Lasse i Maja ostrożnie przemierzają krypty starego kościoła. Omijając liczne pułapki z wprawą Indiany Jonesa zmierzają wprost do skarbu ukrytego na końcu mrocznego, pełnego pajęczyn korytarza. Skarbem okazuje się niewielka skrzynka, której w żaden sposób nie można otworzyć. A w środku – jak głosi legenda – ukryty jest skarb rodziny Von Brom. Czy Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai wydobędzie skarb? Wszak pieniądze bardzo by się przydały. Nie im, ale pastorce zabytkowego kościoła, który wymaga pilnego, kompleksowego remontu. Sprawę komplikuje seria kradzieży rodowych pierścieni żyjących członków rodziny Von Brom. W miasteczku ewidentnie jest ktoś, kto również ma chrapkę na zawartość tajemniczej skrzynki…

Biuro Detektywistyczne Lassego i MaiValleby z kinowego ekranu różni się od tego, jakie znamy z książkowych ilustracji Heleny Willis, która narysowała je w formie schematycznej mapy: tu sklep, tu port, tu hotel, a pomiędzy nimi ulice, wszystko narysowane czarnym atramentem. Tymczasem filmowe Valleby to sielanka w stanie esencjonalnym. Jest kolorowe i słoneczne, zadbane i czyściutkie. Żadnego papierka czy psiej kupy na trawniku, żadnych korków na ulicach, nikt się nie spieszy, wszyscy uśmiechnięci i zrelaksowani. Trochę jak miasteczko Seaheaven z „Truman Show” Petera Weira.

Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai tropi złodzieja sygnetów, a my obserwujemy ich przygody siedząc na krawędzi fotela. Twórcy filmu wspaniale zbudowali napięcie unikając jednocześnie – i to uważam za jedną z głównych zalet tego filmu – epatowania przemocą. Owszem, są pościgi na ulicach i na szczytach stromych dachów, ale nikt nie odnosi poważnych ran ani tym bardziej nie umiera. Jeśli pojawia się krew, to nie zalewa wszystkiego spienioną falą, ale kapie drobnymi kropelkami. I nawet złodziej pierścieni okaże się całkiem miłą osobą, która wcale nie działała z niskich pobudek, a wręcz przeciwnie. Krótko mówiąc junior będzie śledził akcję z wypiekami na policzkach, ale nie ma mowy o późniejszych kłopotach z zaśnięciem, ani tym bardziej o nocnych koszmarach.

Biuro Detektywistyczne Lassego i MaiDzięki precyzyjnemu scenariuszowi akcja jest płynna i zrozumiała dla młodego widza. Nikt się nie zastanawia skąd i dokąd i po co. Moje dzieci ani razu nie zadały pytania „Tato, a dlaczego?” – wszystko, co oglądały na ekranie, było dla nich zupełnie klarowne i jasne. O to chodzi!

No dobrze, raz zapytały. Tato, a dlaczego księdzem w kościele jest kobieta? Bo to jest kościół protestancki, w którym kobiety też mogą być kapłanami – odparłem. Aha – dzieci pokiwały głowami i wróciły do oglądania. Takich smaczków na ekranie jest więcej. Maja, choć dziewczynka, jest odważniejsza i fizycznie sprawniejsza od chłopca Lassego, kelnerem w kawiarni jest Dino o ewidentnie południowej urodzie. Świat Valleby jest wielobarwny i wielokulturowy, co pokazano z taką naturalnością, że owe ewidentne odmienności przyjmowane są przez widownię jako coś zupełnie oczywistego. Słońce świeci, trawa jest zielona, a księdzem może być też kobieta. Szwedzi to mistrzowie w nauce akceptacji tego co odmienne.

Biuro Detektywistyczne Lassego i MaiGra aktorska może być dla dorosłych widzów nieco zbyt ekspresyjna, na granicy karykatury, ale dzieci przyjmują ją bez zmrużenia oka. Dzięki niej od razu wiedzą, kto jest dobry, a kto zły, kto ma dobre intencje, a kto ewidentnie coś kręci. Co jednak wcale nie oznacza, że jak kręci, to jest zły. Może właśnie dlatego kręci, że chce dobrze?

I jeszcze jedno: Tato, jaka fajna piosenka! – wykrzyknęły dzieci w czasie końcowej sceny – Puścisz ją jeszcze raz? W ten sposób dzięki filmowi o Lassem i Mai moja latorośl odkryła pewien słynny szwedzki zespół rozrywkowy. Domyślacie się, jaki?

c

Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai. Sekret rodziny Von Broms

kategoria wiekowa: 6+

aktorski, 80 min

Szwecja 2013

c

Autor: Wojciech Musiał

 

 

zdjęcia: Kino Dzieci, Zakamarki