Kiedy byłem kilkuletnim berbeciem (hen w latach 70-tych zeszłego wieku), ojciec, znakomity kierowca i dumny posiadacz fiata 125p, sadzał mnie na kolanach, żebym od najmłodszych lat poczuł, co to jest prowadzenie samochodu. On zajmował się obsługą pedałów i zmianą biegów, ja ściskałem kierownicę usiłując utrzymać samochód po prawej stronie jezdni. Jeździliśmy pustymi, bocznymi drogami, ojciec dumny z syna, ja czerwony z emocji po każdym ostrzejszym zakręcie, a zwłaszcza gdy przychodziło do mijania auta, które nadjeżdżało z naprzeciwka. Do dziś pamiętam połączenie strachu i euforii, które gotowało się we mnie, gdy po kilku kilometrach zjeżdżałem na pobocze by oddać ojcu kierownicę. No i pytanie, które następowało natychmiast: Tata, a kiedy znów dasz poprowadzić?
Dziecko za kierownicą
Oczywiście takie zachowanie było całkowicie nielegalne i policja (milicja!) zapewne wlepiłaby ojcu odpowiedni mandat. Jednak dzięki tym lekcjom bardzo szybko połknąłem samochodowego bakcyla i do dziś prowadzenie auta jest dla mnie ogromną przyjemnością i relaksem. Uważam, że dzięki ojcu wyrosłem na dobrego, opanowanego, bezpiecznego kierowcę. Zastrzegam przy tym, że nie uważam się za mistrza kierownicy i przyznaję, że czasem płacę mandaty i że w czasie dwudziestu pięciu lat mojej kariery jako kierowcy zdarzyło mi się spowodować kilka kolizji. Jednak ojcowskie lekcje sprawiły, że od samego początku auto jest moim przyjacielem, a nie narowistą, nieprzewidywalną bestią, która mnie zabije, jeśli jej nie okiełznam.
Dziś to moje dzieci są w wieku, w którym mógłbym posadzić je na kolanach położyć ich dłonie na kółku. I chciałbym nauczyć je tego samego, choć zdaję sobie sprawę, że ruch na drogach jest daleko większy a konsekwencje prawne ewentualnej kolizji o wiele cięższe. I dlatego w mojej głowie zrodziło się pytanie: czy są inne, legalne sposoby przekazania moim dzieciom tego, czego sam się nauczyłem w ich wieku.
Pomysł, by kilkuletnie dziecko prowadziło auto na kolanach rodzica, jest wyjątkowo kiepski. – mówi Andrzej Lubertowicz, właściciel Akademii Bezpieczeństwa w Ruchu Drogowym Safe2drive. – Proszę sobie wyobrazić co dzieje się z dzieckiem w razie nawet drobnej kolizji albo gwałtownego hamowania. Z jednej strony miażdży go wybuchająca poduszka powietrzna, z drugiej ciało ojca gwałtownie dociska go do kierownicy! To może się skończyć się ciężkimi obrażeniami ciała. Do tego dochodzi zagrożenie dla innych uczestników ruchu. A gdyby policja złapała takiego kierowcę, mogłaby ukarać go z kilku paragrafów kodeksu drogowego: stwarzanie zagrożenia w ruchu drogowym, przewożenie dziecka w sposób nieuprawniony (do 12 roku życia i przy wzroście poniżej 150cm dziecko musi podróżować w foteliku) plus kierowanie pojazdem przez osobę bez uprawnień.
Policja drogowa potwierdza te słowa. Komisarz Tomasz Seweryn, zastępca naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Krakowie przedstawia jeszcze jeden aspekt tego problemu. Zbyt wczesne opanowanie umiejętności prowadzenia samochodu (i motocykla też!) skutkuje plagą młodocianych kierowców, którzy prowadzą pojazdy bez uprawnień. A ponieważ cechuje ich większa brawura i bezmyślność, skutkiem są częste tragiczne wypadki z ich udziałem. Jeśli chcemy nauczyć nasze dzieci jeździć – podkreśla komisarz Seweryn – zacznijmy od teorii. Niech najpierw opanują kodeks drogowy, a za kółko niech wsiadają, gdy osiągną odpowiedni wiek.
Pojazd dla juniora
Jeśli jednak upieramy się, by nasze dziecko oswajało się z prowadzeniem auta, jest na to całkowicie legalny sposób. To gokarty! W Polsce można je prowadzić od najmłodszych lat. Kilkuletnie dzieci z powodzeniem ścigają się na torach. Dla najlepszych jest to początek sportowej kariery (tak zaczynał m.in. Robert Kubica), a dla wszystkich bez wyjątku to wspaniała szkoła panowania nad pojazdem mechanicznym. Poza tym niektóre kluby samochodowe dopuszczają do rywalizacji nastolatków bez uprawnień do prowadzenia pojazdu. Mogą się oni ścigać na innych niż gokarty pojazdach typu buggy itp.
Katarzyna Dobrzańska z Centrum Inicjatyw Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Krakowie dodaje, że jest jeszcze jeden sposób na całkowicie legalne wychowanie dobrych kierowców. To własny przykład. Kilkuletnie dziecko jest jak gąbka, która chłonie wszystko dookoła i znakomicie to zapamiętuje. Również zachowania rodziców za kółkiem. Jeśli więc notorycznie przekraczamy prędkość, jeśli trzymamy kierownicę jedną ręką, jeśli jesteśmy agresywni wobec innych kierowców, możemy być pewni, że nasze dzieci będą jeździć tak samo. I dlatego jadąc z dziećmi powinniśmy być hiperpoprawnymi kierowcami. Ręce na „za piętnaście trzecia”, spokój, uprzejmość i 50km/h w terenie zabudowanym.
tekst: Wojtek Musiał
foto: Ken Wilcox, Jenn Durfey, Stuart, Laura Zaino
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy