Pamiętacie „Sekretny dziennik Adriana Mole’a lat 13 i 3/4”? Nakręcony w latach 80. zeszłego wieku serial w przezabawny sposób pokazywał świat (angielskich) nastolatków: męki dojrzewania i pierwszych miłości, problemy w szkole, kryzysy małżeńskie rodziców oraz całą resztę problemów, z którymi musi się zmierzyć wrażliwy, nie do końca rozumiany przez otoczenie młodzieniec. Przebój telewizyjny przyciągał przed ekrany całe rodziny, które trzymały kciuki za powodzenie Adriana w beznadziejnych próbach zostania poetą i równie nieudanych – zdobycia serca pięknej Pandory. „Sex education” – serial Netflixa – to „Adrian Mole”, tylko starszy o kilka lat. No i dzieje się współcześnie.
Czym żyją nastolatki w szkole średniej? Imprezami, szkolną hierarchią (każdy chce być lubiany), muzyką i… bzykaniem. Jedni już się bzykają, inni jeszcze nie, choć bardzo by chcieli – bo są nieśmiali, bo wydają się sobie mało atrakcyjni, bo to, bo tamto… Otis Milburn, główny bohater serialu jest inny. On… nie czuje zainteresowania seksem. Wie, że powinien, ale ku własnej konsternacji “te sprawy” zupełnie go nie rajcują. Nawet się nie masturbuje, ku konsternacji matki – uznanej seksuolożki.
Matka Otisa, Jean (Gillian Anderson, gwiazda serialu „Z archiwum X”), jest kobietą wyzwoloną, świadomą własnych potrzeb i usiłującą wychować syna poprzez otwarte rozmowy o seksie i dojrzewaniu. Poza tym pacjentów przyjmuje we własnym w domu, a jej gabinet i pokój Otisa łączy kanał wentylacyjny, który świetnie przewodzi dźwięki. Otis siłą rzeczy słucha historii opowiadanych przez pacjentów matki. Wiedza, którą w ten sposób pozyskuje, przyda mu się w nieoczekiwany sposób.
Najlepszym kumplem Otisa jest Eric. Pogodny gej, który nie ma problemów z własną seksualnością, za to ogromne – z akceptacją rówieśników. Bynajmniej nie z powodu orientacji seksualnej, bo szkolna społeczność jest otwarta na odmienności (Homofobia is so 2008 – mówi jeden z uczniów do klasowego osiłka), ale po prostu należy do tych chłopaków, którzy jakoś nie mogą się odbić od dna szkolnej hierarchii. Do pary oudsiderów wkrótce dołącza Meave, inteligentna, atrakcyjna buntowniczka z problemami finansowymi (utrzymuje się sama). To ona wpada na pomysł, by wykorzystać nietypową wiedzę Otisa i proponuje mu układ: prowadzenie nieformalnej poradni seksuologicznej dla uczniów, którzy mają problemy z bzykaniem. Ona prowadzi biznes, on przeprowadza terapię, a forsą dzielą się po równo. Otis ma wrodzony talent – poradnia szybko zyskuje klientów.
Rozpocząłem ten felieton od przyrównania „Sex Education” do „Adriana Mola”. Rozwijając tę myśl, wśród podobieństw wymieniłbym sposób pokazania poważnych tematów – lekko, ale nie powierzchownie, ironicznie, ale z sympatią dla bohaterów, zabawnie, ale z emocjonalnymi „strzałami”, gdy odkrywamy, jak poważne są problemy osób, których losy obserwujemy.
Nie są to problemy związane jedynie z budzącą się seksualnością. To również cały wachlarz nieporozumień i konfliktów pomiędzy rówieśnikami oraz na linii dzieci – rodzice. W tym serialu każdego coś boli, każdy skrywa jakąś tajemnicę, nawet ci, których wizerunek wydaje się nieskazitelny.
Poza tym, choć akcja serialu dzieje się współcześnie, jego klimat bardzo przypomina produkcje z lat 80. Smartfony są wszechobecne, ale dzieciaki nie spędzają czasu z nosami w ekranach, tylko spotykają się ze sobą i rozmawiają. Jeśli słuchają muzyki, to z czarnych płyt, do szkoły dojeżdżają rowerami, a gdy pojawia się samochód, to jest to np. produkowany w latach 80. mercedes “beczka”.
To co różni oba filmy, to przede wszystkim ciężar gatunkowy pokazanych tematów. W świecie Adriana Mole’a seks drzemał gdzieś za horyzontem, czekając cierpliwie, aż nadejdzie właściwy moment. Tutaj ten moment już nadszedł. Życie nastolatków kręci się wokół seksu, a wraz z nim pojawia się pełen wachlarz problemów. Od całkiem niewinnych, jak lęk przed zagadaniem do atrakcyjnej dziewczyny, aż po najpoważniejsze, jak aborcja czy molestowanie. Twórcy serialu – jak już wspomniałem – podeszli do tych spraw otwarcie i z dużą dozą delikatnego humoru, co uważam za największą zaletą tej produkcji. Wszystko to sprawia, że – jak przy każdym świetnym serialu – trudno się powstrzymać przed oglądaniem “Sex Education” po kilka odcinków na raz.
W serialu nie brakuje gorących scen, dlatego rodzicom pozostawiam decyzję, czy ich dzieci powinny go oglądać. Moim zdaniem starsze nastolatki tak, oczywiście jeśli uznają, że oglądanie go z rodzicami nie będzie obciachem.
Foto: YouTube
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy