujnuje nasze zdrowie. naświetli tę kwestię z mało optymistycznej, ale wartej poznania strony.
W temacie wprowadzania urządzeń elektronicznych do powszechnego użycia wśród młodych ludzi wielokrotnie można spotkać się z opiniami specjalistów od nowych technologii. Jednak jeśli szukamy opinii o zdrowym jedzeniu o radę pytamy lekarzy lub dietetyków, a nie producentów słodyczy czy fastfoodów. Dlaczego zatem w temacie powszechnej cyfryzacji naszego życia, a szczególnie życia najmłodszych, tak wielu opiera się na opinii producentów gadżetów i gier komputerowych, informatyków i innych speców od nowych technologii, a nie pediatrów, pedagogów i ludzi zajmujących się rozwojem i zdrowiem małego człowieka, pyta Manfred Spitzer.
Dla rodziców zmagających się z dylematami dotyczącymi obecności urządzeń elektronicznych w życiu ich dzieci, ważne będą rozdziały książki dotyczące cyfrowego dzieciństwa i cyfrowej młodzieży. Opiekując się dziećmi widzimy jak wiele zmienia się każdego dnia. Maluchy poznają świat wszystkimi zmysłami, co jest niezbędne dla prawidłowego i harmonijnego rozwoju. Nauka mówienia na przykład to nie tylko słuchanie. Dzieci obserwują ruch ust osoby dorosłej, naśladują ją. Dlatego też wszelkie programy czy płyty DVD, nie wspierają rozwoju mowy, który możliwy jest wyłącznie w wyniku dialogu z drugą osobą. Wielozmysłowość jest niezbędna dla prawidłowego procesu nauki. Pedagodzy mówią, że uczymy się mózgiem, sercem i ręką. Tą prawdę dobrze obrazuje przykład przytoczony w książce: istnieje wiele rodzajów chwytów ręki, inaczej trzymamy igłę, piłkę, kredkę, wiadro a inaczej klucz. Ręka nie jest tu tylko narzędziem, ale też narządem zmysłu. Przekazuje do mózgu ważne informacje o doznaniach dotyku i nacisku oraz informacje na temat położenia stawów. W mózgu wrażenia te łączone są z wrażeniami wzrokowymi i oto powstaje całościowa informacja na temat wyglądu, kształtu, wielkości i kierunku ruchu. Ten skomplikowany mechanizm nie zadziała, jeśli zamiast trzymania szyszki w ręce dziecko będzie oglądało ją na szklanym ekranie tabletu, przesuwając po nim palcem. Idąc dalej – nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że dzieci najczęściej uczą się liczenia rozpoczynając od zabawy palcami: „im więcej zabaw paluszkowych dziecko doświadczy w przedszkolu, tym lepsze będzie z matematyki jako dorosły, ponieważ liczby są jednoznacznie opanowywane za pośrednictwem palców i dlatego są w mózgu fizycznie reprezentowane”.
Wnioski z rozdziału o cyfrowym dzieciństwie są proste – tablet, telefon czy komputer to zdecydowanie sprzęty zbędne w najwcześniejszym okresie rozwoju. Tu ważne jest doświadczanie jednocześnie wszystkimi zmysłami. Niezliczona liczba gier i aplikacji dla małych dzieci to nie powód do przedwczesnej edukacji medialnej. Warto zastanowić się co nam to da, a właściwie co to da naszym dzieciom. A jeszcze lepiej zadać sobie pytanie czego ich to pozbawi?
W wypadku dzieci starszych i młodzieży autor porusza kwestię wkraczania ekranów do edukacji. Przytaczane w książce eksperymenty pokazują, że przeglądarki internetowe i podręczniki interaktywne o wiele gorzej wspierają przyswajanie wiedzy. „Klepanie na klawiaturze nie sprzyja kodowaniu wiedzy w pamięci długotrwałej tak jak pisanie odręczne, co udowodnili naukowcy z Princetown i Doliny Krzemowej. Ich praca nosi piękny tytuł Pióro jest potężniejsze od klawiatury, zalety pisania odręcznego w porównaniu z pisaniem na laptopie.”
Dowiedziono też, że wypieranie pisania odręcznego na rzecz pisania na klawiaturze, ma niebagatelne znaczenie dla doskonalenia umiejętności czytania. W niektórych krajach wykreślono pismo odręczne z programu nauczania szkoły podstawowej, pozbawiając w ten sposób młodych ludzi ważnego narzędzia wspierania pamięci. W Holandii powstały klasy zwane „klasami Steve’a Jobsa”, gdzie zamiast klasycznych podręczników dzieci posługują się IPadami. Warto przy tym zauważyć, o czym wspomina Manfred Spitzer, że sam pan Jobs zabronił swoim dzieciom używania IPadów, twierdząc, że urządzenia te nie są dla nich odpowiednie.
Inne szeroko zakrojone badania naukowe pokazały, że obecność komputerów w szkole wcale nie wpływa pozytywnie na proces uczenia, nie poprawia też wyników szkolnych. Zauważono za to, że nasilają się deficyty uwagi, jak również nadwaga u dzieci. Dodatkowo wykazano, że wiedzę na temat komputerów dzieci przyswajają głównie samodzielnie na domowym sprzęcie lub z pomocą członka rodziny. Szkoła odgrywa tu naprawdę mało znaczącą rolę. Przy takich informacjach i świadomości zagrożeń wynikających ze zbyt wczesnej edukacji komputerowej trudno się dziwić, że waldorfska szkoła z Doliny Krzemowej szczyci się tym, iż nie posiadają w niej ani jednego komputera. I kto posyła tam dzieci? Pracownicy takich firm jak Google, Apple, Yahoo i Hewlett-Packart.
Poza tym w publikacji przeczytamy o wielkim podsłuchiwaniu i szpiegowaniu użytkowników internetu, handlu danymi i innych zagrożeniach świata wirtualnego: cyber stres, cyberlęk, cyberchondria, cyfrowa bezsenność, cyberseks, depresja i samotność.
Książka Cyberchoroby bardzo krytycznie podchodzi do wszechogarniającej pogoni za technologią. W każdym rozdziale wszystkie stwierdzenia podbudowane są niezliczoną liczbą badań naukowych i eksperymentów.
W czasie wakacji warto zafundować sobie i swoim dzieciom cyber-detoks. Świadoma rezygnacja z bycia ciągle „on line” pozwala szybko docenić inne, prawdziwe aspekty życia, pogłębia żywe relacje międzyludzkie, pozwala wyciszyć umysł i uspokoić zmysły. Nie musimy nerwowo sprawdzać, czy nikt do nas nie napisał, ani informować świata o nowej klimatycznej knajpce czy ostatnio oglądanym filmie. Wyjście z wirtualnego świata to nie krok w tył. Prawdziwa rzeczywistość oferuje nam znacznie więcej. I choć nie unikniemy wszechobecnej cyfryzacji to jednak warto pamiętać, że komputer czy telefon, to ciągle narzędzie, w którego używaniu trzeba zachować umiar. Oczywiście warto pamiętać, że kiedyś radio i telewizja, a nawet książki, były traktowane jako zagrożenie dla zdrowia i relacji międzyludzkich. Jednak nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Świadomość zagrożeń i samodyscyplina to klucz do zdrowego korzystania z dobrodziejstw cywilizacji.
Kończąc tą przydługą, wystukaną na klawiaturze, recenzję, wyłączam laptopa i idę z dziećmi na rower, zanim wyjadą na swój coroczny obóz w dziką dzicz pod namioty, gdzie żadne dziecko nie bierze ze sobą telefonów i tabletów, bo mają zdecydowanie ciekawsze zajęcia. A z mojej sypialni wszelkie urządzenia elektroniczne dostały eksmisję, na szafce nocnej króluje klasyczny budzik i bardzo mi z tym dobrze.
c
CYBERCHOROBY. Jak cyfrowe życie rujnuje nasze zdrowie
Manfred Spitzer
Wydawnictwo Dobra Literatura
c
c
c
c
książkę zrecenzowała: Kinga Pukowska – z wykształcenia specjalistka w zakresie żywienia człowieka, z zamiłowania doula i doradca chustowy, z powołania żona i mama trójki dzieci, obecnie edukowanych domowo. Swoje doświadczenia edukacji domowej opisuje na blogu Pozytywy Edukacji Entuzjastka Rodzicielstwa Bliskości oraz Slow Parenting. Od lat wspiera młodych rodziców na początku ich nowej drogi. Prezes Fundacji Polekont – Istota Przywiązania.
c
foto: Pixabay
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy