Centrum Nauki Kopernik w Warszawie to miejsce, w którym dzieci mogą dotknąć fizyki. Na dwóch przestronnych poziomach gmachu przyklejonego do Wisłostrady wystawiono kilkaset różnego rodzaju obiektów i instalacji, poprzez które zwiedzający może poczuć różnego rodzaju zjawiska występujące w przyrodzie: na czym polega elektromagnetyzm, jak funkcjonują ciecze, a jak powietrze, czym są barwy i złudzenia optyczne, jak rozchodzi się dźwięk, jak zbudowany jest człowiek… W Centrum znajdziemy ponad czterysta eksponatów.

Centralnym punktem Centrum Nauki Kopernik, a zarazem obiektem, na który nasz wzrok kieruje się zaraz po wejściu, jest wahadło Foucaulta. Błyszcząca, srebrna kula wielkości piłki do koszykówki wolno waha się zawieszona na stalowej linie sięgającej sufitu. Wahadło to najsłynniejszy na świecie dowód na ruch obrotowy Ziemi. Kula ziemska się obraca, a wahadło wykonuje ruchy jedynie w linii prostej, dlatego z każdym wahnięciem „dotyka” innego fragmentu wyznaczonego pod nim koła. W CNK dotyka dosłownie: na obwodzie koła zamocowano pionowe pręty, które przewracają się, gdy kula do nich dotrze. Wystarczy poczekać kilka minut, a kolejny pręt opadnie na ziemię, odmierzając jednocześnie upływający czas. Powolne, jednostajne ruchy wahadła sprzyjają medytacji: to znakomite miejsce, żeby odciąć się od panującego w Centrum gwaru. A jednocześnie wahadło świetnie nadaje się na miejsce zbiórki. Kto się zgubi, idzie do wahadła i spokojnie czeka na resztę.

Wahadło Foucaulta to centralny punkt Centrum

Niedzielne popołudnie to w Centrum Nauki Kopernik godziny szczytu. Przy kasach wita nas tabliczka „Wszystkie bilety wykupione”, całe szczęście, że nasza wizyta była umówiona wcześniej. Generalnie kupno biletu przez internet to bardzo dobry pomysł, żeby uniknąć rozczarowania przy wejściu i to niezależnie od dnia tygodnia. Magnetyczne bramki otwierają się, wkraczamy do przestronnej hali wypełnionej instalacjami.

Jak je wszystkie zaliczyć? Rozglądamy się dookoła nieco zdezorientowani, w końcu wybieramy kierunek na chybił-trafił. Okazuje się, że to bardzo dobry pomysł. Na stronie internetowej Centrum czytamy, że w zwiedzaniu najlepiej kierować się ciekawością i intuicją. Eksponaty są co prawda pogrupowane tematycznie, ale granice między strefami są zatarte – jak w prawdziwym życiu poszczególne działy fizyki przenikają się i uzupełniają. Ale miłośnicy porządku też się tu odnajdą: można wybrać jedną ze ścieżek zwiedzania lub poprosić animatora o asystę.

Każda instalacja zaprasza do eksperymentowania. Można naciskać, przesuwać, kręcić, dmuchać, przelewać, podnosić i opuszczać. W części poświęconej pneumatyce wprawiamy w ruch niewielkie żaglówki na kołach i obserwujemy, jak poruszają się pod wiatr. W strefie optycznej rozszczepiamy światło na wszystkie kolory tęczy. Wprawiamy w ruch ciężki żyroskop i doświadczamy efektu bezwładności. Siadamy na ławeczce zawieszonej na bloczkach linowych i podnosimy się siłą własnych mięśni. Napełniamy zbiornik wodą używają śruby Archimedesa. Obserwujemy, jak pod wpływem pola magnetycznego opiłki żelaza formują zabawnego „jeżowca”. Ze styropianowych klocków budujemy kopułę igloo i dotykamy szklanych kul, w których plazma podąża za naszymi palcami.

Jest też strefa Re-generacja, do której wejść mogą osoby powyżej 14 roku życia. Tutaj króluje psychologia, socjologia i neurobiologia. Większość eksponatów to interaktywne ekrany, na których możemy dowiedzieć się, jak funkcjonuje ludzki umysł. Nazwę Re-generacja można też potraktować dosłownie: jest tu wyraźnie ciszej i spokojniej niż w gwarnych salach ogólnych.

Nasze młodsze dzieciaki – ośmio- i dziewięciolatki – najwięcej czasu spędzają w Majsterkowni. Budowanie własnego pomysły konstrukcji, które mogłyby unieść się niesione podmuchem powietrza, czy mostu ze słomek, po którym mógłby przejechać drewniany samochodzik – takie aktywności wciągnęły naszych juniorów na sporo ponad godzinę.

Najczęstszym pytaniem, które słyszę, jest: Tata, a dlaczego? Na szczęście w odpowiedziach pomagają opisy zjawisk umieszczone na tabliczkach przy każdym obiekcie. Dla taty to niezła powtórka z fizyki, której uczył się w szkole hen, dawno temu. W ogóle najfajniej eksperymentuje się w parach: dziecko-dorosły. Oczywiście dzieci można puścić samopas, ale wtedy sporą część instalacji potraktują jak zabawki. Dopiero rozmowa z dorosłym pozwoli im zrozumieć zjawiska, które przedstawiają, a i rodzice odświeżą lub wzbogacą swoją wiedzę. Nasi starsi juniorzy – lat 12 – najpierw chodzili swoimi drogami i samodzielnie eksperymentowali z eksponatami, później jednak docenili towarzystwo dorosłych, możliwość pogadania lub wspólnego odkrywania zjawisk prezentowanych na kolejnych stanowiskach.

Kilka godzin upłynęło nie wiadomo kiedy. Na szczęście w Centrum jest bar, w którym można nabrać sił. A w sklepiku z pamiątkami – stracić fortunę… Nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, ale to nie szkodzi. Nasi juniorzy wyszli szczęśliwi, choć zmęczeni (rodzice dokładnie tak samo), a część ekspozycji, której nie zdążyliśmy doświadczyć, to doskonały pretekst, żeby tu powrócić.

Kilka podpowiedzi, by zwiedzanie było przyjemnością

Jeśli chcecie dobrze się bawić i dokładnie zwiedzić Centrum Nauki Kopernik, przeznaczcie na wizytę tu kilka godzin. Warto dać sobie i dzieciom swobodny czas na odkrywanie, doświadczanie, oglądanie. Eksponatów jest mnóstwo! A skoro ma to być kilkugodzinna naukowa przygoda – zadbajcie o wygodne buty! Zimą można nawet pokusić się o zabranie lżejszego obuwia na zmianę – w CNK jest szatnia i szafki, w których można zostawić zbędny balast.

Do Centrum Nauki Kopernik można zabrać przekąski i coś do picia – są miejsca, w których można swobodnie zjeść własny prowiant. Można też zjeść obiad w kopernikowej stołówce, albo posilić się w barku ciachem czy deserem.

Uzbrójcie się w asertywność i zwróćcie uwagę na kulturę korzystania ze wspólnej przestrzeni – zarówno własnych, jak i cudzych dzieci. Zwiedzających jest wielu, wśród nich młodsze dzieci, które żywiołowo wkraczają w zabawę przy każdym eksponacie nie zważając na to, że właśnie przerwały komuś obserwację, czy eksperyment. Zbudowanie igloo z piankowych klocków wymaga czasu – nasze małolaty bardzo się w to zaangażowały, niestety w połowie ich pracy rozpędzony czterolatek rymsnął w sam środek ich konstrukcji rozrzucając wszystko. Dorośli przydają się więc w CNK nie tylko do wyjaśniania praw fizyki i zasad działania eksponatów, ale także do stawiania granic niektórym zbyt rozpędzonym zwiedzającym.

Nie znam dziecka, które przeszłoby obojętnie oboj sklepu z pamiątkami. Warto dać juniorom czas na pobuszowanie między półkami. A żeby uniknąć jęków zakupowych – budżet i zasady zakupu pamiątek warto ustalić jeszcze przed wejściem do sklepiku. Zakupione tu drobiazgi pomogą przetrwać drogę do domu bez marudzenia – zmęczone naukową zabawą dzieciaki zajmą się swoimi gadżetami. A zmęczone będą, bo CNK dostarcza mnóstwa wrażeń!

 

 

 

Foto: Elżbieta Manthey i Wojciech Musiał