Zlot pingwinów to gra od lat pięciu do stu pięciu – zapewnia Egmont, jej producent. Przyznam się, że początkowo miałem wątpliwości. Układanie kolejnych kart na chwiejnej konstrukcji wymaga naprawdę pewnej ręki, więc pomyślałem, że kilkuletni junior ma nikłą szansę w konfrontacji z dorosłym. A co to za frajda z gry, w której zawsze się przegrywa? Okazuje się jednak, że nawet młody wiekiem junior może bawić się doskonale, jeśli tylko trochę zmodyfikujemy jej zasady. Ale po kolei.
Zlot pingwinów to gra zręcznościowa, w której naszym zadaniem jest umieścić jak najwięcej tych sympatycznych ptaków na niewielkiej krze lodowej. Zadanie tym trudniejsze, że oprócz pingwinów wskakują na nią ryby i lądują mewy. Problemem są również rozpychające się morsy i chmury, które przykrywają niebo z góry. Co więcej – kra, na której sadzamy zwierzęta, unosi się na falującym morzu, czyli na czterech kulkach umieszczonych w specjalnym stelażu. Całość jest wyjątkowo niestabilna.
Gracze kolejno umieszczają na krze wylosowane karty z obrazkami pingwinów. Do nich przypinają ryby w kształcie klipsów, a na ich głowach sadzają kartonikowe mewy. Konstrukcja rośnie, jeśli ktoś nieuważnym ruchem strąci któryś element (elementy) zabiera je jako punkty karne. Wygrywa ten, kto zbierze ich najmniej. Gra jest bardzo emocjonująca, napięcie rośnie z każdą kolejną kartą, a moment, w którym konstrukcja się zwala, sprawia, że gracze wyskakują w powietrze. Zwłaszcza ten, który musi pozbierać punkty karne.
Gdy przystąpiliśmy do pierwszej gry: tata (wiek słuszny), ośmioletni Staś i sześcioletnia Zosia, byłem pełen obaw, przede wszystkim o tę ostatnią z racji niepewnej, drżącej, dziecięcej rączki. Tymczasem okazało się, że najbardziej wściekł się Staś, dla którego gra skończyła się wybuchem podlanej łzami złości. Taki charakterny! Gra natychmiast powędrowała na półkę, na której przeleżała kilka dni.
Przed drugim podejściem wprowadziłem dwie modyfikacje: po pierwsze pozbyłem się kulek, które sprawiają, że kra chybocze się na wszystkie strony. Taką modyfikację zresztą podpowiada instrukcja. Po drugie – pozwoliłem dzieciom wygrywać. Bo moim zdaniem frajda z tej gry polega niekoniecznie na graniu zgodnie z zasadami. O wiele więcej radości wzbudza widok taty, który „wścieka się”, bo rozwalił wielką piramidę zwierząt i dostał dziesięć punktów karnych! Gdy tylko tata zaczął przegrywać, dzieci były wniebowzięte, a rozgrywka przeciągnęła się na dobre półtorej godziny!
A więc, drogi rodzicu juniora, jeśli dasz juniorowi fory, “Zlot pingwinów” mu się spodoba. Jeśli nie, wpędzi go we frustrację. Wybór należy do Ciebie. Co innego, gdy dzieci już zasną i do gry przystąpią tata z mamą. Wtedy nikt nikomu forów już nie daje, a emocje (te prawdziwe) sięgają sufitu. Rodzicom Pingwiny na pewno też się spodobają!
c
autor: Wojciech Musiał
zdjęcia: archiwum autora, Egmont
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy