Gdy myślimy o wydobywaniu węgla w Polsce, to nasze myśli wędrują najpierw na Śląsk, potem do Bełchatowa i Konina. Ale w Bory Tucholskie!? Okazuje się, że i w tym rejonie naszego kraju wydobywano węgiel. Górnicza Wioska w Pile-Młynie opowiada dzieje kopalni węgla brunatnego „Montania”.

Nasza wizyta w Wiosce Górniczej rozpoczyna się przy kasie. Ale nie takiej współczesnej, ale zabytkowej, liczącej blisko sto lat, choć jej tryby i trybiki napędzane były już prądem. Dziś nie działa, ale banknoty, którymi płacimy za bilety, wędrują do jej szufladki. Zaraz potem przemiła przewodniczka pokazuje nam wciąż tkwiącą w niej rolkę paragonu sprzed stu lat. Jest zupełnie taki, jak współczesne.

Następnie dostajemy audio-przewodniki oraz mapę terenu. Rozpoczynamy grę terenową, której celem jest odgadnięcie, gdzie leży skarb. Musimy odnaleźć stanowiska rozmieszczone w promieniu kilkuset metrów i uzupełnić hasło zdradzające miejsce ukrycia skarbu. Po drodze mijamy malownicze, zadbane domy, a gdy wędrujemy leśną ścieżką, zatrzymujemy się przy tablicach, na których opisano miejscową faunę. Okazuje się, że przy odrobinie szczęścia można spotkać bielika, największego polskiego ptaka, który gnieździ się w okolicznych lasach. W słuchawkach, które cały czas mamy na uszach, słyszymy jego charakterystyczny pisk, a także odgłosy innych tutejszych zwierząt: borsuków, lisów, jeleni, kani czy myszołowów.

A potem dochodzimy do samej kopalni. Ale nie jest to taka kopalnia jak na Śląsku, z ogromnymi budynkami i wieżą napędu windy. Po „Montanii” zostało niewiele: dwa wagoniki, fragmenty torów, betonowe fundamenty kilku niewielkich budynków. Na pierwszy rzut oka kopalnia wydaje się mało atrakcyjna, ale to złudzenie.

Węgiel brunatny w Polsce wydobywa się przede wszystkim metodą odkrywkową. Ogromne koparki zdejmują warstwę gleby, a potem metodycznie wykopują warstwy węgla, który taśmociągami sunie na składowiska. „Montania” to jedyna w Polsce kopalnia głębinowa. Dlaczego? Bo warstwa węgla brunatnego została tu przesunięta przez napierający lodowiec, przez co ułożona jest skośnie w dół, a nie poziomo. Tłumaczy nam to charakterystyczną gwarą sam Skarbnik, duch kopalni, który nagle wyłonił się zza wrót pochylni.

Następnie oglądamy makietę terenu: miniaturowe domki, tory, urządzenia, magazyny. Wszystkie wykonane z pietyzmem i podświetlone żaróweczkami, które sami możemy zapalić i poznać przeznaczenie poszczególnych budynków.

Gofry! Nieopodal sympatyczny kucharz piecze je na zabytkowym, żeliwnym piecyku opalanym, jakże inaczej, węglem. Kiedyś taki piecyk stawiało się na westfalce, czyli kuchennym piecu z fajerkami. Ciasto wylewa się na karbowaną płytę, z wierzchu przykrywa drugą, piecze przez chwilę i… obraca na dwóch zawiasach. Teraz żar podgrzewa drugą stronę. Trzeba uważać, bo gofry łatwo się przypalają. Resztkami gofrów karmimy dwie przyjacielskie kozy. Ciekawe czy bardziej lubią turystów, czy ich specjały?

A potem jeszcze zdejmujemy buty i wkraczamy na ścieżkę Bosego Antka, gramy w zbijaka, strzelamy z procy i próbujemy innych atrakcji „Pola dla gzubów”. Z głośników brzmią… piosenki Mieczysława Fogga oraz przeboje wczesnego PRL-u. To jedyny „zonk” tego miejsca. Co ma wspólnego warszawski „Czerwony autobus” z kopalnią w Borach Tucholskich?

Ale poza tym Górnicza Wioska bardzo nam się spodobała. Ujęła nas przede wszystkim umiejętnym wyeksponowaniem arcyciekawej historii miejsca, które na pozór nie jest zbyt atrakcyjne. Ja, dziennikarz-wyga, nie miałem dotąd pojęcia, że na północy Polski kopano kiedyś węgiel brunatny, w dodatku metodą głębinową. Poza tym spędziliśmy w niej niespieszne, pełne relaksu popołudnie ujęci autentyczną gościnnością przesympatycznych gospodarzy.

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

Górnicza Wioska leży w niewielkiej miejscowości Piła-Młyn, kilka kilometrów na zachód od Gostycyna i na południe od Tucholi.

Dla turystów indywidualnych przygotowano zwiedzanie pozostałości kopalni, grę terenową, smaki kuchni borowiackiej, audioprzewodniki opisujące historię oraz przyrodę tego miejsca (po polsku, angielsku i niemiecku) oraz interaktywną makietę kopalni. Całość zajmuje ok. 2-3 godziny niespiesznego zwiedzania.

Wszystkie szczegóły dostępne są na TUTAJ.

This slideshow requires JavaScript.

foto: Wojciech Musiał