Od września tego roku w szkolnych sklepikach nie wolno sprzedawać niezdrowej żywności, a stołówki wyeliminowały z menu sól i sztuczne wzmacniacze smaku. Nowe rozporządzenie ministra edukacji narodowej ma za zadanie zmianę nawyków żywieniowych młodego pokolenia. Obecnie dzieci jedzą za dużo słodyczy, soli i produktów typu fast food, a w efekcie liczba dzieci otyłych w Polsce przyrasta najszybciej w Europie. Idea zmian wydaje się więc słuszna. Skąd wobec tego tak duży opór ze strony nie tylko dzieci, ale również ich rodziców?
.
Wydawałoby się, że każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Pragniemy, by nasze pociechy były zdrowe, radosne, uśmiechnięte i szczęśliwe. Ostatnią rzeczą, jakiej im życzymy, to choroba. Nawet błahy katar powoduje, że pędzimy do przychodni po receptę na krople do nosa. A tymczasem wielu z nas kompletnie nie przyjmuje do wiadomości faktu, ile szkody może przynieść pączek czy batonik, który wkładamy dziecku rano do tornistra. Że gdy pozwolimy, by swoje kieszonkowe wydawał na chipsy i colę, to sami pchamy go na ścieżkę prowadzącą do utraty zdrowia. Że paczuszka soli umieszczona w kieszeni juniora troskliwą ręką mamy, żeby sobie biedaczek zupkę dosolił, to nie tylko zwiększenie ciśnienia tętniczego, ale również uczenie braku szacunku do prawa.
Protestów dzieci można się było spodziewać. Juniorzy, przyzwyczajeni do chipsów, snickersów i soczków lepkich od cukru, do zdrowej żywności podchodzą jak pies do jeża. Nie smakują im jabłka i inne owoce, kanapki z pełnoziarnistego pieczywa z sałatą powodują odruch wymiotny, na widok jogurtu naturalnego krzywią się z teatralną przesadą. Dzieci po prostu takie są i tyle. W tym rola rodziców, by ich czegoś nauczyć. Sęk w tym, że rodzice jedzą dokładnie tak samo i głęboko gdzieś mają fakt, że są otyli, że cierpią na nadciśnienie, że ich tętnice zatyka cholesterol i że za kilka lat grozi im cukrzyca. Oczywiście gdy już zaczną chorować, to żałują, że wcześniej o siebie nie zadbali, tylko że przeważnie jest już za późno.
Poza nielicznymi wyjątkami rodzice nie protestowali przeciwko nowym przepisom w sposób zorganizowany. Ich opór przejawia się inaczej: poprzez wkładanie do tornistrów drożdżówek i batoników oraz zezwalanie na wycieczki do sąsiadujących ze szkołą spożywczaków, w których natychmiast pojawiły się całe ściany chipsów, batonów i gazowanych napojów. Sklepikarze zwietrzyli interes i skrzętnie korzystają z okazji.
Wobec powyższych faktów wydaje się, że podstawową przyczyną tak złego odbioru społecznego nowych przepisów jest brak szeroko zakrojonej kampanii społecznej, która wyjaśniłaby Polakom skutki złych nawyków żywieniowych i sposób MEN na ich poprawę. Moje zdanie potwierdza psycholog Monika Lipowska-Hajduk:
Rodzice, dzieci a także pracownicy szkół zostali postawieni przed faktem dokonanym, nikt nikomu nie wytłumaczył, dlaczego zmiana jakości posiłków jest konieczna i jakie pozytywne skutki może wywołać. Wiem, że niektóre szkoły samodzielnie przygotowały warsztaty, w których wzięły udział zarówno rodzice, jak i personel przygotowujący posiłki. W takich szkołach zmiana menu nie wywołała praktycznie żadnych negatywnych reakcji.
O edukację prozdrowotną apeluje znany kucharz Jamie Oliver.
Druga przyczyna porażki, którą wskazuje Monika Lipowska-Hajduk to fizyczne uzależnienie dzieci od soli i cukru. Jeśli dziecko jest od początku do nich przyzwyczajone, to ich gwałtowne odstawienie może wywołać syndrom fizycznego głodu tych substancji. To jest dokładnie taki sam mechanizm uzależnienia jak w przypadku alkoholu, nikotyny i narkotyków, tyle że na szczęście o wiele słabszy.
Zdaniem Moniki Lipowskiej-Hajduk dużym błędem ze strony rodziców jest wkładanie dzieciom słodkich przekąsek lub paczuszek z solą do tornistrów. To uczy podwójnych standardów. Dzieci widzą, że z jednej strony jest jakaś odgórna reguła dotycząca funkcjonowania w szkole, a z drugiej poprzez oferowanie słodyczy rodzice pokazują im, że ta reguła jest nieważna i można ją lekceważyć. W prosty sposób uczymy dzieci, że prawo swoje, a my swoje. Czy to jest sposób na wychowanie społeczeństwa obywatelskiego?
Protesty społeczne okazały się na tyle silne, że Ministerstwo Edukacji Narodowej postanowiło przywrócić do szkolnych sklepików drożdżówki. Przyznając się do błędu MEN dało sygnał, że być może pozostałe obostrzenia również są niedoskonałe, a więc można je lekceważyć. Na szczęście rozporządzenie o szkolnych sklepikach i stołówkach wywołało szeroką społeczną dyskusję na temat nawyków żywieniowych polskich rodzin. Jest więc okazja by jeszcze raz głośno powiedzieć, że dieta bogata w cukier, sól i produkty wysoko przetworzone powoduje poważne problemy ze zdrowiem prowadzące do przedwczesnej śmierci.
foto: Chris H
Twój komentarz może być pierwszy