„Było sobie życie” to gra planszowa oparta na słynnym francuskim serialu animowanym. Domyślamy się tego nie tylko po tytule – cała szata graficzna gry nawiązuje do filmu. Z centralnej części okładki uśmiecha się do nas Mistrz z charakterystyczną śnieżnobiałą czupryną i brodą spływającą aż za kolana, a wokół niego wirują inni bohaterowie kreskówki. Dla miłośników serialu (a któż by go nie lubił) taka okładka to przynęta kusząca, by zajrzeć do środka i na nowo przeżywać przygody swoich ulubionych postaci, tym razem w formie gry.

A w środku – przede wszystkim plansza, wielka, kolorowa, wypełniona rysunkami, wykonana z grubej na dobre dwa milimetry, lakierowanej tektury. Nie tylko ona, ale wszystkie elementy gry sprawiają solidne wrażenie, jestem pewien, że gra wytrzyma wiele, wiele rozgrywek.

Idea rozgrywki jest bardzo prosta. Po rzucie kostką przesuwamy nasz pionek po kolejnych polach kształtem przypominających Chińczyka. Każde pole to inne zadanie do wykonania: można zyskać lub stracić małe żetony Globinka, Leukocyt lub Lekarstwo. Można, stając na polach Szansa i Pech, wykonać zadanie z odpowiedniego stosiku kart. A jeżeli trafimy na pole Pytanie, wybieramy  trudność pytania i odpowiadamy. Za pytanie łatwe zyskujemy jedną Globinkę, za trudne – dwie. Odpowiedzi na pytania sprawdzamy przykładając do karty „detektor odpowiedzi”, czyli czerwoną, przezroczystą, sztywną folię, która umożliwia odczytanie napisu ukrytego pod kolorową plątaniną.

Dodatkowym elementem gry jest Pojedynek Mistrzów oraz Atak Wirusów. Ten pierwszy to pojedynek na pytania z kart, ten drugi można przyrównać do gwałtownego ataku choroby. Tracimy siły (pozbywamy się Globinek i innych żetonów), chyba że mamy kartę Mistrza, ona nas chroni.

Celem gry jest zdobycie siedmiu dużych żetonów Hemo, na które wymieniamy małe żetony Globinek, Leukocytów i Lekarstw – według dołączonego przelicznika.

Reguły gry są łatwe do przyswojenia, więc nawet siedmiolatkowie opanują je szybko (gra przeznaczona jest dla dzieci od lat siedmiu). Gorzej z pytaniami. Mam wrażenie, że twórcy wyszli z założenia, że gracze nie tylko obejrzeli serial, ale też zapamiętali wszystkie liczne fakty dotyczące funkcjonowania ludzkiego organizmu. Pytania bywają więc trudne. Jaką funkcję pełni śledziona? Od czego zależy kształt komórek? Co to jest alergia? Czym jest daltonizm? – to przykładowe pytania z grupy… łatwych. Dla siedmiolatka stanowią prawdziwe wyzwanie tym bardziej, że odpowiedzi A B C brzmią prawdopodobnie i ciężko wychwycić tę właściwą. Młodsi gracze szybko mogą się zniechęcić. Drugą drobną wadą może być dość długi czas rozgrywki. Nasza rodzina grała w nią ponad godzinę, jedno z dzieci w pewnym momencie zaczęło zdradzać symptomy znudzenia i trzeba było wspiąć się na wyżyny kreatywności, żeby utrzymać je przy zabawie.

„Było sobie życie” to starannie wydana, atrakcyjna wizualnie i wciągająca gra, która jednak nie jest pozbawiona pewnych ograniczeń. Pytanie – jak zainteresować nią juniora? Każdy rodzic na pewno ma swoje metody. Mnie przyszło do głowy, że skoro gra jest jednocześnie znakomitą lekcją przyrody, warto zainteresować nią nauczycieli biologii. Uczniowie uwielbiają niekonwencjonalne wydarzenia łamiące rutynę zwykłych lekcji. Może więc któregoś dnia klasę podzielić na cztery drużyny i zaproponować rozgrywkę?

Zagrał z rodziną i zrecenzował: Wojciech Musiał

Byli sobie wynalazcy

W tej samej serii gier Hippocampus wydał także grę “Byli sobie wynalazcy”. Zasady podstawowe są podobne jak w pozostałych grach serii, różnią się jednak szczegółami oraz oczywiście tematyką. Celem gry jest zebranie określonej kombinacji czterech rodzajów żetonów, które zdobywa się na różne sposoby. Gra została pomyślana tak, by był w niej zarówno element losowy, jak i nieco strategicznego myślenia oraz oczywiście wiedzy. Pytania, z jakimi muszą zmierzyć się gracze nie są łatwe, co ma swoje zalety i wady. Może, owszem, zniechęcić żądnego łatwych sukcesów Juniora, ale tych bardziej dociekliwych zachęci do kolejnych partii gry, w których będą mogli poznawać nowe fakty i wzbogacać swoją wiedzę. Dowiedzą się na przykład czym jest elastomer, akwedukt, czy penicylina, który samolot pasażerski był największy w XX wieku, czym były napędzane pierwsze zegarki kieszonkowe oraz z czego słynął każdy z 24 wynalazców zaprezentowanych w grze. “Byli sobie wynalazcy” to gra dla miłośników quizów i tych, którzy lubią wiedzieć więcej.

Był sobie człowiek

Trzecią z serii przetestowaną przez nas grą jest “Był sobie człowiek”. Tu celem jest przejście pionkiem ciągu pól i dotarcie do mety. Kto pierwszy ten wygrywa. Oczywiście po drodze czeka mnóstwo niespodzianek – przede wszystkim pytań o fakty z historii całego świata. Zasady tej gry są moim zdaniem nieco prostsze niż dwu pozostałych, szybciej więc przyswoją je młodzi gracze, ale też gra może przez to wydawać się nieco monotonna. Pytania na kartach są ciekawe i przyprawione szczyptą humoru, będą więc atrakcyjne dla ciekawych świata Juniorów, dopóki ci nie zapamiętają wszystkich odpowiedzi. Kiedy tak się stanie, można wymienić się grą z inną rodziną.

Zagrała z rodziną i zrecenzowała: Elżbieta Manthey

c

Było sobie życie

Gra planszowe dla 2-4 graczy

Wiek  7+

Wydawnictwo Hippocampus

c

Był sobie człowiek

Gra planszowe dla 2-4 graczy

Wiek  8+

Wydawnictwo Hippocampus

c

Byli sobie wynalazcy

Gra planszowe dla 2-4 graczy

Wiek  7+

Wydawnictwo Hippocampus

Zdjęcia: Hippocampus, archiwum autora