W nazwie plastra Moskinto nie ma literówki. Angielskie słowo skin, czyli skóra, wyróżnione jest innym kolorem czcionki. Bardziej intryguje napis „Inteligentny plaster”. Czy zwykły plaster może być inteligentny? I na czym jego inteligencja polega? Sprawdziliśmy – to działa!

Wojtek testuje na własnej skórze

Kilka dni temu ugryzła mnie meszka. Nie komar, a właśnie meszka, na której jad jestem uczulony. Skóra wokół miejsca ukąszenia zaczerwieniła się i spuchła, a swędzenie szybko wspięło się na „level master”. Każde dotknięcie ugryzionej łydki, każde otarcie nogawką spodni, nawet smarowanie maścią na ukąszenie przyprawiały mnie o takie cierpienie, że miałem ochotę Odrąbać-Sobie-Nogę!!! O czym głośno informowałem całe otoczenie nie zważając, czy miało ochotę wysłuchiwać moich lamentów. Krótko mówiąc byłem w desperacji spotęgowanej świadomością, że cierpienie potrwa jeszcze kilka długich dni.

I wtedy nadeszła paczka ze środkami na komary i kleszcze do testów. Wśród nich niewielkie, płaskie, plastikowe pudełeczko z dziwnymi plasterkami. Każdy z nich wielkości znaczka pocztowego, wyglądem przypomina miniaturową okienną kratę. Kolor – klasyczny plasterkowy, czyli taki beżowo-brązowy Na opakowaniu nazwa: Moskinto – inteligentny plaster.

Nie wnikając, na czym polega inteligencja plastra, szybko zaaplikowałem go na rozognioną łydkę. Nie spodziewałem się cudu, zwłaszcza że – o czym informuje producent –

Moskinto nie zawiera żadnych aktywnych substancji chemicznych.

Swędzenie ustępuje wyłącznie dzięki mechanicznemu działaniu plastra, który chroni miejsce ukąszenia przed otarciami a jednocześnie dzięki otworkom skóra pod nim może oddychać i nie odparza się.

I wiecie co? Cud się wydarzył! Już po kilku minutach łydka przestała przyprawiać mnie o cierpienia. Owszem, czułem ugryzione miejsce, ale bez porównania mniej, niż przed nalepieniem plastra. Myśl o odrąbaniu nogi zniknęła jak ręką odjął, obserwująca mnie Ela może poświadczyć. Ten przedziwny plasterek zadziałał błyskawicznie. Nie do końca rozumiem jak, ale zadziałał!

Opakowanie zawiera osiem listków po trzy plasterki, w sumie dwadzieścia cztery sztuki. Pudełko ma wygodne zamknięcie i znakomicie mieści się w każdej kieszeni. Gdy wybieramy się w zakomarzone rejony, wsuwamy je do spodni czy plecaka, gdzie miejsca zabierze tyle co nic. A gdy ukąsi nas jakiś insekt, nalepiamy plasterek na swędzący bąbel i nosimy go tak długo, dopóki sam nie odpadnie. W praktyce przez kilka dni. Można się z nim myć, można wskoczyć do jeziora, można zakryć ubraniem. Wkrótce po nalepieniu zapomnimy o jego obecności i, co najważniejsze, o ukąszeniu. Ja, Wojtek Musiał, stałem się wiernym fanem Moskinto.

Ela sprawdza, co na to dzieci

Muszę dorzucić swoje trzy grosze do zachwytów Wojtka. Moje dzieci mają skórę wrażliwą, na ukąszenia komarów również. Ja natomiast jestem wrażliwa na ich jęczenie, które słyszę zawsze, kiedy ślad po wizycie komara swędzi. Stosowane do tej pory smarowidła nie pomagały, albo pomagały na krótko, a dzieci rozdrapywały sobie swędzące miejsca. Tworzyły się ranki, a przy dzieciach, które – jak moja Marysia i większość jej rówieśników – nie przesadzają z czystością, za to kochają przygody, takie małe ranki łatwo mogą się zabrudzić i zainfekować. Plasterki Moskinto wypróbowaliśmy z dużą nadzieją, mając już doświadczenie ze środkami na komary i kleszcze Moskito Guard, o których pisałam TUTAJ. Moje dzieci potwierdziły to, co wcześniej odkrył wujek Wojtek: plasterki działają! Likwidują swędzenie i chronią ugryzione miejsce przed rozdrapywaniem i ocieraniem. Plasterki wchodzą więc na stałe do naszego wyposażenia wiosenno-letniego. A że opakowanie, w którym się znajdują, jest nieduże i poręczne, każde z dzieci może mieć je w swoim plecaku – zarówno w tym szkolnym, jak i w tym wycieczkowym.

Artykuł powstał we współpracy z firmą TravelCare, dystrybutorem serii produktów Moskito Guard oraz plasterków Moskintow Polsce. Dziękujemy za udostępnienie produktów do przetestowania.