Z jednej strony poczucie bycia potrzebnym i budowanie więzi, z drugiej ograniczenie prywatności i konflikty charakterów. Życie pod jednym dachem z babcią i dziadkiem przynosi wiele korzyści, ale trzeba spełnić kilka warunków, żeby każdemu mieszkało się komfortowo.
W dawnych czasach rodziny wielopokoleniowe stanowiły normę. Nestorzy rodu spędzali jesień życia przy swoich dzieciach – pomagając w utrzymaniu domu i opiekując się najmłodszym pokoleniem, a gdy sił im ubywało, mogli liczyć na opiekę. Dziś, zwłaszcza w dużych miastach, taki model rodziny to wyjątek. Gdy dzieci dorastają, wyprowadzają się z domu, a gdy zakładają własne rodziny, chcą mieszkać osobno ceniąc swoją niezależność i prywatność. Własnych rodziców odwiedzają tylko od czasu do czasu.
Tymczasem model rodziny wielopokoleniowej ma więcej zalet niż ograniczeń. Wiem po sobie, ponieważ mieszkam pod jednym dachem z moimi rodzicami niemal od samego początku małżeństwa i przez lata doświadczyłem wielu blasków i kilku cieni życia w rodzinie trzypokoleniowej.
Wszyscy czują się potrzebni
Zwłaszcza najstarsze pokolenie. Nie ma mowy o samotnej emeryturze, wyczekiwaniu na sporadyczne wizyty dzieci i wnuków, nie ma przygnębiającej wizji wegetacji w domu spokojnej starości. Dziadkowie mają określone zadania: zajmują się domem i ogrodem, doglądają dzieci po ich powrocie ze szkoły lub przedszkola. Dla rodziców to ogromna ulga: nie muszą szukać opiekunki, martwić się, czy dobrze zajmie się dziećmi, czy będzie uczciwa i nie okradnie domu itp.
Przykład dla dzieci
Zegar biologiczny tyka nieustannie i nic go nie zatrzyma. Każdy robi się coraz starszy, a wraz z upływem sił, coraz bardziej zależny od opieki osób postronnych. W rodzinie trzypokoleniowej siłą rzeczy rodzice opiekują się dziadkiem i babcią – tym troskliwiej, im bardziej ubywa im sił. A dzieci obserwują to zachowanie i w naturalny sposób przyswajają sobie myśl, że kiedyś oni będą się opiekować rodzicami. To jest taka „spłata długu opieki” przechodząca z pokolenia na pokolenie.
Nauka kompromisu
Mieszkanie pod jednym dachem w tyle osób, to nieustanna lekcja kompromisu. Dla wszystkich. Co na wspólny obiad? Trzeba się dogadać (ale za to nie musimy obiadów gotować codziennie, a poza tym babciny obiad – mmmm…. pycha!). Kto dziś robi pranie? Trzeba to ustalić (chyba, że mamy osobne pralki). Kto skosi trawę? Kto umyje auto? A może chcemy zaprosić przyjaciół na wieczór z muzyką, a dziadkowie woleliby odpocząć? Trzeba się dogadać. Sztukę kompromisu muszą opanować również dzieci. Na ich dorosłe życie – jak znalazł.
Dom jest zawsze pod opieką
Chcemy wyjechać na wakacje, ale boimy się zostawić puste mieszkanie? Nie ma problemu. Dziadkowie zatroszczą się o całe obejście, dzięki czemu dzieci i wnuki odpoczywają w poczuciu komfortu, że z domem będzie wszystko ok, gdy pęknie rura, gdy zaprószy się ogień i gdy zainteresuje się nim złodziej. Opieka dotyczy również zwierząt domowych – psa lub kota, gdy nie chcemy zabierać go w podróż, chomika, rybek w akwarium i wszystkich innych zwierząt, których na wakacje się nie zabiera.
A jeśli wszystkie trzy pokolenia zaplanują wspólny wyjazd? No cóż… idealnych układów nie ma. Wtedy zamykamy dom na cztery spusty licząc, że wszystko będzie ok. Jak każda inna rodzina.
Utrata niezależności
Ten układ nie jest pozbawiony wad, ale jest to zupełnie naturalne. Cena, jaką musimy zapłacić za wymienione wyżej zalety, to przede wszystkim częściowa utrata niezależności średniego pokolenia, czyli nas. Jako dorastające dzieci marzyliśmy o wyprowadzce z domu i usamodzielnieniu się. Tymczasem znów mieszkamy z rodzicami. Którzy siłą rzeczy interesują się naszym życiem – planami, decyzjami, poglądami. Gdy odwiedzamy ich raz na jakiś czas, to zainteresowanie nie budzi większego dyskomfortu. Jeśli mieszkamy z nimi – odczuwamy je na co dzień. Plus komentarze do wszystkich drobniejszych spraw: nowe ciuchy, co na obiad, jaki film w TV itp., itd. To drażni tym bardziej, im gorzej dogadujemy się z naszymi rodzicami.
Różnice charakterów
Dochodzi do tego jeszcze jeden aspekt: dopasowanie na linii teściowie – zięciowie. Jeśli synowa nie nadaje na wspólnych falach z teściową, jeśli zięć nie przepada za ojcem swojej żony itp., mieszkanie pod wspólnym dachem będzie generowało napięcia i konflikty, których intensywność może przeważyć nad zaletami.
Dobrze zaprojektowany dom
Decydując się na mieszkanie pod jednym dachem z naszymi rodzicami, powinniśmy wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt – architektoniczny. Najlepiej, jeśli możemy sobie pozwolić na indywidualny projekt architekta, który dostosuje dom do naszych konkretnych potrzeb. Jedno wspólne mieszkanie, czy dwa osobne? Połączone wejściem, czy każda rodzina wchodzi osobno? A co z prądem, wodą i gazem – jedna instalacja, czy dwie oddzielne? Wspólna kuchnia, pralnia, łazienka, czy osobne? Co z garażem – czy zmieszczą się dwa auta? Wszystkie te kwestie warto przegadać zanim zdecydujemy się na wspólne życie.
Spiszmy kontrakt
Jeśli decydujemy się na mieszkanie pod jednym dachem, warto przemyśleć i przegadać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół wspólnej egzystencji. To pozwoli na uniknięcie wielu konfliktów i nieporozumień. Jeszcze lepiej, jeżeli spiszemy wszystko na papierze. Jak płacimy rachunki – razem, czy osobno? Jeśli to drugie – potrzebne będą osobne liczniki. Kto i jak zajmuje się pracami domowymi, sprzątaniem, ogrodem. Taka „domowa konstytucja” zapewnia spokój ducha każdej ze stron i pozwala na łatwe rozwiązywanie kwestii spornych. Oczywiście nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego, dlatego można ją, a nawet trzeba, modyfikować.
Warto pamiętać, że wspólne mieszkanie przypomina założenie spółki – im więcej zasad ustalimy na początku, tym zdrowsze będą późniejsze relacje. A od „Jakoś to będzie” rozpadło się już tysiące spółek założonych przez najlepszych przyjaciół na świecie.
Na koniec, jako praktyk z wieloletnim stażem, podkreślę raz jeszcze – uważam, że mieszkanie pod wspólnym dachem ma daleko więcej zalet niż wad. A największa zaleta to właśnie rodzina. Duża, silna rodzina, w której każdy czuje się na swoim miejscu, bo każdy jest potrzebny.
Foto: Created by Freepik
9 komentarzy
Karol
5 lipca 2022 at 10:41Witam. Zgadzam się z autorem. Rodzina wielopokoleniowa oparta na zdrowych zasadach to skarb. To idealne środowisko do wychowania dzieci w zgodzie i szacunku dla seniorów. Odnoszę wrażenie, że rodziny wielopokoleniowe są w kulturze Zachodu systemowo niszczone. Ludzie mieszkający w dużych wielopokoleniowych domach nie biorą kredytów na przepłacone klitki w blokach, aby być na swoim. Z reguły mają mało dzieci, bo na tyle pozwalają warunki mieszkaniowe i finansowe. W przeszłości gdy dominował model wielopokoleniowe rodziny, dzieci rodziło się więcej. Nie zgodzę się z rozpowszechnianą tezą, że rodzina wielopokoleniowa jest domeną biednych i nierozwiniętych społeczeństw. Wręcz przeciwnie. Można zauważyć, że wiele bardzo bogatych rodzin z elit mieszka razem ogromnym domu od wielu pokoleń. Jednocześnie te same elity biorą aktywny udział w niszczeniu dobrej opinii o dużych rodzinach dla własnych interesów, robią to np. Bankierzy
Sylvia
24 kwietnia 2020 at 18:22O matko, totalnie się z tym nie zgadzam, męczyłam się w takiej rodzinie 12 lat… Gdy w końcu mogłam zamieszkać w swoim własnym domu, poczułam w końcu, co to życie na własną rękę i ta swoboda wyboru, podejmowania decyzji. Ludzie nigdy nie popełniajcie tego błędu, gdy tylko możecie, idźcie na swoje! Nie marnujcie swojego życia.
Michał
1 stycznia 2020 at 21:36Młodzi! Nie dajcie się skusić. Unikajcie wielopokoleniowych rodzin jak ognia.
Angelika
21 lutego 2019 at 22:14A mogę dopytać jaka motywacja stała za tym wyborem i kto był jej kołem napędowym?
pozdrawiam;-)
Wojciech Musiał
22 lutego 2019 at 07:56To była wspólna decyzja całej rodziny podjęta po wielu rozmowach. Zmotywowało nas przyjście na świat dzieci oraz względy ekonomiczne.
Angelika
19 lutego 2019 at 18:52Pozwolę sobie wdać się z Panem w polemikę.
Uważam bowiem, że dorosły człowiek nie powinien mieszkać z rodzicami. Nie może być przy nich w pełni sobą. Dla rodziców cały czas jest się dzieckiem i nie wyrasta się z krótkich spodenek. To permanentne liczenie się z rodzicami jest uwłaczające godności dorosłego człowieka. Bardziej cenię sobie w życiu wolność niż wygodę i ciepłe kapcie.
Po kilkunastu latach niezależnego życia mieszkam(y) z moją mamą, której wydaje się, że nie może mieszkać sama. I mówię mojego nastoletniemu synowi – jak będę taka jak babcia, masz mnie oddać do domu starców. Mam nadzieję, że nie będę zatruwać mu życia.
Takie mieszkanie pod jednym dachem w 3 pokolenia niczego moim zdaniem nie uczy. Wszystkie osoby, które znam i które tak skończy zostały kopiami swoich rodziców i nigdy nie ukształtowały odrębnej tożsamości. Można postawić tezę, że nie potrzebowały. Ale czy chcemy w to wierzyć?
Wojciech Musiał
20 lutego 2019 at 08:10Pani Angeliko,
Wydaje mi się, że wiele zależy od tego, czy mieszkamy w rodzinie wielopokoleniowej z wyboru, czy raczej z przymusu. Moja rodzina podjęła świadomą decyzję, więc moje doświadczenia są pozytywne.
Pozdrawiam serdecznie.
Beata
12 sierpnia 2024 at 19:19Choć artykuł jest sprzed kilku lat, pozwolę sobie dodać komentarz. Zgadzam się z Panem, że dużo zależy od tego czy decyzja była podjęta z wyboru czy z przymusu. Ale dodatkowo dużo zależy od tego czy ludzie mieszkający ze sobą potrafią się wzajemnie szanować i traktować równo. Ja źle trafiłam. Zaakceptowanie mieszkania z teściami to największy błąd w moim życiu, bo życie na codzień wygląda tak, że jedni drugich obrzucaja obelga mi, ciągle wulgaryzmy, ciągłe konflikty i dzieci to wszystko obserwują. Ale znam też naprawdę piękne rodziny wielodzietne i wielopokoleniowe z których aż nie chce sie wychodzić, gdzie mieszkańcy zwracają się do siebie z szacunkiem i miłością, przebaczają sobie wszystko i mówią o sobie wzajemnie dobrze
Paulina
7 grudnia 2020 at 19:05To współczuję rodzinnych stosunków polegających na braku zaufania i kontroli. Widać, że nadal masz w Sobie zakorzenioną dziewczynkę. Jeśli Twoje rozwiązanie problemu szacunku rodzica do odrębności dziecka ma polegać na ucieczce od problemu (dokładnie odcięcia się od niego) to rzeczywiście stanowi to wyraz “ukształtowania odrębnej tożsamości”. Strachu przed odpowiedzialnością za rozwiązywanie trudnych problemów. Spłodzenie potomstwa, wyprowadzka z domu etc. nie są wyrazami dojrzałości, tylko infantylne jednostki mogą dojść do takich wniosków. Dorosłość to samostanowienie o sobie i świadome wybieranie życia, czasami kosztem własnej wygody, dla rodziny/ osób za które jesteśmy odpowiedzialni. W zależności od sytuacji życiowej mogą przybierać różne formy. Według ludzi Twojego pokroju dzieci bogatych rodziców są dorosłe z automatu, bo mają zapewnioną wolność o której Ty możesz pomarzyć. Można być wolnym w tłumie – tylko trzeba być niezależnym i dobrym.
Wcześniej posiadałam własnościowe mieszkanie dwupokojowe. Według Twoich standardów byłam dorosła. Obecnie mieszkam w domu, metraż 250 m^2, razem z moimi rodzicami, córeczkami i mężem. Żyje Nam się wspaniale. Rodzice mają wnuczki blisko siebie i zapewnioną opiekę w potrzebie (także finansową) ;). Natomiast My z mężem nie posiadamy balastu w formie zaciągniętego kredytu i pomocną dłoń moich rodziców. Sukcesywnie odkładamy oszczędności dla Siebie i dzieci. Nie muszę się nikomu tłumaczyć gdzie i z kim wychodzę, ale z drugiej strony opiekujemy się Sobą nawzajem. Są to zdrowe stosunki polegające na miłości.
Najlepiej tą niezależność i upodobanie do wolności u osób z Twoim podejściem widać w stosunku do dorobku (spadku), szukaniu pomocy opieki nad wnuczkami wśród dziadków oraz przyjmowaniu prezentów w formie pieniędzy na różne okazje. Wtedy to można nagiąć swoją indywidualność, tą wolność i swobodę ;).
Tobie Wojciechu gratuluję rodziny pełnej miłości i życzę wielu pięknych chwil.