Rodzice pełnią kluczową rolę w prawidłowym rozwoju zębów dzieci. Dzięki odpowiedniej diecie, prawidłowemu szczotkowaniu, lakowaniu oraz regularnym wizytom kontrolnym junior przez całe życie będzie się cieszył zdrowymi zębami, a odpowiednie nastawienie do wizyt w gabinecie dentystycznym sprawi, że do ewentualnych zabiegów podejdzie ze spokojem. O tym, jak dbać o prawidłowy rozwój zębów juniora, opowiada stomatolog Krzysztof Skała, z którym rozmawia Wojciech Musiał.
.
Panie doktorze, większość rodziców jest przekonana, że dbanie o zęby rozpoczyna się wraz z pojawieniem się pierwszego mleczaka. Jednak w rzeczywistości ten proces rozpoczyna się od momentu narodzin dziecka, czyli grubo przed rozpoczęciem wyrzynania się pierwszych ząbków!
A ja od razu uzupełnię, że również pierwsza wizyta u stomatologa powinna nastąpić zanim pojawią się mleczaki. W jamie ustnej dziecka resztki pokarmowe pojawiają się wraz z pierwszymi marchewkami i innymi pokarmami stałymi. Zębów może jeszcze nie być, ale jest śluzówka, którą resztki pokarmowe mogą uszkodzić. W czasie pierwszej wizyty u stomatologa rodzice dowiedzą się, że błonę śluzową i wały zębowe dziecka należy, zwłaszcza na noc, przecierać gazikiem zanurzonym w przegotowanej wodzie lub w rumianku, który ma działanie przeciwzapalne. Chodzi o eliminację ewentualnych podrażnień, które mogły wystąpić w ciągu dnia. Co istotne: w nocy nie wydziela się ślina, która spłukuje resztki pokarmu i ma działanie przeciwbakteryjne i przeciwzapalne. Czyszcząc wieczorem jamę ustną dziecka wspomagamy działanie śliny, która nie wszystko wypłukała. Tego wszystkiego rodzice dowiedzą się w czasie pierwszej wizyty u stomatologa.
Ale ta wizyta ma jeszcze jeden niezwykle istotny aspekt – dziecko oswaja się z gabinetem stomatologa.
Od chwili narodzin dziecko chłonie świat wszystkimi zmysłami. Wizyta u stomatologa jest dla małego dziecka zjawiskiem niezwykle stresogennym. Psycholodzy wyróżniają pięć elementów, które powodują u dziecka stres w czasie wizyty u dentysty. Po pierwsze to kontakt z obcą osobą ubraną w fartuch. Po drugie specyficzny, niezbyt przyjemny zapach. Po trzecie ostry, przenikliwy dźwięk wiertła. Po czwarte ingerencja w jamie ustnej – jeśli dziecko traci z pola widzenia dłonie dentysty, to wpada w stres, bo nie wie czego się spodziewać. Piątym stresorem jest ból. Wszystkie te stresory działają na umysł dziecka z takim samym natężeniem.
A więc to tak, jakby spotęgować ból razy pięć!
Tak, i dlatego taki stres może się odbić piętnem przez całe życie. Stres można wyeliminować przez tzw. wizyty adaptacyjne, gdy dziecko przychodzi do gabinetu, ale nie dzieje się nic szczególnie nieprzyjemnego. Widzi osobę w fartuchu, która rozmawia z rodzicami. Czuje zapach, który nie kojarzy się z bólem. Pokazując mu urządzenia stomatolog oswaja go z dźwiękiem wiertła i, jeśli dziecko jest na to gotowe, zagląda mu do buzi. Wizyta kończy się jakimś miłym podarunkiem – balonikiem, naklejką, książeczką. Dzięki temu dziecko nie będzie następnych wizyt kojarzyć z czymś okropnym.
Znam przypadki, gdy takich wizyt zabrakło. Drzwi się otwierają, wchodzi mama z dzieckiem, a dziecko już na progu wymiotuje. Wcześniejsze złe doświadczenia w połączeniu ze stresorami zadziałały. Zapach i widok lekarza w fartuchu wyzwolił tak silny impuls, że pojawiły się wymioty. Inne dzieci w drzwiach zaczynają płakać lub krzyczeć, bo maja złe skojarzenia. Wszystko dlatego, że rodzice zaniedbali wizyty adaptacyjnej. Bo rodzice myślą, że skoro nic nie boli, to po co chodzić do lekarza. A potem przyprowadzają dziecko, u którego rozwój choroby jest tak zaawansowany, że wymaga radykalnej interwencji. Lekarz musi wtedy wręcz siłą przytrzymać dziecko, uruchamia wiertło i koszmar narasta.
Rolą rodzica jest również dawać własny przykład. Jeśli wybiera się do dentysty, to niech nie jęczy, nie narzeka i nie robi przedstawienia, bo dziecko to widzi i uczy się, że taka wizyta jest nieprzyjemna.
Jest jeszcze trzeci aspekt wczesnych wizyt u stomatologa, czyli kontrola próchnicy.
Dzięki regularnym wizytom stomatolog może zauważyć symptomy różnych schorzeń w bardzo wczesnym stadium i odpowiednio zareagować. Współczesna stomatologia stara się przede wszystkim nie dopuścić do uszkodzenia zdrowego zęba. Przy pomocy specjalistycznych urządzeń jesteśmy wstanie wychwycić miejsca, w których zmiany nie są widoczne gołym okiem. Szkoda, że nie wszystkie gabinety są odpowiednio wyposażone.
Kolejna rzecz – wraz z pierwszym zębem zmienia się flora bakteryjna, bo pojawiają się beztlenowce. Rodzice muszą się dowiedzieć, jak zadbać o to, by próchnica się nie pojawiła. Że w aptekach można kupić szczoteczki nakładane na palec z delikatnym włosiem, które czyści. Początkowo to jest mycie samą szczoteczką, potem wprowadzamy pasty dla dzieci z obniżoną zawartością fluoru, szczoteczki dla najmłodszych itd. Ale najważniejsze, żeby mieli świadomość, że dzieci powinny myć zęby pod kontrolą rodziców aż do ósmego roku życia! Bo dla dzieci próchnica to czysta abstrakcja. One nie rozumieją, jaka może być groźna, bo ich nie boli. Rolą rodziców jest pilnowanie, żeby zęby były myte w prawidłowy sposób. Jeśli tego dopilnujemy, dziecko nauczy się systematyczności niezbędnej w prawidłowej higienie jamy ustnej.
O technikę mycia zębów jeszcze zapytam, ale teraz chciałbym się dowiedzieć, jak często należy kontrolować zęby dzieci? Co pół roku?
Taki jest standard, ale ja namawiam rodziców na wizyty nawet co trzy miesiące. Mleczaki to zęby słabo zmineralizowane, bo organizm w nie nie inwestuje. Jeśli dojdzie do zmian próchniczych, to one przebiegają o wiele szybciej.
A jaka jest rola mleczaków? Popularna opinia mówi, że nie warto o nie przesadnie dbać, bo i tak za chwilę wypadną. Prawdziwe dbanie pojawi się wraz z pierwszymi zębami stałymi.
Oczywiście to nieprawda. Mleczny ząb ma dwie główne funkcje. Pierwsza to gryzienie, a druga to wytyczenie toru wzrostu dla zęba stałego, rzecz jasna z wyjątkiem szóstek, siódemek i ósemek. Zniszczenie mleczaków może zaburzyć prawidłowy wzrost zęba stałego i doprowadzić do wady zgryzu, a to już powoduje naprawdę poważne problemy. Kolejne zagrożenie to ryzyko uszkodzenia zawiązków zębów stałych. Zaawansowana próchnica może doprowadzić do zapalenia tkanek okołowierzchołkowych. Wtedy proces zapalny wylewa się poza obręb zęba, do miejsc, w których są zawiązki zębów stałych, które ropa może uszkodzić. Kolejny aspekt to ból, który może się pojawić, jeśli mleczaka nie będziemy leczyć. A więc czy rzeczywiście nie warto leczyć mleczaków?
Bez względu na wiek dziecka czynnikiem, który w istotny sposób wpływa na zdrowie zębów jest dieta. Żywność wysoko przetworzona jest szkodliwa również dla naszego uzębienia. Jak wyeliminować jej wpływ? Najlepiej byłoby się zdrowo odżywiać, ale to nie takie proste…
Zacznijmy od diety dziecka. Zawiązki zębów stałych tworzą się do czwartego roku życia. To jest okres, który decyduje o tym, jaka będzie jakość tych zębów w przyszłości. Jedni mówią: Ja mam zęby słabe i ciągle mi się psują, a moja siostra je słodycze i nie ma ani jednej dziury… Bierze się to stąd, że jedno dziecko spożywało dużo nabiału – serów, mleka, jogurtu itp., a drugie już nie! To nabiał jedzony do czwartego roku życia sprawia, że zęby będą mocne. Oczywiście owoce i warzywa również muszą być obecne, bo zawierają pierwiastki śladowe i minerały konieczne do prawidłowego rozwoju zębów. Owoce i warzywa powinniśmy jeść przez całe życie.
Wielkim zagrożeniem w naszych czasach jest powszechność kwasów. Bakteria niszczy ząb w procesie przerabiania cukru w kwas, który rozpuszcza szkliwo. Kiedyś cytrusy jedliśmy od wielkiego dzwonu, a cola była tylko od święta. Obecnie cytrusy jemy cały rok, pijemy słodkie, gazowane napoje, słodycze jemy na potęgę i nawet w nabiale są owocowe dodatki (jogurty owocowe itp.). Kwasy dominują w diecie, przez co sami wykonujemy pracę, którą kiedyś musiały wykonać bakterie.
Bardzo skutecznie udało się opanować to zagrożenie w Skandynawii. Dzieci uwielbiają słodycze, ale tam udało się w społeczeństwie wytworzyć modę na tak zwaną słodką sobotę. Dziecko może jeść słodycze tylko raz w tygodniu. A mniej słodyczy to mniej kwasów. A jeśli dziecko domagało się słodkiej herbaty, to do słodzenia używa się ksylitolu, który chemicznie nie jest cukrem. Oczywiście nie chodzi o to, by np. cytrusy wyeliminować całkowicie, bo są też źródłem witamin, chodzi o znalezienie pewnej równowagi.
Jest jeszcze bardzo ważna kwestia konsystencji posiłku. Żywność wysokoprzetworzona to miękkie posiłki. Papka łatwo przykleja się do wszystkiego, zalega w każdej szczelinie, a to skutkuje próchnicą. Co więcej – papki nie czujemy. Gdy ugryziemy marchewkę i jej kawałek utkwi pomiędzy zębami, to powoduje dyskomfort, więc od razu czyścimy zęby. Natomiast papki nie czuć, a ona cały czas działa. Im więcej dzieci jedzą twardych rzeczy, tym zdrowiej. Raz – wgryzając się w twardą kalarepę ząb częściowo się oczyszcza, bo twarde jedzenie zrywa z zęba zanieczyszczenia. Dwa – twarde jedzenie to nacisk niezbędny do osiągnięcia odpowiedniego rozmiaru łuków zębowych, warunku koniecznego dla prawidłowego zgryzu.
Poza tym trzeba pamiętać, że zębów nie wolno myć bezpośrednio po kwaśnym posiłku, bo zęby są wtedy osłabione, a tarcie szczoteczki wyciera szkliwo. Czekamy co najmniej godzinę.
Technika mycia zębów to kolejny ważny wątek tej rozmowy.
Dziś zęby myjemy zupełnie inaczej niż robiły to poprzednie pokolenia – właśnie z powodu zakwaszenia diety. Po pierwsze używajmy miękkich szczotek, bo choć szczotka nie ma wstępu do szczelin między zębami, miękkie włosie dojdzie dalej niż sztywne i więcej wyczyści. Po drugie ze względu na zakwaszenie nie powinno się myć zębów zbyt często. Rano i wieczorem obowiązkowo i ewentualnie jeszcze raz w ciągu dnia, ale nigdy bezpośrednio po jedzeniu. Odczekajmy godzinę, dwie, żeby pH wróciło do normy. Jeśli umyjemy wcześniej, narażamy ząb na starcie szkliwa, zwłaszcza jeśli używamy twardych szczotek.
A jeśli chodzi o technikę szczotkowania?
Głównie ruchy okrężne, ale nie tylko z przodu i po bokach, ale też po powierzchniach żujących, bo tam zęby (i mleczne i stałe) mają bruzdy, czyli zagłębienia, w których gromadzą się resztki. Ruchy wprzód i w tył nie wyczyszczą wszystkiego, tak jak ruchy koliste. Poza tym bardzo często dzieci zapominają, że tylne zęby nie są dostępne przy zwykłym ruchu poziomym. Szczotkę trzeba przechylić pod kątem. I koniecznie trzeba wjeżdżać na dziąsła, żeby wyczyścić resztki zalegające w kieszonce zębowej, czyli tej części dziąsła, która przylega do zęba, ale nie jest z nim związana. Ruch okrężny na dziąśle powoduje, że z kieszonki wypływa płyn kieszonkowy, który wypłukuje resztki jedzenia. Ruchy okrężne warto łączyć z ruchami wymiatającymi, czyli takimi wokół długiej osi szczoteczki. Ale najważniejsze są kółka.
A płukanie jamy ustnej płynami?
Zdecydowanie tak. Zwykła woda też jest dobra, ale ona tylko wypłucze resztki. Natomiast płyn ma działanie przeciwzapalne, więc jeśli gdzieś dojdzie do stanu zapalnego, płyn go wyeliminuje. Dzieci również powinny je stosować, o ile będą wypluwać, a nie połykać. Można kupić płyny przeznaczone specjalnie dla nich.
A czy dzieci mogą używać dorosłych past do zębów?
Tak, jeśli mamy pewność, że dziecko wypluje pastę. W dziecięcych pastach do zębów stosuje się zmniejszone dawki fluoru. Fluor jest niezbędny do prawidłowego rozwoju zębów, ale jego przedawkowanie prowadzi do fluorozy. A dziecko – wiadomo: jeśli pasta jest smaczna, to połknie. Jeśli dziecko nauczy się wypluwać, nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby dbało o zęby, jak dorosły, łącznie z irygatorami, nitkami dentystycznymi itp.
A co z lakowaniem i lakierowaniem zębów oraz z ich fluoryzacją?
U dzieci często występuje niemowlęcy typ połykania. Polega to na tym że w czasie snu trzymają język przy wewnętrznej części przednich zębów. A na języku również gromadzi się sporo resztek pokarmowych. Te resztki mają kontakt z zębem, przez co tworzą się plamki próchnicowe. Takie zmiany traktowane są azotanem srebra, który zatrzymuje proces próchniczy. Rodzice nie kochają tego specjalnie, bo azotan tworzy na zębach ciemne plamy, ale dzięki niemu powstrzymujemy chorobę. Impregnacja azotanem zastępuje wiercenie, gdy zmiany są niewielkie.
Ale nie stosujemy go profilaktycznie, prawda?
Nie – wyłącznie, gdy zmiany już wystąpiły. Profilaktycznie stosuje się fluoryzację. Lakierowanie, o którym pan wspomniał, jest najbardziej zaawansowaną formą fluoryzacji. Fluoryzację powinno się powtarzać kilkukrotnie w odstępie dwóch tygodni, ponieważ część fluoru ucieka z zęba z powodu różnicy stężeń. Dzięki powtórzeniom ząb maksymalnie nasycimy tym pierwiastkiem. Natomiast plotki o tym, ze fluor jest trucizną, są całkowicie wyssane z palca. Fluor jest dobroczyńcą w walce z próchnicą. Krzywa występowania próchnicy na świecie znacząco spadła, gdy zaczęliśmy dodawać fluor do pasty do zębów. Fluoryzację można stosować przez całe życie.
Jest jeszcze lakowanie zębów, o którym wręcz nie wolno zapomnieć rodzicom. Lakowanie to zabezpieczanie przed próchnicą świeżo wyrżniętych trzonowych zębów stałych. Młode trzonowce są jak małe raczki, których pancerzyki są miękkie, bo ich mineralizacja postępuje z czasem. Młode raczki chronią się pod matką, bo są łatwym celem drapieżników, a gdy pancerz robi się twardy, zaczyna stanowić skuteczną ochronę. Z trzonowcem jest tak samo – świeżo wyrżnięty jest łatwym celem dla bakterii, bo jest słabo zmineralizowany, a ma bruzdy,w których gromadzą się resztki jedzenia. Lakowanie to zalanie bruzd na czas, gdy ząb jest jeszcze słaby. Szóstki, które wyrzynają się w wieku sześciu lat, są najbardziej narażone na próchnicę. W 75% przypadków pierwszym zębem stałym, który jest wyrywany, jest właśnie szóstka. A trzonowce to są kafary, które przyjmują główny nacisk w czasie gryzienia. Gdy ich zabraknie, przednie zęby psują się bardzo szybko.
Podsumowując…
Są cztery podstawowe przykazania dla rodziców:
Po pierwsze po wieczornym myciu zębów dziecko powinno pić już tylko wodę. Dzieci które to robią, wygrywają! Przykład: dwoje dzieci w tym samym wieku zjawiło się w moim gabinecie. Jedno piło w nocy soczki, bo jak dostawało coś innego, robiło awanturę, a drugie czystą wodę. To drugie na dwadzieścia mleczaków miało jedną plamkę próchnicową, to pierwsze miało jeden ząb, którego nie dotknęła jeszcze próchnica.
Druga rzecz: pilnowanie, żeby dziecko jadło twarde rzeczy. Dziecko często zdominuje rodziców, którzy ustępują i zamiast marchewki, jabłka czy kalarepy dają jogurciki i inne papki. Bez twardych posiłków wada zgryzu jest prawie pewna, a obecnie co najmniej połowa dzieci ma wadę zgryzu z powodu zbyt rzadkiego chrupania twardych rzeczy. A nacisk stymuluje kości żuchwy do wzrostu. Gdy nie ma nacisku, żuchwa rozwija się wolniej, co po zakończeniu wieku kostnienia skutkuje zbyt małą ilością miejsca dla wyrzynających się jeszcze przez długi czas zębów stałych.
Trzecia rzecz to lakowanie, o którym wspomniałem przed chwilą, a czwarta to regularne wizyty kontrolne u stomatologa. Te cztery rzeczy to droga wiodąca do zdrowych zębów przez całe życie.
.
Krzysztof Skała – lekarz stomatologii, od 19 lat zajmuje się leczeniem dzieci.
.
.
.
.
Foto: Pixabay, W. Musiał
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
1 komentarz
luxdent
29 lipca 2018 at 21:28Najważniejsze jest aby nie przestraszyć dziecka przed wizytami w gabinecie dentystycznym. Obecnie leczenie stomatologiczne jest niemalże bezbolesne.