W Polsce nie ma obowiązku szkolnego, jest obowiązek edukacji. Można ją realizować również bez szkoły. Jak? Kinga Pukowska – mama dzieci uczących się pozaszkolnie – dzieli się swoim doświadczeniem i odpowiada na najczęściej pojawiające się pytania dotyczące edukacji domowej.
Czy da się uczyć bez szkoły?
Kiedy moje dzieci przyznają się w nowym środowisku, że nie chodzą do szkoły, spotykają się zazwyczaj ze zdziwieniem i zainteresowaniem. Choć edukacja domowa staje się co raz lepiej znana, bo nie można powiedzieć, że popularna (to nadal niewielka, w stosunku do wszystkich uczniów, grupa rozsianych po Polsce dzieci), stale odpowiadamy na pytanie „Ale jak to? Tak bez szkoły? To tak się da?” Otóż tak, da się.
Dlaczego edukacja domowa? Skąd taka decyzja?
Decyzja o zmianie formy i miejsca nauki wypłynęła od naszych dzieci. Zawsze wiedziały o edukacji domowej, jednak chodzenie do szkoły miało też swoje niezaprzeczalne plusy (nie tylko dla dzieci). Niestety po ekscytacji pierwszą klasą, z każdym kolejnym semestrem entuzjazm szkolny opadał. I tak pewnego dnia stanęliśmy przed konkretną prośbą naszej starszej dwójki (najmłodsze w pierwszej klasie płynęło jeszcze na fali radosnej zmiany, miłej Pani i nowych koleżanek): „Mamo, Tato, bardzo prosimy przenieście nas na edukację domową”. Odbyła się długa rodzinna narada, o plusach i minusach, o odpowiedzialności, o egzaminach, o samodyscyplinie, zmianach, które to przyniesie ze sobą. I stało się, od półtora roku jesteśmy rodziną z edukacją domową w tle.
Czy edukacja domowa oznacza, że rodzic jest nauczycielem dziecka? Czy musi on mieć dużą wiedzę?
Edukacja Domowa ma to do siebie, że w każdym domu wygląda inaczej. Inne są powody decyzji o takiej formie nauki, różne są podejścia co do jej prowadzenia. My ustaliliśmy, że nie będziemy przenosić szkoły do domu. Ponieważ decyzja o rezygnacji z edukacji szkolnej wypłynęła „oddolnie”, czyli od naszych dzieci, naturalnym okazało się również podejście, że teraz będą uczyć się sami. Zmiana z „bycia nauczanym” na „uczenie się”. Oczywiście nie bez znaczenia był fakt, że dotyczyło to 4 i 6 klasy szkoły podstawowej, czyli dzieci, które opanowały już umiejętność czytania, pisania i podstawowego liczenia. Dlatego też nie wydaje mi się, aby rodzic musiał być nauczycielem w ED. Być może są takie przypadki gdy jest, ale nasz przykład pokazuje, że nie jest to konieczne.
Nie musi mieć też ogromnej wiedzy. Na etapie szkoły podstawowej wydaje się, że każdy legitymujący się maturą rodzic, powinien poradzić sobie ze wsparciem swoich pociech w tematach trudnych. W dobie powszechnego dostępu do wiedzy (czy to w bibliotece czy internecie) każda wątpliwość jest do rozwiania. A w razie gdy i to zawiedzie, szkoła, do której zapisane są dzieci, też może służyć pomocą. Edukacja domowa nie oznacza, że zostajemy porzuceni na pustyni niewiedzy, w razie kłopotów mamy się do kogo odwołać.
Czy konieczność zdawania egzaminów bardzo ogranicza, czy raczej pomaga zaplanować naukę?
Każdy uczeń zdobywający wiedzę w systemie pozaszkolnym, musi raz w roku zdać egzamin z przedmiotów wskazanych w ustawie. Z jednej strony jest to ograniczenie, które skutecznie utrudnia pełny unschooling, gdyż podobnie jak koledzy i koleżanki ze szkoły, dzieci w ED muszą opanować podstawę programową na danym poziomie edukacji. Z drugiej jednak jest stałą furtką powrotu do systemu, gdyby ktoś przypadkiem miał takie życzenie. Podstawa programowa z przedmiotów, które dla dzieci są bardziej interesujące (taką na przykład okazała się fizyka w pierwszej gimnazjum), to tylko inspiracja do dalszych poszukiwań. Z przedmiotów, które nadal (mimo różnych starań) nie znajdują w oczach dzieciaków większego uznania lub zainteresowanie jest stosunkowo wybiórcze, nauka nie idzie zbyt łatwo i często kończy się na minimum niezbędnym do zdania egzaminu. W naszej edukacji domowej ustaliliśmy dwie oceny: zdane i niezdane. Na razie mamy same „zdane”.
Edukacja domowa oznacza sporą dowolność w kolejności i terminie zdawania egzaminów, co jest dużym plusem. Dzięki temu dzieciaki uczą się blokami, poświęcając czas na dany przedmiot (ewentualnie pokrewne). Dla naszych dzieci okazało się to lepszym systemem niż podział dnia na 45 minutowe lekcje z kilku różnych przedmiotów w jednym dniu. Ułożenie grafika egzaminów też pomogło w usystematyzowaniu pracy i zaplanowaniu kolejnych tygodni. Zasady te nie dotyczą języka angielskiego, który przewija się w naszym życiu praktycznie codziennie i został uznany jako umiejętność niezbędna w życiu, a nie przedmiot „do zdania”.
Z jakich źródeł i możliwości edukacyjnych korzystacie? Czy to głównie książki i internet, czy może udział w warsztatach, wydarzeniach, wycieczki? Zatrudniacie nauczycieli lub korepetytorów?
Nie zatrudniamy nauczycieli ani korepetytorów. Nasze dzieci korzystają z podręczników otrzymanych od szkoły, jednak jest to baza do opanowania podstawy programowej. Uczestniczą od lat w zajęciach Uniwersytetu Dzieci, który naprawdę poszerza ich horyzonty. Odwiedzamy muzea, teatry, chodzimy i jeździmy na wycieczki. Internet jest ogromnym wsparciem. Stanowi źródło wiedzy ale i nauki krytycznego filtrowania otrzymywanych informacji. Bo przecież nie wszystko co tam znajdziemy jest prawdą. Jednak nie da się ukryć, że dostępność wiedzy z domu zdecydowanie ułatwia edukację domową i pozwala odpowiedzieć na większość pytań. Internet sprawił też, że nasze dzieci oswoiły się z językiem angielskim. Starszy mówi już naprawdę dobrze w tym języku (1 klasa gimnazjum), choć wychodząc ze szkoły w listopadzie 2015, nie bardzo radził sobie z podstawami. Ciekawe filmy na youtube, interesujące go książki, spotkanie z mówiącą po angielsku młodzieżą, a potem fantastycznie poprowadzony egzamin sprawiły, że angielski stał się dla niego czymś naturalnym i użytecznym.
Nie boicie się, że na którymś dalszym etapie edukacji nie dacie rady samodzielnie zrealizować podstawy programowej? Co jeśli tak się stanie?
Zakładając, że odpowiedzialność za realizację podstawy programowej scedowaliśmy na dzieci (bo to był w końcu ich wybór, żeby zrezygnować z codziennego wsparcia nauczycieli), my lęku o to nie mamy. Poza tym nie jesteśmy samotni na pustyni niewiedzy i wystarczy tylko w razie kłopotów poprosić mądrzejszych o pomoc, więc tym bardziej jesteśmy spokojni. Mamy świadomość, że nikt nie jest alfą i omegą, nie jesteśmy dla naszych dzieci autorytetami w każdej dziedzinie, bo nie na wszystkim się znamy.
Ostatnio mieliśmy przypadek doświadczenia z chemii, błędnie wyjaśnionego w podręczniku do gimnazjum. Tymon robił z tatą doświadczenia, zgłębiał problem, szukał, czytał i ostatecznie nie był (ani tata) pewny wyjaśnienia. Dlatego odwołaliśmy się do wiedzy mądrzejszego od nas Pana Chemika z Uniwersytetu Jagiellońskiego (tu ukłon w stronę Uniwersytetu Dzieci, który skontaktował nas z fantastycznym człowiekiem pełnym pasji i wspaniałego podejścia do dzieciaków). To dobitnie pokazało nam, że nie jesteśmy pozostawieni sami sobie. Mamy na wyciągnięcie ręki wszelkie wsparcie, z którego można skorzystać bez wychodzenia z domu. A im wyższy poziom edukacji tym bardziej samodzielne dzieci. Dlatego nie martwimy się co będzie dalej. Jeśli życzeniem naszych dzieci będzie pozostanie w edukacji domowej do matury, to będzie to ich wyzwanie, w którym na pewno będą mogli liczyć na nasze wsparcie, choć nie zawsze na merytoryczną wiedzę.
c

Kinga Pukowska – z wykształcenia specjalistka w zakresie żywienia człowieka, z zamiłowania doula i doradca chustowy, z powołania żona i mama trójki dzieci, obecnie edukowanych domowo. Swoje doświadczenia edukacji domowej opisuje na blogu Pozytywy Edukacji. Entuzjastka Rodzicielstwa Bliskości oraz Slow Parenting. Od lat wspiera młodych rodziców na początku ich nowej drogi. Prezes Fundacji Polekont – Istota Przywiązania.
c
foto: Robbi Baba (CC BY-NC-ND 2.0),
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
10 komentarzy
Piotr
3 września 2020 at 09:33Czymś pośrednim między edukacja domowa a szkołą systemową jest mikroszkoła. To dobre rozwiązanie dla tych którzy nie chcą wysyłać swoich dzieci do szkoły systemowej a nie mogą poświęcić tyle czasu co potrzeba na edukację domową. tu jest zapis mojej rozmowy z Dyrektorem Mikroszkoły. Jeżeli chcesz wiedzieć co to jest mikroszkoła i jaka może wnieść wartość dla twojej rodziny i życia dziecka zapraszam do wysłuchania.
https://www.nacel.pl/podcasty/05-mikroszkola-wersja-skrocona-i-ty-mozesz-zalozyc-szkole/
Arek
20 września 2019 at 08:41Wszystko pięknie, też byłbym w stanie uczyć/korygować naukę moich dzieci większości przedmiotów. Ale są dwa problemy. Pierwszy to fatalny rozwój społeczny. I nie chodzi tu o to, że dzieci nie mają kontaktu z rówieśnikami, tylko że ich kontakty ograniczają się do podobnych sobie i nie mają pojęcia o realnym życiu pełnym chamstwa i innych podłości. Szkoła publiczna takie atrakcje zapewnia i w dłuższej perspektywie jest to wbrew pozorom OK. Druga sprawa jest taka, że wymagania współczesnych minimów programowego (i to nie tylko o to PiSowskie chodzi) to jakieś elementarne podstawy na zasadzie umiesz czytać to zdasz. W ubiegłym roku mojemu synowi z 4 klasy (więc po niewielu lekcjach historii w wersji patriotycznej) dałem do rozwiązania test z historii dla ośmioklasisty. No i na większość pytań odpowiedział, bo odpowiedzi były w tekście + odrobina logicznego myślenia. Zupełnie zbędne byłyby cztery lata siedzenia na historii, żeby zdać całościowy egzamin na 3,5/4. Najlepszym systemem jest mieszany nauka w szkole i rozmawianie o różnych rzeczach w domu. Pokazywanie innych podejść i rozwiązań nie tylko w przedmiotach ścisłych, ale i plastyce czy muzyce.
Cezary
18 września 2019 at 03:41Autor mija się z prawdą już na samym początku artykułu albo jest przynajmniej nieprecyzyjny. W Polsce jest obowiązek szkolny i obowiązek nauki. Obowiązek nauki do 18 roku życia natomiast obowiązek szkolny do końca szkoły podstawowej (wcześniej gimnazjum). Natomiast w jakich warunkach obowiązek szkolny jest spełniany to już inna sprawa. Może być w szkole lub poza nią np w ramach edukacji domowej.
anna
2 grudnia 2019 at 17:56Mój syn nauczany domowo już piąty rok (od 3 klasy- teraz jest w siódmej) zetknął się takim chamstwem w internecie i na podwórku, że szkoda gadać. Edukacja domowa go przed tym nie uchroniła jakoś.
Intelektualnie super, społeczny rozwój – masakra. Mój syn jest najbardziej samotną osobą na świecie.
Ale należy też dodać, że ma lekkie zaburzenia ze spektrum autyzmu. To nie pomaga w relacjach.
Mom
23 stycznia 2020 at 18:04Myślę, że kwestia problematycznego rozwoju społecznego nie leży w nauczaniu domowym, tylko w społeczeństwie. Nie mieszkam w Polsce i tutaj nauczanie domowe jest coraz bardziej popularne i co najważniejsze, rodzice uczący w domach tworzą grupy – np. na Facebook’u – gdzie umawiają się na regularne spotkania, zabawy, wspólne zajęcia terenowe, lekcje pływania, tańca, zajęcia artystyczne prowadzone przez rodzica który jest świetnym malarzem. Inny rodzic prowadzi zajęcia teatralne – jeśli są jakieś koszty, to raczej wynajęcia sali lub kawy/ciasteczek. Te rodziny są bardzo ze sobą zżyte, współpracują, pomagają… Dzieciaki mają ciekawsze życie społeczne niż gdyby były w klasie, gdzie nie mają większego wyboru jeśli chodzi o towarzystwo – są zamknięci w grupie rówieśników, niezależnie od zainteresowań itd. Kiedy bywam w Polsce, bardzo mocno rzuca mi się w oczy niechęć innych rodziców do kontaktów ich dzieci z innymi. Moje dziecko nie jest autystyczne, jest bardzo otwarte i pomocne innym dzieciom ale wywołuje to bardzo często jeszcze większy lęk rodzica, np. na placu zabaw. Całkowicie odwrotnie jest tutaj. Dzieciaki bawią się bez względu czy się znają czy nie, rodzice (i nauczyciele) tworzą grupy, gdzie dzieci niepełnosprawne, autystyczne, chore uczą i bawią się z tymi „zdrowymi”. Pomagają sobie, są tolerancyjne i cierpliwe. Nie zwracają uwagi na kolor skóry, wózek inwalidzki i pokazują palcem kogoś bez kończyny. Jest to coś czego nie widziałam w Polsce w dużych i małych miastach, w różnych sytuacjach. I to mój dzieciak był traktowany jak trędowaty, kiedy pobiegł pocieszyć malucha, który spadł z huśtawki czy podszedł zapytać czy mogą razem kopać dołek. Nie raz smutny pytał, co się stało albo dlaczego ta pani była taka zła….
anna
6 sierpnia 2018 at 08:32Nauczanie domowe to wspaniała alternatywa , jest tyle pomocy, dzieki aplikacji Czytka przeszliśmy przez najtrudniejszą rzecz naukę czytania teraz z przyjemnością zdobywamy kolejne etapy wiedzy.
Tadeusz
13 czerwca 2018 at 00:46Wielkie uznanie dla Pani Kingi Pukowskiej !!!
Mieszkam w USA i tutaj szkoły domowe są nie tylko znane, popularne, ale zdecydowanie dzieci ze szkół domowych mają lepsze wyniki i wyższy poziom edukacji, lepszy start gdy idą na studia.
Dużym plusem takiej domowej edukacji jest fakt, że w wielu szkołach publicznych dzieci narażone są na wpływ rówieśników – “szkodników.” Domowa edukacja w dużym stopniu chroni dzieci od złych wpływów w szkołach publicznych.
rafal
13 lutego 2018 at 06:57Jakis zart chyba? Kiedys sprobowalem-w poradni pedagogicznej, ktora obowiazkowo trzeba przebrnac,wysmiano mnie,pogrozono za takie “szalone pomysly” i przegnano na 4 wiatry. To tyle odnosnie edukacji domowej
Piotr Borowski
25 stycznia 2018 at 09:59W Anglii rodzice często łączą się w grupy i np. jeden uczy dzieci języka, a drugi historii i geografii. To sprawia, że edukacja domowa jest łatwiejsza. Robią to także polskie rodziny. Ja uczę dzieci historii. Nagrywam niektóre lekcje i wyszedł z tego podkat 🙂
https://soundcloud.com/historia-dla-dzieci
Zabijanie kreatywności
20 kwietnia 2017 at 10:06[…] Edukacja domowa pod lupą […]