Jeden z moich znajomych poskarżył się niedawno na łamach Facebooka, że latem wciąż potyka się o pozostawione pod blokiem dziecięce hulajnogi. A jeszcze bardziej denerwuje go, że cała ta dzieciarnia od hulajnóg nie mówi mu “dzień dobry”, choć mieszkają w tym samym budynku. Czy to brak dobrego wychowania? Wina rodziców? Niekoniecznie. Dlaczego więc dzieci nie kłaniają się sąsiadom?

– Moje się kłaniają – powiedział Wojtek Musiał, gdy dyskutowaliśmy ten temat w Juniorowym gronie. – Ale my mieszkamy na wsi i wszyscy się tu znamy.

Właśnie. To jest pierwszy powód niemówienia “dzień dobry”: wychowując dzieci wielokrotnie ostrzegamy je przed obcymi. “Nigdzie nie chodź z obcymi”. “Nie otwieraj drzwi obcym”. “Nie rozmawiaj z nieznajomymi”. Obcy to potencjalne niebezpieczeństwo – tego uczymy dzieci i to bardzo wcześnie. Dzieciom trudno jednak dokładnie rozpoznać, kto jest obcy, a kto swój. Czy ktoś znany tylko z widzenia to wciąż obcy, czy już nie? A weźmy pod uwagę, że znany z widzenia jest tak samo sąsiad, listonosz, pani w sklepie jak i osiedlowy zabijaka popijający alkohol na osiedlowej ławeczce. Czy sąsiad, którego dzieci widują kilka razy w miesiącu, który nigdy się do nich nie uśmiecha i nigdy nie rozmawia z rodzicami jest znajomym, czy nie? Skoro mama ostrzega przed obcymi, którzy mogą się do dzieci miło odzywać, to chyba tym bardziej niebezpieczny jest ktoś, kto wcale miły nie jest? To naprawdę trudne – zorientować się w tych społecznych subtelnościach.

Druga sprawa to własny przykład. Rodzice kłaniający się uprzejmie sąsiadom to dla dzieci drogowskaz w zawiłościach społecznych oczekiwań. Obserwując rodziców dzieci powoli zapamiętują, z którymi osobami rodzice się witają i z czasem zaczynają ich naśladować. Z czasem, niekoniecznie od razu. Dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie udzieliła moja siedmioletnia córka: „Czasami po prostu się wstydzę”. Odezwanie się do nieznajomego wymaga przekroczenia własnych granic, co bywa niekomfortowe i dla dzieci trudne. Minie trochę czasu zanim nabiorą śmiałości, przełamią wewnętrzny opór, który każdy z nas przecież odczuwa wobec czegoś co wywołuje dyskomfort.

Przykład rodziców jest bardzo ważny, ale nie jedyny. Jako sąsiedzi również bierzemy udział w wychowywaniu okolicznych dzieci. Dajemy im przykład, który one naśladują. Kiedy spotkana na klatce schodowej sąsiadka milcząc wymownie, groźnym wzrokiem wpatruje się w sześciolatka, to właśnie daje mu przykład. Dziecko raczej zrobi dokładnie to samo, co pani sąsiadka, niż domyśli się, że ma wyrecytować grzeczną formułkę. Jeśli pani sąsiadka tylko patrzy, to dziecko też będzie patrzeć uznawszy, że tak właśnie należy się zachowywać. Od groźnego spojrzenia znacznie skuteczniejsze będzie, kiedy sami powiemy spotkanym dzieciom „dzień dobry”, lub „cześć”. W ten sposób pokażemy, jak należy się zachować podczas takiego przelotnego spotkania, a dziecko łatwiej zapamięta nas jako kogoś „nie obcego”.

Oczywiście w naszej kulturze bardzo silnie zakorzeniona jest zasada, według której dzieci powinny okazywać szacunek starszym. To dzieci powinny kłaniać się pierwsze. Myślę, że chętnie będą to robiły, jeśli pokażemy im jak. Tylko że pokazanie jak nie polega na prawieniu kazań, ani na strofowaniu czy robieniu wyrzutów. Pokazać jak oznacza zachować się wobec dziecka i wobec innych ludzi tak, jak chcemy, by ono się zachowywało. Chcesz być szanowany – sam okazuj szacunek.

W szkole moich dzieci wymyślono akcję, która miała zachęcić dzieci do powitalnych uprzejmości. Przy wejściu w budynku rozwieszono wesołe hasła nawołujące do witania się wszystkich ze wszystkimi. Najważniejsze jednak było zaproszenie rodziców, by włączyli się w akcję mówiąc sobie nawzajem “dzień dobry”, witając się z nauczycielami i z dziećmi. Wyeksponowane wszędzie hasła miały przypominać nie tylko dzieciom, ale i dorosłym, by zwracali uwagę na powitalne uprzejmości. Bo dzieci uczą się naśladując starszych.

Jesper Juul w jednej ze swoich książek napisał, że za relacje między dorosłym a dzieckiem zawsze odpowiedzialny jest dorosły. W tych drobnych, codziennych sprawach międzysąsiedzkich również to my, dorośli, jesteśmy silą sprawczą. Zanim więc zaczniemy wymagać od dzieci “właściwych zachowań”, sami pokażmy im, jak one wyglądają. Jeśli chcemy, by buszujące po podwórku dzieciaki sąsiadów były dla nas uprzejme, bądźmy tacy dla nich.

No i oczywiście rozmawiajmy, objaśniajmy, opowiadajmy. Nie strofując i nie robiąc wyrzutów. Spokojna, otwarta rozmowa jest zawsze dobrym uzupełnieniem doświadczeń i obserwacji, nadaje kontekst i buduje wiedzę o świecie.

 


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.