Nie ma rodzica wolnego od uczucia wstydu. Wstydzimy się, bo tak bardzo chcemy utrzymać w swoich oczach obraz siebie – idealnego. A przynajmniej wystarczającego. Dobrego. Radzącego sobie. Po to, by przynależeć, by nie zostać odrzuconym przez społeczność. By być akceptowanym przez mamę, teściową, sąsiadkę. Nawet, gdy wydaje mi się to absurdalne i wmawiam sobie „A co mi zależy na opinii innych?”, zdarzają mi się sytuacje dramatycznego wyboru – stanąć po stronie mojego dziecka czy oczekiwań innych dorosłych. Znacie to?
Wstyd do najprzyjemniejszych uczuć nie należy. Podszyty jest lękiem. Unikam go, pewnie też dlatego, że nikt nie nauczył mnie jak o nim mówić z akceptacją, jak go objąć i uznać. Więc jeśli go nie chcę, jeśli uważam, że wstyd jest zły i wstydu należy się wstydzić, będę próbowała pozbyć się go, a wraz z nim towarzyszących mu odczuć związanych z coraz gorszą samooceną samej siebie. Najprostszy i najłatwiej dostępny sposób na pozbycie się go, to przeniesienie go i związanej z nim odpowiedzialności na dziecko. Mogę nakrzyczeć na nie, gdy upaćka się błotem w drodze na przyjęcie, powiedzieć, że przyniesie mi WSTYD, że nie mogę na nie liczyć, że mnie wkurza, mogę mu wyrzucić, że “dlaczego zawsze tak musi być” i że dłużej z nim nie wytrzymam.
Mogę też, gdy nie powie „dzień dobry” spotkanemu sąsiadowi, zwrócić mu głośno uwagę „I co się mówi?” , tak, żeby inni ludzie wiedzieli, że przecież wychowuję i to nie moja wina. A za chwilę, wkurzona tym, że mimo wszystko nadal nie powiedziało tego nieszczęsnego „dzień dobry”, mogę mu powiedzieć, ze jest niegrzeczne, że nikt go nie będzie lubić, mogę też je zaszantażować, że jak nie powie następnym razem, to nie dostanie słodyczy. Albo innej przyjemności. Mogę po prostu nie zauważać, że to ja mam problem. Że to MNIE zależy na opinii innych.
A jak to wygląda z perspektywy dziecka? Co ono czuje, myśli, gdzie ono jest, gdy rodzic się wstydzi, a w konsekwencji zawstydza i dziecko? Spróbujmy zmienić perspektywę i wejść w jego buty. Każdy ma za sobą doświadczenie bycia zawstydzanym, sięgnijmy po nasze własne przeżycia. Stańmy na moment po tej drugiej stronie. Po stronie dziecka.
c
Kochana mamo. Kiedy biegnę do ciebie cały szczęśliwy i umazany błotem, prawdopodobnie stało się coś bardzo ważnego ! Właśnie pokonałem błotnego potwora, odkryłem wyspę na tajemniczym jeziorze, odkryłem, że z błota można budować zamki bądź że kałuża jest fantastyczną ślizgawką. Kierowałem się czystą ciekawością i właśnie poznałem kawałek świata, eksperymentując ze swoim ciałem, uruchamiając wszystkie zmysły i własną kreatywność. To jest bardzo ważne dla mojego rozwoju! Chciałem się z tobą podzielić moim szczęściem, dlaczego jesteś zła? Przecież nic złego nie zrobiłem… Zaczynam płakać, bo tak bardzo chciałem pokazać ci mój świat i ucieszyć cię nim. Jestem teraz nieszczęśliwy, bo nic nie rozumiem. Przecież bawiłem się, zająłem się sobą, przecież mówiłaś żebym to zrobił, że chcesz mieć chwilę dla siebie. A teraz czuję, że mam podcięte skrzydła i że czymś zawiniłem. Coś musi być ze mną nie tak.
Kochany tato. Kiedy nie powiem sąsiadowi dzień dobry, to dlatego, że jeszcze tego nie umiem. Zachowania społecznie pożądane i konwenanse są dla mnie abstrakcją. Potrzebuję dużo czasu, żeby je przyswoić i zrobię to, obserwując świat i ciebie w tym świecie. Gdy zwracasz mi uwagę przy innych ludziach, czuję się okropnie. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje, mam poczucie winy, a presja i spojrzenia pełne wyczekiwania powodują, że zaciska mi się gardło. Czuję, że jestem nie w porządku, nie taki jaki powinienem, i coraz mniejszy, i coraz mniej istotny. Nie wiem dlaczego tak jest, ale tak czuję. I chociaż zawsze największym szczęściem dla mnie jest uszczęśliwianie ciebie, nie potrafię się przemóc.
Kochani rodzicu. W każdej chwili, kiedy nie ma cię przy mnie tu i teraz, kiedy mnie nie dostrzegasz takiego, jakim jestem, co czuję, co myślę, czego potrzebuję, kiedy mówisz mi, jaki mam być, że mam nie być smutny, że chłopcy nie płaczą, a dziewczynki mają być dzielne, kiedy mówisz, że nie wolno biegać, dotykać, głośno śmiać się i brudzić, gdy krytykujesz to, jakim jestem człowiekiem i zawstydzasz – jest mi bardzo ciężko! Czuję i widzę twoją złość, rozczarowanie, czuję się jej winny i czuję, że nie jestem ok. Moje poczucie wartości pikuję w dół. Słabnę. Zaczynam wstydzić się siebie. Czuję się źle w swojej skórze, czuję, że tu nie pasuję i chciałbym stąd uciec – po to, by cię zadowolić. Tylko dokąd mam uciekać od siebie?
Rodzicu. Urodziłem się po to, żeby z tobą współdziałać. Od pierwszych chwil mojego życia. Urodziłem się też po to, by rozwijać swoją indywidualność. Nie manipuluję, nie knuję, nie jestem złośliwy. Radzę sobie tak jak umiem. Robię też to, co obserwuję, a nie to, co mi ktoś mówi. Dlatego, kiedy mówisz mi kim mam być, jak mam się czuć, z kim mam się przyjaźnić i czym interesować – jest mi bardzo ciężko. Gdy mam wybrać między walką o siebie, a współdziałaniem z tobą – częściej wybiorę to drugie, zawsze jednak jakimś kosztem. Naruszenie mojej integralności powoduje we mnie wiele bólu, poczucia winy, stresu i napięcia. Czuję się coraz mnie wartościowy jako człowiek. Jaki może być tego skutek? Może wydarzyć się tak, że będę grzecznym, posłusznym dzieckiem, ukrywającym się za burzą włosów bądź ugrzecznionym uśmiechem ale rozładowującym napięcia do środka, w formie autoagresji, autodestrukcji. Być może będę mieć skłonność do depresji, a może do zaburzeń odżywiania. A może będę okaleczać swoje ciało. Albo sięgnę po narkotyki bądź inne używki. A może wcale nie będę grzecznym dzieckiem. Może będę głośno krzyczeć, abyś mi pomógł. Może będę cię bić albo bić innych. Nie mów wtedy, że nie tak nie wolno, nie karz mnie za to. Usłysz moje wołanie o pomoc i spróbuj zrozumieć. Naucz mnie radzić sobie inaczej z tym, co dla mnie trudne.
Kochany Rodzicu. Mam do ciebie kilka próśb. Żebym mógł wzrastać silnym i rozwijać swoje poczucie własnej wartości. Swoją wewnętrzną moc. Żebym znał swoją wartość i czuł się ok. z tym, jaki jestem. Żebym radził sobie ze sobą i w relacjach z innymi osobami. Rodzicu, moja prośba jest taka – dostrzeż mnie i spójrz na mnie tu i teraz. Nie przez pryzmat swoich marzeń o mnie w przyszłości, wyobrażeń mnie wykształconego, schludnie ubranego i dobrze wychowanego. Daj mi czas na to, żebym się tego wszystkiego nauczył, obserwując ciebie. A teraz – spójrz na mnie, kim jestem dzisiaj. Zauważ i zobacz mnie w moim własnym świecie, w mojej niewinności i bezbronności. W mojej autentycznej chęci współdziałania z tobą. W mojej potrzebie bezwarunkowego bycia razem . Zapraszam cię do mojego świata, gdy gram w Minecrafta, gdy zbieram naklejki Barbie, gdy nie chcę iść do przedszkola, gdy nie mówię dzień dobry, zjeżdżam na zjeżdżalni, rozpędzam się na rowerze. Gdy przeżywam dramat, bo zgubiłem ukochanego misia. Nie mów wtedy – „Nic się nie stało, kupimy następnego”, tylko zrozum moją rozpacz. Traktuj mnie poważnie. Odłóż telefon, gazetę, wyłącz komputer, schowaj poradniki wychowawcze. Zaufaj mi i moim kompetencjom. Bądź obecny w mojej radości i w moich smutkach. Bądź prawdziwy w tym kim sam jesteś, tak żebym mógł pod maską rodzica zobaczyć cię z krwi i kości, w twojej sile i słabości, w całym repertuarze emocji, w twoich sukcesach i zmaganiach. Chcę zobaczyć jak śmiejesz się do rozpuku i jak płaczesz ze wzruszenia. Nie bądź idealnym rodzicem i nie wkładaj mnie w format idealnego dziecka. Akceptuj mnie takim, jakim jestem. Wychowuj mnie do odwagi – odwagi bycia sobą.
c
Rodzicielstwo jest trochę jak lot samolotem. W sytuacjach trudnych, awaryjnych, funkcjonuje zasada, że to rodzic jako pierwszy zakłada maskę tlenową, a dopiero później podaje ją dziecku. W rodzicielstwie najważniejsze jest to, kim my sami jesteśmy, jak odnosimy się do samych siebie i do innych ludzi. Nie musimy tak bardzo martwić się o wychowanie naszych dzieci, bo one i tak we wszystkim naśladują dorosłych. Dlatego, jako rodzice, w pierwszej kolejności przyglądamy się nie dziecku – a sobie. Temu, kim jestem, co kocham, co lubię, czego się boję, czego się WSTYDZĘ, temu gdzie są moje własne granice. Przyglądajmy się sobie z życzliwością. Z wyrozumiałością dla własnych błędów. Z łagodnością.
c
autorka: Marta Stasiełowicz – mama Julki i Kuby. Pasjonatka koni. Z wykształcenia i zawodu psycholog, coach, trener rozwoju osobistego, kulturoznawca. Certyfikowany trener Familylab Polska. Prowadzi seminaria inspirujące, warsztaty i coaching indywidualny da rodziców i nie tylko. Pracuje także jako konsultant biznesowy przy projektach diagnostyczno-rozwojowych, Projektuje i prowadzi warsztaty rozwojowe z udziałem koni jako współtrenerów (metodą Horse Assisted Education).
zdjęcia: ShishirS, David Ascher, David K, Javcon117, clappstar,
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
12 komentarzy
Kobieta po 30
15 lutego 2016 at 11:12Bardzo dobrze napisane. Gratuluję
Daga
16 grudnia 2015 at 09:13Nie jestem matka, studiuje pedagogike specjalna, kiedyś chcialabym mieć dziecko, ale im więcej czytam, im więcej się dowiaduje, tym bardziej się boję, ze nie podolam i chyba sobie odpuszcze. Nie chcę skrzywdzic dziecka.
Marcin
3 stycznia 2016 at 10:07Właśnie przez takie artykuły ludzie się boją…nie jestem cudownym tatą,jestem ojcem, mój dwulatek jeszcze nie nazwał mnie tata 🙂 mam 36 lat,jestem z dysfunkcyjnej rodziny,z której wyszedłem nie taki jak chciałem,nie te wykształcenie,poczucie wartości,kompleksy i co?? nic,moja partnerka ma 33 lata, po rozwodzie..wg was powinniśmy nie mieć dzieci,hehehe dostałem książkę pt “i Ty możesz być super tatą” wiadomego autorstwa ,przeczytałem i zapomniałem 🙂 ktoś wyżej napisał iż teraz rodzice gonią nie wiadomo za czym,owszem…gonię za lepszą pracą,pieniędzmi ,by na wszystko starczyło,nie marzę o wakacjach na rajskich wyspach ale dwa razy w roku zabieram gdzieś w Polskę swego malucha by poznało świat,kosztem codzienności,tego ,że co dzień nie mogę z nim spędzić tyle czasu ile bym chciał, bo jedna praca, druga.Od dwóch lat nie przespałem całej nocy 🙂 każdy jego ruch stawia mnie na baczność 🙂 żałuję?? nie,kiedyś się wyśpie 🙂 popełniam błędy,nie raz nabił już sobie guza bo nie upilnowałem,mam sobie coś do zarzucenia?? owszem zawsze chciałbym by było lepiej,nie krzyknąć ,nie wkurzać się ..ale to się nie da i żaden psycholog mi nie wmówi iż nigdy nie zirytowało go własne dziecko bo to oznacza iż jest się maszyna nie człowiekiem.
Moim dzieckiem opiekuje sie na zmianę 5 osób,wozimy do babć,cioć i teraz zarzucicie mi niestabilność emocjonalną u niego tak?? jakoś nie zauważyłem tego,czuje iż jest kochany,nie boi się ludzi,ma więcej nowych miejsc do poznawania,bodźców do rozwoju 🙂
Czy go krzywdzę ??? nie wiem ,nie widzę by był skrzywdzony,mam nadzieję iż tak jest.
Więc jeśli dorosłaś do bycia mamą to miej w ……poradniki i inne tego typu rzeczy.Będziesz popełniać błędy, naprawiać je i popełniac kolejne.Tak to już jest i zawsze było i będzie.
P.S. 98 procent psychologów i ludzi dobra rada to dzieci z dysfunkcyjnych rodzin ,które chcą naprawiać świat 🙂
Ewa
20 stycznia 2016 at 23:00Popieram.
Maja
21 listopada 2018 at 19:18Marcin, ale właśnie chodzi o to, żeby być autentycznym rodzicem. “Bądź prawdziwy w tym kim sam jesteś, tak żebym mógł pod maską rodzica zobaczyć cię z krwi i kości, w twojej sile i słabości, w całym repertuarze emocji, w twoich sukcesach i zmaganiach. Chcę zobaczyć jak śmiejesz się do rozpuku i jak płaczesz ze wzruszenia. Nie bądź idealnym rodzicem i nie wkładaj mnie w format idealnego dziecka. Akceptuj mnie takim, jakim jestem. Wychowuj mnie do odwagi – odwagi bycia sobą.”
Jasper Juul na podstawie książek którego powstał ten wpis mówi jasno – każdy się wkurza, każdy czasem traci cierpliwość. Chodzi o to, żeby wziąć odpowiedzialność za swoją złość, za swoje zachowanie. Jeśli czujesz, że przegiąłeś, przytul, powiedz, że przepraszasz. To wystarczy.
I uwierz mi – można pracować nad sobą i zmienić się na lepsze.
Też jestem z dysfunkcyjnej rodziny. Poszłam na terapię. Zgłosiłam się do szkoły dla rodziców kiedy urodziło mi się dziecko. Kurs finansowała gmina. Przeczytałam trochę książek i cały czas staram się rozumieć moje dziecko, rozmawiać w nim, szanować. Wchodzę jej rolę dziecka i zastanawiam się, czy gdyby było innym dorosłym, to też bym się tak zachowała. Pewne zachowania z czasem wchodzą w nawyk jak np. nie krzyczenie.
Uwierz – da się.
Czytanki dla grzecznych rodziców | Codzienności smak
25 listopada 2015 at 20:51[…] mamy list zawstydzanego dziecka do rodziców z Juniorowa. Tekst świetnie pokazuje, jak absurdalny z perspektywy malucha może być świat […]
Magda
23 listopada 2015 at 18:20Kolejny artykuł z serii – jak wpędzić rodziców w jeszcze większe poczucie winy, że nie są wystarczająco dobrzy bo… I tutaj seria powodów z kosmosu jak np.grzebanie w telefonie przy dziecku, karmienie butelką, dawanie słoików czy zwracanie uwagi, że ma się nie taplac w kałuży. Błagam!!!
matka
26 listopada 2015 at 17:25Prawdopodobnie bylas wychowana wedlug wskazowek tego artykulu. Nie zrozumie ten kto nie dorastal w braku poczucia wlasnej wartosci… Bardzo dobry artykul. A rodzice dzis? No cos…wiele im brakuje do idealu…ped za niewiadomo czym, ciagly brak czasu, fb, nk i inni zlodzieje czasu. A dziecko prosi o chwile uwagi, o to by je dostrzec. Jesli rodzice maja poczucie winy to tylko dobrze o nich swiadczy, to znaczy, ze sie staraja, ze chca sie starac, ze im zalezy…
Inezcat
22 listopada 2015 at 19:31Jestem rodzicem, a we fragmencie o maskach tlenowych i samolocie cos wam sie popitolilo.
Pokaz mi matke ktore zadba najpierw o siebie a pozniej o dziecko…..
Moze lepiej nie prowadzic tych szkolen….
Gucio
23 listopada 2015 at 01:07Niestety. Rodzic który najpierw zakładając maskę dziecku a później sobie w razie pozaru czy dekompresi tracac przytomność nie pomoże juz dziecku. W odwrotnej kolejności maja oboje szanse
Maja
21 listopada 2018 at 19:23Takie są zasady bezpieczeństwa, w ratownictwie, one pomogły uratować nie jedno życie.
W przypadku dekompresji szybko stracimy przytomność bez maski tlenowej. Jeżeli najpierw założymy dziecku czy komuś nieprzytomnemu, możemy stracić przytomność, a dziecko czy nieprzytomny już nam jej nie założy i wtedy giniecie oboje.
Asia
20 listopada 2015 at 23:19Pięknie ujęte! Cieszę się, że tu zajrzałam, bo takie podejście w rodzicielstwie jest mi bardzo bliskie!