Dyskusja na temat zadań domowych trwa od dawna, czasami tylko przygasając na chwilę. Rodzice nie chcą spędzać wieczorów na zmuszaniu dzieci do odrabiania lekcji, nauczyciele mówią: wiedzę trzeba utrwalać, a umiejętności ćwiczyć. Albo odwrotnie – nauczyciele chcą się wycofać z zadawania do domu, co nie odpowiada rodzicom, którzy obawiają się, że dzieci “niczego się nie nauczą”, albo po prostu nie mają innego pomysłu na zajęcie dzieciom czasu po szkole. Zadania domowe i ich znaczenie dla rozwoju dzieci stały się nawet obszarem badań i obserwacji naukowców. Jak to zatem jest – zadania domowe są konieczne, zbędne, pożyteczne czy szkodliwe?

Pernille Ripp – amerykańska nauczycielka, której książka „Uczyć (się) z pasją” jest znana i ceniona przez rodziców i nauczycieli także w Polsce – postanowiła na własnej skórze sprawdzić, jak to jest odrabiać lekcje w domu i czy uczniowie mają powody do narzekań. Zadając uczniom pracę do domu, sama również ją wykonywała – pisała wypracowania, robiła ćwiczenia z podręcznika, przygotowywała prezentacje. Na swoim blogu dzieli się wnioskami z tego doświadczenia: „Szybko przekonałam się, że zadanie, które w teorii miało zająć dosłownie kilka chwil, w rzeczywistości wymagało znacznie więcej czasu i wysiłku, a jego sensowność była iluzoryczna”. Po tym eksperymencie przestała zadawać prace do domu i wprowadziła wiele zmian do swojego sposobu nauczania. 

Nauczycieli, którzy nie zadają prac domowych jest więcej, a dyskusja nad ich sensem toczy się w wielu krajach. Ale ich zwolennicy mają też swoje argumenty. Uważają, że zadania domowe są potrzebne, by utrwalić poznany podczas lekcji materiał, że kształtują u dzieci umiejętność zarządzania czasem, nawyk wywiązywania się z obowiązków, samodyscyplinę, systematyczność i samodzielność.

Na szczęście zadania domowe stały się już lata temu na tyle ważnym problemem, że zaczęto je badać metodami naukowymi. Możemy więc dyskutować o konkretach, a nie o przekonaniach. A z badań wynika, że… obie strony mają rację.

Czy zadanie domowe czegoś uczy?

Harris Cooper, profesor psychologii na Duke University, który spędził wiele lat na analizowaniu wpływu pracy domowej na rozwój uczniów, twierdzi że “nie ma dowodów na to, że jakakolwiek ilość pracy domowej poprawia wyniki w nauce uczniów szkół podstawowych”. Badania wykazują, że w przypadku uczniów klas 1-6 szkoły podstawowej zadania domowe nie tylko nie poprawiają wyników w nauce, ale mogą źle wpływać na nastawienie dzieci do szkoły, ich motywację do nauki, a nawet na zdrowie. Podobne wnioski płyną też z polskich badań, które przeprowadził Instytut Badań Edukacyjnych. Starsi uczniowie – od klasy 7. – zaczynają odnosić korzyści z nauki w domu, jednak tylko wtedy, gdy zadania nie zajmują im więcej niż godzinę dziennie (w szkole średniej mogą to być maksymalnie 2 godziny). Oraz pod warunkiem, że młodzi ludzie nie spędzają w szkole ośmiu czy dziewięciu godzin, że zadania są odpowiednio skonstruowane, dobrze zaplanowane.

Czas wykorzystany czy stracony?

Nie chodzi więc tylko o to, że praca domowa sama w sobie nie przynosi dzieciom żadnych korzyści naukowych, bo jak wynika z badań niektórym przynosi. Chodzi między innymi o to, że zadania domowe wypełniają czas, który powinien być przeznaczony na inne zajęcia, ważne dla całościowego rozwoju dzieci i niezbędne, jeśli mają one wyrosnąć na szczęśliwych dorosłych. 

Zadania domowe mają służyć zdobywaniu i utrwalaniu wiedzy i umiejętności szkolnych. A wiedza i umiejętności szkolne są tylko jednym z obszarów życia i rozwoju i to wcale niekoniecznie najważniejszym. Bez rozwoju emocjonalnego, społecznego i zdrowego rozwoju fizycznego, wiedza i umiejętności matematyczne, z geografii, chemii czy nawet znajomość języków obcych, nie uczynią z naszych dzieci szczęśliwych, wartościowych, zadowolonych i zaangażowanych życiowo ludzi. 

W domu ważniejsze od odrabiania lekcji powinny być np.:

  • ruch, aktywność fizyczna,
  • zabawa,
  • rozmowy i aktywności rodzinne, celebrowanie więzi z rodzicami i rodziną,
  • sen, odpoczynek, relaks,
  • czytanie samodzielnie wybranych książek, słuchanie audiobooków,
  • spędzanie czasu na powietrzu, na łonie przyrody, rozwijanie więzi z naturą,
  • pomoc w domu, nauka domowych czynności, jak gotowanie, pranie, sprzątanie,
  • gra na instrumencie, taniec, sport i inne hobby,
  • nuda i nicnierobienie…

Niezaspokojone potrzeby

Wypełniając dzieciom czas nauką, pozbawiamy je możliwości kształtowania kompetencji, postaw i umiejętności, których nie nauczą się w szkole, ani tym bardziej z podręczników. Zabieramy też czas, w którym mogłyby zaspokoić swoje ważne potrzeby. 

Dzieci potrzebują nieustrukturyzowanej zabawy i ruchu, nastolatki – kontaktów społecznych, a niezależnie od wieku wszyscy młodzi ludzie potrzebują odpoczynku, czasu na odkrywanie lub rozwijanie swoich pasji i zainteresowań, na budowanie i rozwijanie relacji z innymi ludźmi, potrzebują aktywności fizycznej, bycia z rodziną, rozrywki i przyjemności. Po godzinach spędzonych na siedzeniu w szkolnej ławce, intensywnej pracy umysłowej i wypełnianiu poleceń dorosłych, po powrocie do domu umysły i ciała dzieci potrzebują innych doświadczeń, a nie jeszcze więcej nauki. Jeśli te potrzeby nie są zaspokojone, rośnie frustracja, co może prowadzić do tzw. trudnych zachowań, problemów ze zdrowiem psychicznym, różnego rodzaju zaburzeń, czy nawet depresji.

Dom powinien być oazą bezpieczeństwa, miejscem odpoczynku, schronieniem, a staje się filią szkoły.

Jak zadania domowe wpływają na relacje w rodzinie?

„Co masz zadane?” – to pytanie słyszą codziennie od swoich rodziców tysiące dzieci. Z czasem rodzice łapią się na tym, że nie wiedzą, o co innego mogliby zapytać, czym jeszcze mogliby się zainteresować, o czym porozmawiać ze swoim dzieckiem. Temat odrobionych lub nieodrobionych lekcji dominuje codzienne rozmowy. Dzieci podporządkowują się i spędzają czas nad podręcznikami, albo oporują na różne sposoby. W obu przypadkach cierpią relacje rodzinne. Jeśli dziecko potulnie spełnia wymagania szkoły i rodziców, siedzi w swoim pokoju i ma lepszy kontakt z Mieszkiem I i innymi bohaterami szkolnych podręczników, niż z własnymi rodzicami. Jeśłi młody człowiek się buntuje, dom staje się polem bitwy o zadania domowe, w której rodzice i dziecko walczą ze sobą. 

Nawet nie zauważamy, kiedy z mamy i taty staliśmy się dla własnych dzieci funkcjonariuszami systemu edukacji..

Zadania domowe w Polsce i na świecie

Pernille Ripp zawarła z uczniami umowę: jeśli podczas lekcji rzetelnie pracują, w domu nie mają już nic do zrobienia. Na swoim blogu pisze: „Przyznaję, że dotrzymanie umowy czasami bywa trudne. Ale gdy tylko nachodzi mnie pokusa, przypominam sobie, jak wiele czasu zabierają dzieciom zadania domowe i jak niewiele w rzeczywistości wnoszą do ich procesu nauki. Myślę o tym, jak bardzo nie fair postępujemy zabierając dzieciom ich wolny czas, choć przecież już w szkole spędzili go mnóstwo. A jeśli w mojej klasie zdarzy się dziecko, które w nauce potrzebuje więcej wsparcia, daję mu je na zajęciach zamiast spychać problem na dom”. 

Z zadań domowych rezygnuje coraz więcej nauczycieli. Przykłady można mnożyć, tym bardziej, że media chętnie je nagłaśniają.

Courtney White – nauczycielka w szkole średniej w Alvarado w Teksasie – nigdy nie zadaje prac domowych. Swego czasu wywołała ostrą debatę na TikToku po tym, jak opowiedziała o swoim podejściu do zadań domowych. Niektórzy komentujący nazwali ją “leniwą”, inni z entuzjazmem pisali, że jest “nauczycielem roku”. 

Barbara Tollison, nauczycielka angielskiego w szkole średniej w San Marcos w Kalifornii, o której pisze portal Today.com po ponad 30 latach pracy w szkole przestała zadawać prace domowe. Zamiast pisania wypracowań zaleca swoim uczniom (acz nieobowiązkowo), by przed snem przeczytali więcej książek. 

Brandy Young, nauczycielka drugiej klasy w Godley Independent School District w USA, napisała w liście do rodziców, że nie będzie zadawała zadań domowych. „Nie ma dowodów na to, że praca domowa poprawia wyniki uczniów. Proszę raczej, abyście spędzali wieczory robiąc rzeczy, o których wiadomo, że wpływają pozytywnie na sukces uczniów: jedzcie wspólnie rodzinne kolacje, czytajcie razem, bawcie się na dworze i połóżcie dziecko wcześniej spać.” List opublikowała na Facebooku, a zainteresował się nim Washington Post.

A co na naszym polskim podwórku? W 2018 roku Marcin Zaród – Nauczyciel Roku 2013 i Jacek Staniszewski – dyrektor Akademii Dobrej Edukacji zainicjowali akcję społeczną #zadajęzsensem, by skłonić nauczycieli, ale też rodziców i samych uczniów do przyjrzenia się zadaniom domowym i do zmian w korzystaniu z tej metody edukacyjnej. W akcji nie chodziło o to, by w ogóle z zadań domowych zrezygnować, ale żeby decyzję o zlecaniu uczniom prac do wykonania w domu podejmować z empatią dla młodych ludzi i z szacunkiem dla ich potrzeb i pozaszkolnego życia. Akcja zyskała patronat ówczesnego rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka, wsparła ją też grupa Superbelfrzy RP skupiająca nauczycieli-eduzmieniaczy. Na profilu akcji #zadajęzsensem na Facebooku nauczyciele dzielą się pomysłami na zadawanie z sensem lub przemyśleniami, które doprowadziły ich do rezygnacji z zadawania do domu. 

Dyskusja na ten temat trwa, a komentarze pod postami bywają i rzeczowe, i pełne emocji. Zwolennicy zadań domowych piszą, że bez nauki w domu dzieci będą już tylko siedziały w internecie albo grały w gry, że rodzice nie będą wiedzieli, czego ich dzieci się uczą, że dzieci trzeba uczyć systematyczności i ciężkiej pracy, bo przecież na tym polega dorosłe życie, że bez zadań domowych dzieci nie utrwalą wiedzy… Gdzieś pomiędzy wierszami wybrzmiewają też argumenty o tym, że podstawa programowa jest przeładowana i bez zadawania do domu nauczyciele nie zdołają jej zrealizować. Ale więcej jest głosów popierających akcję #zadajęzsensem, komentarzy o tym, jak przeładowane zajęciami i pracą są dziś dzieci, jak zadania domowe zabierają im czas na odpoczynek, zabawę, zainteresowania, bycie z rodziną, przyjaźnie.

Idea akcji #zadajęzsensem trafiła nawet do Sejmu, nie spowodowała jednak żadnych odgórnych zmian. Decyzje zadawać, czy nie, a jeśli tak to jak podejmuje każdy nauczyciel indywidualnie. Podobnie jest w innych krajach – zadania domowe to najczęściej obszar decyzji nauczyciela, czasami kwestia jest regulowana zasadami obowiązującymi w całej szkole. W Finlandii, która niemal na całym świecie jest postrzegana jako edukacyjny ideał, o zadaniach domowych również decydują sami nauczyciele i mają tu pełną autonomię. Ciekawy jest więc fakt, że fińskie dzieci prace domowe mają zadawane sporadycznie, a polskie spędzają nad nimi po kilka godzin dziennie.

Uczą czy szkodzą?

Na to pytanie trudno o jednoznaczną odpowiedź. Najuczciwiej jest powiedzieć: to zależy. Zależy od wieku dziecka, jego potrzeb, rodzaju zadania, a nawet rodziny i warunków, w jakich się wychowuje.

Jak pisze Alfie Kohn – badacz edukacji i autorytet w tej dziedzinie – nie ma dobrego uzasadnienia dla zmuszania dzieci do pracy na drugą zmianę. Według badań zadania domowe mogą być korzystne dla starszych uczniów. Jeśli są sensowne, dobrze przemyślane i zaprojektowane, zadawane z głową, a nie z przyzwyczajenia – wtedy faktycznie mogą wspierać naukę krytycznego myślenia, zarządzania czasem, rozwijanie kreatywności, samodzielności i tak dalej. Ważne jest, by zadawać je z szacunkiem dla pozaszkolnego życia dzieci, ich potrzeb i możliwości, w dialogu z nimi, z uwagą skierowaną na nich, a nie na program, czy tabelki wyników. I pamiętając, że dzieci i nastolatki są przede wszystkim ludźmi, a dopiero potem uczniami.

autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, popularyzatorka wiedzy o edukacji i rozwoju dzieci i młodzieży, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama dwójki nastolatków. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Popularyzuje nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.