Są takie dzieci, które najchętniej jadłyby parówki i makaron. I nic poza tym. Albo naleśniki i rosół. I nic poza tym. Kiedyś o takich dzieciach mówiło się Tadek-Niejadek. Teraz mówi się: mają wybiórczy apetyt. Kiedyś uważano, że niechęć do jedzenia to dziecięca fanaberia i krnąbrność, dziś wiemy, że ograniczone menu może wynikać z wielu czynników takich jak alergie, zaburzenia rozwojowe, nadwrażliwość zmysłowa. Zmienia się terminologia i nasza wiedza, niezmienna pozostaje troska rodziców martwiących się o zdrowie dzieci, które żywią się trzema potrawami na krzyż i szukających wciąż nowych sposobów na urozmaicenie ich diety.
Mój syn należy do takich właśnie młodych ludzi, którzy w karcie dań akceptowanych mają nie więcej niż pięć potraw, w porywach do siedmiu. Ja z kolei należę do mam przejmujących się tym faktem ale jednocześnie szanujących wolę dziecka. Wypracowałam więc swoje mamine sposoby na urozmaicanie diety i kulinarne negocjacje. Być może pomogą i Wam zachęcić dzieci do spróbowania czasami czegoś innego niż żelazny zestaw pomidorowa i kotlet.
O co chodzi z tym „wybrzydzaniem”?
Zanim zaczniemy zachęcać, warto zastanowić się nad przyczynami wybiórczego apetytu. Dziecko, które absolutnie nie zgadza się na obecność pomidora czy twarożku na talerzu zwykle ma ku temu swoje powody. Być może u podstaw tej niechęci leży alergia, a może nadwrażliwość na zapachy czy złe doświadczenia. Wielu dorosłych na przykład nie jada szpinaku z powodu wspomnień z przedszkola, gdzie był on podawany w formie brei wyglądającej jak krowia kupa. Osoby z zespołem Aspergera często mają natomiast nadwrażliwe zmysły – zapachy i smaki odczuwają intensywniej niż inni, a niezwykle istotnym dla nich elementem jest konsystencja pokarmu – te uwarunkowania sprawiają, że ograniczają oni swoje menu do potraw „bezpiecznych” i dobrze sobie znanych. Wybiórczy apetyt to coś, co najpierw trzeba zrozumieć, dopiero potem można próbować z nim negocjować. Warto więc zasięgnąc rady mądrego lekarza pediatry, skonsultować się z alergologiem, psychologiem i dietetykiem. Słowem: wyśledzić przyczynę, by móc poradzić sobie ze skutkami.
Negocjacje czyli dialog
Z własnego dzieciństwa pamiętam bajkę o Tadku-Niejadku, który z powodu niejedzenia został uprowadzony przez pęk balonów, czy jakoś tak. Babcia często straszyła mnie takim losem, kiedy siedziałam i medytowałam nad talerzem z kanapkami z szynką. Szantaż na Tadka-Niejadka jednak nie zaostrzał mojego apetytu, a ja od zdobywanej z trudem w latach kryzysu szynki wolałam kaszankę.
Babcia miała w swoim arsenale żywieniowych podstępów więcej metod. Skutkowały jednak bardziej jej frustracją niż wzrostem mojego apetytu. Ani szantaż, ani straszenie, ani wzbudzanie poczucia winy, ani manipulacja nie sprawią, że dzieci będą chętniej jadły czy lepiej się odżywiały. To, co może być pomocne to cierpliwe, otwarte rozmowy dostosowane do wieku dziecka, wspólne czytanie książeczek o zdrowym odżywianiu z młodszymi dziećmi, dyskutowanie o zaleceniach żywieniowych ze starszymi. Traktowanie dziecięcych upodobań i ograniczeń z szacunkiem. Negocjowanie z nimi. A negocjacje to przede wszystkim dialog i szukanie rozwiązań zadowalających onie strony.
Co zatem możemy zaproponować juniorowi o wybiórczym apetycie?
To samo danie na różne sposoby
Młodemu człowiekowi, który niechętnie próbuje nowych potraw łatwiej będzie przełamać niechęć czy obawę, jeśli potrawa nie będzie tak całkiem nowa. Wychodząc od znanego i akceptowanego dania, można próbować wariacji na jego temat. Mój syn na przykład lubi makaron. Najlepsze według niego jest spaghetti z sosem bolońskim. Ale skoro ma być urozmaicanie diety, to raz na kilka tygodni siadamy sobie razem przed komputerem i przeglądamy różne makaronowe dania na przepisy.pl. Szukamy takich, które Tymon uzna za godne wypróbowania. Wśród prawie dwóch tysięcy przepisów w kategorii „makaron” zawsze udaje się coś ciekawego znaleźć. I robimy. Czasem takie danie staje się cudownym odkryciem i wchodzi na stałe do katalogu naszych domowych kulinariów. Jeśli Tymonowi z jakiegoś powodu nie pasuje, próbujemy znaleźć coś innego. Bez wyrzutów, bez focha.
Takie „wariacje na temat” można zastosować przyjmując jako podstawę różne dania: naleśniki (zobacz przykłady różnych przepisów), parówki (kliknij), czy co tam małolat lubi. Ważne jest, żeby te poszukiwania nowych wersji tego, co znane odbywały się na luzie, bez presji. Nie pod hasłem „musimy coś znaleźć”, ale „ciekawe, co odkryjemy”. No i potrzebna jest nasza rodzicielska cierpliwość oraz gotowość na porażkę, bo może się zdarzyć, że dziecię nie będzie akurat w nastroju na przyjęcie nowości.
Zrób to sam
Dobrym sposobem na poszerzenie diety jest wciągnięcie młodego człowieka do kuchni. Własnoręczne przygotowanie potrawy dodaje jej atrakcyjności oraz daje kontrolę nad składnikami. Kulinarnie nieufny małolat jeśli weźmie udział w gotowaniu, będzie wiedział, że nie próbujemy przemycić w potrawach czegoś, czego nie lubi i być może chętniej spróbuje czegoś nowego. Wspólne gotowanie z mamą lub tatą może być dla dziecka dużą frajdą i sposobem na wzmacnianie dobrych relacji. Pozytywne emocje związane ze wspólnie przygotowanym posiłkiem mogą dodać samej potrawie atrakcyjności.
Do wspólnego gotowania można zapraszać już kilkulatki, powierzając im na przykład wsypywanie składników sałatki (sprawdź sałatkowe inspiracje) do miski. Starsze dzieci mogą kroić miękkie produkty, odmierzać składniki, mieszać. Pozwólmy dzieciom zaangażować się w przygotowanie posiłków tak bardzo, jak tylko mają ochotę. Nawet jeśli po takim gotowaniu warstwa mąki pokrywa większość pomieszczenia, warto przymknąć oko na bałagan. Z czasem młodzi ludzie nabiorą wprawy, a nasze pozytywne nastawienie i entuzjazm dla ich kulinarnego zaangażowania pozwolą im nabrać pewności siebie i rozwinąć samodzielność.
Dyskretny składnik
Czasem sami nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele jest sposobów dostarczenia organizmowi określonego składnika czy produktu. Jeśli wiemy, że nasz junior powinien jeść np. jajka, a jemu z jajkami nie bardzo po drodze, możemy poszukać takich dań, w których owe jajka są podane niewprost. Bo jajka to nie tylko jajecznica, czy jaja na twardo, ale także np. omlet (zobacz przepisy na omlety) lub tosty francuskie (sprawdź jak je przygotować) . Jaja znajdują się również w naleśnikach, plackach ziemniaczanych (znajdź przepis), plackach na słodko z owocami (kliknij) czy kluskach leniwych (znajdź przepis). W leniwych jest zresztą także twaróg, który być może w swej jawnej twarogowej postaci jest dla juniora nie do zjedzenia, zaś w takich kluskach już czemu nie. A placki na słodko to doskonały sposób podania dziecku owoców, jeśli nie jada ich w innej postaci.
Siła autorytetu
Kiedy mama mówi, że trzeba jeść warzywa czy jogurt, to dla juniora, a w szczególności nastolatka, jest zrzędzenie. Okazuje się jednak, że to samo wypowiedziane przez inną osobę, z której zdaniem młody człowiek się liczy, to już zupełnie co innego. Przekonałam się o tym niedawno, kiedy podczas wizyty u pediatry pani doktor widząc chudość mojego syna zrobiła mu krótki, zwięzły, konkretny acz bardzo życzliwy wykład o tym, jak powinien się odżywiać. Że pięć posiłków dziennie, że jaja, że warzywa. Tego samego dnia Tymon zaproponował nowe pozycje w swoim jadłospisie uwzględniające wskazówki lekarza. Z warzywami jest wciąż trudno, ale konsumpcję jaj w odpowiedniej ilości mamy opanowaną.
Problematyczne warzywa i owoce
A co z tymi warzywami? Z jakiegoś powodu to właśnie warzywa są często odsuwane na skraj dziecięcego talerza. Jak to pogodzić z zaleceniami specjalistów mówiących o pięciu porcjach warzyw dziennie? U nas obecność warzyw jest akceptowana np. w domowych burgerach (zobacz, jak je zrobić) – bułka z dobrej jakości wołowiną zmieści sałatę, surowego pomidora, cebulę i kiszonego ogórka, i wszystkie one zostaną skonsumowane, choć w każdej innej postaci byłyby niejadalne. Albo taka pizza (sprawdź przepisy na pizze) – można na niej umościć pomidory, oliwki, a czasem nawet szpinak lub brokuły. Świetne są też pod tym względem tortille i wrapy – również w nich zawijam warzywa, których Tymon nie tknąłby gdyby występowały solo. I nie muszę wkładać warzyw do tych burgerów czy wrapów ukradkiem. Mamy to z synem uzgodnione, a on sam uważa warzywa za integralne elementy burgerów czy tortilli.
Nielubiane owoce i warzywa można też podawać jako składnik placków, koktaili (zobacz), czy świeżo wyciskanych soków. Szukajmy takiej formy, która będzie dla dziecka akceptowalna.
Ukoić rodzicielskie troski
Wybiórczy apetyt u dzieci to powód zmartwień i obaw rodziców. Zdarza się, że nasze martwienie się jest nieco na wyrost. Jeśli uważacie, że Wasze dzieci nie odżywiają się odpowiednio, przekonajcie się najpierw, na ile są to rzeczywiste obserwacje, a ile w tym rodzicielskich emocji. Pierwsze, co warto zrobić, to dokładne notatki ile czego dziecko zjada. Takie notatki powinniśmy prowadzić przez minimum dwa tygodnie, najlepiej zaś przez miesiąc. Dzięki nim sprawdzimy, jaki naprawdę jest bilans składników odżywczych w jadłospisie naszego dziecka. Notatki pomogą też w dalszej diagnostyce, jeśli taka będzie potrzebna. Drugi krok to wizyta u pediatry i wykonanie badań – podstawowe badania z krwi, badanie kału w kierunku pasożytów oraz usg jamy brzusznej. W przpadku „niejadków” trzeba regularnie sprawdzać, czy wybiórczy apetyt nie powoduje zaburzeń w funkcjonowaniu organizmu. Prawidłowe wyniki badań powinny nas uspokoić, jednak nie porzucajmy prób wprowadzania do jadłospisu dziecka nowych produktów. Bądźmy w tym cierpliwi, kreatywni i otwarci na to, co komunikuje nam dziecko. Czujni, ale nie spięci.
Photo: created by peoplecreations – www.freepik.com
Twój komentarz może być pierwszy