Berlin jest bliżej, niż nam się wydawało. Z Warszawy to około 5-6 godzin drogi samochodem, ale z Poznania już tylko trzy. Przy okazji odwiedzin u dziadków w Wielkopolsce, postanowiliśmy na dwa dni “skoczyć” z dziećmi do stolicy Niemiec na krótką spontaniczną rodzinną wyprawę. Wyruszywszy około ósmej rano mieliśmy jeszcze tego samego dnia czas na długie zwiedzenie jednego muzeum, znalezienie hotelu, spacer ulicami miasta i kolację w jednej z berlińskich knajpek. Drugiego dnia po hotelowym śniadaniu bez pośpiechu odwiedziliśmy trzy turystyczne atrakcje, zjedliśmy obiad i wieczorem ruszyliśmy z powrotem do dziadków. Koło północy byliśmy na miejscu. Dwa dni wypełnione po brzegi zwiedzaniem – świetnie spędzony rodzinny czas. A oto, co zobaczyliśmy i kilka praktycznych wskazówek.
Muzeum Historii Naturalnej
Muzeum Historii Naturalnej (Museum für Naturkunde) jest najstarszym państwowym muzeum. Robi ogromne wrażenie już od wejścia. W pierwszej sali znajduje się największy na świecie zrekonstruowany i złożony szkielet dinozaura (i kilka mniejszych). To nie model z plastiku, ale prawdziwe dinozaurze kości. Ma prawie 12 metrów wysokości – trzeba mocno zadzierać głowę, żeby spojrzeć na jego czaszkę i nieźle się nagimnastykować, żeby zmieścił się w kadrze zdjęcia. Do tego piękne skamieniałości, wyglądające jak dzieła sztuki, a wśród nich Archeopteryx, znany chyba każdemu ze zdjęć w szkolnych podręcznikach.
W kolejnych salach można zobaczyć setki, tysiące eksponatów, z których część wystawiona jest w starych pięknych gablotach, inne pokazane w sposób nowoczesny, z wykorzystaniem najnowszej technologii. Zachwyciła nas sala minerałów – mnóstwo wspaniałych eksponatów wszelkich kolorów, kształtów i rozmiarów. Fascynująca, choć i nieco makabryczna była sala z setkami słojów z okazami fauny – wykorzystaliśmy okazję, by porozmawiać z dziećmi o historii nauk przyrodniczych, sposobach poznawania przyrody i szacunku dla niej.
W Muzeum jest barek, ale jego oferta nie wyglądała zachęcająco. Mieliśmy własne kanapki i napoje przygotowane przez babcię na drogę, skorzystaliśmy więc z sali piknikowej – miejsca, gdzie można odpocząć podczas zwiedzania i zjeść swój prowiant. Jest tu też oczywiście sklepik z pamiątkami – od pluszaków i innych drobiazgów za kilka euro po ząb dinozaura za grube tysiące.
Muzeum Historii Naturalnej imponuje wielkością kolekcji. Setki eksponatów są pięknie pokazane. Trochę może za dużo tu martwych zwierząt, ale to miejsce to świadectwo rozwoju nauk przyrodniczych – część eksponatów pochodzi jeszcze z XIX wieku, zachowano oryginalne opisy wykaligrafowane atramentem na pożółkłych ze starości etykietach. Choć to mało interaktywne muzeum, a zwiedzanie go polega przede wszystkim na oglądaniu eksponatów w gablotach, dzieci były bardzo zadowolone.
W rankingu odwiedzonych przez nas miejsc Museum für Naturkunde umieściły na drugim miejscu, zaraz po “płaszczkarni”.
AquaDom & Sea Life
“Płaszczkarnia” zachwyciła całą naszą rodzinę. AquaDom & Sea Life to dla nas wszystkich numer jeden na liście berlińskich atrakcji, które odwiedziliśmy. Akwaria są piękne, ciekawie zaaranżowane, a dyskretna muzyka w tle sprawia, że pływające ryby, płaszczki, rekiny i koniki morskie wyglądają, jakby tańczyły. Gdyby nie nasze bogate plany na resztę dnia, zostalibyśmy tu znacznie dłużej, delektując się pięknem wodnych stworzeń. Oprócz podziwiania ich przez szyby akwariów, mogliśmy też zawrzeć bliższą znajomość z malutkimi przezroczystymi krewetkami – animatorka zachęciła nas, żebyśmy zanurzyli dłonie w wodzie i poczekali, aż te delikatne stworzenia podpłyną zaciekawione i musną nasze palce swoimi czułkami. Do dyspozycji zwiedzających są też mikroskopy, pod którymi można oglądać np. muszlę lub wylinkę węża. Dzieci mogły też za pomocą specjalnych szczypców powyławiać z niedużego basenu muszle i… puste jaja rekina.
Z Sea Life przechodzi się do AquaDom – w budynku hotelu Radisson znajduje się największe na świecie cylindryczne akwarium słonowodne. To część wycieczki. Akwarium zwiedza się od środka, powoli jadąc windą umieszczoną wewnątrz cylindra. Jest piękne, ale szczerze mówiąc po akwariach Sea Life nie zrobiło na nas wstrząsającego wrażenia. To płaszczki były największymi gwiazdami tego dnia. W obowiązkowo obecnym sklepie z pamiątkami Marysia kupiła sobie pluszaka-płaszczkę, a zakup ten wyjątkowo wszyscy uznaliśmy za bardzo trafiony. Rodzina zakochana w płaszczkach!
Berliński Sea Life należy do międzynarodowej sieci akwariów. Szczegółowe informacje o niej znajdziecie TUTAJ.
Little Big City
Park miniatur – widzieliśmy ich już sporo podróżując po Polsce, więc początkowo nie zamierzaliśmy go odwiedzać. Berlin woleliśmy oglądać w skali 1:1 spacerując jego ulicami i doświadczając miasta wszystkimi zmysłami. Ale skoro dostaliśmy gratisowe bilety wstępu, a wystawa znajduje się kilka kroków od AquaDom & Sea Life – poszliśmy, zamierzając tylko rzucić okiem. No i wsiąkliśmy na dobre dwie godziny! To nie jest po prostu Berlin w miniaturze. Little Big City to podróż przez historię miasta i Niemiec, przez jego kulturę, piękno ale i mroczne momenty. Niemcy otwarcie pokazują swoje dzieje – zarówno to, czego się wstydzą, jak i to, z czego są dumni. Little Big City to zdecydowanie miejsce warte polecenia (rekomendowany wiek zwiedzających: 6+) – zachwyciły nas tysiące figurek i makiety pełne maleńkich detali, opowiadające historie, które znamy i te, o których dotąd nie mieliśmy pojęcia.
Legoland Discovery Centre
Myślałam, że będzie to największa atrakcja dla dzieci, dlatego zostawiliśmy ją na deser. Cóż mogę powiedzieć… Gdybyśmy tam nie dotarli, niewielka byłaby strata. To miejsce pełne klocków lego, więc dzieci chętnie zajęły się budowaniem, ale Legoland Discovery Centre niczym nas nie zaskoczyło ani nie zachwyciło. Duża sala zabaw z kilkoma stołami, przy których dzieci mogą budować z klocków, plus karuzela i coś w rodzaju tunelu strachu i jeszcze salka kinowa z krótkimi seansami. Najciekawsza była ekspozycja budowli z klocków – modeli prawdziwych berlińskich budynków i metra. Poza tym głośna muzyka i zmęczony personel. Ale nie było tak słabo, żebyśmy od razu wyszli. Spędziliśmy dwie godziny na budowaniu lego-pojazdów i testowaniu ich na torze z pomiarem prędkości.
Legoland Discovery Centre znajduje się w kompleksie Sony Center. To ciekawe architektonicznie miejsce – nowoczesne biurowce spięte dachem, czy raczej parasolem, po zmroku podświetlają kolorowe reflektory. Fajne, ale myślę, że są w Berlinie ciekawsze miejsca. Można tu coś zjeść – jest kilka restauracji i kawiarni.
Nocleg
W erze internetu znalezienie noclegu nie stanowi problemu. Nie trzeba nawet rezerwować miejsca z wyprzedzeniem. Przejrzeliśmy booking.com zwiedzając Muzeum Historii Naturalnej. Ofert było aż nadto. Pokój dla naszej czwórki w hotelu Meininger w centrum Berlina kosztował nas ok. 200 zł. Dopłaciliśmy jeszcze za śniadanie 7 euro za osobę i parking 15 euro za dobę. Pokój był malutki, dwa piętrowe łóżka, ale na jedną noc nie potrzebowaliśmy luksusów. Ważne, że było czysto, schludnie, łazienka – w bardzo dobrym hotelowym standardzie, no i blisko wszędzie. Do tego miła i pomocna obsługa. A samochód na parkingu mogliśmy zostawić do następnego popołudnia, co bardzo ułatwiło nam zwiedzanie.
Parkowanie
Trochę trudności sprawiło nam parkowanie w Berlinie. Nie jest łatwo znaleźć miejsce w zatłoczonym centrum miasta, obowiązują jakieś karty abonamentowe – nie mieliśmy czasu na zgłębianie tego systemu. Tym razem korzystaliśmy więc z parkingów podziemnych – ogólnie dostępnych i z parkingu hotelowego. To nie najtańsze rozwiązanie. Jeśli wybierzemy się do Berlina ponownie, pewnie zostawimy samochód gdzieś na obrzeżach miasta i skorzystamy z komunikacji miejskiej – metrem i tramwajami da się dojechać wszędzie.
Gdzie zjeść
Berlin ma bogatą ofertę kulinarną – w centrum jest mnóstwo restauracji, kawiarni, knajpek. Można zjeść dania kuchni z całego świata i na każdą kieszeń. Można też odwiedzić Mall of Berlin. My tam nie dotarliśmy, ale to ogromne centrum handlowe w swoim folderze w kategorii Food&Drink ma ponad 50 pozycji.
Drogo czy tanio?
Zaskakująco tani nocleg, dość drogie parkowanie, a najdroższym elementem naszej dwudniowej rodzinnej wyprawy były bilety wstępu. Myślę, że przy wyjeździe nieco mniej spontanicznym można wcześniej rozpoznać turystyczną ofertę miasta i znaleźć rozwiązania, które pozwolą zwiedzić wiele atrakcji nieco taniej. My skorzystaliśmy z biletu łączonego na dwie atrakcje: AquaDom i Legoland Discovery Centre, do którego gratis dołączono wstęp do Little Big City. Takie łączone bilety dla naszej czwórki kosztowały nas 112 euro. Byłoby taniej (88 euro), gdybyśmy kupili je online. I to jest w ogóle dobry pomysł na zakup biletów wstępu w Berlinie – zakupy online pozwalają zaoszczędzić całkiem sporo.
Innym sposobem na obniżenie kosztów zwiedzania jest zakup Berlin Welcome Card, która pozwala na bezpłatne korzystanie z komunikacji miejskiej i daje zniżki na wstęp do wielu atrakcji turystycznych miasta (a w wersji all inclusive – bezpłatny wstęp do 30 z nich). Kartę można kupić w różnych wersjach czasowych: od 48-godzinnej do 6-dniowej. Ceny (zależnie od czasu obowiązywania karty):
Berlin Welcome Card: 19,90-42,50 za osobę
Berlin Welcome Card All Inclusive: dorośli 95-129 euro, dzieci 49-59 euro
Jest też inna karta – Berlin Pass, która pozwala na bezpłatne wejście do ponad 50 atrakcji turystycznych Berlina – w tym jest wstęp do najbardziej atrakcyjnych miejsc i rożne formy wycieczek po mieście. Podstawowa wersja tej karty (ok. 100-120 euro dla dorosłego i ok. 50-60 euro dla dziecka – cena zależy od czasu obowiązywania karty i od aktualnych promocji) nie obejmuje transportu publicznego, ale można kupić niewiele droższą opcję Berlin Pass with Travel, która pozwala na nieograniczoną jazdę po mieście metrem, tramwajami, autobusami. Obydwie wersje są dostępne w opcji dwu- i trzydniowej.
Berlin Welcome Card lub Berlin Pass warto wziąć pod uwagę, jeśli planuje się intensywne zwiedzanie.
Dwa dni czy więcej?
Dwa dni w Berlinie nasyciły nas wrażeniami, ale też zaostrzyły apetyt na więcej. Następnym razem chętnie zwiedzimy galerię figur woskowych Madame Tussauds, DDR Museum, Pergamon Museum… Chcielibyśmy też zobaczyć Berlin z wysoka wjeżdżając na wieżę telewizyjną i objechać miasto piętrowym autobusem turystycznym. Chcemy dotrzeć do Checkpoint Charlie, berlińskiego muru (tego, co po nim zostało) i zobaczyć z bliska Bramę Brandenburską. Następną wyprawę do Berlina zaplanujemy wiosną lub wczesną jesienią, kiedy pogoda bardziej sprzyja niespiesznym spacerom po mieście.
Zdjęcia: Ela Manthey
Więcej zdjęć z naszej wyprawy na profilu Juniorowa na Instagramie.
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
1 komentarz
Magda
23 stycznia 2018 at 11:58Zaraz podeślę wpis mężowi – jakiś czas temu zastanawialiśmy się nad wyjazdem do Berlina z dziećmi właśnie. A mamy tak dobre połączenie, że szkoda byłoby nie skorzystać 😉