Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy spotkałem się z pytaniem ze strony nauczycieli bądź rodziców, w jaki sposób zmotywować dziecko do nauki. Ba! Wielokrotnie w moim SPAMIE lądowały nawet zaproszenia na wielogodzinne szkolenia na ten temat. Tymczasem w takich sytuacjach ja zawsze przekornie odpowiadam: nie motywujcie uczniów – to najgorsze, co możecie zrobić!

Co to jest motywacja?

Motywacja to taki silnik, który sprawia, że wykonujemy określone zadania. Problem jednak w tym, że silnik silnikowi nierówny, a jego umiejscowienie również ma niebagatelne znaczenie… 

Zasadniczo rozróżnia się dwa rodzaje motywacji: wewnętrzną i zewnętrzną. Z wewnętrzną mamy do czynienia, kiedy podejmujemy jakieś działanie, bo sami tego chcemy – bo sprawia nam to radość i jest to dla nas interesujące. Motywacja zewnętrzna to z kolei próba nakłonienia nas do wykonania zadania poprzez zaproponowanie nam za to nagrody (motywacja zewnętrzna pozytywna) lub też uniknięcie przykrych konsekwencji (motywacja zewnętrzna negatywna). Zadajmy sobie w tym momencie pytanie: który silnik będzie pracował stabilniej i na wyższych obrotach?

Odpowiedź jest prosta: to motywacja wewnętrzna jest stabilniejsza i stanowi o wiele mocniejszy napęd, niż zewnętrzna. Dlaczego? Ponieważ nie jest zależna od żadnych czynników zewnętrznych. W przypadku systemu kar i nagród (który osobiście uważam za jedno z największych nieporozumień w dydaktyce) człowiek potrzebuje stałych bodźców zewnętrznych. Mało tego! Bodźce te muszą być stale wzmacniane, inaczej poziom motywacji spadnie do zera.

Popatrzmy na prosty przykład: jak bardzo zmotywowani do pracy są ludzie, którzy od wielu lat nie dostali żadnej podwyżki? Jak reagują pracownicy, którym ucina się pensje? A skoro uczeń to też człowiek (jak mawiał Korczak), to rządzi się tymi samymi mechanizmami.

Uczeń, który setny raz otrzymał piątkę nie potrafi już czerpać z tego radości, potrzebowałby czegoś więcej, ale nic więcej dostać już nie może z powodu ograniczeń systemu. Z kolei szóstkowicz, który dostał kilka trójek z powodu np. gorszego samopoczucia wpada zazwyczaj w dołek…

Gdyby jedynki motywowały do nauki, to ci, którzy dostają ich najwięcej powinni kończyć najlepsze uniwersytety na świecie. Tak się jednak nie dzieje, a mało kto zauważa, że ten cały system po prostu nie działa.

Co na to Einstein?

Albert Einstein powiedział wiele rzeczy, które często są cytowane przy różnych okazjach, tak więc i ja posłużę się teraz jego słowami: zabawa to najwyższa forma nauki! Przyjrzyjmy się małemu dziecku, które przeżywa swoje pierwsze tygodnie i lata na naszym świecie. Co robi? Dotyka, liże, sprawdza wytrzymałość różnych rzeczy, uczy się zachowań. Czy trzeba zmuszać bobasa do tego, aby tak się zachowywał? Nie! On jest bardzo mocno zmotywowany wewnętrznie do tego, aby jak najszybciej poznać otaczający go świat. Ten maluch po prostu się uczy i naprawdę go to fascynuje. Wraz z kolejnymi latami jego operacje stają się coraz bardziej złożone – układając wieżę z klocków stara się zrozumieć prawo równowagi, a obserwując numery domów na ulicy próbuje rozgryźć, jakie zależności są pomiędzy cyframi: w jakiej kolejności są ułożone i co oznaczają. Dzieci często pytają rodziców, jak brzmią nazwy dni tygodnia, dlaczego prąd płynie w kablach, skąd się biorą rośliny? Zadając te wszystkie pytania dziecko właśnie zdobywa wiedzę i robi to bardzo chętnie! Nie potrzebuje za to żadnych nagród, ono po prostu chce wiedzieć. 

Ile razy słyszeliście ze strony malucha pytania, na które nawet Wy nie umieliście szybko odpowiedzieć? O jak złożone skomplikowane rzeczy potrafią zapytać dzieci?

Zapłata za wiedzę

Wydawać by się mogło, że moment pójścia dziecka do szkoły będzie dla niego czymś niesamowitym: będzie mogło kontynuować to, co tak bardzo lubi – zdobywać wiedzę.

Przyjrzyjmy się teraz temu, co się dzieje z chęcią dziecka do nauki wyłącznie z punktu widzenia motywacji. Uczeń (tak, już nie dziecko, ale uczeń, jakby dzień 1. września był przełomowym momentem, kiedy mały człowiek z dziecka staje się kimś innym) uczy się czegoś nowego i… dostaje za to naklejkę z uśmiechniętym słoneczkiem! Nie daj Boże, jeśli uczeń się pomyli lub nie poradzi z zadaniem – wtedy czeka go naklejka z szarą chmurką. Czy zauważyliście już, co się właśnie stało?

Motywacja wewnętrzna została zastąpiona zewnętrzną. Prawdopodobnie już na zawsze.

Dobrze działający silnik, który nawet nie potrzebuje paliwa, aby działać, został wymieniony na słabszy, którego działanie zależy od ilości naklejek ze słoneczkiem. Czy w takich warunkach możliwy jest równie szybki i sprawny rozwój dziecka, jak w okresie przed pójściem do szkoły? Myślę, że na to pytanie jesteście w stanie odpowiedzieć sobie sami. Dodajmy do tego rodziców, którzy często żądają od nauczyciela przedstawienia osiągnięć ich pociechy w skali 1-6. To wszystko to gotowy przepis na całkowite uzależnienie dziecka od możliwości osiągania korzyści i działania tylko za określoną zapłatę (w przypadku szkoły – za ocenę). A gdzie miejsce na radość i pasję? 

Pielęgnacja motywacji wewnętrznej

Podstawowym punktem wyjścia do dyskusji na temat motywacji dzieci do nauki powinno być pytanie: w jaki sposób nie zabić motywacji wewnętrznej w procesie nauczania? Dzisiaj doskonale znamy sposoby, dzięki którym możemy poradzić sobie z tym problemem, jak chociażby ocenianie kształtujące. Coraz częściej słyszę o szkołach, w których rezygnuje się z wystawiania ocen, które przecież i tak nie są w stanie faktycznie odzwierciedlić umiejętności ucznia. Co ciekawe, w szkołach tych wszyscy uczą się chętniej, ponieważ czują, że zdobywają nowe umiejętności wyłącznie dla siebie, a nie dla innych. Z punktu widzenia biologii, ogranicza się także wydzielanie w ich organizmach kortyzolu (hormonu stresu), który w większości przypadków skutecznie blokuje możliwość nabywania wiedzy. Dzieciaki nie myślą już o nauce pod sprawdzian (ZZZ – zakuć, zdać, zapomnieć), ale z zainteresowaniem poznają rzeczywistość, wiedząc, że za ewentualny błąd nie czeka ich kara (swoją drogą – jak można karać za coś, co jest naturalnym elementem uczenia się?), a w przypadku powodzenia mogą zyskać znacznie więcej, niż tylko szóstkę, powyżej której w tradycyjnym systemie nie ma już nic.

Bardzo smuci mnie fakt, że na studiach nauczycielskich tak mało czasu poświęca się właśnie zagadnieniu motywacji. Kolejni młodzi nauczyciele skutecznie zabijają w swoich podopiecznych chęć do nauki, często nawet nie rozumiejąc, dlaczego tak się dzieje. A cierpią przecież przede wszystkim uczniowie…

 

autor: Przemysław Kleniewski – dydaktyk, metodyk nauczania, rusycysta. Organizator szkoleń z zakresu tzw. świadomej edukacji dla rodziców oraz nauczycieli. Aktywnie działa na rzecz zmian w polskiej szkole, współpracując przy tym z wieloma organizacjami oraz nauczycielami i rodzicami. Szczególnie interesuje się budowaniem relacji nauczyciel-uczeń. Prywatnie wielki miłośnik kolei (z racji tradycji rodzinnych).

https://www.facebook.com/pkleniewski

Szczególne podziękowania dla Beaty Bączkiewicz, która swoim psychologicznym okiem zawsze rozsądnie krytykuje moje teksty, pomagając mi w ten sposób dbać o ich odpowiedni poziom.

 

foto: Designed by Freepik