Dzieci są bardzo ciekawe świata, mają ogromny apetyt na wszelką o nim wiedzę, chcą eksplorować, eksperymentować, poznawać, odkrywać. Wielu specjalistów to powtarza i podkreśla. Ale też dzieci to nie nieustannie nakręcone bączki, które nie przestają wirować w zawrotnym tempie. Ich ciekawości świata towarzyszy inna cecha, którą czasami trudno nam dostrzec, a jeszcze trudniej docenić. Umiłowanie prostych przyjemności.

Mój syn spędził dwa tygodnie wakacji z babcią nad morzem. Spodziewałam się, że mając tak dużo czasu zwiedzą kilka ciekawych miejsc, zrobią sobie jakieś wycieczki po okolicy, że mój ciekawy świata Junior będzie się domagał różnorodnych aktywności. Tymczasem całe dwa tygodnie mój syn spędził na plaży drążąc tunele w piasku. I był tym zachwycony! Jak to możliwe, że głodny wiedzy i poznania dziewięciolatek tyle czasu poświęcił jednej, wydaje się monotonnej, aktywności?

Po pierwsze – dzieci potrzebują wyhamowania. Po intensywnych 10 miesiącach w szkole, kiedy jego mózg zapamiętywał jakieś hektoliony informacji i generował trzy razy tyle pytań, a w przerwach jego ciało biegało, skakało, wspinało się na drzewa oraz na szczyty swoich możliwości, by dotrzymać kroku kolegom w ich podwórkowych wygibasach – mój Junior odnalazł przyjemność w zwolnieniu tempa, w przesypywaniu piasku przez szczupłe palce. Zwyczajnie potrzebował odpoczynku.

2453205575_57589e1aae_oPo drugie – kiedy dostarczamy dzieciom wielu atrakcji, ich doświadczenia są różnorodne, lecz powierzchowne i chwilowe. Nie ma w tym nic złego, warto jednak zauważyć, że równie atrakcyjne może być spędzenie dłuższego czasu na zgłębieniu jednego tematu. I to wcale nie musi być zaprzeczenie różnorodności. Plażowy piasek można przesypywać na miliony sposobów. Można spędzić godziny na drążeniu rowów melioracyjnych, budowaniu piaskowych fortyfikacji, tworzeniu rzeźb, czy szacowaniu, ile ziarenek piasku mieści się w dłoni. Można odkryć, że mokry piasek ma zupełnie inne właściwości niż suchy i wymyślić sto różnych zastosowań jednego i drugiego. Można, o ile w kulminacyjnym momencie odkryć i badań ktoś z dorosłych nie wezwie młodego odkrywcy: “Jasieeek, chodź, jedziemy do parku rozrywki!”. Mówi się, że dzieci nie potrafią długo skupić się na jednej aktywności. Potrafią. Potrzebują do tego swobody, czasu i wolności wyboru.

Po trzecie – kwestia gustu. Ja wolę zwiedzać, poznawać, wleźć na latarnię morską, dotknąć chłodnego gotyku Kościoła Mariackiego, czegoś się dowiedzieć, coś zaobserwować. Tę ciekawość obudził we mnie mój syn, ale mam wrażenie, że czasami rozpędzam się w niej bardziej, niż on. Mnie plaża nudzi. Jego nie. I młody człowiek zasługuje na to, by uszanować jego upodobania.

DSC02327Po czwarte – rzecz o wyrzutach sumienia. Wielu z nas, rodziców, dużo pracuje, za to mało czasu spędza z dziećmi. Często czujemy się z tego powodu winni i swoją za-mało-obecność próbujemy dzieciom zrekompensować wypełniając tę niewielką część czasu, jaki mamy dla nich, dziesiątkami atrakcji. Skondensować bycie razem. Nie mówię, że źle jest zabrać dzieciaki do kina, na lody, do wesołego miasteczka, na wycieczkę do średniowiecznego zamku, do oceanarium, na rowerową wyprawę… Obserwuję jednak, że dzieciaki nie zawsze potrzebują fajerwerków. Są szczęśliwe również wtedy, gdy wolnym krokiem przemierzamy kałuże na osiedlowych uliczkach. Czasami zaś lubią po prostu pobyć w domu. Pobyć nie robiąc nic konkretnego, trochę rozmawiając, coś poczytując, coś rysując, opowiadając o swoich sprawach. Nieśpiesznie. Pobyć z nami, mieć naszą uwagę – to jest w takich chwilach dla nich najważniejsze.

Dzieci są głodne wrażeń. Lubią, kiedy dużo się dzieje, ich ciekawość gna je z tematu na temat często w zawrotnym tempie. Jednak równie chętnie oddają się z namaszczeniem prostym przyjemnościom – brodzeniu w kałuży, kopaniu dołków w piasku, przelewaniu wody z kubka do miseczki i z powrotem… My, dorośli, lubimy “dobrze wykorzystać czas”. Zdarza nam się jednak mylić dobre wykorzystanie czasu z upchaniem w nim największej 8153108522_907ad9393e_kmożliwej liczby aktywności i jeszcze żeby one były “warte swojej ceny”. Dzieci zaś mają w nosie upływ czasu, lubią mieć go na wszystko, co robią tyle, ile im potrzeba. Nie uznają też naszej dorosłej skali atrakcyjności rzeczy. Jeśli zabierzemy Juniora na wycieczkę do Krakowa, możliwe, że największą atrakcją będzie dla niego gonienie gołębi po rynku i będzie chciał spędzić na tym dwie godziny. Może nawet zdarzyć się tak, że ze zwiedzania Legolandu najbardziej zapamięta to, że tata zrobił mu samolot z ulotki.

c

autorka: Elżbieta Manthey

foto: Kevin Krejci, amanda tipton, archiwum autorki, Matt Newfield