Jestem późnym rodzicem. Na tyle późnym, że już dawno, dawno temu zdążyłem zapomnieć, jak to jest być dzieckiem. Owszem, moja pamięć zdołała zachować pewne wspomnienia, ale dotyczą one raczej czynności, niż uczuć, które im towarzyszyły. Pamiętam jazdy rowerem, gry w kapsle i pikuty, pamiętam wakacyjne wyprawy nad jezioro, zabawy w chowanego i wyprawy przez płot na zakazany teren budowy nowych bloków na moim osiedlu. Niedoskonałość mojej pamięci o dzieciństwie nie przeszkadzała mi zbytnio ani nie skłaniała do refleksji głębszych niż „Tak to jest, gdy człowiek się starzeje…” do czasu, aż na świat przyszły moje własne dzieci.

12594242793_563518e040_zPoczątkowo, gdy były jeszcze maleńkie, moja pamięć o własnym dzieciństwie pozostawała uśpiona. Nic dziwnego, malutkie dzieci wymagają takiej uwagi, że młody rodzic marzy przede wszystkim o tym, żeby się wreszcie porządnie wyspać. Jednak po pewnym czasie, a stało się to mniej więcej wtedy, gdy dzieci zaczęły mówić, moja pamięć wybudziła się z letargu.

Nagle wróciły wspomnienia, które – jak mi się wydawało – utraciłem na zawsze: scena, gdy tata prosi mnie o uporządkowanie zabawek w pokoju i po kolei ustawiam moje samochody w garażu pod półką na książki. Miałem wtedy nie więcej niż trzy lata! Albo zabawa w wannie wypełnionej wodą, w której moje dłonie grały rolę nurkujących fok i delfinów. Albo gdy późnym wieczorem wpadam do salonu z radosnym okrzykiem: Zobacz, mama, ja jeszcze nie śpię!

Zauważyłem, że takie wspomnienia pojawiały się wtedy, gdy podobne sceny działy się w rzeczywistości, ze mną już w roli ojca. Zaganianie do łóżek, wspólne zabawy zakończone prośbą o zrobienie porządku czy głośne czytanie bajeczek okazały się katalizatorem, dzięki któremu mój mózg zaczął otwierać piwnice od lat zamknięte na cztery spusty i wyciągać z nich coraz to nowe skarby.

15553173562_08e716b9fa_zA potem włączył wyższy bieg i poczęstował daniem jeszcze smakowitszym: uczuciami. Przypomniały mi się już nie tylko fakty z dzieciństwa, ale też odczucia, które im towarzyszyły: euforia, gdy nacisnąwszy mocniej na pedały składaka Wigry oderwałem się od ręki taty i samodzielnie pomknąłem w dal. Bezradność, gdy mój ledwo okiełznany dwukołowy ogier znarowił się i powiódł mnie prosto w betonową latarnię. Mozół zadań domowych odrabianych przy radosnych wrzaskach podwórkowej bandy grającej w nogę. Paraliżujący strach, gdy otworzyłem tornister i okazało się, że zapomniałem fletu (pani G., nauczycielka muzyki z mojej podstawówki, słynęła z tego, że jednemu uczniowi naderwała ucho, aż się krew polała).

8232541379_dbb51b2d21_zDawne odczucia tym bardziej powracały, im więcej obcowałem z moimi dziećmi. Takie międzypokoleniowe deja vu, o wiele bardziej intensywne, niż w czasie przeglądania starych fotografii.

A najcenniejszym podarunkiem stało się współodczuwanie z moimi dziećmi. Empatia, dzięki której mogę wsłuchać się w siebie, żeby poczuć – dosłownie – jakie uczucia przeżywają moje dzieci. Fala ulgi, gdy odpuszczę Stasiowi wkuwanie wiersza i zagram z nim w piłkę. Radosny przestrach, gdy niespodziewanie poderwę Zośkę w ramiona, zakręcę nia w powietrzu i mocno przytulę. Nadzieja, że może się zgodzę na jeszcze kilka minut, gdy w środku świetnej zabawy zawołam je na kolację oraz bezsilny żal, gdy jednak okażę się stanowczy.

Wychowanie dzieci to często droga na oślep. Dzięki owej empatii ta ścieżka staje się prostsza i wygodniejsza. W dniu dziecka życzę wszystkim rodzicom, by obudziło się w nich dziecko, którym byli przed laty.

c

Autor: Wojciech Musiał

Zdjęcia: Michelle Bender, Vivian Chen, Jaime Gonzales, Filter Collective


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.